Rozdział 33
Maya
Ubierałam się w ciszy nie chcąc tego psuć, ale mój umysł pracował na najwyższych obrotach. Czułam co ma mi do powiedzenia a to było jak odkładanie nieukojonego. Przychodzi jednak taki moment, kiedy trzeba zmierzyć się z losem, który prędzej czy później i tak by nas dosięgnął.
Ruszyłam w stronę krzesła wkładając bluzkę do spódnicy. Przygładziłam ją i zajęłam miejsce obok czekającemu na mnie Anthonego. Z nerwów zaczęłam skubać skórki przy paznokciach. To był tik, którego nie mogłam się pozbyć od lat a który towarzyszył mi za każdym razem, kiedy się denerwowałam.
- Hej – złapał moją dłoń zanim przeorałam ja tak że zaczęła płynąć krew. – Nie denerwuj się tak. – pokrzepiająco ścisnął moją dłoń i ułożył ją sobie na kolanie.
Chciałam powiedzieć mu sama, ale nie miałam na tyle odwagi. Coś blokowało mój przełyk nie pozwalając, żeby z moich ust wyszła nawet pojedyncza litera.
- Mayu wiesz o czym chciałem porozmawiać prawda – lekarz odłożył okulary na stolik i spojrzał na kolejno z nas.
- Nic się nie zmieniło prawda? – zapytałam zamiast tego.
- Coś nie tak z jej sercem? – odezwał się Anthony. Nasza wymiana zdań mogła dla niego wyglądać podejrzanie przez co zaczął zakładać, że coś jest nie tak. Było, ale nie z tego powodu co myślał.
- Serce pracuje bez zarzuty. Zabieg poszedł dobrze a rana już się zagoiła.
- Więc o co chodzi? – patrzył na nas na przemian. Nie potrafiłam mu o tym powiedzieć.
- Maya od urodzenia miała słabe serce a operacja pomogła usprawnić jego prace, ale nigdy nie będzie działać tak jak u zdrowych osób. – zaczął niepewnie lekarza. Pokiwałam mu głową, że może powiedzieć to mojemu mężowi.
- Będą w przyszłości takie problemy jak sprzed kilku miesięcy? – dopytywał.
- Tego nie wiemy, ale nic na to nie wskazuję.
- Więc o co kurwa chodzi – krzyknął nie mogąc się opanować.
- Anthony – pociągnęłam jego dłoń, żeby spojrzał na mnie. – Wiedziałam, że po zabiegu nie wszystko wróci do normy i pogodziłam się z tym.
- Z czym? – jego rozbiegany wzrok sprawiał, że miała ochotę wybuchnąć płaczem.
Czy tak naprawdę się z tym pogodziłam? NIE. Z tym nie da się tak po prostu przejść do porządku dziennego. Kiedy już miałam mu powiedzieć prawdę ubiegł mnie lekarz.
- Maya chociaż po zabiegu ma słabe serce, które będzie w stanie zapewnić jej życie do starości, ale nie jest na tyle silne, żeby znieść dodatkowe obciążenie.
- Nie rozumiem – zmieszał się.
- Maya nigdy nie będzie mogła mieć dzieci – odpowiedział.
Usłyszenie tych słów na głos było jak uderzenie samochodem z pełną prędkością w betonowy mur. Myślałam, że z czasem po zabiegu to się zmieni, ale jego pewne słowa zniszczyły moje marzenia.
- Wiedziałaś? – zapytał mnie, ale widząc moja minę nie powiedział nic więcej.
- To wszystko – chrząknęłam i zwróciłam się w stronę lekarza, kiedy poczułam, że mój głos zaczyna się łamać.
Starałam się być silna. Nie chciałam pokazać jak wiele wysiłku kosztuje mnie wyjście od niego z wysoko podniesiona głową i maską na twarzy.
- Przykro mi – współczujące spojrzenie lekarza odprowadziło mnie do drzwi.
W drodze do domu nie odzywaliśmy się do siebie, ale coś się między nami zmieniło. Pojawiła się niezręczność, której nie mogliśmy przełamać a każda próba kontaktu wzorkowego spotykała się z uciekaniem wszędzie tak gdzie nie widzieliśmy swoich oczu.
Anthony sprawiał wrażenie zamyślonego co pozwoliło mi odpoczęcie od jego pytań na temat jak się czuję i czy wszystko w porządku. Odkąd wyszliśmy od lekarza nie odezwał się ani słowem. Nie wziął mnie też za dłoń jak to miał w zwyczaju.
Zatrzymał samochód się na podjeździe bez słowa. Wysiadłam nawet nie sprawdzając czy podążą za mną. Usłyszałam tylko trzask drzwi samochodu.
Emocje i wydarzenia tak mnie przytłoczyły, że poczułam wielkie zmęczenie. Chciałam tylko na chwilę położyć się i odpocząć.
- Mayu – w drzwiach stanął Edward przypatrując mi się zaniepokojony.
- Jestem trochę zmęczona – wyszeptałam i nie zastanawiając się czym mnie usłyszał podążyłam do sypialni.
Anthony
Kurwa. Jak to się mogło dziać. Maya nigdy nie będzie mogła mieć dzieci – spodziewałem się usłyszeć wszystko, ale nie tego.
Nie mogłem znaleźć na to słów, dlatego milczałem. Cisza przeciągnęła się do czasu wejścia do domu, gdzie Maya odpowiedziała załamanym głosem, że jest zmęczona.
Odprowadzałem wzrokiem jej zgarbioną sylwetkę i drżące ciało. Nie potrafiłem znaleźć słów, żeby ją pocieszyć. Bo kto jest w stanie zmierzyć się z takim bólem.
- Co zrobiłeś? – Edward napadł na mnie prawie mnie przewracając, kiedy złapał mnie za koszulę z mordem w oczach.
Rozumiałem, że się o nią troszczy, dlatego nie odepchnąłem go. Sam zareagowałbym tak samo gdybym był na jego miejscu.
- Byliśmy u lekarza – odparłem spokojnie.
- Co powiedział?
- A możesz mnie puścić – spojrzałem na jego zaciśnięte w pięści dłonie.
- Mów – odepchnął mnie.
- Wszystko w porządku... z sercem, ale nie z resztą.
- Z czym?
- Lekarz powiedział, że... - przejechałem ręką po twarzy nie mogąc uwierzyć w te słowa. - ... nie będziemy mogli mieć dzieci, bo to zbyt duże ryzyko.
- Biedna mała – spojrzał w kierunku, w którym zniknęła.
- Przygotujesz jej coś, bo jak ja znam to nie zjedzie ani na obiad, ani na kolację – zapytałem.
- Za chwilę coś wymyślę – rzucił się w stronę kuchni. Każdy radził sobie z tym na swój sposób, ale jak radziła sobie Maya?
***
Zamknąłem za sobą drzwi od sypialni nie spuszczając wzroku z leżącej do mnie plecami żony. Słyszałem jak cicho pociąga nosem, ale stara się przede mną ukryć. Jednak nie dało się zamaskować wstrząsającego jej cichym szlochem ramion.
Zrzuciłem z nóg buty i położyłem się tuż za nią. Przyciągnąłem ją do swojej piersi i nie puszczałem nawet wtedy, kiedy chciała mnie odepchnąć.
- Cii – szepnąłem w jej uchy.
Objąłem ją najmocniej jak mogłem, żeby jej nie zranić i nie miałem zamiaru wypuścić jej z ramion. Nie wiem co czuła, ale mogłem ja wspierać.
Usłyszenie tego, że nie będziemy mieć dzieci w pewien sposób sprawiło, że teraz zacząłem o tym myśleć. Chciałem kiedyś założyć rodzinę, ale nie przywiązywałem do tego tak wielkiej wagi. Do czasu aż zrozumiałem, że nie chcę rozwodu. Mam żonę, która jest dla mnie bardzo ważna i nie chcę tego zmieniać.
- Chcę zostać sama – odezwała się zachrypniętym od płaczu głosem.
- Nie zrobię tego. Jesteś moją żoną a moim obowiązkiem jest opiekować się tobą.
- Nie prosiłam cię o to – odpowiedziała z wyrzutem.
- Nie musisz. Chcę być przy tobie, kiedy masz trudny okres. Może to co powiem nic nie zmieni, ale przykro mi, że nie będziemy mogli mieć dzieci.
- Mogli?
- Jesteś moją żoną co nie? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Z umowy.
- Nie dla mnie. Ten pierścionek... – złapałem ją za palcem, na którym widniała obrączka. – ...świadczy o tym, że jesteśmy mężem i żoną i nic tego nie zmieni.
- Ale...
- Żadnego, ale – przerwałem jej nie tylko dlatego że mówiła głupoty. Bardziej obawiałem się tego, że zniszczy to co stworzyliśmy a na to nie byłem gotowy.
Więcej już się nie odezwała. Leżeliśmy w ciszy nie wiem jak długo, ale momentami Maya wybuchała płaczem by po chwili zamilknąć. Powtarzało się to kilka razy, podczas których po prostu przy niej byłem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro