Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13: Kłamstwo przewyższa prawdę

Po przeżyciach w szkole spałam do ranka. Nawet nie widziałam Josha. Chciałam go zobaczyć, sprawdzić, jak się czuje. Na śniadanie mama Lydii zrobiła nam tosty.

- Wyspana? - zapytała przyjaciółka.

Skinęłam głową zjadając ostatni kawałek.

- Co widziałaś? - Martin lubiła być bezpośrednia. - Nie wyglądałaś dobrze.

Jak zwykle wszystko zobaczy.

- Moją rodzinę - odparłam. - Jack... był większy niż go zapamiętałam, ale mama... wyglądała jakby nigdy się nie miała starzeć.

Chciała zadać kolejne pytanie, ale nasze telefony wydały z siebie dźwięk przychodzącej wiadomości.

Stiles: Przyjedźcie do Scotta. Corey jest.

Chwile później dostałam wiadomość od kogoś innego.

Josh: Jadę z Isaaciem po was.

Posprzątałyśmy i już po jakimś czasie widziałam samochód Josha. Lydia siadła z przodu, a ja obok Isaaca z tyłu. Nie odzywał się do mnie. Skoro nie chce to nie. W dziesięć minut byliśmy u drugiej Alfy.

Na parterze nikogo nie było. Weszliśmy na pierwsze piętro do pokoju Scotta. Tam on trzymał za szyję Coreya.

- Co on robi? - odezwał się pierwszy Josh.

- Tylko Alfa może odczytać wspomnienia pozostałych - odpowiedziałam.

- Chce sprawdzić, gdzie trzymają Hayden i Liama - dodał Theo.

Było to niebezpieczne posunięcie. Mógł chłopakowi krzywdę zrobić.

- Ile to tak trwa?

- Z kilka minut - stwierdziła Malia.

Niespodziewanie McCall odsunął się od chimery i wpadł wprost na mnie. Co za przypadek.

- Hej, hej - powiedziałam do niego. - Spokojnie.

Spojrzał na mnie. Oprzytomniał. Corey też nie wyglądał najlepiej.

- Widziałem tunele, ścieki... - zaczął Scott. - Tam gdzieś trzymają ich. Musimy to sprawdzić.

- Musimy chwile pomyśleć.

Zbył słowa Lydii i ruszył do wyjścia.

- Idę ja, Malia, Isaac i Mason. Josh nas zawiezie i zaczeka.

Aha? A gdzie ja i Stiles w tym planie?

- My niby co mamy robić? - Stilinsky był wściekły.

- Ty masz pogadać z ojcem.

- A ja?

Znowu jego wzrok padł na mnie. Patrz przez moment, po czym się odwrócił i mówił dalej.

- Nie mamy czasu.

I wyszli. Zostałam z Martin, Coreyem i... Reakenem. Świetnie.

Powoli rozważam zabicie drugiej Alfy... (Dobra, pewnie teraz nikt w to nie uwierzył.)

- Chodź, Corey, dam ci coś na uspokojenie - Lydia położyła dłoń na ramieniu chłopaka.

Theo uśmiechnął się szeroko do mnie. Uniosłem zdziwiona prawą brew.

- Czego chcesz paskudna, kłamliwa chimero?

Zaśmiał się.

- Nigdy nie zapomniałem o twoich złośliwych porównaniach.

Co oni wszyscy czepiają się tego pamiętania?

- Jeszcze mnie nikomu nie wydałaś.

- A co mam im powiedzieć? - warknęłam. - „ Hej, Theo to mój dawny znajomy i przypomniałam sobie, że jest chimerą. Podejrzewam go, iż bardzo pragnie nasz pogrążyć i jego kolegami są Potworni Doktorzy, ale coś hamowało mnie, aby was o tym poinformować, więc mówię wam teraz"?

Znowu ten cholernie dobry uśmiech.

Co.
Stop.

Nie wracajmy do tego, drodzy czytelnicy, bo sama zwrócę tosty.

- Tylko znajomy? - stanął dokładnie przede mną. - Chyba jeszcze wiele rzeczy nie pamiętasz. Ile my razem spędziliśmy czasu? Trzy lata?

Podawał mi nowe wiadomości, ale jakoś czułam, że mówi prawdę.

- Moim największym błędem było wymazanie ci pamięci.

Słucham kurwa?

- Nie pamiętasz tego, jak Aiden i Ethan wkurzali cię, gdy Kali przestawała być uczuciową opiekunką, wtedy zawsze przybiegałaś do mnie - mówił spokojnie. - Zazwyczaj miałaś wkurzoną minę, ja łapałem cię za dłoń - specjalnie teraz to zaprezentował. Wzdrygnęłam się. - Lubiłaś się przytulać i to dzięki mnie znowu zaczęłaś jeść swoje ulubione pianki, Clars.

Clars. Nie mówi tak do mnie przy innych. Jest bardzo dyskretny. On też nie chce, aby tamci wiedzieli.

Nie odrywał wzroku od mojej twarzy. Jakie dokładnie miał oczy? Szare czy bardzo jasnoniebieskie?

- Ja już nie jestem potworem, T.

- Nigdy nim nie byłaś - ścisnął moją dłoń. - Nadrabiałem za nas oboje.

Nie no błagam, znowu robi się słodko.
Czy ja do jasnej kurwa ciasnej robię się taka wrażliwa?

Nagle usłyszałam skrzypienie podłogi. Szybko odsunęłam się od Reakena, zanim do pokoju weszła pozostała dwójka.

- Dobrze, że się nie pozabijaliście - skomentowała Martin.

Prychnęłam. Corey zaczął kierować się do wyjścia.

- A ty młody gdzie? - zadałam mu pytanie.

- Do domu. Pomogliście mi, za co jestem wdzięczny, ale wystarczy mi tego.

- Czekaj, może pamiętasz coś, co pomoże nam znaleźć Liama i Hayden? - banshee patrzyła na niego prosząco.

Przystanął i wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał.

- Przypomina mi się stary dom... Była tam na pewno piwnica...

- Czy to nie ten wilkołak z ostatniego dnia wakacji wyszedł stamtąd, jak mówił Parrish? - przypomniała Lydia.

Po jej słowach olśniło mnie.

- Theo ruszaj szybko dupsko. Scott źle szuka.

Doskonale wiedział, że się właśnie tam udamy. Musieliśmy być tam bardzo szybko. Pojechaliśmy samochodem. Każda sekunda była ważna. Wyczuwałam Liama, był tam. Nie wiem nawet kiedy znaleźliśmy się w tunelu.

- Nie rozdzielajmy się - Theo rozglądał się pośpiesznie.

- Jeśli wiesz od początku gdzie oni są to...

- Nie wiem. Nic mi nie powiedzieli.

Odkrywasz się idioto przede mną.

- Zapomniałeś chyba, że jestem Alfą i już ich wyczułam, więc pilnuj się chimerko.

Zaczęłam biec w odpowiednim kierunku. Na końcu korytarza były kraty. Za nimi widziałam dwie postacie. Theo ruszył szybko w ich kierunku. Pociągnął za kraty, ale te poraziły go prądem.

- Theo, wszystko dobrze?! - zawołał Dumbar.

Reaken znowu naparł. Nie zwracał uwagi na ból. Wyrwał kraty. Podeszłam do zmarnowanej Hayden. Uspokajałam ją. Theo wziął ją na ręce. Szybko wyszliśmy z tego koszmarnego miejsca. Delikatnie umieścił dziewczynę na tylnym siedzeniu, a Liam zajął miejsce obok niej. Ja usiadłam z przodu. Patrzyłam na nich cały czas w odbiciu w lusterku. Spokojnie rozmawiali.
Liam pocałował ją.

- Też tak kiedyś wyglądaliśmy - skomentował Theo.

~~~~~~~~~~~~

Siedzieliśmy w salonie McCalla i czekaliśmy na pozostałych. Po pół godzinie od naszego przybycia wrócili. Scott był zmarnowany, ale patrzył zadowolony na mnie.

Przytulił się do mnie i cicho wyszeptał podziękowania.

Wszyscy byliśmy zmęczeni. Isaac postanowił odwieźć mnie i Lydię. Chciałam usiąść i wypić tylko różaną herbatę pani Martin.

Lydia weszła do domu, a ja zostałam z betą.

- Przepraszam - zaskoczył mnie tymi słowami.

- Za co?

- Za to, jak się zachowywałem. Jestem jebanym zazdrośnikiem. Dziewczyna, która skradła mi rok temu serce, już nie czuje tego samego i to mnie zabolało.

Westchnęłam.

- Ty też. Kocham cię, ale nie w ten sposób. Zaraz wyjeżdzasz. Będę cholernie tęsknić. Byłeś pierwszym, który odkrył we mnie coś dobrego.

- Wow, słyszeć to od ciebie jest jak nagroda.

Zaśmialiśmy się. Podszedł do mnie, poprawił jeden kosmyk włosów.

- Zostały dwa dni - powiedział cicho. - Mam tylko jedną prośbę.

- Pocałuj mnie w końcu, a nie pierdolisz jakieś romantyczne pożegnanie.

- Jesteś niemożliwa, Clarie.

I złączył nasze usta. Był to pocałunek pełen pragnienia, żaru i emocji, ale pozbawiony uczucia. Jego język walczył o przewagę, na którą wyjątkowo pozwoliłam. Przyciągnął mnie bardzo blisko.

Czułam się bezpiecznie. Niedługo to stracę.

1038 słów

Co z tym Scottem się dzieje?? 🤭

Jak tam wam się podoba relacja Theo i Clare?
Lubię mieszać jej w życiu.

A co sądzicie o jej takiej „ostatniej rozmowie" z Isaaciem?
No prawie rozmowie, skoro po chwili zaczęli się lizać... 😊😊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro