Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7: Życie nadprzyrodzone coraz częściej zaskakuje

Weszłam do domu, ale nie zastałam nikogo, o czym mówiły zgaszone światła wszędzie. Wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer do rudowłosej. Od razu odebrała.

- Lydia, do cholery, gdzie jesteś? - zadałam jej pytanie.

- W centrum...

- O tej godzinie? Po co?

- To nie tak, chyba coś znalazłam...

- Rozumiem, w które miejsce przyjechać?

- Pod mostem.

Po tym zdaniu się rozłączyłam. Złapałam klucze od domu i kurtkę. Otworzyłam drzwi, a za nimi ukazał mi się Isaac.

- Czego chcesz? - warknęłam. - Wychodzę.

- Właśnie widzę - prychnął. - Do mnie też dzwoniła. Podwiozę cię.

- No ok.

Wsiedliśmy do jego samochodu bez słowa i ruszyliśmy tam, gdzie kazała Martin. Dojechaliśmy szybko, o tej godzinie rzadko kto jeździ tymi drogami. Na miejscu była już policja i pogotowie. W tym samym czasie, co my, pojawili się Scott i Stiles.

- Clare! - usłyszałam wołanie przyjaciółki. Stała razem z Malią i Kirą.

- Jezu, co tu się stało?

Mówiąc to spojrzałam na rozwalone auto i plamy krwi na asfalcie.

- Możliwe, że więzień zwiał - wytłumaczyła.

- Pierdolisz - skomentował Lahey. - To musiał być ktoś od nas.

Od nas? Ach tak, nas wilkołaków.

Nagle do naszej grupki podszedł McCall.

- Rozmawiałem z szeryfem - oznajmił, patrząc na mnie. - Twierdzi, że Donovan jest czymś i mam to sprawdzić. Clarie, nie wyczułaś niczego?

Clarie? Od kiedy cały czas się tak do mnie zwraca?

- Jeszcze nie miałam okazji - powiedziałam i ponownie zaczęłam się rozglądać. Wzięłam głęboki wdech. Przetrzymałam chwilę powietrze, po czym powoli je wypuściłam. To było zbyt dziwne. - Czuję coś, ale jest ono bardzo nie wyraźne. Tak jakby zanika...

- To wiele nam nie mówi - włączyła się Yukimira.

- Mi mówi wiele - nie zgodziła się Malia.

- Również, wystarczy delikatny zapach, aby kogoś lub coś wywęszyć - wytłumaczyłam, a wróciły wspomnienia, gdy z chłopakami ścigałam Boyda i Corę.

- Świetnie, więc chodź! - Scott złapał mnie pod ramię. Idziemy przeszukać okolicę. Isaac też się rusz!

Byłam pewna, iż właśnie blondyn przewraca oczami, lecz posłusznie poszedł za nami.

Nigdy nie byłam w tej okolicy. Było tam dosyć ciemno, a wilgoć pokrywała mury czy ściany.

- Macie coś? - spytał alfa.

- Krew? - odparł beta.

Pokiwałam na znak zgody i pobiegliśmy w stronę źródła zapachu. Doprowadziło to nas do do zaułka. Niespodziewanie na Scotta ktoś się rzucił, ale wilkołak od razu go powalił. Był to jakiś koleś, chyba niezbyt starszy od nas. Miał rękach kajdanki. Powtarzał w kółko jedno imię, patrząc na nas z przerażeniem.

- Tracy Tracy Tracy Tracy Tarcy...

Kto to do kurwy ta laska?

- Skontaktuję się z Parrishem - poinformował nas brunet.

Isaac złapał mocno za barki uciekiniera i zaczęliśmy się iść z powrotem do miejsca zbrodni.

~~~~~~~~~~

Następnego dnia przed lekcjami spotkaliśmy się wszyscy na parkingu przy szkolnym autobusie.

- Tracy Stewart nie cierpiała na zwykłą bezsenność, miała koszmary - powiedziała nam Martin.

- Laska teraz wyparowała i nikt nie może jej znaleźć - prychnęłam. - Zabawa w chowanego, fajnie.

Wszyscy, prócz Stilesa i Malii, spojrzeli na mnie dziwnie, a mnie zastanawiało, dlaczego w tym kręgu znajduje się kolejny człowiek. Ściśle mówiąc Liam przeprowadził swojego przyjaciela, Masona?

- Powinniśmy ją zabić - stwierdził kojotołak.

- Mocne... - odezwał się "nowy".

- Lepiej skupmy się na jej znalezieniu, a potem zobaczymy, co dalej.

- To nie będzie takie łatwe. Będzie się chować, aż zabije jeszcze więcej niewinnych ludzi. I ty mówisz, że zobaczymy? - patrzyłam w oczy Scotta z frustacją. - To głupie. Zabójcy nie znajdziesz, jeśli on tego nie będzie chciał. Dobrze o tym wiesz.

Domyślił się, o czym mówię.

- Clare...

Nie zwracając na niego uwagi wzięłam swoje rzeczy i weszłam do szkoły.

~~~~~~~

Na biologii nauczycielka oddała testy. Za specjalnie nie stresowałam się oceną. Wiedziałam, że źle na pewno nie było. Kobieta podała pracę mi i Lydii. Banshee miała dziewięćdziesiąt osiem procent.

- Ty sobie ze mnie jaja robisz?

- Zrobiłam jeden błąd - uśmiechnęła się.

- W którym?

- Ostatnim - to może być tylko dar, aby tak dobrze zdawać sprawdziany. - A ty ile masz?

Zerknęłam no moją kartkę i nie mogłam uwierzyć.

- Dziewięćdziesiąt pięć...

- No wreszcie nie tylko ja będę kujonem - rzekła szczęśliwa. Jeszcze coś do mnie mówiła, ale nie słuchałam jej. Moją uwagę przykół Theo, który z zabójczym uśmiechem patrzył w moją stronę. Zignorowałam go. Ten gość nie przypadł mi do gustu.

Pani profesor przeszła do lekcji i poprosiła Scott, ponieważ jemu test także poszedł dobrze, aby przeczytał pracę domową. On jednak jakby nie mógł. Spojrzałam na drzwi, które były otwarte, gdyż stał w nich Dumbar. Uruchomiłam swój nadzwyczajny słuch, co zrobił również McCall.

- Przyszła na lekcję historii - mówił młodszy. - Tracy jest w szkole.

Po tym Liam szybko zniknął, a my usłyszeliśmy alarm przeciwpożarowy.

- To tylko ćwiczenia! - krzyknęła nauczycielka. - Spokojnie opuście salę!

Szybkim krokiem wyszłam z pomieszczenia. Dołączyłam do Scotta oraz Liama i ruszyliśmy do sali pana Yukimiry. Tam Tracy siedziała za ławką, mocno trzymając za rękę jakąś dziewczynę, chyba miała na imię Hayden. Po jej minie było widać, iż ją to boli.

- Tracy spokojnie - odezwał się McCall. - Nic ci nie zrobimy.

Wilczyca spojrzała na nas. Była przerażona. Wstała powoli, nie opuszczając z nasz wzroku.

- Nadchodzą - wreszcie coś powiedziała i puściła ciemnowłosą. - Idą po nas - kończąc runęła nieprzytomna na ziemię, a z jej ust wypłynęła w dużej ilości srebnej ciecz.

- Cholera, Scott weź ją stąd - wydałam rozkaz.

Chłopak posłusznie wziął ją na ręce i opuściliśmy budynek. Przed nim czekała Malia z Isaaciem oraz Stilinskim. Dobrze wiedzieliśmy, że musimy powiadomić o wszystkim Deatona.

~~~~~~~~~

Druit zbadał Tracy, a żeby zapobiec kolejnym zabojstwom, stworzy pole, przez które nie może przejść istota nadprzyrodzona, czyli nasza czwórka została skazana na swoje towarzystwo.

- Sprawdzimy coś - oświadczył Alan.

Wyjął mały nóż i przejechał nim po skórze dziewczyny, które nadal się nie obudziła. Nic się nie stało, oprócz tego że to narzędzie się złamało.

- Co do kurwy? - syknęłam w tym samym czasie, co Lahey.

- Potrzebny większy nóż - stwierdził weterynarz.

Zaczął ponownie się jej przyglądać. Dotknął jej szyi, a jakby w niej coś się poruszyło.

- Pomóżcie mi ją obrócić.

Zrobiłyśmy to z Malią. Deaton podciągnął do góry jej bluzkę, a widok nie był za przyjemny.

- O cholera...

W jednym kącie rozmawiali chłopcy o jednym z poszkodowanych przez Tracy.

- Chyba wiem, kim jest - oznajmił Stiles.

- Tak? To lepiej oświeć nas bo to jest ohydne - skomentowałam.

Podeszli do nas, aby zrozumieć, o co chodzi. Wyglądało to tak, jakby jej kręgosłup poruszał się w każdą stronę. Nagle jej plecy dosłownie otworzyły się, a krew ochlapała nas.

- Kurwa - zdążył powiedzieć Isaac, zanim ukazał się nam długi ogon.

Jednym machnięciem trafiła nas wszystkich. Czułam, jak tracę czucie w kończynach, a potem w innych częściach ciała.

Tracy przekroczyła linię ochronną z jarząbu i uciekła.

Najpierw upadł Stilinski, po nim Deaton i Lahey. Malia zsunęła się po ścianie. Stojący obok mnie McCall zdążył złapać mnie za łokieć i razem runęliśmy na posadzkę. Musiałam wylądować na jego torsie, hm?!

- To kanima...

- Kurwa... nie mogę się ruszyć - warknęłam.

- Wyobraźcie sobie, że wasze możecie wykonać jakikolwiek ruch. To pomoże przy szybszej regeneracji - wytłumaczył Deaton.

Po dłuższym czasie bezczynnego siedzenia Tate dała radę ruszyć palcem, a już po chwili stała o własnych siłach.

- Poczekaj na nas.

- Nie, trzeba ją powstrzymać!

To były jej ostatnie słowa, zanim wybiegła.

- Świetnie - prychnęłam. - Musimy teraz czekać na cud.

- Zaraz też dasz radę - próbował mnie uspokoić Scott. - No, a mi w sumie takie położenie nie przeszkadza...

Że co, ja przepraszam, usłyszałam?

Nie było czasu, aby zastanawiać się nad głupimi słowami. Do pomieszczenia wpadł Josh i Reaken.

- Josh!

- Clare, wszystko dobrze?

- Może i by było, gdybym mogła się ruszyć!

W tamtej chwili udało mi się poruszyć nogą. Spróbowałam wstać, w czym pomógł mi kojotołak. Pomogliśmy też wstać pozostałym.

- Skąd wiedzieliście, gdzie jesteśmy? - zadał pytanie Isaac dwójce przybyszy.

- Słyszałem o Tracy - rzekł Theo. - I Scott tu przecież pracuje.

Coś dużo wie...

- Skoro już tu jesteście - zaczęłam - złapmy ją. Działa mi ta suka na nerwy.

Opuściliśmy klinikę. Zapach kanimy był bardzo intensywny, zaprowadził nas na posterunek.

1259 słów

Wreszcie rozdział! Jak się podoba? ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro