Rozdział 22
Kira
Dwa tygodnie później
Czułam się jak w wielkim sklepie z zabawkami. Byłam zamknięta w szklanej pułapce, w której spałam, myłam się a nawet jadłam. Byłam jak ptak, w klatce który w pewnym momencie zaczął egzystować a nie żyć.
Z dnia na dzień traciłam nadzieję, że jeszcze mnie znajdą. Mówi się, że nadzieja umiera ostatnia, ale co jak ja tej nadziei już nie miałam. Co jak już nie liczyłam na ratunek?
Codziennie przynosił mi wyprane i wyprasowane białe ubrania. Mówił do mnie, że to pokazuję jak czysta jestem i taka powinnam zostać. Nigdy więcej mnie nie dotknął. Czasami siedział przy mnie i patrzył, jak jem.
Wyszedł jakiś czas temu mówiąc, że ma kilka spraw do załatwienia. Martwiłam się, bo długo nie wracał. Kiedy tak o tym pomyślałam zaśmiałam się szyderczo. Czekałam na człowieka, który mnie porwał i przetrzymywał. Zaczynałam wariować.
Oparłam głowę o szybę mocniej otulając się swetrem. Czułam jak z dnia na dzień opadam z sił. Coraz trudniej było mi się budzić ze świadomością, że obudzę się tutaj.
Spojrzałam na swoje nadgarstki. Już nie nosiłam łańcuchów a zamiast nich miałam ślady po nich więc jakby na to nie patrząc nadal byłam więźniem. Już zawsze będzie mi to przypominać o tym co się wydarzyło.
Niewielki szelest przyciągnął moją uwagę. Odwróciłam głowę sądząc, że to on. Kilka metrów ode mnie stała dwójka nastolatków patrząc raz na mnie raz na pomieszczenie, w którym byłam.
Moja mina nie była lepsza. Zastanawiałam się czy to, aby nie halucynacja. Przecież nikt nie mógłby tutaj być. On o to zadbał.
Jakaś cząstka mojego serca jednak podszeptywała mi, że się mylę. Że to moja okazja, żeby się stąd wydostać i uciec. Podczołgałam się do szyby i przyłożyłam do niej dłonie. Poczułam tak wielką ulgę, że w oczach stanęły mi łzy.
- Proszę – wydukałam. – Pomóżcie mi – zakrztusiłam się łzami.
Jeden z nich poruszył się niespokojnie a drugi szturchnął go. Kłócili się o coś jednak zbyt daleka przestrzeń mi w tym przeszkadzała.
Trzask drzwi zmroził mi krew w żyłach. Gwałtownie odwróciłam się w kierunku źródła hałasu. Zobaczyłam go tuż przy wejściu z torbą w ręce.
- Proszę – ostatni raz wrzuciłam się w stronę chłopaków jednak oni już uciekali.
Szlochałam z bezsilności. To była moja jedyna szansa a oni nawet nie chcieli pomóc. Po prostu uciekli. Położyłam się na podłodze a zimno przenikało mnie na wskroś.
Chciałam po prostu umrzeć. Nie miałam siły więcej walczyć. To wszystko przerosło mnie w momencie, gdy on zrobił ze mnie swoją lalkę.
- Myślałaś, że oni ci pomogą? – w odbiciu szyby widziałam, jak kucnął za mną. – Nikt ci nie pomoże kotku.
Rozpłakałam się jeszcze bardziej nie mogąc znieść jego widoku. Zakryłam oczy swetrem by tylko odciąć się od niego.
- Nie martw się – mówił kojąco. – Ja nigdy bym ci tego nie zrobił.
Poczułam niewielki ból w okolicy szyi, ale nie zwróciłam na niego uwagi. Dopiero wtedy, kiedy nie mogłam złapać oddechu a oczy zaczęły mi się zamykać spojrzałam na niego.
- Co... zrobiłeś? – zapytałam drżącym głosem.
- Cii. Śpij a ja się tobą zaopiekuję – gładził mnie po głowie.
Nie wiedziałam, kiedy zostałam podniesiona przez niego a potem ruch jakby gdzieś mnie niósł. Nie miałam siły więcej walczyć. Pozwoliłam, żeby pochłonęła mnie ciemność.
Aiden
Waliłem w worek jak taran. Starałem się wypuścić trochę pary, ale im bardziej się starałem tym bardziej byłem nabuzowany.
Minęło tyle dni a my nic nie mieliśmy. Każde kolejne miejsce było jak ślepy zaułek a każda decyzja jaką podejmowałem wydawała mi się bezmyślna.
Pogubiłem się w tym wszystkim. Przestałem racjonalnie myśleć, ale nie poddawałem się. Codziennie rano wstawałem ze świadomością, że musze ją znaleźć. Pocieszało mnie jedynie to, że kolejny dzień z kolei nie otrzymywaliśmy wiadomości o kolejnej zabitej dziewczynie. Jakby to wszystko ucichło w momencie, kiedy Kira zniknęła. W dalszym ciągu trwały poszukiwania a ja błagałem i prosiłem po raz pierwszy w życiu boga żebym nie dostał wiadomości o jej śmierci. Nie potrafiłbym sobie z tym poradzić.
Była... Jest moim sercem i duszą. To ona spaja mnie w sposób w jaki nigdy mi się nie śniło.
- Aiden – w drzwiach pojawił się zdyszany Karian – Mamy ślad.
Momentalnie puściłem worek i rzuciłem się w jego stronę. Poczułem nową moc do walki.
- Gdzie? – zapytałem wkładając po drodze koszulkę.
- Na obrzeżach miasta w jednym z magazynów. Jacyś nastolatkowie natknęli się na kobietę w szklanym pomieszczeniu, a kiedy pokazaliśmy im zdjęcie potwierdzili, że to ona. – Karian cieszył się z tych informacji.
- Zwołaj ludzi – wydałem rozkaz.
- Już czekają – pokiwałem mu tylko głową.
Wypadliśmy z mojego domu i w biegu wskoczyliśmy do samochodu. Za nami podążały jeszcze trzy samochody.
- Mów dokładnie co zaszło – powiedziałem do Kariana otwierając z boku samochodu walizkę. Wyciągnąłem z niej broń i przypiąłem do pasa.
- Na policję zadzwoniła dwójka szczeniaków, że w opuszczonym magazynie znaleźli kobietę.
- I pewnie kurwa uciekli – parsknąłem rozgoryczony. Smarkacze zamiast pomóc to zwiali. Kiedy byłem w ich wieku za takie coś mógłbym został zlany przez ojca na miazgę.
- Stary to nie dzieciaki z naszej famiglii. To zwykłe dzieci, które myślą tylko o grach i dziewczynach.
- Co dalej? – ponagliłem go.
- Skojarzyli fakty, a że jej zdjęcie pojawiło się w telewizji od razu zadzwonili i podali namiary. Wstrzymają się dwie godziny, ale muszą sprawdzić zgłoszenie.
Czyli mamy tylko dwie godziny na przyjazd tam, przeszukanie wszystkiego i w razie ewentualnych śladów zebrać co się da. Musimy się w miarę szybko uwinąć.
To, że mamy wtyki w policji dało nam przewagę. Jednak opłacanie tych kretynów spełnia swoją rolę, ale i tak znajdzie się taki który wyjdzie przed szereg. Będzie chciał przyskrzynić naszą rodzinę a także wiele innych, ale nie jest na tyle mądry, żeby mu się to udało. Z początku każdy z nich jest ambitny, ale z czasem wie, gdzie jego miejsce i się nie wychyla.
- Francesco – poklepałem kierowcę po ramieniu. – Przyśpiesz.
Chłopak może i był młody, ale od razu wypełnił rozkaz. Manewrował pomiędzy samochodami, przejeżdżał na czerwonym i nawet jechał momentami pod prąd.
- Miałeś przyśpieszyć a nie nas zabić – rzuciłem.
- Przepraszam kapitanie, ale trochę mnie poniosło – powiedział speszony zwalniając.
- Jedź po prostu tak żeby nas dowieść w jednym kawałku – to jak to zrobi mało mnie obchodziło.
Dalszą drogę pokonaliśmy bez przeszkód. Wjechaliśmy na teren opuszczonej fabryki. Z tego co udało mi się w tak krótkim czasie wyczytać z informacji otrzymanych przez naszego informatora stała ona nieużywana od kilku lat. Była to idealna przykrywka do ukrywania się.
Zatrzymaliśmy się przy wyjściu do jednego z magazynów. Było ich trzy więc musieliśmy się rozdzielić.
- Karian ty pójdziesz ze mną. Francesco, Marco i Salvatore pójdziecie do tego drugiego. A ty Sergio, Benedetto i Giovanni pójdziecie do tego trzeciego. W razie czego macie krótkofalówki. Macie to zrobić szybko i cicho – po rozplanowaniu zadań ruszyłem w stronę magazynu.
- Myślisz, że nadal tam są? – zapytał Karian.
Nie potrafiłem odpowiedzieć mu na to pytanie. W głowie układałem różne scenariusze, ale dla mnie tylko jeden wychodził na prowadzenie. Facet nie był głupi, skoro wynalazł odosobnione miejsce, gdzie nikt się nie zapuszcza. A skoro ktoś odkrył to miejsce zapewne już go tutaj nie ma a co za tym idzie jej też nie.
Z bronią w rękach ruszyliśmy po cichu w stronę magazynu. Mój umysł pracował na najwyższych obrotach. Zastanawiałem się co znajdziemy w środku, gdzie ona jest, w jakim stanie, czy ten co ją porwał nadal się tam ukrywa. Pytania piętrzyły się a znikąd odpowiedzi.
Drzwi zgrzytnęły pod naporem mojej dłoni jednak nie przestałem biec na przód. Rozglądałem się wokół szukając czegoś co nakieruje mnie na jej ślad. Pomieszczenie wysokie były na ponad dziesięć metrów a długość ciągnęła się w nieskończoność.
Przeczesywaliśmy każdy kawałem pomieszczeń znajdujących się w środku, ale na nic. Nigdzie nie było ani śladu, że ktokolwiek tu był czy mieszkał za to w niektórych miejscach zostały pozostawione materiały budowlane, stelaże i narzędzi.
- Aiden – zostałem szarpnięty za ramię. – Idziemy?
- Jeszcze nie skończyliśmy.
- Nie słyszałeś Francesco przez krótkofalówkę? Coś znaleźli w swojej części.
- Kurwa – westchnąłem. – Idziemy.
Ruszyliśmy do wyjścia a ja miałem ochotę coś rozwalić. Zaczynałem popełniać błędy przez brak koncentracji. Gdyby nie Karian nie wiem jak bym sobie z tym sam poradził. Od zniknięcia Kiry stał się moim mózgiem. Potrafił zachować zimną krew tam, gdzie ja nie mogłem.
Od razu po wejściu do kolejnego z magazynów atmosfera zrobiła się dziwna. Nie wiedziałem o co dokładnie chodzi, ale kiedy zauważyłem chłopaków stojących w jednym miejscu coś ścisnęło mnie w środku.
Moim oczom ukazało się dziwne pomieszczenie przypominające wyglądem klatkę z przeźroczystymi szybami. Sam jej widok przywoływał dziwne i niepokojące myśli.
- Zbierzcie wszystko co się da i jak najszybciej się stąd zmywajmy – rozkazałem.
W czasie, kiedy moi ludzie zbierali wszelkie ślady ja rozglądałem się wokół. Szukałem czy nie ma gdzieś w pobliżu kamery, ale skoro to miejsce było opuszczone to nikt nie zaprzątałby sobie tym głowy.
Już miałem się odwrócić, kiedy na podłodze coś rzuciło mi się w oczy. Z każdym krokiem czułem, jak serce bije mi nie z adrenaliny a ze strachu. Kucnąłem i wziąłem w dłoń jedyną rzecz, która przekonała mnie, że Kira tu była. Srebrna bransoletka z zawieszką królika drwiła ze mnie.
- Znalazłeś coś? – niepewny głos przyjaciela dochodził zza moich pleców.
- Jej bransoletka – powiedziałem podnosząc do góry znalezisko.
- Może to kogoś innego – kucnął obok ale i tak nie mógł oderwać od niej wzroku.
- Dostała ją ode mnie.
- Kurwa – przejechał dłonią po twarzy.
- Dlaczego do tej pory jej nie zabił? – w końcu powiedziałem to na głos choć wiele mnie to kosztowało – Do tego momentu zachowywał jakiś schemat a teraz coś takiego. Nie rozumiem tego.
- Szefie zebraliśmy co się dało – Salvatore pojawił się obok z resztą moich ludzi. W dłoniach trzymali przeźroczyste worki, do których pozbierali wszystko co wydawało im się ważne.
- Spadamy stąd – rzuciłem i z bransoletką w ręce skierowałem się do wyjścia. – Jedziemy do mojego brata. Niech ten ekspert się do czegoś przyda i wyjaśni nam, dlaczego ten kutas zmienił sposób działania.
Nieważnie jakie były jego powody i tak miałem zamiar go zabić. Porwał najważniejszą kobietą w moim życiu i zapłaci to krztusząc się własną krwią. Będzie błagał, żebym go zabił, ale nie zrobię tego za szybko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro