Rozdział 5
Ryan
Nadal nie wiedziałem, jak miała na imię nieznajoma, która zniknęła z pola mojego widzenia. Nie chciałem tego przyznać na głos, ale rozbawiło mnie wyprowadzenie jej z równowagi. Wtedy robiła taką śmieszną minę na twarzy i fukała zła na cały świat.
- Zupełnie zapomniałem, dlaczego nie mam żony, ale ona mi to tym właśnie przypomniała. – wymamrotał pan Nolan.
- A może dlatego ze żadna z panem nie wytrzymała. – zasugerowałem.
Od małego pamiętałem jak wiele kobiet się przy nim kręciło, ale on i tak każdą odtrącał. Krążyły opowieści, że kiedyś poznał miłość swojego życia, ale zginęła w wypadku samochodowym i od tego czasu ni ułożył sobie ponownie życia. Z kolei inni mówili, że miał żonę, która odeszła od niego z dania na dzień nie mówiąc mu o tym. Po prostu uciekła.
Może w tych opowieściach było ziarno prawdy, ale nigdy nie pytałem go o to sam. Po prostu od zawsze miałam go za lekko zdziczałego starszego pana, który pozwolił mi jeździć w jego stadninie.
- A ty co? – skupił się w pełni na mnie. – Może jesteś lepszy żołnierzyku?
- Ale ja mam tylko trzydzieści dwa lata a pan to może już się położyć do grobu. – zażartowałem.
- Podły gówniarz. – podniósł głos i wyrwał mi wodze z ręki. – Już nigdy nie pozwolę ci jeździć na Aresie.
Ta jasne, bo mu wierzę.
Wiedziałem, że nic tu po mnie dlatego wróciłem do swojej furgonetki. Pora w końcu dotrzeć do domu i przywitać się z rodziną. W głowie jednak cały czas miałem słowa, które w moim kierunku rzuciła.
Wystarczy, że po prostu zrobisz pierwszy krok a kolejne będę już łatwiejsze. – mówiła to tak jakby to było łatwe, ale gdyby spędziła tyle czasu na wojnie przekonałaby się, że proste życie nie jest czymś co przychodzi od tak. Dla mnie to był jak wyrok, ponieważ wiedziałem, że długi czas zajmie mi, żeby nie ruszać do walki za każdym razem, kiedy usłyszeć wystrzał, pisk czy krzyki ludzi.
Ktoś mógłby powiedzieć mi, że miałem szczęście wrócić w całości jednak nie zawsze nasze rany były na widoku. Czasami trzymaliśmy je głęboko w sobie.
***
Podjechałem pod swój rodzinny dom niedowierzając w to co widzę. Zatrzymałem się tuż przy schodach i zgasiłem silnik nie rozpoznając budynku, który miałem przed oczami. Kiedy wyjeżdżałem z niego kilka miesięcy temu nie był odmalowany a okna nie wymienione. Chciałem to zrobić po powrocie, ale jak widać ktoś się niecierpliwił.
Wyjąłem torbę z tylnego siedzenia po czym ruszyłem w kierunku drzwi wejściowych. Tęskniłem za rodzicami, za przyjaciółmi, ale najbardziej za otaczającą mnie z każdej strony ciszą. Zaskoczyło mnie to, że mama nadal nie wyszła z domu, aby mnie powitać, ponieważ było to nieodłączną częścią naszego rytuału. Miała w sobie coś na kształt instynktu, który podpowiadał jej, kiedy jestem blisko. Nieraz śmiałem się z tego z tatą, ale już kilka razy przekonałem się, że kiedy mama mi o tym opowiedziała mówiła prawdę.
Wbiegłem szybko po schodach i otworzyłem drzwi domu, który powitał mnie aromatem świeżo pieczonej szarotki. Czyli jednak o mnie nie zapomniała. Dotarło to do mnie, kiedy usłyszałem jak cicho podśpiewuje w kuchni.
Teraz kiedy tak o tym myślałem nie wiedziałem, czy powiedziałem jej tydzień temu jak dzwoniłem, że wracam akurat dzisiaj. Wracając myślami do tej rozmowy nie mogłem sobie tego przypomnieć. To by wyjaśniało, dlaczego nie przywitała mnie jak tylko podjechałem.
Z kolei to nie wyjaśniało, dlaczego w domu unosił się tak piękny zapach, od którego od razu poczułem się głodny. Zrzuciłem torbę na podłogę i nie przejmując się tym, że potem mi się za to oberwie zostawiłem ją w przejściu.
Krok za krokiem zbliżałem się do kuchni i wtedy ją ujrzałem. Moja mama nic się nie zmieniła. Nie ważne, ile lat minęło była dla mnie tak sama jak dziesięć czy dwadzieścia lat temu. Jej piękne jasne włosy gdzieniegdzie przyprószone były siwizną co tylko dodawało jej uroku.
- Znowu się przepracowujesz. – powiedziałem a jej reakcja była natychmiastowa.
Odwróciła się do mnie trzymając się za pierś. Dopiero kiedy mnie zobaczyła dotarło do niej, że nie jestem intruzem a jej synem. Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, któremu towarzyszyły liczne zmarszczki wokół oczu. Dowód tego, że często się uśmiechała.
- Wróciłeś! – podeszła do mnie lekko utykając na jedną nogę. Wiedziałem, że już nigdy nie będzie chodzić tak jak dawnej i to za sprawą pijanego kierowcy. Zdusiłem w sobie uczucia, które wychodziły na wierzch, bo obiecałem jej, że o tym zapomnę.
Uściskała mnie. Bardzo mocno na co nie wskazywała jej mała postura co mogło niektórych zmylić. Kiedy trzeba było pokazywała na co ją stać a powiedzieć mogłem szczerze, że miała charakterek. Czasami zastanawiałem się jak tata z nią wytrzymywał, ale zawsze wtedy wypowiadał słowa, że to właśnie nazywa się miłość.
- Przepraszam, jeśli zapomniałem ci powiedzieć, że przyjadę. Wydawało mi się, że wam mówiłem. – spojrzałem na stojącą na blacie szarlotkę. – Ale i tak wiedziałaś, że wracam.
- Nie wiedziałam. – pokręciła głową. – Piekę ją od dwóch tygodni i twój ojciec zaczyna mieć jej dość.
- W takim razie dobrze, że jestem.
- No właśnie, jesteś. – mama odsunęła się na niewielką odległość i jak najmocniej uderzyła mnie w ramię. – Coś ty sobie myślał nie mówiąc mi, kiedy wrócisz! Miałam zrobić dla ciebie wielkie przyjęcie, ale oczywiście kiedy próbowałam się z tobą skontaktować twój telefon nie odbierał.
- Jest zepsuty.
- To nie jest wymówka! – zrugała mnie na co przytuliłem ją wiedząc, że to poskutkuje. – Wiesz, jak się martwiłam?!
- Przepraszam.
- To nie wystarczy. – wyplątała się z moich ramion po czym pogroziła mi palcem. – Lepiej nie wchodź w drogę tacie, bo jak cię zobaczy to dostaniesz kopa.
- Tęskniłem za tobą. – zaśmiałem się.
Jej oczy złagodniały dlatego wiedziałem, że ją miałem. Zaczęła krzątać się po kuchni i zaczęłam wyciągać garnki spod zlewu. Kiedyś powiedziałbym, że siedzenie z mamą w domu wydaje mi się nudne jednak teraz miałem wrażenie jakby uciekało mi coraz więcej czasu. I jakbym zbyt mało go z nią spędził.
- Idź się umyć a potem przyjdź na obiad. Ugotuję ci coś na szybko. - rzuciła w moim kierunku nawet się nie odwracając.
- Nie musisz.
- Mój syn wrócił do domu. – żachnęła. – Oczywiście że muszę go przywitać tak jak trzeba.
***
Nawet nie zorientowałem się, kiedy zapadł zmrok. Siedziałem na schodach domu wpatrując się gwiazdy dokładnie tak samo jak w Iraku jakby to miało mnie zbliżyć do domu, w którym czekała na mnie rodzina. W trakcie obiadu przyszedł tata i było dokładnie tak jak powiedziała mama. Kiedy tylko mnie zobaczył podszedł do stołu i strzelił mnie w tył głowy mówiąc żebym nigdy więcej nie robił takich niespodzianek. Ktoś patrzący z boku mógłby powiedzieć, że tata jest surowy, ale dla mnie oznaczało to, że się martwił.
- Mama postanowiła wyprawić przyjęcie z okazji twojego powrotu. – nawet się nie dziwiłem, że nie spał i wyszedł za mną. Usiadł obok mnie z westchnieniem co tylko pokazywało upływ czasu jaki minął.
- Nawet mnie to nie dziwi. – zaśmiałem się. – Zawsze uwielbiała wyprawiać pikniki, przyjęcia czy spotkania w ważnych momentach naszego życia.
- A pamiętasz, jak zrobiła imprezę z okazji ukończenia przez ciebie podstawówki.
- Taa. Chyba nie liczyła, że mi się uda.
- Ja też myślałem, że będziesz kiblował. Zawsze musiałeś uciekać ze szkoły.
Miałem taki okres jak byłem młody, że urywałem się z lekcji. Tak więc nie wiedząc co ze mną zrobić w końcu tata zaczął mnie wozić. Wsadzał mnie do samochodu i wysadzał pod szkołą. Czasami robił nawet tak że spędzał cały dzień w samochodzie tylko po to żebym nie wyszedł wcześniej. Co nie znaczy, że nie próbowałem.
Pamiętam jak pewnego razu zaprowadził mnie pod same drzwi szkoły i czekał aż wejdę do środka. Nie przewidział jednak, że ucieknę wyjściem ewakuacyjnym po drugiej stronie budynku. Pech chciał, że akurat zatrzymała go jedna z nauczycielek chcąc porozmywać o moich zachowaniu więc nawet nie pomyślałem, że może mnie zobaczyć. Jakie było moje zdziwienie, kiedy wychodząc drugim wyjściem przeszedłem za ogrodzenie i skierowałem się w kierunku lasu nie spodziewając się zobaczyć mojego taty. Na nic zdały się jego krzyki. Pomknąłem szybko pomiędzy drzewami wiedząc, że muszę wymyślić coś, żeby nie ukarał mnie tak surowo.
I tak miałem przechlapane, ale zmyśliłem historyjkę, że Manolo skaleczył się w łydkę, a żeby było bardziej realistycznie sam się zranił o wystający drut. Nie przewidzieliśmy jednak tego, że tata tak łatwo nie odpuści i chciał wiedzieć w jaki sposób dowiedziałem się, że mój przyjaciel został ranny. No i kiedy palnąłem jak durny, że do mnie zadzwonił dotarło do mnie jak głupie to było, bo przecież nie miałem telefonu. Czekała mnie dwutygodniowa kara jednak nie tak dotkliwa jak mi się zdawało. Tata docenił moją pomysłowość i w ramach uziemienia w domu wymyślał mi coraz to nowsze prace takie jak malowanie płotu czy rąbanie drewna.
Siedzieliśmy obok siebie w ciszy jaka pomiędzy nami zaległa. W momencie, kiedy wstępowałem do wojska wiedziałem, że nie był z tego powodu zadowolony, ponieważ on też w nim służył. Zdawał sobie sprawę z tego z czym wiąże się służba krajowi i jak bardzo jest to ciężkie zadanie.
Wyjechałem jednak wiedząc, że to może pogorszyć nasze stosunki.
Wyjechałem, bo wszyscy tak robili i nie chciałem być gorszy.
- Zostaniesz? – zapytał co musiało go wiele kosztować.
- Wiesz, że tak.
- Cieszę się. – coś w jego głosie zmusiło mnie do tego abym na niego spojrzał. – W końcu odzyskałem syna, z którego jestem bardzo dumny.
To znaczyło dla mnie więcej niż każdy order czy odznaczenie. Położył mi dłoń na ramieniu i poklepał kilka razy potwierdzając tym samym swoje słowa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro