Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Adisa

Biegłam, ile sił przepychając się pomiędzy ludźmi. Za chwilę ludzie Ibrahima zorientują się, że zniknęłam i zawiadomią władze lotniska a z mojej ucieczki nici. To był łut szczęścia, że mieliśmy odebrać z lotniska jego przyjaciela. Jak zwykle towarzyszyłam mu jako jego kochanka a żona została w domu. Uwielbiał się ze mną pokazywać, bo byłam inna a co za ty idzie ludzie oglądali się w naszą stronę. On lubił, jak to robili, bo wtedy mógł się mną chwalić jak swoim najlepszym zwierzątkiem.

Suknia lepiła się do mojego ciała, ale nie zatrzymywałam się, bo wiedziałam, że wtedy mi się nie uda. Wpadłam w zakręt ledwo co panując nad upadkiem, ale na szczęście złapałam się ramienia starszego mężczyzny, który spojrzał na mnie z naganą. Wyszeptałam ciche przeprosiny i pobiegłam dalej.

Miałam wrażenie, że słyszę jak ktoś mnie woła a moje ciało nie chciało mnie słuchać. Jak w zwolnionym tempie czułam jak powoli odwracam się w stronę wołającego mnie głosu. I wtedy...

Przebudziłam się gwałtownie jakby śnił mi się koszar a to było po prostu wspomnienie tego jak uciekłam które wracało do mnie od czasu do czasu. Powinnam odczuwać ulgę, ale wcale tak nie było, bo nie ważne jak bardzo bym się starała nie mogłam zapomnieć o swoich dzieciach.

Może byłam wyrodną matką, że ciągle roztrząsałam to, że je zostawiłam, ale prawda była tak że one przypominały mi o ich ojcu. Za każdym razem patrząc w ich oczy widziałam swojego oprawcę, który robił ze mną wszystko co chciał. Byłam tylko jego zabawką. Przedmiotem, który przestawiał z miejsca na miejsca, kiedy było mu tak wygodnie.

Moja przeszłość mnie ukształtowała, ale co nie znaczy, że nie mogłam zmienić przyszłości. Starałam się być kim zechcę i nikt nigdy więcej mi tego nie odbierze. Lubiłam nową siebie która każdego dnia pokazywała całemu światu, że jest silna i nigdy jej nie złamano.

Przewróciłam się na lewy bok wiedząc, że nie będzie mi łatwo zasnąć. Po każdym takim wspomnieniu wracały do mnie wszystkie uczucia związanie z moim więzieniem.

Czułam złość, bo byłam na tyle głupia i bezmyślna, żeby wyjść wtedy z tego przyjęcia. Potem przychodził żal za tymi wszystkimi latami, które utraciłam. Była też nienawiść do moich dzieci, bo one przypominały mi o tym koszmarze raz za razem. I na koniec czułam spokój, bo za każdym razem, kiedy Ibrahim przychodził do mnie w nocy miałam nadzieję, że w końcu zrobi coś co pozwoli mi w końcu umrzeć. Chciałam, aby zacisnął mocniej dłoń na mojej szyi i zapomniał się.

Powinnam w końcu coś z tym zrobić i poszukać pomocy, bo inaczej oszaleję. Sama też sobie z tym nie poradzę. Potrzebowałam specjalisty, ale na samą myśl, że będę musiała rozmawiać o wszystkich szczegółach z ostatnich lat czułam do siebie obrzydzenie.

Przewróciłam się na drugi bok uderzając sfrustrowana w poduszkę. Cały ten dzień był za bardzo intensywny a w dodatku Misza nie odpisał. Nie wiedziałam czego się spodziewałam, ale na pewno nie tego, że mnie zignoruje.

A może po prostu nie miał czasu na to, żeby zapoznać się ze wszystkimi wiadomościami, które przychodzą na jego skrzynkę. Cokolwiek było powodem jego milczenia nie dawało mi spokoju, tak więc wiedziałam, że z mojego snu nici.


***

Po zaledwie trzech godzinach zwlekłam się z łóżka jeszcze bardziej zmęczona niż jak się do niego kładłam. Wzięłam szybki prysznic ogarniając się do czekającej na mnie pracy. Miałam dzisiaj wolne, ale nie mogłam znaleźć sobie miejsca a Mika pracowała więc nie miałaby dla mnie czasu.

Po tym jak osuszyłam ciało ręcznikiem przez chwilę przyglądałam się rozstępom na brzuchu. Pomimo tego, że powróciłam do wagi sprzed ostatniej ciąży jej ślady na zawsze pozostaną w mojej pamięci. Założyłam bieliznę a następnie zarzuciłam na ciało luźną zieloną sukienkę do kolan.

Włosy natomiast zostawiłam rozpuszczone i tylko przeczesałam jej grzebieniem. Były, na tyle krótkie, że w tym gorącym klimacie za chwile będą suche. Wyszłam z maleńkiej łazienki i rozejrzałam się po swoim tymczasowym lokum.

Uwielbiałam je nawet jeśli ledwo się w nim mieściłam. W kącie na podłodze leżały moje podręczniki które tam zostawiłam po ostatnich zajęciach w szkole. Zostało mi półtora roku do ukończenia szkoły a potem mogłabym zacząć studia chociaż jeszcze nie wiedziałam czy na nie pójdę. Najbardziej zależało mi na tym, aby ukończyć liceum. To taki mój kolejny punkt, z listy który sobie wymarzyłam po mojej ucieczce.

W pomieszczeniu znajdowało się też coś na kształt kuchni jednak do tej pory używałam jej może z trzy razy. Z reguły jadałam na dole w barze, ale kiedy czegoś bardzo mi się chciało robiłam zakupy i to sobie przygotowywałam.

Powinnam już wyjść, ale pozostała jeszcze jedna rzecz. Usiadłam na łóżku i położyłam na kolanach laptopa. Po wysłaniu długiej wiadomości do brata nadal się wahałam, czy mam go otworzyć, bo to wszystko by zmieniło. Jeśli odpisał to co miałabym mu na to odpowiedzieć. A jeśli nie odpisał czy będę w stanie pogodzić się z tym, że może już nigdy z nim nie porozmawiam.

Biłam się przez chwilę z myślami, ale wiedziałam, że nic mi z tego nie przyjdzie. Biorąc głęboki oddech włączyłam pocztę i czekałam aż strona się zaktualizuje. Kółeczko kręciło się aż wreszcie...

Nic. Kompletnie nic. Ani jednej nowej wiadomości. Poczułam na ramionach niesamowity ciężar, ale wiedziałam, że pisząc do niego mogę się z tym liczyć. Co z tego, że nazwał swoją firmę moim imieniem, skoro mógł dawno zostawić przeszłość za sobą a to była tylko pewnego rodzaju pamiątka po mnie.

Zamknęłam laptop i odłożyłam go na miejsce.

Postanowiłam zejść na dół, do Billego który pewnie już zaczął pracę. Za każdym razem dziwiło mnie to, ile siły w sobie posiadał, aby tak każdego kolejnego dnia przychodzić do baru i spędzać w nim całe dnie. Raz nawet zaproponowałam, żeby zrobił sobie wolne a ja wszystkim się zajmę jednak nie chciał słuchać.

Wzięłam jeszcze komórkę z łóżka i jak zwykle nie mogłam zapomnieć o niebieskiej czapce. Jak tylko włosy mi wyschną od razu ją założę, bo wtedy czułam się jakby bezpieczniej. Nawet bym nie przypuszczała, że zwykły prezent może tak bardzo mi pomagać, ale właśnie tak było.

Zerknęłam po raz ostatni na wyświetlacz telefonu i dotarło do mnie, że już jestem spóźniona chociaż wiedziałam, że nie poniosę z tego tytułu żadnych konsekwencji. Nie zmieniało to jednak faktu, że nienawidziłam się spóźniać. Wyszłam jak najszybciej ze swojego małego pokoju ala mieszkania i ruszyłam na dół po schodach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro