Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2: Pomysły czasem są ryzykowne, ale niektóre skuteczne

Josha trenowałam już dokładnie dwa tygodnie. Radził sobie świetnie z umiejętnościami i walką. Ćwiczyliśmy przeważnie w nocy, aby ludzie nie zauważyli nas, choć jeden z sąsiadów o mało nie zadzwonił po policję. Wziął nas za jakiś zbujów.

Tym razem chłopak miał trudniejsze zadanie.

- Nie.

Miał zamiar wyjść z mojego pokoju, lecz powstrzymałam go.

- Musisz - powiedziałam. - Boisz się, że kogoś skrzywdzisz, ale ja jestem innego zdania.

Uniósł jedną brew pytająco.

- Eh... Pełnia budzi potwory, racja - oznajmiłam, nakładając czarną skórzaną kurtkę od bruneta. - Jednak może wywołać uczucia u niektórych. Będziesz, oczywiście, groźny. To, jaki będziesz podczas przemiany, zależy od ciebie.

Stał i patrzył na mnie oniemiały. Chyba zszokowały to moje słowa.

- Dobrze spróbuję.

- Genialnie!

~~~~~~

Do pełni zostały jakaś godzina. Siedzieliśmy oboje w piwnicy, gdzie znajdowało się jedynie małe okno. Chłopak siedział zdenerwowany i bawił się swoimi palcami.

- Aż tak się stresujesz? - spytałam.

- Zawsze...

- Dasz radę - chciałam dodać mu otuchy, jednak jestem w tym słaba. - Nawet najlepsze Alfy przechodziły takie rzeczy.

Nie wiem dlaczego, ale pomyślałam o McCallu...

- Uważasz, że mógłbym stać się Alfą?

- Ugh, gdybyś zdobył własne stado lub zabił jej obecnego przywódcę albo był byś Prawdziwą Alfą...

- Jak ty?

Szczerze, przestała lubić się tak nazywać. Zdolności, które mam, ta cała ochrona Nemetonu, nie są moje. Zdobyłam je przypadkiem. Jestem fałszywa.

- Amaryll gdzie wybyła po południu? - zmieniłam temat, ponieważ czułam się zbyt niekomfortowo.

- Szuka dla ciebie informacji o tym stadzie, co chcesz je zabić.

- Zabić to trochę za mocne słowo - zaśmiałam się. - Raczej unieszkodliwić.

W końcu na ciemnym niebie ukazał się księżyc. Josh wdychał i wydychał szybko powietrze nosem. Wysunął pazury. Chwycił się nimi o stojącą w kącie skrzynię. Widziałam, jak stara się kontrolować.

- Dobrze, Josh, spokojnie...

Kojotołak radził sobie całkiem dobrze z opanowaniem. No właśnie...całkiem. Zrzucił z półki wszystkie narzędzia do ogrodu babki. Jego oczy świeciły się intensywną żółcią.

- Dobrze ci idzie...

Nagle rozerwał sobie koszulkę. Zaczął zbliżać się do mnie. Nie mogłam opuścić pomieszczenia, muszę z nim zostać i mu pomóc. Moja przemiana mogłaby jedynie co rozłościć, więc tylko stałam sztywno.

- Josh...dasz radę...myśl o dwóch tygodniach, jak trenowałeś. Świetnie se radziłeś. Tak będzie i tym razem.

W odpowiedzi warknął na mnie, ale nic więcej nie zrobił. Odsunął się i patrzył mi w oczy. Jego szpony zniknęły, a tęczówki znów były niebieskie. Upadł ze zmęczenia na kolana.

- Ud-dało się? - wydyszał.

- Tak! - klasnęłam w ręce. - Dobry ze mnie nauczyciel!

~~~~~~

Nadszedł dzień naszego wyjazdu. Amaryll przygotowała dla nas prowiant i dała trochę pieniędzy, a jeszcze pożyczyła nam swoje stare auto, które stało zakurzone garażu. Cały arsenał schowałam do bagażnika.

- Uważajcie na siebie - powiedziała moja babcia.

Moja babcia.

Mogłabym się przyzwyczaić.

- Spoko, znajdziemy, zabijemy i przywiozę go z powrotem - odrzekłam.

- Clare, możemy jechać! - krzyknął Josh, kiedy sprawdził, czy z samochodem wszystko dobrze.

Wsiadłam za kierownicę i czekałam, aż chłopak pożegna się z opiekunką. Przytulił ją i usiadł obok mnie na siedzeniu pasażera. Odpaliłam silnik i ruszyliśmy.

- Kierunek Vegas.

479 słów

Rozdział krótki, ale przyśpieszamy z podróżą Clare. Mam nadzieję, że rozdział się podoba ^^ Postaram się, aby następny pojawił się niedługo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro