Rozdział 14
Maya
Czułam mocny uścisk dłoni który dodawał mi sił, aby otworzyć oczy. Wiedziałam, że to Anthony czeka przy moim łóżku tak jak mi to obiecał. Poruszyłam się niespokojnie czując napięcie, na piersi które przypominało mi o tym, że wszystko poszło dobrze. Nie straszna była mi blizna, której mogłam się spodziewać.
Spojrzałam w jego kierunku nie mogąc się doczekać aż go zobaczę. Zaskakująco obok mnie nikogo nie było a uścisk dłoni jakby zniknął. Co dziwne czułam jakby ktoś tu był.
Jak przez mgłę przypominałam sobie, że widziałam.... To niedorzeczne. Mój tata nie żył więc jak mógł tutaj być. Pewnie od leków wszystko mi się mieszało. Wolałam o tym nie mówić, bo to mogłoby tylko rozdrażnić moje siostry, które jeszcze nie doszły do siebie po tym jak go straciłyśmy.
Rozejrzałam się wokół szukając czegoś co powiedziałoby mi która jest godzina i jaki mamy dzień. Czułam suchość w ustach od narkozy a każde poruszenie głową wywoływało zawroty głowy. Podciągnęłam się na tyle na ile pozwoliło mi to osłabione ciało.
Wyciągnęłam dłoń w poszukiwaniu telefonu. Zaczęłam przetrząsać szafki jednak znalazłam tylko krem do rąk, gumkę do włosów, kredki no i oczywiście mój batonik mleczny, ale telefon zniknął. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się jak mógł wyparować, skoro tutaj go odkładałam. Albo tak mi się zdawało i rzeczywiście narkoza podziałała otępiająco na mój mózg bardziej niż myślałam.
Westchnienie za mną zwróciło moją uwagę a napięcie w karku wszystko wyjaśniło.
- Czy ty możesz przez chwilę odpocząć? – zapytał stojąc przy nogach łóżka z kubkiem w ręce.
Jego twarz była przeraźliwie blada a w oczach czaił się smutek. Moja operacja wykończyła go bardziej niż mnie.
- Odpoczywałam. – wyszczerzyłam się. – Kilka godzin na sali operacyjnej.
I tyle mi wystarczyło. Od tego ciągłego leżenia czułam, jak plecy pulsują mi tępym bólem. Przyzwyczajona byłam do ruchu i ta sytuacja nie była dla mnie łatwa, ale wiedziałam, że za kilka dni będę mogła wrócić do domu.
- I będziesz odpoczywać więcej, jeśli tak każe lekarz – oświadczył mocnym tonem.
- No proszę cię – wyjęczałam. – Jestem zmęczona leżeniem.
- Serio?
- Tak – zapewniłam kiwając głową, za która po chwili się złapałam czując zawroty. – Głupia narkoza.
- Masz – podał mi ciepłą herbatę. – To może ci nie pomoże, ale przynajmniej się nawodnisz.
- Dziękuję – wzięłam gorący łyk owocowego naparu z nuta cynamonu.
Przypatrywałam się kątem oka Anthonemu który nie spuszczał ze mnie wzroku. Coś było nie tak. W ostatnim czasie był uśmiechnięty i zapewniał mnie, że wszystko będzie dobrze a teraz nic nie mówi. Po prostu siedzi i patrzy na mnie jakbym miała rozpłynąć się w powietrzu.
- Anthony nie musisz się martwić. – złapałam go za dłoń. – Wszystko jest w porządku.
- Wiem. – położył dłoń na mojej.
Pomimo jego zapewnienia nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że mnie okłamuję. Świadczyło o tym jego napięte ciało, które starał się przede mną ukryć pod nikłym uśmiechem.
- Więc co się dzieje? Jesteś jakiś nieobecny i zachowujesz się dziwnie – postawiłam na szczerość.
- To nic takiego – starał się mnie uspokoić, ale to jeszcze bardziej mnie zmartwiło. Nie chciał mi czegoś powiedzieć więc to było coś poważnego.
- Wcale nie – wyciągnęłam dłoń przykładając ją do jego policzka. – Co się dzieje Anthony? – zapytałam delikatnie nie chcąc go wystraszyć.
- Po prostu... - przymknął oczy. – Po prostu przy mnie bądź.
To błagające wyznanie sprawiło, że poczułam uścisk w piersi. Nigdy go takiego nie wiedziałam. Takiego załamanego.
- Chodź tutaj – zrobiłam mu miejsce obok siebie a on od razu skorzystał z propozycji.
Położył się obok mnie przytulając policzek do mojego ramieniu. Gładziłam go po włosach przeczesując je powoli i delikatnie a jego ciało z czasem zaczęło się rozluźniać.
Czułam ciepło jego ciała, ale nawet nie myślałam o tym, żeby wykorzystać sytuację. Anthony potrzebował obok siebie kogoś kto będzie przy nim i zwyczajnie pocieszy go. Chociaż nie wiedziałam z czego wynika jego przygnębienie zrobię wszystko, żeby poczuł we mnie przyjaciółkę.
***
Nie wiem, ile czasu minęło, ale Anthony zasnął. Najwyraźniej bardzo tego potrzebował a krążenie między domem, zajmowaniem się Josephine i mną go wykańczało. Dobrze, że już po wszystkim i teraz ja będę mogła zająć się nim.
Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem więc przykryłam bok głowy męża tak żeby wyciszyć jego ucho na dźwięki z zewnątrz.
- Widzę, że się obudziłaś – Manu obrzucił wzrokiem leżącego obok mnie Anthonego, ale nie dał po sobie znać, że go to zdziwiło. Jak sądzę nie byliśmy pierwszą parą, która wyczyniała takie rzeczy na szpitalnym łóżku.
- Możemy odbyć tę rozmowę trochę ciszej? – zaproponowałem nie chcąc obudzić Anthonego.
- Młodzi – przewrócił oczami jednak zajął miejsce obok po mojej stronie. Ułożył podkładkę na kolanie. – Jak samopoczucie?
- Dobrze.
- A ból?
- Do zniesienia.
- Jeszcze posłucham, jak pracuje twoje serce – wyciągnął z kieszeni statoskop.
- Okej.
- Rozepnij koszulę – wskazał na moją flanelę.
Zrobiłam co kazał i poddałam się jego woli. Przyłożył narzędzie do mojej piersi po czym kazał mi głęboko i spokojnie oddychać.
Jak tak stał nade mną przypominał mi mojego tatę. On też jednym słowem potrafił sprawić, że nie mogłam mu się sprzeciwić, bo wiedziałam ze choć się buntuję to i tak nie miałam racji. Manu w sumie był jak tata. Znał mnie od dziecka a każda wizyta u niego w gabinecie była pełna zabawy. W pewien sposób lubiłam te wizyty, bo dawały mi one poczucie normalności. Manu traktował mnie jak normalne dziecko a nie jak kogoś kto może w każdej chwili umrzeć.
- Wszystko w porządku – uśmiechnął się.
- Naprawdę? - nie mogłam w to uwierzyć.
- Sprawdź sama – zachęcił mnie wyciągając w moją stronę stetoskop.
Nie mogłam tego przegapić. Włożyłam do uszu słuchawki i przyłożyłam głowicę w to samo miejsce które chwilę wcześniej sprawdzał mężczyzna.
Usłyszałam silne i jednostajne bum, bum, bum, bum. Mimowolnie na twarzy pojawił mi się uśmiech. Było w tym coś cudownego a zarazem magicznego. Móc posłuchać bicia swojego serca – swojego zdrowego serca to było coś niezapomnianego czego nie dało się powtórzyć.
- Mayu – usłyszałam stłumione przez słuchawki swoje imię a potem dłoń na ramieniu.
Spojrzałam w kierunku Manu który z kolei pokazywał mi w kierunku Anthonego. Poruszenie obok uświadomiło mi, że śpioch się obudził.
Jednocześnie odwróciłam się w jego stronę i zdjęłam słuchawki. Podpatrywał mi się zaspanym wzrokiem, ale kiedy zauważył w moich rękach stetoskop jego oczy zaświeciły się.
- Mogę? – jego zachrypnięty od snu głos podziałał na moje wnętrze pobudzająco. Nie wiedziałam, że tak wielki wpływ może na mnie wywierać.
- Jesteś pewny, że dasz radę to znieść?
- Nie przekonasz się, jeśli nie sprawdzisz – zachęcił poruszając sugestywnie brwiami.
- Proszę – podałam mu narzędzie.
- To ja zostawię was samych – lekarz speszył się, kiedy zobaczył jakim wzrokiem patrzy na mnie Anthony. – Stetoskop zostawcie sobie na pamiątkę – machnął ręką i wyszedł.
- On chyba myśli, że będziemy.. no wiesz... - powiedział porozumiewawczo.
- Co on musiał widzieć w tym szpitalu – parsknęłam śmiechem.
- Chyba wszystko – założył słuchawki wyciągając jego końcówkę w moją stronę. – Połóż się i oddychaj.
- Tak jest panie doktorze – zatrzepotałam rzęsami.
Pozwoliłam mu poczuć to samo co ja. To jakby być w centrum wszechświata stojąc na ziemi i widząc wszystkie cuda jakie tylko można sobie wyobrazić.
Przy lewej piersi czułam kostki jego ręki które muskały mnie nieświadomie. Aczkolwiek ten dotyk nie miał żadnego podtekstu. Był zaledwie nic nieznaczącym przerywnikiem, który nawet nie mógł zmącić tej chwili.
- Bije tak mocno – ściągnął stetoskop nie odrywając wzroku od opatrunku.
Musnął palcami miejsce wokół niego a przez moje ciało przebiegł dreszcz. Jeśli to zauważył to nie dał tego po sobie znać.
- Boli?
- Nie – wyszeptała na wydechu.
- Obiecasz mi to? – zapytał. Zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co mu chodzi więc sprecyzował pytanie. – Obiecasz mi, że to już się nigdy nie powtórzy.
- Anthony co się dzieje? – wystraszył mnie.
- Obiecasz?
- Obiecuję – zapewniła żarliwie.
- Dziękuję – złożył czuły pocałunek na mojej piersi.
Postanowiłam, że na razie porzucę ten temat, ale będę musiała do niego wrócić. A okazja nadarzyła się bardzo szybko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro