Rozdział 23
Adisa
Jutro miałam mieć kolejne spotkanie z terapeutą, ale za nim miałam na nie pojechać postanowiłam w końcu porozmawiać z kimś o mojej sytuacji. W tym celu poprosiłam Mikę o to, aby zorganizowałam dla mnie spotkanie ze swoim tatą. Już raz mi pomógł, kiedy potrzebowałam zaświadczenia do szkoły, ile klas ukończyłam a ile jeszcze mi zostało więc liczyłam, że i tym razem mi pomoże. Wiedziałam, że to nie była błaha prośba, ale musiałam wiedzieć na czym stoję a tylko on miał takie dojścia, żeby się dowiedzieć czego potrzebowałam.
Nie chciałam mieszać w to mojego brata, bo wiedziałam do czego jest zdolny i mogłoby się skończyć na tym, że to on wylądowałby w więzieniu. Dlatego nic mu nie powiedziałam w kolejnej wiadomości. Coraz łatwiej przychodziły mi rozmowy z nim.
Po raz kolejny wykorzystałam to, że Ryan ma chwilę wolnego czasu więc postanowiliśmy wypróbować moje nowe umiejętności jazdy samochodem. Nie przeczę, że podczas pierwszej lekcji doszło do kilku zgrzytów pomiędzy mną a nim jednak udało nam się dojść do porozumienia.
Nie spodziewałam się, że nauka prowadzenia samochodem może przynieść mi tak wiele radości. Pomimo tego, że wjechałam kilka razy na krawężnik, uderzyłam zderzakiem w znak, kilkanaście razy zgasiłam samochodów, bo zbyt szybko puściłam sprzęgło no i może prawie doprowadziłam do stłuczki jednak byłam przeszczęśliwa.
Od tamtej pory minęło kilka dni, w ciągu których dzień w dzień pozwalał mi doskonalić swoje umiejętności na własnym samochodzie. Na szczęście nie gniewał się na żadną moją wpadkę i bardziej zachęcał mnie do tego abym była pewniejsza na drodze.
- Kiedy masz w końcu egzamin teoretyczny? – zapytał, kiedy wjeżdżałam na drogę prowadzącą do jednostki.
- Dopiero za cztery tygodnie. – spojrzałam na niego niezadowolona. – Przez to, że miałam nieważne dokumenty musiałam złożyć podanie o nowe i dlatego tak długo to trwa.
- Rozumiem. – pokiwał głową jednak nie kazał rozwinąć mojej wypowiedzi. Wiedział już, że jeśli czegoś mu nie mówiłam to nie było sensu tego drążyć.
- Egzamin jest trudny? – zapytałam zaciekawiona.
- Na pewno dasz radę. – ani na chwilę się nie wahał. – Przepytałem cię z każdej strony i odpowiedziałaś poprawnie na każde pytanie więc nie masz się czym martwić.
Pokiwałam głową wiedząc, że ma rację. Panikowałam, bo to było dla mnie ważne i nie chciałam tego schrzanić. W końcu moje marzenie się spełni a tym samym zyskam pewnego rodzaju niezależność. Jak na razie nie stać mnie było na samochód a oszczędności jakie udało mi się odłożyć może starczyłyby na połowę. Nie myślałam jeszcze o tym co będzie potem, bo na razie skupiłam się na tym co jest teraz.
- Dziękuję, że ze mną przyjechałeś. – powiedziałam, kiedy zatrzymaliśmy się pod jednym z budynków.
- I tak nie miałem co robić a przy okazji sprawdzę, jak im idzie. – wskazał głową zbiorowisko ludzi stojących w jednym rzędzie.
- Manolo robi wiele dobrego. – mówiąc to otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz.
- I kiedy to robi zawsze jest wielkie wejście. – stanął obok mnie. – Wiesz, że kiedy chciał wprowadzić swój projekt nie chcieli z nim rozmawiać? – pojrzał na mnie. – Stwierdzili, że to pokaże jak bardzo wojsko jest słabe i nieprzygotowane jak mogłoby się każdemu wydawać. Kompletna głupota. – parsknął śmiechem.
- Jak widać nie poddał się. – rozglądałam się wokół na roztaczające się wokół budynki. Pomimo tego, że nie byłam w większości z nich w środku wiedziałam, że zapewnił ludziom najlepsze warunki jakie tylko mógł.
- Nie poddał. – pokiwał głową. – Chodził codziennie do każdego z generałów liczących się w Waszyngtonie, ale i też zwykłych żołnierzy, którzy chcieli tylko go słuchać. Niektórym nie spodobało się to, że chcą na nich oszczędzać i doszło do kilku sytuacji w którym musieli się ugiąć. Na początku na pół roku, ale potem dostał kontrakt na dziesięć lat.
Może nie znałam Manolo zbyt dobrze, ale widziałam jak wiele dobrego robił dla tych ludzi, ale i też dla społeczności. Był dobrym człowiekiem chociaż trochę mrukowatym jednak liczyło się tylko to, że bardzo kochał Mikę. W moim odczuciu byli parą idealną która uzupełniała się na każdej możliwej płaszczyźnie.
- Tak myślałem, że to wy. – usłyszałam mocny i naznaczony latami służby męski głos.
- Dzień dobry. – przywitałam się z tatą Miki odwracając się w jego stronę.
Zawsze, kiedy się pojawiał czułam pewnego rodzaju respekt może dlatego że wiedziałam kim był a może dlatego że dumnie się nosił. Może był też trochę sztywny, ale kiedy bliżej się go poznało całkowicie zmieniało się o nim zdanie.
- Co tu jeszcze robisz!? – zwrócił się do Ryana z nieprzeniknioną miną. – Mam z tą młodą damą do porozmawiania, ale chyba nie jesteś nam potrzeby. Czy się mylę? – nie spuszczał z niego wzroku.
Przyglądałam się temu rozbawiona nie odzywając się ani na chwilę. Ryan wyglądał jakby nie wiedział co ma zrobić i czy zostawienie mnie samej to dobry pomysł. Z kolei pan David miał taką minę jakby zaraz miał wybuchnąć.
- Już mnie nie ma. –odparł po dłuższej chwili Ryan i odszedł jakby się za nim paliło.
- Muszę przyznać, że jestem zaskoczona. – zaśmiałam się.
- Lata praktyki. – spojrzał na mnie z łagodnością o jaką bym go nie podejrzewała. – Może się przejdziemy? – zaproponował.
- Z chęcią. – odetchnęłam z ulgą, że nie będziemy rozmawiać w jego domu, bo jakoś nie czułabym się tak swobodnie.
To było dla mnie ważne i chociaż miałam wątpliwości nie mogłam się wycofać. Dokończenie tej sprawy pozwoli mi na zaznanie spokoju chociaż w części. Moje serce biło tak szybko, że obawiałam się, że w końcu wyskoczy mi z piersi.
Szłam obok pana Davida a on dawał mi czas na zebranie myśli. Nie wiedziałam, ile powiedziała mu Mika, ale sądząc po tym jak na mnie spoglądał chyba dużo. Nie miałam jej tego za złe, zwłaszcza że pomógł mi, kiedy tego potrzebowałam.
- Wiem, że zrobił pan dla mnie wiele, ale miałabym jeszcze jedną prośbę. – powiedziałam powoli.
- Jeśli mogę coś dla ciebie zrobić tylko powiedz.
- Nawet jeśli to coś niebezpiecznego?
- Przez wiele lat służyłem w wojsku więc na pewno to o co poprosisz nie będzie od tego gorsze. – odparł z rękami na plecach.
Gdyby to było takie proste jak mówi. Zebrałam się na odwagę i zaczęłam mówić nawet jeśli z każdym kolejnym słowem czułam jakby coś przewracało mi się w żołądku. Na początku opowiedziałam mu o tym co mnie spotkało, ale nie wchodziłam w szczegóły. Tylko suche fakty o tym jak przez te lata byłam tłamszona i niewolona z roku na rok coraz bardziej.
- Rozumiem, że chcesz go znaleźć? – zapytał, kiedy skończyłam mówić.
- Bardziej chodzi mi o to czy będzie się dało coś na niego znaleźć. – wykręcałam sobie palce, aby zająć czymś dłonie. – Rozumiem, że to wiele o co proszę, ale muszę wiedzieć, czy istnieje cień szansy na to, że można postawić go przed sądem.
- Z tego co powiedziałaś nie będzie to takie łatwe. – zaczął na co mój zapał opadł. – Jednak nie jest niemożliwe.
- Wiem o tym. – mój szyderczy śmiech zabrzmiał w moich uszach jak głośny pisk. – Ibrahim jest praktycznie nie do ruszenia, ale nie będę mogła sobie darować, jeśli spróbuję skrzywdzić jakąś inną kobietę.
Czasami, kiedy nie mogłam spać siadałam przy oknie i zaczynałam się zastanawiać czy kogoś nie znalazł na moje miejsce. Czy jakaś inna nastolatka została okradziona ze swojego życia w brutalny i okrutny sposób. Nie wybaczyłabym sobie gdybym chociaż nie spróbowała temu zaradzić.
- Postaram się uruchomić swoje kontakty, ale nie mogę ci niczego obiecać. – zaznaczył na wstępie.
- Dziękuję. Wiem, że proszę o bardzo wiele. – miałam nadzieję, że mężczyźnie uda się czegokolwiek dowiedzieć.
- Moja córka bardzo cię lubi więc jakbym mógł odmówić jej przyjaciółce. – posłał mi kolejny uśmiech. – Wiem, że trudno jest prosić o pomoc zwłaszcza mężczyzna, ale wiedz, że nie wszyscy jesteśmy źli.
- Zdaję sobie z tego sprawę. – odetchnęłam z ulgą. – To miasto działa na mnie oczyszczająco.
- Całkowicie cię rozumiem. – przystanął a tym samym dotarło do mnie, że zatoczyliśmy koło wokół obiektu i staliśmy zaledwie kilka metrów od samochodu Ryana. – Może to miasteczko będzie twoim nowym początkiem.
- Jak pan się tutaj odnalazł? – zapytałam. – Przecież ostatnie lata spędził pan w wielkim mieście, które nawet nie może konkurować z tym miejscem.
- Sam nie wiem jak mi się udało wytrzymać tam tyle czasu, bo kiedy zobaczyłem to miasteczko całkowicie zmieniłem myślenie o całym swoim życiu. – rozejrzał się po okolicy z zadowoleniem wypisanym na twarzy. – Nie chcę stąd wyjeżdżać.
W pełni go rozumiałam. To czego się tutaj nauczyłam i doświadczyłam sprawiło, że z dnia na dzień stawałam się coraz lepszym człowiekiem. Moje życie było poznaczone bliznami, ale to nie znaczy, że nie mogłam znaleźć sposobu, aby je zakryć. Długa droga przede mną, ale czułam się na to gotowa.
W tłumie mężczyzn wyłapałam Ryana, który rozmawiał z nimi tak bardzo zaabsorbowany, że nawet nie zorientował się, że wróciliśmy. Od razu zauważyłam, że był w swoim żywiole sądząc po tym z jakim zaangażowaniem tłumaczył coś stojącym wokół niego mężczyznom. Kiedy tak obserwowałam ich wszystkich zauważyłam, że mogli być oni o kilka lat od niego młodsi i na samą myśl, że byli wysyłani do miejsc w których trwała wojna i w każdej chwili mogli zginąć czułam jakby ktoś ściskał mi z całej siły żołądek. Nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby zaciągnąć się do wojska, bo wiedziałam, że nie byłam tak bardzo odporna psychicznie.
- To dobry chłopak tylko trochę narwany. – zapewnił pan David, kiedy nie odrywałam od niego wzroku.
- Każdy mi to mówi, ale po panu się tego nie spodziewałam. – rzuciłam zaskoczona.
- Dobrze razem wyglądacie.
- A skąd pan może o tym wiedzieć? Przecież tylko razem przyjechaliśmy.
- Mam oczy. – rzucił.
Chwilę później pożegnał się ze mną więc zostałam sama przy samochodzie. Oparłam się o niego nie chcąc mu przeszkadzać i przymknęłam oczy. Rozkoszowałam się ciepłem dnia, bo gdy człowiek utraci wolność wszystko postrzega się inaczej.
Miałam prawie dwadzieścia siedem lat, nie ukończyłam szkoły a nawet nie miałam prawa jazdy. Byłam w takim punkcie swojego życia, w którym powinnam wiedzieć co z nim zrobić a ja czułam, że nawet nie zaczęłam go składać. Nie było to takie proste jak mi się wydawało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro