Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28

Christopher

Przeglądałem telefon który Simon przywiózł ze sobą czując narastającą wściekłość. Na samą myśl, że za tym wszystkich stoi znana nam wszystkim osoba mam ochotę go rozwalić, ale nie mogę. Nie kiedy reszta rodzin wzięłaby na mnie odwet.

- Zwołaj spotkanie – zwróciłem się do Cassiana.

- Na kiedy?

- Nawet i na wczoraj – warknąłem wściekły.

Nikt nie będzie robił mnie w chuja na moim terenie ani na żadnym innych. Jeśli chciał coś osiągnąć to sprawił tylko tyle że wydał na siebie wyrok śmierci.

Nie po to zostałem capo di tutti capi, żeby teraz wszystko poszło się walić. Miałem swój plan, z którego nie zamierzałem rezygnować. Chciałem, żeby rodziny były zjednoczone i dzieliły się zyskami po równo. Chciałem, żeby wszyscy czerpali korzyści z prowadzonych interesów. Chciałem choć raz być uczciwy w tym pojebanym świecie, ale najwyraźniej komuś było mało.

- Zakończymy to raz na zawsze – tej obietnicy miałem zamiar dotrzymać.

- A dowody? Musimy coś na niego mieć inaczej wszystko pójdzie się jebać.

- Mamy telefon, ale przyda nam się nagranie z przesłuchania tego człowieka.

- Zajmę się tym – powiedział Aiden.

- Nie. Ty jesteś za blisko tej sprawy. Lorenzo to zrobi.

- Się robi – rzucił i wyszedł.

- Mam prawo go przesłuchać – wściekał się.

- Możesz tylko stać z boku. – oświadczyłem głosem nie znoszącym sprzeciwu. – Ciebie poniesie a Lorenzo jest bardziej opanowany niż ty w tej chwili. To nie była prośba – dodałem, kiedy zauważyłem, że chcę coś powiedzieć.

Patrzył na mnie długą chwilę nie spuszczające ze mnie wzroku. Wyczuwałem od niego wściekłość do mnie, ale chciałem dla niego jak najlepiej. Musiał w końcu nauczyć się, że nie wszystko kręci się wokół niego a rodziny. Im szybciej to do niego dotrze tym lepiej.

Byłem sukinsynem odbierając mu możliwość zemsty, ale wiedziałem, że jeśli to zrobię tylko bardziej stoczy się w swój świat. Aiden jest moim bratem i na pierwszym miejscu stawiam jego dobro. Przeszedł w życiu więcej piekła niż my wszyscy razem wzięci i nie chcę, żeby tam wrócił.

- Simon idź z nim – Cassian posłał mu porozumiewawcze spojrzenie.

Odprowadziłem ich wzrokiem do momentu aż zamknęły się za nimi drzwi. Usiadłem na fotelu za biurkiem i skupiłem uwagę na moim starszym bracie. Cokolwiek miał mi do powiedzenia wiedziałem, że będzie to ważne.

- Co chcesz zrobić jak ci nie uwierzą? – zajął miejsce naprzeciwko.

- Wtedy podejmę drastyczne kroki, bo pomaganie im nie będzie miało sensu - wzruszyłem ramionami udając obojętność choć czułem się pokonamy.

- Chyba nie chcesz zrezygnować z pozycji capo di tutti capi – powiedział zaskoczony. – Nikt nigdy tego nie zrobił. Nawet nie wiem, czy można zrezygnować z tej pozycji.

- Wiec będę pierwszy.

- Oni tylko tego chcą.

- To im to dam. Miałem tylko jeden cel. Zjednoczyć całą Sycylię żebyśmy byli silni, ale nie ważne jak bardzo będę się starał oni i tak będą chcieli więcej i więcej. – miałem dość pokazywania im, że moje rządy są lepsze od ciągłej walki. Jeśli właśnie tego chcą to im to dam.

- Przemyśl to bracie – pokręcił głowa nie mogąc zrozumieć mojego postępowania.

Myślałem o tym wiele razy i za każdym wynik był taki sam. Oni po prostu chcą między sobą walczyć, bo tak jest im wygodniej.

Nie zależało mi na pozycji szefa wszystkich szefów. Miałem to gdzieś więc mogłem zrezygnować, ale jak wspomniał Cassian nie wiem czy było to możliwe. Nikt przy zdrowych zmysłach nie odrzuciłby takiej pozycji, ale ja byłem inny.

A poza tym miałem swój plan więc jeśli będą chcieli żebym ustąpił sprawię, że tego pożałują. Zobaczą, że beze mnie i mojego wsparcia sami dorowadzą do upadku swoich prowincji. Tak czy tak wyjdę na swoje.

Aiden

Stałem z boku słuchając jak Lorenzo pokazuję naszemu gościowi na co go stać a sam miałem na to największą ochotę. W pewnym sensie Christopher miał rację, że gdybym to ja go przesłuchiwał mógłbym zbyt wczuć się w rolę i za bardzo by mnie poniosło.

- Gdzie ona jest i nie mów, że nie wiesz – zażądał Lorenzo wyrywając kolejny paznokieć z jego ręki.

Mężczyzna kręcił się i krzyczał z bólu. W pewnym momencie zaczął nawet płakać ze strachu co tylko podobało się mojemu bratankowi. Bawił się z nim raniąc go, ale nie na tyle żeby wyrządzić mu zbyt poważne rany.

- Ja tylko chciałem, żeby była moja – wyjęczał płacząc jak baba.

- Dlaczego chciałeś, żeby była twoja? – zadał kolejne pytanie wyrywając kolejny paznokieć.

- Bo była inna. Proszę przestań wszystko ci powiem - zaczął się rzucać we wszystkie strony.

- Gadaj – odsunął się na krok.

- Była idealna nie tak jak tamte. Była dla mnie miła choć chciała żebym ją wypuścił. Jak mógłbym to zrobić – wyszeptał będąc w amoku. – Była taka piękna. Lubiłem na nią patrzeć, kiedy spała. Lubiłem czesać ją i ubierać tak jak chciałem. – kiwał głową z oczami wywalonymi tak bardzo, że aż dziwne, że mu nie wypadły. Obłęd jaki w nich zobaczyłem był jak wyrok śmierci dla niego. Musiał zginąć.

- Co z nią zrobiłeś?

- Nic. Poczekaj – powiedział pospiesznie, kiedy podniósł do góry obcęgi. – Kiedy zobaczyłem w magazynie tych chłopców wiedziałem, że musimy zniknąć.

- Chciałeś ja wywieść – domyślił się.

- Tak. Nawet ją odurzyłem, ale dawka była za mała i wtedy ona uciekła.

- Jak to uciekła? – zapytałem nie mogąc się powstrzymać. Przeszywałem go wzrokiem, byleby tylko odpowiedział.

- No uciekła. Goniłem ją i już prawie ją miałem, ale wtedy ona wbiegła pod samochód.

- Żyła? – zapytałem ciężkim tonem ledwo nad sobą panując. Miałem ochotę go zabić za to, że przez niego stała jej się krzywda.

- Nie wiem, nie ruszała się a potem wybiegła ta kobieta i zaczęła krzyczeć więc uciekłem – jego opanowany głos tylko utwierdzał mnie w tym, że był chory psychicznie.

- Lorenzo zrób mi ta przyjemność i zajmij się nim dla mnie – posiedziałem mrocznym tonem wiedząc, że zrozumie mój przekaz.

- Z przyjemnością – oświadczył uśmiechając się szatańsko.

Musiałem dowiedzieć się, gdzie się teraz znajdowała i tylko dwie osoby były w stanie zrobić to w ekspresowym tempie.

***

- I co? – zapytałem po raz kolejny od godziny.

Mattia i Luciano pracowali przed laptopami przeszukując szpitale czy trafiła do nich Kira. Szukali wszędzie, gdzie się dało. W kartotekach policyjnych, w zgłoszeniach świadków i raportach szpitalnych. Coś musi gdzieś być.

- Uspokój się i daj nam pracować – Luciano spojrzał na mnie znad komputera.

- Tylko zapytałem, jak wam idzie.

- To lepiej zamilcz, bo mnie rozpraszasz – powiedział patrząc na mnie a dalej klepiąc w laptop.

- Macie coś? - żartobliwie zapytał Simon siadając obok.

- Ty też zamilcz... Simone – Luciano miał niezły ubaw z jego imienia.

- Nie bądź taki cwany – wściekł się rzucając w jego stronę zabójcze spojrzenie. – I nie mów tak do mnie więcej.

- Przecież to twoje imię – powiedział.

- Nie lubi go, odkąd zostawiła go... - zacząłem, ale poczułem mocne uderzenie w bark.

- Jeszcze jedno słowo o niej a zginiesz – warknął. – Pamiętaj, że ci dzisiaj pomogłem.

Pomógł to mało powiedziane. Mój młodszy braciszek spisał się na medal sprowadzając tu tego sukinsyna. Wiedziałem, że jest dobry w terenie, ale nie chciał krzywdzić innych, jeśli nie musiał. Z nas wszystkich był najporządniejszy i ranił innych tylko wtedy, kiedy ktoś z nas był zagrożony albo wtedy, kiedy tego potrzebowaliśmy.

Trudno mi było wracać do wspomnieć po porwaniu, ale czasami to robiłem, bo właśnie wtedy Simon się zmienił. Wcześniej był wyluzowany, wesoły i rozrywkowy. Myślałem, że dalej tak jest aż do czasu, kiedy usłyszałem jego rozmowę z Leilą. Zrozumiałem, że nie tylko ja przeszedłem piekło a cała moja rodzina.

Przeszłość

Chodziłem po korytarzach w całym domu niknąć w ciemności. Tylko ona potrafiła opanować mój gniew na to co się stało. Ojciec chodził wokół mnie, ale nic nie mówił. Patrzył tylko tępo w moją stronę jak tylko pojawiałem się w zasięgu jego wzroku. Widziałem jak wiele kosztuję go to co się stało, ale miałem to w dupie.

To ja przeszedłem piekło a on myśli, że wie co to znaczy cierpieć. Gówno wie i nigdy tego nie zrozumie. Nie wie co przeszedłem i ile musiałem znieść, żeby przeżyć. Nadal czuję tępy ból w całym ciele, kiedy nacinali mi skórę przebijając mięśnie.

Byłem wściekły na niego, że do tego dopuścił. Byłem wściekły na cały świat i jedyne co chciałem to, żeby zostawił mnie w spokoju co też robił. Nie to co Christopher i Cassian którzy codziennie truli mi, żeby z kimś porozmawiał i pozwolił sobie pomóc. Nie chciałem pomocy od nikogo. Z kolei Simon zachowywał się jakby nic się nie stało. Nadal, był tą osobą sprzed mojego porwania co z kolei doprowadzało mnie do szału. Przeszedłem piekło a on zachowywał się jakby nic się nie stało.

- Daj mu czas – usłyszałem jej cichy i dźwięczny głos.

Przystanąłem pod drzwiami jego pokoju czując, że to co usłyszę zmieni moje postrzeganie na temat tego co czułem.

- Starałem się dam mu tyle ile potrzebuję. Zachowywałem się tak jakby nic się nie stało, ale to trudne – z niedowierzaniem słuchałem jak mój młodszy brat płacze szlochając i drżącym głosem mówiąc o swoim uczuciach.

- Kochanie wiesz, że to co go spotkało było straszne. – próbowała go uspokoić.

- Chcę, żeby mój brat wrócił.

- Z czasem ból, który czuję będzie lżejszy.

- Nie powinien tak się czuć. Nigdy nie powinno do tego dojść i zrobię wszystko, żeby nikt z mojej rodziny nie cierpiał więcej.

- Simon – szepnęła.

- Zacząłem szkolenie z Cassiem.

- Wiem, że chcesz być pomocny, ale to nie ty. Ty nie ranisz ludzi – powiedziała oszołomiona jego słowami.

- Obronię moją rodzinę - odpowiedział stanowczo. – Nikt nigdy nie skrzywdzi nikogo z nich.

Długo stałem pod jego drzwiami aż dotarło do mnie, że odtrącając rodzinę raniłem ich jeszcze bardziej. Doprowadziłem do tego, że mój młodszy braciszek zaczął krzywdzić ludzi choć tego nienawidził.

Ten gniew i złość przekształciłem w coś zupełnie innego. Zacząłem zajmować się torturowaniem ludzi co pozwoliło mi odzyskać spokój ducha. Pokazałem na co mnie stać i że to co mnie spotkało nie załamało mnie a jeszcze bardziej umocniło.

Obecnie

Zupełnie zapomniałem o ich rozmowie za to doszły wyrzuty sumienia na myśl, że w części ponoszę winę za ich rozstanie. To tylko kwestia czasu aż Simon dowie się prawdy, ale jeśli będę musiał wezmę winę na siebie. Lepiej, żeby nienawidził mnie niż naszego ojca, który to wszystko zaplanował.

- Mam coś – krzyknął Mattia podekscytowany prawie podnosząc się z miejsca.

- Pokaż – Luciano przejechał do niego na krześle.

- Do szpitala kilka dni temu przyjęto młodą kobietę z wypadku samochodowego. Nie ma jej danych, ale wprowadzono podstawowe informacji. – czytał Mattia. – Grupa krwi się zgadza i wiek tak samo.

- Który szpital? – musiałem tak jechać i przekonać się czy to ona.

- Szpital Vittorio Emanuele II.

Ruszyłem biegiem dzwoniąc pod drodze do Kariana mówiąc mu czego się dowiedziałem. Miał przyjechać z rodzicami choć istniała niewielka szansa, że to ona. Nie chciałem robić im złudnej nadziei, ale kiedy tylko naszą rozmowę usłyszał jego ojciec nic nie mogłem zrobić.

Jeśli jednak to była ona to, dlaczego nie zadzwoniła albo nie poprosiła kogoś ze szpitala, żeby to zrobił.

Wieczorem wpadnie jeszcze jeden rozdział. W końcu dowiecie się co z Kirą 😊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro