Rozdział 14
Kira
Trzymałam jego głowę na kolanach a na policzku worek z lodem. Dłonią gładziłam jego włosy a opuszkami palcy masowałam skórę głowy.
Pytałam kilka razy co się stało jednak nie chciał powiedzieć. Trwaliśmy w ciszy jakby to ona była odpowiedzią na wszystkie moje pytania jednak im bardziej chciałam wiedzieć tym bardziej on zamykał się w sobie.
- Jestem tu – szepnęłam. – Dla ciebie. Zawsze i o każdej porze dnia.
Starałam się poprawić mu samopoczucie choć nic to nie dawało. Wiedziałam jak wielki ciężar na nim ciążył. Jako kapitan musiał robić okrutne rzeczy, które sprawiły, że teraz jest taki. Zamknięty w sobie. Na krawędzi. Złamany. Nie ufający nikomu.
Byłam odseparowana od tej części mafijnego życia, ale nie znaczyło to, że byłam zupełnie w tym temacie zielona. Wiedziałam niektóre rzeczy od brata. Kiedy był zły albo zestresowany gadał jak katarynka jednak wiedział, że zawsze go wysłucham i nigdy nie powiem o tych rozmowach tacie. Gdybym to zrobiła Karian miałby przerąbane.
Czasami każdy potrzebował kogoś kto go wysłucha i nie oceni. Potrafiłam być taką osobą dla Aidena, ale musiał się przed mną otworzyć.
- Proszę. Porozmawiaj ze mną – nie przestawałam masować go po głowie.
Do tej pory miał zamknięte oczy, ale w końcu otworzył je i spojrzał na mnie. Widziałam udrękę i ból rozsadzający go od środka. Musnął ręką mój pas i złapał mnie za bok.
- Ktoś zabija młode kobiety należące do rodziny – po tych słowach jego ciało rozluźniło się. Moje z kolei zamarło na to wyznanie.
- Od jak dawna?
- Od kilku tygodni. – wolną dłonią potarł grzbiet nosa wzdychając. – Nie wiemy, dlaczego ktoś to robi, kim jest i ile jeszcze osób zabije.
Rozumiałam teraz dlaczego tak bardzo się zmienił. Był bardzo przejęty, ale nie dziwiłam mu się. Takie sytuacje jak ta nie zdarzały się codziennie i cała jego rodzina musiała to jakoś rozwiązać. Spoczywał na nich ogromny ciężar a każda ich decyzja mogła wpłynąć źle na całą famiglię.
- Znajdziesz go. – wierzyłam w to i w niego. – Nie martw się tym tak.
Nie chciałam okazywać, że sama się wystraszyłam. Nie potrzebował dodatkowego stresu z mojej strony a skoro mi zaufał i powiedział co go dręczy chciałam być dla niego wsparciem.
- Jedyne czego chcę to tego żebyś była bezpieczna – chwycił mnie za brodę żebym na niego spojrzała.
- Będę. Nie martw się o mnie.
- Nie mogę pozwolić, żeby i tobie coś się stało. Bez ciebie nie dam rady.
- Nic. Mi. Się. Nie. Stanie. – artykułowałam każde słowo pojedynczo tak żeby zrozumiał i przestał się martwić.
- Wróć do domu rodziców – poprosił mnie o coś czego nie mogłam pełnić.
- Nie – poruszyłam się chcąc wstać z łóżka jednak mi na to nie pozwolił. Jego głowa i ręka skutecznie mnie unieruchamiały.
- Twoje bezpieczeństwo jest dla mnie najważniejsze.
- Nie mogę tego zrobić. To sprawiłoby, że nie moglibyśmy się widywać. – bałam się tego bardziej niż mordercy zabijającego kobiety. – Prosisz mnie o coś co by mnie zabiło.
- Kira – po raz pierwszy od dawna zwrócił się do mnie po imieniu. Podniósł się z moich kolan i przyciągnął mnie na swoje kolana. – Mogę nie widzieć cię nawet i rok, ale jeśli to sprawi, że będziesz bezpieczna to warto.
- Nie jestem w stanie tyle wytrzymać – objęłam go za szyję. Wdychałam jego zapach jakbym już dziś miała się z nim rozstać.
- Możemy ze sobą rozmawiać przez telefon.
- To nie to samo.
- Ale będziesz bezpieczna a to jest dla mnie najważniejsze. – trącił mój nos swoim. – Każdego dnia będę o tobie myślał i robił wszystko, żeby to się skończyło jak najszybciej.
- Obiecujesz? – wyszeptałam.
- Obiecuję. – potwierdził. – A kiedy to się skończy przez tydzień nie wypuszczę cię z łóżka.
Nie mogłam mu się oprzeć, kiedy tak mówił. Jego głos może i wywoływał w ludziach strach jednak u mnie było odwrotnie. Czułam podniecenie i radość, kiedy tylko był blisko. Przyciągnęłam go do siebie łącząc nasze wargi w namiętnym pocałunku. Jeśli był zaskoczony inicjatywą z mojej strony nie dał tego po sobie poznać.
Oddał pocałunek błądząc rękami po moich plecach mnąc bluzkę w palcach. Złapałam go za włosy nie chcąc, żeby się odsunął i pogłębiłam pocałunek. Wargi tak miękkie i ciepłe wołały mnie i kusiły.
- Króliczku – podwinął moją bluzkę aż do piersi. Kciukami muskał sutki, które prężyły się pod jego dotykiem.
Pochylając głowę jednocześnie zsunął miseczkę stanika. Kiedy poczułam jego usta na swojej piersi przez moje ciało przebiegła fala pożądania kumulując się u zbiegu moich ud.
- Aiden – jęknęłam czując jego zęby.
Mogłam tylko czuć, jak pieści moje ciało i wielbi je. Czułam jedynie coraz częstsze skurcze w podbrzuszu, które zwiastowały nadejście orgazmu.
- Ja... - byłam tak blisko. Tak blisko, kiedy usłyszałam trzask drzwi.
- Kira – wołanie z kuchni otrzeźwiło zarówno mnie jak i Aidena który szybko zasłonił moje piersi i obciągnął bluzkę.
- Nie wychodź – rzuciłam do niego.
Poprawiłam się na tyle ile mogłam w tak krótkim czasie i ruszyłam do salonu. Miałam nadzieję, że mój brat niczego nie zauważy, bo inaczej mielibyśmy przerąbane. Nie chciałam, żeby rzucił się na Aidena a znałam Kariana. Byłam jego małą młodszą siostrą, o którą się troszczył i nie dopuszczał do mnie żadnej osoby przeciwnej do mnie płci, ale to nie znaczy, że nic nie kombinowałam.
Od małego robił wszystko żebym nie chodziła na randki, nie całowała się czy przytulała z chłopcami. Uciekał się nawet do tego, że kiedy ktoś był na tyle odważny, żeby to zrobić potrafił zmusić chłopaka do zmiany zdania w bardzo solidny i bezpośredni sposób.
Ich spotkanie to byłaby katastrofa. Aiden zapewne nie chciałby mnie zranić krzywdząc mojego brata, ale nie mógłby przepuścić mu tego jakby go potraktował. Z kolei Karian byłby rozdarty pomiędzy obroną młodszej siostry a poczuciem obowiązku względem Aidena.
- Karian. Co tu robisz? – zapytałam wchodząc do salonu. Stał odwrócony do mnie plecami jednak szybko się odwrócił. – Co ci się stało? – wyglądał jakby przejechał go czołg.
- To nic – zbagatelizował sprawę. – Musimy porozmawiać – powiedział takim tonem jakby był na mnie wściekły, ale się hamował.
- Najpierw wyjaśnij mnie kto cię tak urządził – powiedziałam stanowczo. Ktokolwiek go zranił zginie śmiercią tragiczną.
- Moja bojowa siostra – uśmiechnął się nieznacznie. Usiadł na fotelu a to tylko utwierdziło mnie w tym, że nie pozbędę się go tak szybko jakbym chciała.
- Mów – zażądałam.
- Nie spodobałoby ci się to. Kurwa – warknął patrząc nie na mnie a na coś a raczej kogoś za mną.
Zrobiło mi się gorąco, kiedy poczułam jak jego dłonie obejmują mnie w pasie. Mój brat śledził jego ruchy jastrzębim wzrokiem. Nie w taki sposób miało to się stać i nie w takiej sytuacji.
- Bracie nie tak miało to wyglądać – starałam się uspokoić sytuację zanim przybrałaby zły obrót.
- Dla mnie to oczywiste. – wstał z miejsca. – Pieprzysz moją siostrę a to dobra dziewczyna, na którą nie zasługujesz.
- Karian – chciałam, żeby przestał mówić takie okropne rzeczy. Tak sypialiśmy ze sobą, ale w jego ustach to wyglądało jakbyśmy robili coś złego.
- Potraktowałeś ją jak zwykłą...
- Radzę ci tego nie mówić – wysoki baryton Aidena ociekał mroczną nutą tą którą tak uwielbiałam a która wróżyła, że jak mój brat się nie zamknie źle się to dla niego skończy.
- A tak nie jest? – zaśmiał się szyderczo. – Potraktowałeś ją jak dziwkę.
Mój własny brat sprawił, że poczułam się tania. W oczach stanęły mi łzy, które wywołał właśnie on – mój brat. Osoba, którą bardzo kochałam i która obiecała, że zawsze będzie mnie chronić. Moimi ramionami wstrząsnął szloch. Zakryłam usta rękami nie chcąc dać po sobie poznać, że w jakikolwiek sposób te słowa mnie zraniły.
Aiden znał moje ciało i każdy jego ruch. Kiedy usłyszał moje łkanie puścił mnie a rzucił się w stronę mojego brata.
- Nigdy. Więcej. Tak. O. Niej. Nie. Mów – z każdym słowem uderzał w jego ciało jak taran. Twarz, brzuch, tyłów, plecy. Działał jak w amoku.
- Aiden – rzuciłam się w jego stronę. – Proszę przestań – prosiłam raz za razem.
- Nie zabiję cię tylko dlatego że ona cię kocha. – puścił Kariana. – Inaczej już byś nie żył.
Takiego Aidena widziałam po raz pierwszy. Wyglądał jak zabójca, o którym tyle słyszałam. Szał widoczny w oczach i ciele który powinien wywoływać we mnie strach a jednak tak nie było.
- Aiden proszę – szarpnęłam go za ramię jakby to miało w czymś pomóc. Sprawiło tylko to, że wrócił się w moją stronę, otwarł moje policzki i objął mnie ramionami.
- Przepraszam – powiedział w moje włosy. – Nie chciałem żebyś to widziała.
- Już dobrze – przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam.
- Wystarczy – mój brat zaczął krzyczeć. – Przestań ją obłapiać cholerny sukinsynu.
Aiden wypuścił mnie z ramiona odwracając się znowu w jego stronę. Kiedy to zrobił coś do mnie dotarło. Oboje byli w takim samym stanie jakby chwilę wcześniej wpadli pod samochód.
- Powiedzcie, że się nie pobiliście – sądząc po ich minach miałam swoją odpowiedź. – Czy wy nie możecie normalnie usiąść i porozmawiać – wydarłam się na nich.
- Kira – powiedział mój brat.
- Króliczku – odezwał się w tym samym czasie Aiden.
- Cicho – przerwałam im. – Ty – wskazałam na brata – Siadaj na dupie i się nie odzywaj. A ty – odwróciłam się do mojego faceta. – Nawet nie próbuj mnie okłamywać. Dlaczego się pobiliście? – założyłam ręce na biodra zmotywowana, żeby poznać odpowiedzi.
- To nasz sprawa – powiedział.
- Nawet mnie nie denerwuj – warknęłam niezadowolona. – Gadaj, ale już, bo jak nie będziesz cierpieć – wysyczałam.
- Kira to nasza sprawa – powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- To moja sprawa, kiedy mój brat i mój facet biją się jak jakieś dzieci.
- Mała sprzeczka.
- Serio? – nie wierzyła w każde ich słowo. – Macie się dogadać – zażądałam.
- Z nim? – prychnął Karian – Nigdy.
- Jestem tego samego zdania.
- Aiden – westchnęłam zmęczona ich potyczką. – Zrób to dla mnie. – złapałam go za koszulkę po czym spojrzałam na niego cielęcym wzrokiem. Wiedziałam, że to zadziała. - Proszę.
Łamał się. Czułam to i widziałam, jak oczy wracają mu do normalnego wyglądu a ręce opadają po bokach rozluźnione. Może nie byłam w porządku w stosunku do nich, ale jakoś musiałam ich do siebie przekonać.
- Dobrze – pogładził mnie po policzku.
- Dziękuję – wtuliłam się w niego.
Aiden
Dla niej zrobiłbym wszystko nawet jeśli oznacza to to, że będę musiał dogadać się z tym kretynem. Udawałem, że nie widzę tego jak jego wzrok śledzi każdy mój krok. Jakby bał się, że zrobię Kirze krzywdę.
Prawda była taka, że prędzej strzeliłbym sobie w łeb niż podniósłbym na nią rękę.
- Dziękuję – powiedziała. Jej delikatna natura była przeciwieństwem mojej mrocznej i pełnej przemocy, że zastanawiałem się, dlaczego się mnie nie bała.
- Dla ciebie wszystko – i to była prawda. Jeśli poprosiłaby mnie o zabicie kogoś zrobiłbym to nie wahając się ani sekundy.
- Skoro to mamy dogadane – odsunęła się ode mnie czym wywoła moją frustrację. – To co tutaj robisz? – stanęła przed bratem.
- Wracasz do domu Kira – powiedział zadowolony z siebie.
Myślał, że mnie przechytrzył, ale sam poruszyłem wcześniej ten temat. Mówiłem szczerze, kiedy powiedziałem, że wolę nie widywać się z nią codziennie byle by tylko była bezpieczna.
Sama świadomość tego, że nic jej nie groziło pozwoliła mi się skupiać na zadaniu. Na znalezieniu tego sukinsyna i zabiciu go, żeby nie mógł skrzywdzić nikogo więcej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro