Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

Aiden

- Która to już? - pyta Christopher.

- Siódma - wzdycham bezradnie. - Nadal nie mamy nic, żeby go dorwać a naciskają na nas z każdej strony.

Od kilku tygodni ktoś porywa kobiety należące do famiglii na terenie całej Sycylii. Po kilkunastu godzinach jej zwłoki zostają podrzucone pod bramę z wytatuowanym na brzuchu znaku nieskończoności. Tylko tyle wiemy i nic więcej nie możemy wynaleźć. Jakby ktoś wiedział o każdym naszym ruchu i robił wszystko żebyśmy utknęli w martwym punkcie.

Na początku to był tylko nasz teren, ale kiedy zaczęło się to rozprzestrzeniać Christopher został poddany naciskom innych prowincji. W tej chwili byliśmy o krok od rozłamu pomiędzy rodzinami.

- Najgorszy jest Salvatore Wenezia. Nalega na to, żeby coś zrobić. Jak tak dalej pójdzie dojdzie do podziału i do wojny. - frustracja narasta z każdym jego słowem.

- Więc co dalej. Jakie kroki mamy podjąć? - pytam, bo nie ważne co byśmy robili nasze ślady prowadzą donikąd.

- Jedyne wyjście w Venturim.

- Chcesz mu zaufać? - mówię zdziwiony, że w ogóle o tym myślał.

- Zna kogoś kto jest odpowiedni do takich spraw. Podobno dobrze się znają a facet jest znany w całych Stanach z profilowania psychopatów. Mają się pojawić wieczorem i się z nami spotkać.

- Ty decydujesz - rozkładam ręce.

Sam nigdy nie zaufałbym Venturiemu, bo za bardzo nasz ojciec jest z nim skłócony. Nie wiadomo o co dokładnie chodziło, ale to miało związek z naszą matką. Podobno Venturi był z nią zaręczony, ale ojciec sprzątnął mu ją sprzed nosa. Od tej pory nienawidzą się i na każdym spotkaniu dochodzi między nimi do spięć.

Nic więc dziwnego, kiedy Simon przyprowadził do domu jego córkę i powiedział, że się pobierają. Nie mówiąc nic ojciec wstał od stołu i zakazał jej pojawiać się w naszym domu. Potem poprosił mnie o coś czego żałowałem w każdej chwili. Dziewczyna wyjechała a Simon załamał się jej zdradą. Gdyby tylko wiedział jaka jest prawda znienawidziłby mnie i ojca.

- Cześć - mówię nad wyraz entuzjastycznie, kiedy widzę na wyświetlaczu jej imię. Rzadko kiedy dzwoni sama z siebie więc to może oznaczać tylko jedno. Seks przez telefon, zwłaszcza że odkąd wprowadziła się do domu rodziców nie mieliśmy się, gdzie spotkać.

- Jak bardzo ci na niej zależy? - głos w telefonie nie należy do kobiety, która zawładnęła moim życiem.

- Kim jesteś? - widzę, jak Christopher staje obok mnie przysłuchując się rozmowie. Każdy w gabinecie skupia wzrok na mnie.

- Kimś kto sprawi, że będziesz cierpiał - szelest w słuchawce i kroki. - Przywitaj się kotku.

- Aiden - słysząc jej przestraszony głos ziemia usuwa mi się spod nóg.

- Tylko ją tknij a cię zabiję. Będziesz umierał w męczarniach aż zakończę twoje nędzne życie - wrzeszczę do słuchawki.

- Uważaj na słowa. Ale jak chcesz tego słuchać proszę cię bardzo. - rechoczę. Słyszę dźwięk odkładanego telefonu. Dłoń trzęsie mi się tak bardzo, że o mało co urządzenie nie wypada mi z dłoni.

Christopher wyciąga go z niej i przełącza na głośnik słuchając co dzieje się po drugiej stronie. Żołnierze zajęci swoją pracą teraz ją odkładają i słuchają. Nie z ciekawości a po to, żeby wychwycić jakiś szelest, dźwięk czy jakikolwiek znak, który pozwoli nam na poznanie miejsca, gdzie się ukrywa.

- Ona była najbardziej narwana z nich wszystkich. - ciągnie mężczyzna pod drugiej stronie. - Te poprzednie nawet nie starały się walczyć, ale ona cały czas daje mi popalić. Co dziwniejsze nawet się mnie nie bała. - dźwięk maszynki zagłusza jego słowa.

- Nie, nie, nie - słyszę jej słowa powtarzane raz za razem i nie mogę nic zrobić. Ten dźwięk oznajmia nam, że za chwilę zostanie oznaczona jak wszystkie a za kilka godzin umrze cierpiąc.

- Kurwa - syczy i odkłada maszynkę. - Mówiłem ci żebyś się nie ruszyła.

- Pierdol się - krzyczy. Po chwili słychać szamotaninę i dźwięk przerwanego połącznia.

Opadam na fotel, dłonie kładę na kolanach a głowę spuszczam w dół patrząc tępym wzrokiem w podłogę. Myślę o tym jak spotkałem ją pierwszy raz, jak po raz pierwszy się uśmiechnęła, jak po raz pierwszy mnie pocałowała. A teraz mam ją stracić i nie wiem, gdzie jej szukać.

- Możesz mi powiedzieć, dlaczego w telefonie usłyszałem głos swojej córki? - Dante szarpie mnie za ramię patrząc wściekle.

- Spotykamy się od kilku miesięcy - mówię nie przejmując się jego agresywną postawą aż do czasu, kiedy jego pięść ląduje na mojej twarzy.

Zasłużyłem na to i na wiele więcej.

Kira

Sytuacja w jakiej się znalazłam nie była ciekawa. Obudziłam się skołowana. Wszystko mnie bolało a jedyne co pamiętałam to to, że szłam przez kampus na ostatnie zajęcia. A że było ciemno nie zwracałam zbytniej uwagi na otoczenia.

Pamiętałam szelest, a kiedy się odwróciłam poczułam na ramionach silne dłonie, które rzuciły mną o ziemię a potem ten nieprzyjemny zapach przy nosie. Walczyłam, szarpałam się i starałam zrzucić z siebie jego ciało, ale był zbyt silny. Czułam jak moje kończyny robią się wiotkie a oczy zamykają się.

Nie wiedziałam, ile czasu byłam nieprzytomna, ale starałam się nie panikować. Nie wiedziałam z kim mam do czynienia i czego ta osoba chcę.

- No witaj kotku - w zasięgu mojego wzroku pojawił się mężczyzna o wiele straszy ode mnie.

Ma siwe włosy, siwą brodę i oczy tak niebieskie, że aż zmroziło mnie na sam ich widok. Przypatrywał mi się zaciekawiony, ale nie widziałam w nich żadnych uczuć. Jakby był tylko mówiącą skorupą.

- Nie krzyczysz? - zapytał siadając obok.

- Czego chcesz? - zapytałam, odsuwając się na tyle na ile pozwoliły mi łańcuchy - tak łańcuchy - które krępowały moje ręce i nogi.

- Od ciebie nic. - przyciągnął niewielki stolik do stołu, na którym leżałam.

- To, dlaczego to wszystko - potrząsnęłam dłońmi w kajdankach. - Chyba że lubisz fetysz, ale to nie ze mną.

- Wygadana jesteś - zaśmiał się przeszywając mnie wzrokiem, od którego przez moje ciało przebiegały dreszcze strachu. - Nie miej tego do siebie.

- Spierdalaj - odtrąciłam jego dłoń, którą chciał podciągnąć mi koszulkę.

- Porusz się jeszcze raz - przystawił mi nóż do gardła a moje ciało zastygło w przerażeniu. - A ręka może mi się omsknąć. Rozumiemy się? - przycisnął ostrze mocniej.

- Tak - wyszeptałam bojąc się, że jeśli powiem to głośniej może mu odbić.

- Grzeczna dziewczynka - pogłaskał mnie po głowie. Zdusiłam w sobie odruch, żeby się odsunąć.

Rozglądałam się wokół starając się znaleźć drogę ucieczki jednak wszędzie było szaro a wręcz czarno. Nie widziałam też nic co mogłoby mi pomóc w ucieczce.

- Co robisz? - wzdrygnęłam się, kiedy poczułam chłód na brzuchu.

- Mówiłem ci żebyś się nie ruszała - szarpnął mnie za włosy uderzając moją głową o blat. W czaszce poczułam łupanie jakby ktoś wbijał mi gwoździe w tył głowy.

- Już nie będę - jęknęłam.

- A teraz zadzwonimy w jedno miejsce - wymruczał w moje ucho po czym usłyszałam jego oddalające się kroki.

- Co? - podążyłam za nim wzrokiem.

Kiedy zauważyłam, że wyszedł spróbowałam się podnieść jednak łańcuchy były na to za krótkie. Jedyna nadzieja w tym, że uda mi się przesunąć dłoń do stolika obok stołu. Wykręciłam się jak najbardziej byle by być bliżej. Sięgnęłam palcami do stolika i musnęłam je palcami. Niewielki zgrzyt kółek rozległ się po pomieszczeniu.

- Kurwa - syknęłam patrząc na zamknięte drzwi kilka długich sekund jednak, kiedy nie usłyszałam kroków skupiłam się znowu na nim.

Byłam przerażona, bo nigdy nie byłam tak narażona a z drugiej strony zmotywowana, żeby uciec. Żeby przetrwać i wrócić do Aidena. Na samą myśl, że martwi się o mnie serce mi krwawiło. Wiedziałam, jak zachowywał się, kiedy tracił kontrolę i nie był to miły widok.

Sięgnęłam jeszcze raz do stolika. Poruszając palcami muskałam go kilka razy opuszkami jednak nie udało mi się sięgnąć. Na blacie zauważyłam niewielkie ostrza aż strach mnie oblał na myśl do czego są mu one potrzebne.

Wiedząc, że nic z tego kopnęłam noga o stół. Frustracja osiągnęła poziom krytyczny. Szarpałam się na wszystkie strony a w oczach stanęły mi łzy bezsilności.

- Ja pierdole - łkałam.

- Walczenia jesteś - powiedział siadając.

Chciałam się odsunąć, ale mi na to nie pozwolił. Przyciągnął mnie na środek stołu za ramię.

- Czego chcesz? - krzyknęłam nie mogąc się opanować.

Nie odpowiedział co tylko bardziej mnie rozwścieczyło. Odwróciłam się do niego z zamiarem naplucia na jego parszywą gębę nawet jeśli miałby mi zrobić coś gorszego niż szarpniecie za włosy, ale zamurowało mnie, kiedy zauważyłam w jego ręce mój telefon.

Mężczyzna pogwizdując pod nosem zaczął go przeglądać.

- Jak go odblokowałeś? - po chwili dotarło do mnie to irracjonalne pytanie. No przecież skoro mnie porwał to potrafił odblokować mój telefon.

- Mam swoje sposoby - wyszczerzył się. W tej chwili naprawdę wyglądał jak psychicznie chory. Po chwili przyłożył telefon do ucha obracając się na fotelu. - Jak bardzo ci na niej zależy? - spytał do telefonu.

- Kim jesteś? - usłyszałam stłumiony głos jednak na tyle żeby go nie rozpoznać. Mój Aiden. Po moich policzkach spłynęło więcej łez.

- Kimś kto sprawi, że będziesz cierpiał - spojrzał na mnie i pochylił się nade mną. - Przywitaj się kotku.

- Aiden - wyszeptałam ledwo panując nad sobą.

- Tylko ją tknij a cię zabiję. Będziesz umierał w męczarniach aż zakończę twoje nędzne życie - wrzeszczał do słuchawki.

- Uważaj na słowa. Ale jak chcesz tego słuchać proszę cię bardzo. - zarechotał i odłożył telefon na blat obok mnie.

Nie potrafiłam się odezwać. Wodziłam za nim wzorkiem, kiedy zakładał rękawiczki i wyciągał jakieś małe pojemniczki które zapełniał czarnym płynem.

- Ona była najbardziej narwana z nich wszystkich. - ciągnął nie przerywając czynności. - Te poprzednie nawet nie starały się walczyć, ale ona cały czas walczyła. Co dziwniejsze nawet się mnie nie bała. - kiedy podniósł maszynkę dotarło do mnie to co chcę zrobić.

- Nie, nie, nie - zaczęłam się szarpać byle jak najdalej od niego. Nie pozwolę mu dotknąć tym czymś mojej skóry. Kopnęłam nogą jedną z lamp która upadła z łoskotem na podłogę.

- Kurwa - syknął i odłożył maszynkę. - Mówiłem ci żebyś się nie ruszyła.

- Pierdol się - krzyknęłam strącając niechcący telefon.

- Prosiłem cię o coś, ale najwyraźniej - uderzył moją głową o blat. - Nie. Potrafisz. Się. Opanować - raz za razem, kiedy uderzał mną o blat moją czaszkę rozsadzało od środka. Nie mogłam nawet pisnąć z bólu. Z radością przywitałam ciemność, która zapadła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro