Rozdział 21
Mattia
Przejrzenie tego wszystkiego zajęło mi pięć godzin. Nie spodziewałem się, że uda im się zebrać tak wiele materiałów.
- Znalazłeś coś? - zapytałem młodego. Jak na swój wiek był niezwykle inteligentny. Zadawał też mądre, ale i trudne pytania, na które z chęcią mu odpowiadałem. Nieźle się zapowiadał jako spec od IT.
- Kilka tropów, ale nie wiem czy do czegoś prowadzą. - powiedział znad laptopa.
- Wprowadziłeś dane które ci kazałem?
- Tak, wszystkie.
- Zaznacz mi na mapie te które się pokrywały.
- Myślisz, że to coś da? - zapytał Christopher.
- Każdy z seryjnych morderców jest taki sam. Zawsze gdzieś popełnia błąd - wstałem z miejsca po czym ruszyłem do mapy. - Dzięki próbkom, które udało wam się zdjąć z ofiar wiemy, że w znacznej większości pokrywają się one.
- I co nam to daje? - odezwał się spod ściany Aiden.
Z tego co zdążyłem zauważyć to jego partnerka została porwana jako ostania. Ten mord w oczach można było połączyć tylko z jednym. Tak patrzył człowiek, który zrobi wszystko, żeby odzyskać radość swojego życia.
- Dużo, bo mamy jeszcze więcej informacji. Luciano przeszukał bazy danych w który próbki gleby pokrywają się z określonymi prowincjami. Potem to samo zrobił z pozostały i w ten sposób wytypowaliśmy kilka terenów. - tłumaczyłem spokojnie.
- A wiemy coś o mordercy? - zapytał Simon.
- Przyznam, że jest ciekawy. - od dłuższego czasu nie spotkałem się z taką osobowością. - Liczne urazy jakie zostały zadane ofiarą wskazują na to, że był brutalny, ale też zaciekawiło mnie to w jakim stanie były ciała.
- To znaczy?
- Pierwsza ofiara była skatowana a jej ubrania podarte. W przypadku pozostałych już nie a ich włosy były uczesane.
- Chcesz mi powiedzieć, że mało tego ze to morderca to jeszcze psychol? - Aiden zacisnął pieści.
- W pewien sposób tak. Działa w określony sposób i zapewne nie sam. Widać, że dbał o nie, ale coś musiało wywołać to w jakim stanie zostały podrzucone. Jakby silne emocje go do tego zmusiły.
- Czyli jak go zdenerwuję to ją zabije?
- Tak - nie miałem zamiaru ich okłamywać. Spojrzałem po kolei na każdego z nich wiedząc jak poważna jest sytuacja. - Ale to też daje nam czas. Z tego co zauważyłem z każdą kolejną ofiarą obchodził się coraz łagodniej jakby nie chciał ich krzywdzić, ale go do tego zmuszały.
- Co dalej? - zapytał spokojnie Christopher. Zachowywał się jakby to na niego nie działało, ale to pozory. Widziałem, jak podążył wzrokiem za bratem, kiedy ten wyszedł na zewnątrz.
Mają jeden słaby punkt. Siebie nawzajem. Zrobią wszystko, żeby się ochronić, a kiedy jeden z nich zawiedzie wszystko się posypie. Wystarczy napuścić jednego z nich na pozostałych i gotowe. Sami się wykończą.
- Dajcie mi kawy i wracamy do pracy. Możesz wysłać ludzi do tych trzech miejsc. Może znajdą coś ciekawego - zaproponowałem ucinając moje niebezpieczne myśli. To nie była pora, żeby się mścić. Na razie im pomogę a potem krok po kroku zniszczę ich od środka.
Wysłanie ich w teren wykluczyłoby trzy miejsca, ale nie liczył na to, że to coś da. To było zbyt łatwe jak na tak zawiły plan. Ktoś o wyższej pozycji stał za tymi porwaniami. Tkwił w tym tyle lat, że tego był pewny. Musiał tylko znaleźć odpowiedzialnych za to wszystko i mógł się zając tym co ważniejsze.
Zemstą.
Kira
Obudziłam się sama nie wiem po jakim czasie. Od razu spojrzałam na spuchniętą dłoń. Kiedy próbowałam zgiąć palec poczułem przeszywający ból wprost do nadgarstka. Opuściłam ją powoli nie chcąc narażać jej jeszcze bardziej.
Przejechałam językiem po spierzchniętych wargach. Chciało mi się pić i jeść. Rzuciłam okiem na zegarek na dłoni, ale szybka zbiła się na godzinie, w której zostałam porwana. Nie wiedziałam, ile czasu już tu byłam. Ramy czasowe zaczynały mi się powoli zacierać.
- Wstałaś - uśmiechnął się - To dobrze.
- Proszę wypuść mnie - błagałam.
- Nie mogę - pogładził mnie po włosach. - Jesteś dla mnie ważna. Nie oddam cię nikomu.
- Chce wrócić do domu - prosiłam.
- Kotku już nigdy tam nie wrócisz. - cmoknął niezadowolony. - Zostaniesz tu ze mną na zawsze.
Jego słowa mnie zmroziły. Nie chciałam tu zostawać. Chciałam wrócić tak gdzie moje miejsce i gdzie czekali na mnie moi bliscy. Myśl o tym, że mogłabym ich już nie zobaczyć sprawiała, że jeszcze bardziej chciałam uciec.
- Dlaczego ja?
- Ty jesteś inna - pocałował mnie w czoło. Miałam ochotę zwymiotować, kiedy tylko poczułam jego usta na moim ciele. W dodatku jego stęchły zapach wywoływał u mnie odruch wymiotny. - Odepnę cię od stołu, ale na dłoniach zostaną kajdanki. Na nogach nie są ci potrzebne i tak stąd nie uciekniesz.
Podszedł do moich nóg i rozpiął je a ciężkie łańcuchy zabrzęczały, kiedy upadły z łoskotem na posadzkę. Z niezwykłą delikatnością pomógł mi się podnieść do pozycji siedzącej. Odpiął ze stołu kolejne łańcuchy i złączył je ze sobą. Miałam zaledwie kilkanaście centymetrów na to, żeby móc ruszać swobodnie rękami.
- Gdzie idziemy? - zapytałam, kiedy prowadził mnie pod ramię w kierunku kolejnych drzwi.
- Tam, gdzie będziesz bezpieczna - oświadczył pchając drzwi.
Przenieśliśmy się w bardziej oświetlone pomieszczenie. Zmrużyłam oczy na ten intensywny atak na moje rogówki. Wokół pełno było starych samochodów, części i narzędzi. W oddali zamajaczyła mi wielka przeźroczysta szyba a im bliżej byliśmy przekonywałam się, że się myliłam.
To nie była szyba a szklane pomieszczenie pięć na pięć metrów. W środku stało pojedyncze łóżko a w kącie po prawej niewielka łazienka, w skład której wchodziła umywalka, prysznic i muszla klozetowa.
- Pewnie jesteś głodna - powiedział delikatnie. Otworzył drzwi po czym wepchnął mnie do środka zatrzaskując je za mną.
Spojrzałam na niego przez szybę. Przyglądał mi się zaciekawiony. Obchodził pomieszczenie dookoła patrząc znacząco na jedzenia na łóżku.
Gdybym nie była tak bardzo głodna zapewne nigdy bym tego nie tknęła, ale musiałam jeść. Musiałam mieć siłę, żeby przeżyć i się stąd wydostać albo gdy mnie uratują. Nie wykluczałam żadnej z tych możliwości.
Siadłam na posłaniu i wzięłam do ręki talerz, na którym znajdowało się jedzenie. Nie obchodziło mnie co to jest a czy zaspokoi mój głód. Biorąc w rękę łyżkę zaczęłam pochłaniać je jak najszybciej. Nie chciałam, żeby mi je zabrał a po nim nie wiadomo czego mogłam się spodziewać.
Drzwi znowu trzasnęły więc podniosłam wzrok. Kiedy ruszył w moim kierunku odsunęłam się pod samą ścianę.
- Daj - wyszarpał mi do połowy zjedzoną porcję po czym wyniósł ją z pomieszczenia. W kilka minut jednak wrócił z naręczem ubrań.
- Nie chcę ich - powiedziałam.
- Rozbieraj się - rzucił na posłanie całkiem nowe i białe ubrania. Biała sukienka, biały sweter i białe trampki. Jakby chciał żebym była czysta w każdy możliwy sposób.
- Nie - skrzyżowałam ręce na piersi.
- Bo ci pomogę, ale może ci się to nie spodobać - zagroził patrząc na moją dłoń.
- Nie rozbiorę się przy tobie - mógł mnie nawet za to zabić.
Widziałam, że jest wściekły, a kiedy ruszył w moim kierunku nie miałam nawet siły się bronić. Zasłaniałam się rękami, ale szybkim i mocnym ruchem unieruchomił mi je nad głową.
Szarpał za moje ubrania. Rozerwał bluzkę na strzępy i rzucił w kąt. To samo zrobił ze butami i spodniami. Jednak, kiedy chwycił za mój biustonosz krzyknęłam.
- Zrobię to, zrobię - krzyknęłam spanikowana.
- Miałaś okazję, ale nie posłuchałaś.
- Proszę - łzy płynęły po moich policzkach a w gardle czułam mdłości.
- Rozbierz się i wykąp - usiadł obok patrząc na mnie a raczej na moje ciało.
Ruszyłam w kierunku prysznica zdejmując pod jego bacznym okiem bieliznę. Czułam się skrępowana a przede wszystkim zaszantażowana. Moja ciało trzęsło się ze strachu. Nie mogłam go opanować pomimo tego jak bardzo się starałam.
Wtedy stało się coś dziwnego. Spłynął na mnie jakieś dziwne uczucie, którego nie mogłam z niczym powiązać. Zaczęłam działać jak na autopilocie. Przestało mnie obchodzić co się wokół mnie dzieje. Miałam tego wszystkiego dość a zwłaszcza życia.
Chciałam po prostu umrzeć i zakończyć ten koszmar. Wiedziałam, że jeśli wrócę - a nie spodziewałam czy kiedykolwiek to nastąpi - sprawię tym tylko ból moim bliskim. Osoba, którą byłam przestała istnieć.
Przepraszam Aiden - łkałam pod prysznicem mając nadzieję, że wybaczy mi to, że nie dałam rady.
Aiden
Przeszukaliśmy wszystkie trzy miejsca, ale nic nam to nie dało. Ani śladu Kiry.
W pierwszym miejscu natknęliśmy się na nastolatków organizujących imprezę. Rozgoniliśmy towarzystwo i dla pewności przeszukaliśmy miejsce. Nic jednak nie zaleźliśmy, ale nie chciałem się poddawać.
Drugim miejscem był park. Wszędzie było pełno ludzi a nasza obecność tylko ich zmieszała. Choć to miejsce też nie wydawało mi się właściwe nie mógłbym stamtąd odejść gdybym wszystkiego nie sprawdził.
Trzecim miejscem, w którym właśnie byliśmy był pusty magazyn. Rozproszyliśmy się a przeszukanie go zajęło nad ponad cztery godziny przez wiele pięter i pomieszczeń pozamykanych na klucz. Tutaj też nic nie wskazywało na obecność Kiry.
- Kurwa - wrzasnąłem przyciągając uwagę moich ludzi.
- Aiden uspokój się. Znajdziemy ją - Karian nie odstępował mnie na krok. Kiedy wybuchałem przypominał mi, że Kira by tego nie chciała. Nie chciałaby, żebym tracił nad sobą panowanie, a szukał jej.
- Kiedy kurwa?
- Chodź - pociągnął mnie w pusty korytarz. - Opanuj się, bo ktoś zacznie kwestionować twoją poczytalność.
- Mam to gdzieś. Chcę ją tylko znaleźć.
- Jak ludzie przestaną ci ufać to ci nie pomogą a ich pomoc nam się przyda.
- Nam?
- Tak nam, bo to moja siostra. Musi wrócić do domu. - jego głos się załamał.
Zapomniałem, że nie tylko ja cierpię.
- Masz rację - westchnąłem znużony. - Musimy się skupić, żeby ją znaleźć.
- Aiden poczekaj - zatrzymał mnie. - Muszę ci coś powiedzieć.
- Co jest? - zapytałem, kiedy unikał mojego wzroku. Dziwnie zachowywał się od kilku dni.
- Ludzie zaczynają gadać i nie podoba mi się to - stanowczość w jego głosie mnie zaskoczyła.
- O czym?
- O tobie i Kirze. Twierdzą, że była tylko twoją zabawką - wyznał przez zaciśnięte zęby.
- Kto? - zapytałem wkurwiony. Nikt nie miał prawa mówić tak o Kirze. O mnie mogli mówić i myśleć co chcą, ale nie pozwolę na zniewagę jej osoby.
- Prawie wszyscy. Ojciec jest wściekły, że ją wykorzystałeś.
- Nie wykorzystałem jej. I ona nie jest tylko zabawką. - warknąłem. - Jest kimś więcej.
- Jako jej brat musze zapytać. Czy ty chcesz wziąć ją za żonę?
Czy chcę? Zadał pytanie, na które znałem odpowiedź. Nie musiałem nawet się nad tym zastanawiać. Odpowiedź była dziecinnie prosta.
- Tak.
- To dobrze - odetchnął z ulgą. - Bo inaczej znowu musiałbym obić ci ryj.
- Zostaw siły na tych którzy na to zasługują.
Miałem na myśli osoby, które wyraziły się o niej w zły sposób. Poczują na własnej skórze, żeby nigdy nie obrażać mojej kobiety.
Kochane kobietki wszystkiego dobrego w naszym dniu. Spełnienia marzeń i aby ten dzień był dla was niezapomniany :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro