Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 34

Maya

- Może z tobą pójdę? – zapytał zmartwiony Anthony. Odkąd wróciliśmy od lekarza nie odstępował mnie na krok. Posunął się nawet do tego, że wziął kilka dni wolnego w pracy, ale nie chciałam, żeby przeze mnie potem musiał zostawać do późna.

Potem wyszła sprawa z dokumentami z sądu. Najwyraźniej nie wszystko wypełniliśmy, jak powinniśmy i miałam się wstawić, żeby je złożyć ponownie. Głupia biurokracja, ale na to nic nie mogliśmy poradzić.

- Dam sobie radę – posłałam mu swoje irracjonalne spojrzenie.

Miałam kilka trudnych dni, ale doszłam do siebie. No może..., ale o tym nie musiałam sobie przypominać. Posiadanie dziecka było jak spełnienie marzeń, ale skoro los chciał inaczej co poradzić.

- Na pewno?

- Jestem dorosła i sobie poradzę – warknęłam nie chcąc dłużej z nim rozmawiać.

Naburmuszona szłam w kierunku budynku niosąc w rękach pełną dokumentację. Tym razem wypełnioną jak należy. Chyba.

Słońce świeciło tak bardzo, że miałam trudności z widzeniem. Osłoniłam oczy ręką, ale było już za późno. Zanim się zorientowałam wpadłam na kogoś przez co papiery które trzymałam w rękach rozsypały się na ziemię.

- Cholera no – jęknęłam pochylając się, żeby je zebrać.

-Maya? – aż zatkało mnie z wrażenia.

Głos był tak łudząco podobny do osoby, której nie chciałam nigdy więcej spotkać. Poniosłam wzrok na nią pochylającą się nade mną z wyrazem czystej radości. Jakby to co się wydarzyło nigdy nie miało miejsca.

- Kyler – warknęłam wściekła. Szybciej zaczęłam zbierać dokumenty byle by znaleźć się jak najdalej od niego.

- Miło cię widzieć – spojrzał na mnie z uznaniem.

Podniosłam z ziemi ostatni dokument i stanęłam przed nim. Wyglądał dokładnie tak jak widzieliśmy się ostatnim razem. Tak samo przystojny. Tak samo uśmiechnięty.

Ale to tylko pozory. Pod tym wszystkim była osoba, która roztrzaskał moje serce. Nie kochałam go ani on mnie jednak myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi. Jakże się zdziwiłam, kiedy okazało się, że to tylko część jego życia. Był beztroski i niczym się nie przejmował a zwłaszcza ludźmi, których mógł zranić.

- Co u ciebie słychać? – zapytał nie przejmując się tym, że prawie na niego nawarczałam.

- Dobrze dziękuję – posłałam mu swój wystudiowany uśmiech. – Przepraszam, ale muszę iść.

Chciałam go wyminąć, ale mi na to nie pozwolił. Złapał mnie za ramię zmuszając do zatrzymania się. Kiedy na niego spojrzałam zauważyłam zmarszczkę na jego czole. Zachowywał się jakby nie wiedział, dlaczego tak go traktowałam.

- Coś nie tak?

- Serio się pytasz? – wyrwałam rękę z jego uścisku. – Po tym co odwaliłeś ostatnim razem?

Jego tupet nie znał granic, ale co się dziwić, skoro zawsze cechowała go beztroska. Wcześniej nie zdawałam sobie z tego sprawy, ale kiedy stanął przede mną kilka lat później, kiedy byłam bardziej doświadczona zobaczyłam to. Był po prostu debilem.

- Myślałem, że rozumiesz.

- Oczywiście że tak. – zaśmiałam się szyderczo. – Każda kobieta zrozumie to, że wystawiłeś ją godzinę przed przyjęciem i przyszedłeś z kimś innym. Może i bym to zrozumiała, ale musiałeś wybrać akurat osobę, która mnie nienawidziła to tego nie mogłam zrozumieć.

- Spodobała mi się – wzruszył ramionami.

- Nic dziwnego. – spojrzałam na niego z pogardą. – Swój pozna swego.

- To nie było miłe, ale jak się ze mną umówisz to może ci wybaczę – puścił mi oczko. Tak, kurwa oczko jakby to było coś seksownego a wyglądało jakby coś wpadło mu do oka. Albo jak ta lalka barbie której opadła jedna powieka.

- Kochanie – najpierw poczułam jego dłoń na biodrze a potem obok mnie pojawiła się reszta jego sylwetki. – Wszystko w porządku?

- Tak. Właśnie żegnałam się ze znajomym – stwierdziłam beznamiętnie, bo tak było. Kyler był tylko znajomym spotkanym po latach.

- To zabolało. – złapał się teatralnie za serce. – Jestem tylko znajomym co? A byłem znacznie kimś więcej.

- Chyba coś ci się pomyliło.

- Może opowiem twojemu... przyjacielowi – spojrzał na jego dłoń na moim ciele. - ... co nieco o tobie.

- Nie ma takiej potrzeby – Anthony ledwo panował nad sobą. – Wiem wszystko co trzeba.

- Może niektóre rzeczy cię zaskoczą – zaśmiał się nerwowo. – Maya była moją najlepszą przyjaciółką.

- A teraz jest moją żoną – odparł władczym tonem. – I wiem o niej wszystko. No może nie o tobie, ale najwyraźniej nie byłeś kimś szczególnie ważnym w jej życiu. Idziemy? – zwrócił się do mnie.

- Oczywiście – uśmiechnęłam się.

Ciężko było mi nad sobą zapanować, kiedy ruszyłam z nim w kierunku budynku. Ta jego władczość i bezkompromisowość, kiedy rozmawiał z Kylerem działała na mnie pobudzająco. Co mogłam poradzić na to, że pociągał mnie mój własnym mąż.

- Kto to był? – zatrzymaliśmy się za zakrętem i jak tylko zniknął nam z oczu mąż otoczył mnie ramionami po czym przycisnął do ściany.

- Zazdrosny? – zapytałam przekornie.

- Jak cholera – warknął nie spuszczając ze mnie wzroku.

- W sądzie lepiej nie przeklinać – rzuciłam przyciągając go bliżej. – A co, jeśli cię zamkną? – musnęłam jego wargi swoimi zmysłowo.

- Tak myślisz? – podjął grę obejmując dłonią mój pośladek.

- Mhm – wymruczałam łapiąc zębami jego wargę. Bawiłam się nią i lizałam jak opętana. Dotąd nigdy nie robiłam takich rzeczy. Czułam się wyuzdana, ale cieszyło mnie to. Przy nim byłam sobą. – Spójrz na to z drugiej strony. Gdyby cię zamknęli moglibyśmy widywać się podczas spotkań małżeńskich.

- Wolę już nie przeklinać. Dzień bez ciebie jest jak dzień stracony – napadł na mnie swoimi wargami.

Pocałunek ten był pełen pasji i pożądania. Nasze ciała stykały się łącząc się w jedno. Czułam jak łącząca nas więź zacieśnia się z każdą chwilą, którą z nim spędzam.

- Drodzy państwo to nie miejsce na takie ekscesy – piskliwy głos kobiety dotarł do mnie jak przez mgłę spowijającą nas swoim kokonem.

Oderwałam się do niego rozumiejąc co się dzieje. Tak mnie omotał swoimi oczami, że nie zdawałam sobie sprawy, gdzie się znajdujemy. Kobieta ostudziła mój zapał, który kompletnie wyparował a pojawiło się zażenowanie. Znaleźliśmy się w sytuacji, w której nikt nie powinien nas wiedzieć.

Anthony niczego sobie z tego nie robiąc spojrzał na kobietę kontem oka a jednocześnie ścisnął mocniej moje pośladki.

- Anthony – warknęłam odsuwając jego dłonie.

Spojrzał na mnie rozbawiony po czym obrócił się do kobiety.

- Przepraszam za żonę. Kiedy się tak zachowuję nie mogę nic poradzić. A że jej trochę odbija to nie moja wina – wzruszył ramionami.

- Anthony – pacnęłam go dłonią w ramię chcąc zapaść się pod ziemię.

- Widzi pani – powiedział łapiąc się z ramię. – Nawet mnie bije. – westchnął teatralnie. – Ale i tak jej wybaczę.

- O na pewno – zaśmiałam się planując zemstę. – Już widzę, jak mi wybaczasz śpiąc na kanapie w salonie – widzę, że nie podoba mu się ten pomysł a z kolejnymi słowami wychowanymi z moich ust uśmiech znika z jego twarzy a pojawia się przerażenie. – Albo jak sam robisz sobie śniadanie. Jak budzisz się w pustym zimnym łóżku. Jak sam wybierasz sobie krawat. Jak spędzasz czas na robieniu sobie obiadu. Jak...

- Okej zrozumiałem. – wypalił przerywając mi. – Przepraszam. – kajał się. – Jesteś cudowną żoną i niczego nie pragnę najbardziej jak zasypiać z tobą w moich ramionach.

- Tylko tego by ci brakowało? – no zaskoczył mnie. – Skoro tak to reszta tego po powiedziałam nie ma dla ciebie znaczenia, prawda?

- Może trochę przesadziłem ze słowami. – poluzował nerwowo krawat.

- Trochę? – nie dawałam za wygraną. Widzieć go w takim stanie to było coś pięknego.

- Może więcej niż trochę.

- Niech będzie. – pogładziłam go po piersi. – Wybaczyłabym ci wszystko.

- Nawet zdradę? – wiem, że żartował, ale na samą myśl zalewała mnie krew.

- Wtedy potrzebowałam adwokata. – pokiwałam głową.

- Na szczęście nie musze szukać nikogo innego. Ty wystarczasz mi w zupełności.

Spojrzałam na przyglądającą się nam kobietę, która nie patrzyła na nas z dezaprobatą a znacznie się uśmiechała. Kiedy zauważyła na sobie mój wzrok uśmiechnęła się mrugając do mnie przekornie po czym ruszyła w dalszą drogę.

- Faktycznie masz szczęście, bo gdybym dowiedziała się ze coś kombinujesz urwałabym ci jaja – zapewniłam poklepując go po policzku.

Jego zaskoczona mina była niezapomniana.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro