Day eight
Napisz rozdział do rakowej książki o niebieskookiej blondynce Anii [rozdział ma mieć przynajmniej 346 słów i ma mieć błendy!1!1!1!1]
Oł maj gadnes! No dobra. Nigdy nie pisałam czegoś podobnego i nie wiem, czy podołam, ale spróbujmy.
Anja lerzala cobie na lorzku, lenióhując w najlebrze, poniewarz byla pardzo smeczona. Nabracowala zię dzisiaj, pardzo, pardzo durzo. Mana kasala jej pomuc srobić ciazto na ciasdo, bo mial pżyjehac to nih wójek z awryki.
- Muże ópiec dórzy blacek – bomyslala Anija. – Wójek bewnie pedzie pardzo glotny.
I pyl. Sjadl caly blacek, niedzielac sie s nikim.
- Topry blacek Aniju. Jak dy wyroslas. Maż pikne blont wlosy jak ja i niepieskie oćka, kak niepo.
Anija lupila wójka alle brzez jegó wilszy głud muziala byś głódna. Tera lerzala bes sil na lorzku i mażyla o gurce plaskow kture mogla by zjećć. Naglle óslyszala jakis dzwiek. Glosne bżyczenije. Anija bomyslala, ze jeźli to bewne użadzenie many kture zastebowalo tate (cierzki rzywot pez taty) do i dak nue hcialo jej sie fstawac. Sabrala podórzkę i polorzyla na tważy. Może sasne – pomyslala.
Ale nue. Psyczenie wzmoglo sie i nim Ana pomyslala, poszula ókłucie w palsa u noki. Żócila podószke i saczela kżyczec. To jej pokoju wpiegl wójek i mana. Opoje brawie ze bes upran.
- So sie stalo Aniju? – sapytal wójek.
- Slysalam psyczenie – Anna rozblakala sie. Wójek i mama popatżyli na siepie.
- Psycenie? – zdziwila mama.
- Ta. I poli mnie palec – Ana fskazala na palec ktury pyl caly czerowy.
- Nje martf sie Anju. Jeztem lekażem opatże twuj balec – wójek saproponowal pomos. Posedl na duł i pżyniusł abteczke ktura zawse se sopą wosił. Zapandazowal Anii balec i kasal jej sie nie rószać.
- Odbocznij Aniju – bolecila mama.
Rasem z wójkiem hcieli wyjsc z pokoju gty nagle poslyrzeli okromnie glosne bzycenie. Bsy! Bsy! Tak sie dzialo.
- Oooo! – ksycala Aniaa – Psycenie! Psycenie! – rosglondala sie ale nic niewidziala.
Wójek poredl do okna i zobacyl dusa banie os na scianie.
- Ozy! Mam uculenie! – wójek ólotnil sie tak sybko jak psyjechal.
Anija i jej mama zostaly samne i musialy stawic cola zlym osom. Zpodobalo im sie grysenie Anij i wójka i niechcialy odejsc. Aniia barczo bala sie tyh zwiesątek i nie lubila och. Kiedys miala kota ktury wpadl pod samohud sonsiadow i zginal. Ciewcyna rospacala po jevo smiercu.
- Aniju muse wysnac ci brawde. Mrucek sginal wlasnie pses ozy. Nie pses zamochud. Tes go ukryzly i smusily zepy sie żucil pod niego – mama powiedzala.
- Wretne ozy! Tera ja waz zrzuce! – Anniia podesla do komoty. Wsiela radijo, otwosyla okno i walila radijem w banije as ta spadla i rozwalila sie. Nakonies Ania żucila radio s okna seby spadlo na restki bani i dobilo jesce zywe osy.
- Kak ja nie nafidze oz!
A ty drogi czytelniku, czy tak samo, jak Ania nienawidzisz os? :D
Możecie udzielić odpowiedzi w komentarzu!
Pozdrawiam Ingis 🔥💞
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro