Rozdział 3
Maya
Ruszyłam w stronę jego samochodu. Dokładnie tak. Skoro i tak tu przyjechał to mógł równie dobrze zabrać mnie do domu.
- Otworzysz? – spojrzałam na niego kpiąco widząc jak wiele kosztuję go, żeby nie wybuchnąć. Mam z tego cichą satysfakcję, bo jednak wywołuje w nim jakieś reakcje. Może nie do końca dobre, ale to zawsze coś.
Po usłyszeniu cichego kliknięcia otworzyłam drzwi wsiadają do samochodu. Całe wnętrze pachniało nim. Mieszanką szałwii, cyprysu i rzadką ambrą a dokładnie co udało mi się podpatrzeć na szafce w łazience.
Było coś co pozwalało mi na przetrwanie w tym związku. Mój mąż jest przystojny – właśnie tak. Z wysportowaną sylwetką i wzrostem, który przewyższał mój nawet w szpilkach, które miałam na nogach przypomniał mi niektórych aktorów grających w filmach. A te jego ciemne włosy w odcieniu jasnego brązu zaczesane na jedną stronę dopełniały dzieła.
Nie żebym była osobą patrzącą na to jak ktoś wygląda, ale miał w sobie coś ujmującego. Pod płaszczykiem gbura wiedziałam, że jest inny, ale nie chciał tego przede mną pokazać. Rozumiałam go, bo robiłam tak samo.
Kiedy wsiadł i włożył okulary przeciwsłoneczne poczułam, jak robi mi się gorąco. Zacisnęłam mocniej dłonie na torebce i poruszyłam się niespokojnie.
- Jedziesz? – zapytałam, kiedy w dalszym ciągu staliśmy na parkingu.
Ja patrzyłam na niego a on na mnie tylko różniło nas to, że on widział moje oczy a ja tylko własne odbicie w jego okularach. Czułam się z tym nieswojo, bo nie widziałam jego oczu a one mogły mi wiele pokazać o samopoczuciu drugiej osoby.
- Tak jedziemy – odpowiedział odpalając samochód. Odetchnęłam z ulgą, że zakończył temat, ale wiedziałam, że to tylko kwestia czasu aż zacznie go od nowa.
Do głowy wleciała mi jedna myśl. Zerknęłam na niego kątem oka zastanawiając się, dlaczego tak rzadko odwiedza swoją babcię i dlaczego nie chcę wziąć jej ze sobą do domu. Oczywiście kobieta mówiła, że tego nie chcę, ale skąd mam mieć pewność, że to nie działania jej wnuka. Co z kolei generowało nowe pytania. Dlaczego zgodził się wyjść za mnie, skoro mógłby z łatwością znaleźć pracę gdzieś indziej. Muszę się dowiedzieć o co tak naprawdę chodzi.
Intuicja podpowiadała mi, że nie jest bezduszny i nie mógłby tak po prostu zostawić swojej babci a zwłaszcza w takim ośrodków. Wiedziałam co nieco o tej instytucji i na pewno nie należała ona do tanich. Miesięczne utrzymanie jednej osoby to prawie półroczne zarobki niektórych osób, ale za to opieka była na najwyższym poziomie.
Dlaczego więc nie chciał, żeby mieszkała razem z nim. Przecież równie dobrze mógłby zatrudnić opiekunkę, która zajęłaby się Josephine, kiedy byłby w pracy i nie mógłby się nią zajmować.
- Wyrzuć to z siebie.
- Słucham? – spojrzałam na niego skołowana.
- Czuję, jak myślisz i nie podoba mi się to. – przeczesał ręką włosy. – Nie znasz mnie a już wymyśliłaś sobie o mnie zdanie.
- Ty też mnie nie znasz a myślisz o mnie jak najgorzej. – wyciągnęłam dłoń i ściągnęłam mu z twarzy okulary. – Tak lepiej.
- Oddaj – wyciągnął dłoń.
- Dlaczego? – wygięłam usta w podkówkę i ciesząc się rzuciłam trzymanymi w dłoni okularami z tyłu na siedzenie. – Ups.
- Zachowujesz się jak dziecko.
- Dla twojej wiadomości jestem pełnoletnia i zanim coś powiesz o mojej dziecinności pamiętaj o tym, że jesteś moim mężem. – pomachałam mu dłonią z obrączką przed oczami. – Radziłabym żebyś o tym pamiętał, bo jeśli jestem dzieckiem to kim ty jesteś?
Zaciśniecie szczęki było jedynym znakiem, że trafiłam w czuły punkt.
Anthony
Ta dziewczyna działała mi na nerwy jak żadna nigdy dotąd. Była zbyt idealna, żeby była prawdziwa. Jej zachowanie było nienaganne, maniery na najwyższym poziomie a to że udzielała się charytatywnie jeszcze bardziej działało na jej korzyść.
Sprawiało to też, że jej perfekcyjność drażniła mnie. Nikt nie mógł być tak idealny. Musiała mieć słaby punkt albo jakaś wadę, ale u niej nie mogłem jej znaleźć. Od trzech miesięcy starałem się znaleźć choć jedną rzecz, którą bym w niej nienawidził. Tak się jednak nie stało a moja frustracja rosła z każdym dniem.
- Dla twojej wiadomości jestem pełnoletnia i zanim coś powiesz o mojej dziecinności pamiętaj o tym, że jesteś moim mężem. – pomachała mi dłonią z obrączką przed oczami. – Radziłabym żebyś o tym pamiętał, bo jeśli jestem dzieckiem to kim ty jesteś?
Moja aluzja do tego, że była dziecinna podziałała na mnie jak kubeł zimnej wody. Zdawałem sobie sprawę, że mogła mieć dwadzieścia lat albo trochę więcej a co za tym idzie była ode mnie młodsza.
Jak mógłbym o tym zapomnieć. Budziłem się i zasypiałem obok niej a było to coś innego w porównaniu do moich poprzednich związków które były nic nie znaczącym przerywnikiem w moim życiu. Jak jednak mogłem tłumaczyć sobie to jak wyglądała nasza sytuacja i absurd z naszym małżeństwem.
- Uwierz mi, że jesteś ode mnie młodsza, ale na pewno nie jesteś już dzieckiem – oświadczyłem, kiedy przypomniałem sobie jak przytulała się do mnie przez sen. Od razu, kiedy dotarło do niej co zrobiła odskoczyła jak oparzona i zaczęła mnie przepraszać. Nic nie mogło jednak zamazać uczucia jej piersi przyciśniętych do mojego boku.
- Skąd możesz to wiedzieć. Nawet nie widziałeś mnie nago – wypaliła, ale chyba dotarło do niej to co mówi, bo na jej policzkach pojawił się rumieniec.
- Na szczęście nie muszę. – powiedziałem przecząc samemu sobie. Na myśl, że zobaczyłbym ją bez ubrań działał na mnie, ale co ja mogłem. Byłem facetem, który potrafił docenić kobiece piękno.
- Nie musisz być taki protekcjonalny. Wiem, że nie widzisz we mnie kobiety, ale nie musisz okazywać tego w taki sposób.
- Co? – przecież powiedziałem tylko że nie wypadałoby gdybym widział ją nago.
- To, że nie widzisz we mnie kobiety nie znaczy, że nią nie jestem. – szarpała się z pasem.
- Zdaję sobie z tego sprawę. – mówiłem, ale ona już nie słuchała. Wypadła z samochodu jak tylko zatrzymałem się nim na podjeździe. – Maya zaczekaj.
Wołałem za nią, ale ona nie chciała się zatrzymać. Zastanawiałem się w którym momencie mogłem ją obrazić i wywołać taką reakcję jednak nic nie przychodziło mi do głowy.
- Nie mamy o czym rozmawiać.
- A mnie się zdaję, że mamy – złapałem ją za dłoń. Zatrzymała się i obróciła w moją stronę. – O co ci chodzi?
- O to, że nie liczysz się z moimi uczuciami. Nie starasz się żebyśmy jakoś się ze sobą dogadali.
- To nie z mojej winy trwamy w tym bagnie – wypaliłem.
Maya
To nie była też moja wina, ale dla niego najwyraźniej nie miało to znaczenia.
- Ani moja.
- Ale to przez twojego ojca musiałem wziąć z tobą ślub. Wiedział jak wiele ta praca dla mnie znaczy.
- Nie wszystko kręci się wokół ciebie. Ja też mam swoje problemy. - krzyknęłam nie mogąc się opanować. Lata praktyki panowania nad gniewem trafił szlag.
- Maya...
- Choć raz się zamknij i nic nie mów – darłam się.
Nie mogąc znieść jego widoku wyszarpałam dłoń z jego uścisku i zniknęłam w domu. Zostawiłam go samego na podjeździe wiedząc, że nie pójdzie za mną.
Złość buzowała we mnie, ale bardziej byłam zawiedziona jego zachowaniem. Naprawdę chciałam się z nim zaprzyjaźnić tak żeby łatwiej było przetrwać nam ten okres jednak on na każdym kroku to utrudniał. Nie miałam zamiaru dalej się starać, skoro on tego nie widział ani nie chciał wyjść z inicjatywą.
Trzasnęłam drzwiami od sypialni i oparłam się o nie biorąc głębokie i spokojne oddechy. Czułam, jak serce galopuje mi coraz szybciej i szybciej. Przez niego i naszą kłótnię znowu poczułam ucisk w piersi. Ten kłujący a jednocześnie rozrywający ból, który przypomniał mi jak bardzo jestem wybrakowana.
Ruszyłam w stronę szafki, w której trzymałam swoje leki na serce. Od kilku miesięcy okłamywałam siostry, że wszystko jest w porządku, ale robiłam to dla samej siebie. Wzięłam do ust tabletkę i połknęłam starając się nie zakrztusić.
Wdech i wydech – mówiłam po cichu. Moje rozszalałe serce jednak nie chciało słuchać. Żyło własnym życiem i nic nie mogłam na to poradzić. Jedyne na co liczyłam, że jest na tyle silne, że da mi jeszcze kilka lat życia. Tak czy inaczej wiedziałam, że prędzej czy później wysiądzie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro