Seventeen
Zmęczony po przyjemnym wysiłku, opadam na jej również spocone ciało. Leżąc na jej piersiach, wsłuchuję się w szybkie bicie jej serca. Uwielbiam to, że to ja do tego doprowadziłem. Podnoszę głowę i zerkam na jej twarz. Posyła mi delikatny uśmiech, który dla mnie jest zniewalający i to właśnie on mnie urzekł przy pierwszym naszym spotkaniu. Już chyba wtedy się w niej zakochałem.
-Zmęczona?
-Nie tak bardzo jak ty. Tracisz formę, Styles- chichocze.
-Udowodnić ci, że się mylisz?
-Oj nie pochlebiaj sobie- śmieje się i przeczesuje palcami moje loki.
Wpatrujemy się w siebie z widocznym uśmiechem na twarzy i rozkoszujemy się swoim widokiem.
-Co my robimy?- szepcze, prawdopodobnie sama do siebie.
-Nie mam pojęcia, kochanie- odpowiadam jednocześnie zakładając pojedyncze kosmyki włosów za jej ucho.
-Dlaczego?
-Tacy już po prostu jesteśmy i tego nie zmienimy.
Na chwilę zapada między nami cisza. Obserwujemy siebie nawzajem. Jednak moją uwagę przykuwają jej zaszklone oczy. Niepokoi mnie to. Czy ja zrobiłem coś nie tak?
-Tęsknię za tobą i za tym co było kiedyś- odwraca swój wzrok w przeciwnym kierunku. Z jej pięknych oczu uciekają pojedyncze łzy. Nie znoszę tego widoku, ale najgorsze jest to, że mnie zaskoczyła swym wyznaniem i nie wiem co mam odpowiedzieć. Nie chcę, aby czuła się niekomfortowo.
-Ja za tobą też- ocieram kciukiem jej twarz.
-I to bardzo mocno- dodaję.
Ponownie spogląda na mnie.
-Pocałuj mnie- szepcze.
Nie musi powtarzać. Od razu z wielką przyjemnością spełnię jej pragnienie. Głód naszej bliskości sprawia, że niewinne pieszczoty ponownie przeobrażają się w coś więcej. I kolejny raz zatracam się w tej niesamowitej kobiecie, którą kocham ponad wszystko.
...
-Otwórz buzię i nie otwieraj oczu!- mówię przez śmiech.
Leżymy nadzy w barłogu i delektujemy się wolnością. Jest bardzo romantycznie. Po straceniu energii, na nowo ją uzupełniamy.
-A jak mnie otrujesz?
Włosy Lucy są w całkowitym nieładzie, co tylko dodaje jej seksapilu.
-Fakt, przeszło mi to przez myśl.
Chichocze.
-I kto cię wtedy będzie tak dobrze zaspokajał jak nie ja?
Wybucham śmiechem i całuję ją przelotnie w usta.
-Nie pomyślałem o tym. Przecież tylko po to się z tobą zadaję.
-Ey!- szturcha mnie.
-Oj no weź! Nie obrażaj się, skarbie. Masz też wiele innych zalet.
-Na przykład jakie?
-Hmmm... potrafisz mnie bardzo szybko wkurzyć.
Prychnęła.
-I to ma być zaletą?
-Tak, dla mnie jest.
-Ale to zalicza się do wad, a nie do zalet.
-Uwielbiam to, że mnie tak irytujesz. Dzięki temu czuję adrenalinę.
-Adrenalinę?- uśmiecha się.
-Tak.
-Ty jednak głupi jesteś Styles.
-Ey! Gdybym był głupi, nie potrafiłbym wielu rzeczy. A teraz dzięki mojej wrodzonej inteligencji jesteś zadowolona i rozluźniona.
-Powtórzę się: nie pochlebiaj sobie.
-Dobra, nie odwracaj mojej uwagi. Otwórz buzię.
Rozchyla swoje kuszące usta, a ja powstrzymuję moją bujną wyobraźnię na temat grzesznych scen naszej dwójki.
Karmię ją soczystymi truskawkami polanych czekoladą w bitej śmietanie.
-Mmmm jakie dobre- mówi z pełną buzią.
Śmieję się cicho.
-Słyszę cię, a nie pozwoliłam ci się ze mnie śmiać!- ostrzega.
-Zadziorna- drażnię się.
-Uważaj!
-Póki co, to ja mam większą władzę biorąc pod uwagę nas dwoje.
-Doprawdy?
Po chwili czuję jak jej dłoń zaciska się na mnie.
Ja pierdole.
Zamykam oczy i wstrzymuję powietrze.
_______________________________________
Wróciłam :)
Połowa wakacji za nami :c
Do następnego xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro