Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

Ryan

Odprowadziłem ją wzrokiem, kiedy ruszyła w stronę placu na tyłach domu. To mi uświadomiło, że ona już tu była a co za tym idzie zastanawiałem się jak się czuła w towarzystwie tylu ludzi. Nadal nie wiedziałem co ją spotkało jednak miałem nadzieję, że kiedyś mi o tym opowie.

- Idziesz? – zapytała, kiedy zauważyła, że nadal stoję przy samochodzie.

- Zaraz przyjdę. – machnąłem do niej ręką, aby poszła dalej sama co też po chwili zrobiła. Zmarszczyła przy tym brwi jakby się zastanawiała, dlaczego nie idę razem z nią jednak po chwili jej sylwetka zniknęła za rogiem.

Wtedy odetchnąłem z ulgą. Potrzebowałem chwili, aby dojść do siebie po tym jak posłała mi szczery uśmiech, kiedy zaproponowałem, że nauczę ją jeździć samochodem. Nie wiedziałem co mnie napadło, ale naprawdę chciałem to dla niej zrobić. A sądząc po jej minie nie była przyzwyczajona do tego, że ktoś okazuje jej dobroć.

Otworzyłem drzwi samochodu i pochyliłem się w stronę schowka. Nadal tam były. Papierosy które używałem tylko w nagłych wypadkach a czułem, że jak nie zapalę to zwariuję. Odpaliłem jednego i zaciągnąłem się mocno wiedząc, że później i tak mi się oberwie od mamy. Nie znosiła mojego palenia jednak czasami udawało mi się jakoś ją oszukać.

Rozejrzałem się wokół wypuszczając dym z ust. To było moje miejsce. Mój dom. Nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo tęskniłem do czasu aż postawiłem stopę w mieście. Moja decyzja o odejściu z wojska była podyktowana tym, że kiedy patrzyłem jak kolejni moi koledzy odchodzą do swoich rodzin ja też tego chciałem.

Do tej pory nie spotkałem kobiety, z która chciałbym spędzić całe życie i nie kryłem się z tym. Lepiej być samemu niż z osobą, z którą byłbym nieszczęśliwy. Od razu na myśl przyszła mi Adisa. Była młoda, piękna i niezwykle pyskata czym mi zaimponowała.

Nigdy bym nie przypuszczał, że taka osoba może mieć za sobą mroczną przeszłość. Przecież była miła dla każdego i cały czas się uśmiechała jednak to może tylko pozory. Znowu pomyślałem o tym, że ktoś ją skrzywdził i ogarnęła mnie wściekłość. Chciałem dorwać tego sukinsyna i spuścić mu łomot.

- Znowu palisz? – wzdrygnąłem się jak przyłapany nastolatek a to za sprawą tonu głosu taty. – Jak tylko mama się dowie to dostaniesz w łeb.

- Kto mnie wydał? – zapytałem chociaż i tak wiedziałem.

- Tylko zapytałem, gdzie jesteś. – wzruszył ramionami zatrzymując się obok. – Adisa od razu powiedziała, że zostałeś przy samochodzie więc domyśliłem się, że coś musiało się wydarzyć.

Żebyś tylko wiedział jak wiele myśli kotłowało się w mojej głowie tato – miałem ochotę powiedzieć jednak zatrzymałem to dla siebie. Przyłożyłem po raz kolejny papierosa do ust i zaciągnąłem się mocno. Jak dobrze, że mogłem to robić nie martwiąc się tym, że źle by to wyglądało. Żołnierz a pali jednak to miałem już za sobą.

- Wiesz co ją spotkało? – zapytałem go.

- Wiem. – nie dziwiło mnie to a sądząc po tym jak nieprzenikniony był jego wzrok mama też wiedziała.

- I pewnie mi nie powiesz. – stwierdziłem.

- Nie. – oparł się o samochód obok mnie po czym wyciągnął mi z dłoni papierosa i pociągnął dwa razy wypuszczając dym z ust. Dopiero wtedy mi go oddał.

- Przecież nie palisz.

- Nie, ale zacząłeś taki temat, po którym musiałem się rozluźnić. - rozejrzał się po okolicy jakby zbierał myśli. – To dobra dziewczyna, ale przeszła w życiu za wiele. Nie chcę po powrocie leczyć jej serca, jeśli je złamiesz.

- Nawet nie mam takiego planu. – powiedziałem, ale nie byłem tego już taki pewien.

Miałem wiele dziewczyn, ale nigdy na dłużej. Jednak tym razem z Adisą było inaczej. Lubiłem się z nią przekomarzać i słuchać jej melodyjnego głosu. Chyba zaczynało mi odbijać, bo jak mogłem zauroczyć się kobietą, którą spotkałem dosłownie kilka razy.

Za pierwszym razem doszło miedzy nami do kłótni, po której po prostu sobie poszła. Za drugim razem spotkaliśmy się w barze, gdzie zaczęliśmy się wyzywać i tylko interwencja taty nam przerwała. Za trzecim spotkaliśmy się po pijackiej imprezie z chłopakami. I w sumie to by było na tyle.

- Nasze plany czasami potrafią się zmienić. – rzucił tata nieświadomy moich myśli.

- Nie moje. – uparcie obstawałem przy swoim.

- Znam cię synu i wiem, że kiedy coś sobie postanowisz to nic cię od tego nie odwiedzie. – poklepał mnie po plecach.

- Powiedziałem, że nauczę ją jeździć samochodem. – rzuciłem papierosa na ziemię i przydeptałem go nogą. W najlepszym razie mama pomyśli, że po prostu ktoś przechodził i postanowił sobie zapalić. W końcu nie wytrzymałem i podniosłem go, bo kto wie czy tata na mnie nie doniesie a tak nie będzie miał dowodu. Otworzyłem samochód i wrzuciłem to co z niego zostało do samochodowej popielniczki. Jak tylko pojadę do miasta to się go pozbędę.

- Tylko za bardzo jej nie wystrasz. – rozkazał mi. Czasami potrafił tak do mnie mówić, zwłaszcza kiedy bardzo na czymś mu zależało.

- Chcę jej tylko pomóc. – a może także i sobie wyleczyć się z tego dziwnego uczucia.

Tata patrzył na mnie przez chwilę rozważając każde moje słowo. Zdawałem sobie sprawę z tego, że mogło to dziwnie wyglądać, kiedy uparcie wzbraniałem się prze tym, że coś nas łączy a jednak chciałem jej pomóc. Nie miałem wpływu na to co wyczytał z mojej twarzy, ale najwyraźniej cokolwiek zobaczył musiało go to uspokoić.

- Nie zrań jej, jeśli w końcu się zdecydujesz na ten krok. I idź się umyj, bo matka się zorientuje, że paliłeś. – powiedział zanim odwrócił się na piecie i po prostu odszedł.

Podniosłem koszulkę do nosa i powąchałem. Od razu się skrzywiłem wiedząc, że waliło ode mnie fajkami więc mama i tak by się zorientowała. Musiałem więc dostać sią jakoś do domu i swojego pokoju tak, żeby nie zauważyła mnie po drodze.

Na szczęście poza kilkoma znajomymi nie natknąłem się na swoją rodzicielkę. Wbiegłem szybko po schodach i już po chwili zatrzaskiwałem za sobą drzwi sypialni. Miałem niewiele czasu, dlatego byłem zmuszony się pośpieszyć zanim zacznie mnie szukać.

Zrzuciłem z siebie ubrania, które wepchnąłem na dno kosza na pranie. Skoro wyjeżdżają to nawet nie zauważy, że paliłem. Byłem dorosły a zachowywałem się jak dziecko który boi się być przyłapanym, ale to była moja mama i chciałem, aby widziała we mnie tylko dobre cechy.

Po szybkim prysznicu i przebraniu się w nowe ubrania stanąłem w oknie swojej sypialni od razu wyłapując ją w tłumie. Tylko ona miała na głowie czapkę, która przysłaniała jej blond włosy.

Juto zaczynał się weekend a tym samym bar był zamknięty. Każdy przecież potrzebuje chociaż dnia wolnego, tym bardziej że musiałem jutro zawieźć kobietę do szkoły. Swoją drogą to może być kolejny pretekst do rozmowy i przekonanie samego siebie jak i taty, że nic do niej nie czuję.

***

Dopiero po godzinie od rozpoczęcia przyjęcia pojawili się Manolo i Mika przepraszając za spóźnienie. Po tym jak zadowolona była kobieta mogłem się tylko domyślać co się za tym kryło. Podszedłem do stołu zbierając z niego pierwszą, ale i ostatnią butelkę piwa. Ktoś przecież musiał być trzeźwy w tym towarzystwie.

Patrząc na to jak wiele osób dobrze się bawiło wiedziałem, że będzie musiał ich ktoś poodwozić więc ten ciężar spadnie na mnie. Rodzice bardzo się postarali, aby ten wieczór był niezapomniany nie tylko dla nich, ale i dla gości. Jedzenia było tak dużo, że stoły się od niego dosłownie uginały a alkohol lał się strumieniami. W dodatku atmosfera panująca wokół sprawiała, że człowiek sam chciał dołączyć do grupek, które się utworzyły. Jedni rozmawiali o ostatnich meczach, kolejni o rybach a jeszcze inni po prostu plotkowali.

- Co was tak długo zatrzymało? – zapytałem podchodząc do nowo przybyłych.

- No wiesz ten pacjent wymagał mojej pilnej konsultacji. – Mika zaczęła się pokrętnie tłumaczyć, ale jakoś tego nie kupiłem.

Zachowywali się co najmniej dziwnie do czasu aż przyjrzałem im się lepiej. Stłumiłem uśmiech, który cisnął mi się na usta i grałem w jej grę. Nieźle się przy tym bawiłem wiedząc, że już za chwilę będę się śmiał z nich obojga.

- Jaki pacjent? – zapytałem pociągając łyk zimnego piwa.

- Tajemnica lekarska. – nawet mnie nie zdziwiła jej odpowiedź.

- A tajemnicą jest też to, dlaczego masz malinkę na szyi? – zapytałem poruszając sugestywnie brwiami na co zarumieniła się i klepnęła mojego przyjaciela w pierś.

- Miałeś tego nie robić! – syknęła.

- Mogłaś mnie powstrzymać. – wzruszył bezradnie ramionami.

- Byłam zajęta i...

- Dobra przestańcie – wszedłem pomiędzy nich nie chcąc tego słuchać. To co robili w swoim domu i we dwójkę to była ich sprawa i nikt nie musiał o tym wiedzieć. – Jest fajna atmosfera. Mamy jedzenie i alkohol więc może odłożycie kłótnie na później. Jak już wrócicie do siebie. – po czym dodałem. – I łóżka.

- Kto wróci ten wróci. – prychnęła kobieta i zanim zdążyłem jej odpowiedzieć już szła w kierunku Adisy która od razu się z nią przywitała.

Odsunąłem się od przyjaciela na cały metr, bo sądząc po tym jak na mnie patrzył chyba nie był zadowolony, ale przecież to on zawalił. Ja tylko powiedziałem to co widziałem.

- Piwa? – zaproponowałem.

- Nie dzięki. – odsunął moją rękę, w której trzymałem butelkę. – Po ostatnim razie przez kilka dni się kajałem więc tego nie pieprzę.

- Boisz się jej? – spojrzałem w kierunku jego narzeczonej, która swoim sposobem bycia zjednywała sobie ludzi.

- Jak ją poznasz trochę bliżej to też zaczniesz się jej bać. – prychnął. – Nadal pamiętam, jak pobiła Montgomerego. – aż zazgrzytał zębami.

- W sumie nawet się zdziwiłem, że nie zastałem go w barze. Chyba nieźle go uszkodziła.

- Nawet bardzo niż z początku się wydawało. Złamała mu szczękę, wybiła dwa zęby i stłukła kolano. – aż gwizdnąłem z podziwu.

- Co jej takiego zrobił?

- Jej nic, ale zabił swoją żonę. – powiedział to z wielkim trudem. – Mikaela się wściekła.

- Mam nadzieję, że dostał za swoje.

- Też tak myślę. – włożył dłonie do kieszeni, ale i tak widziałem buzującą od niego wściekłość.

Przez ten czas, kiedy rozmawialiśmy przez Internet ani razu się nie zająknął, że coś takiego miało miejsce, ale zazwyczaj rozmawialiśmy tylko o tym co się u nas wydarzyło. Znałem Manolo na tyle żeby wiedzieć, że on potrzebował jakiegoś pretekstu, aby się w końcu z tego wygadać. Męczyło go to co było widać na pierwszy rzut oka.

- Przez niego nie słyszy na jedno ucho. – rzucił niby od niechcenia, ale wyczułem w jego głosie wiele agresji.

- To, dlatego nosi aparat. – powiedziałem powali. – Myślałem, że po prostu zachorowała czy coś.

Nie wiedziałem co mógłbym powiedzieć więcej, dlatego milczałem co było do mnie niepodobne. Przez większość czasu gęba mi się nie zamykała a teraz po prostu zaniemówiłem. Spojrzałem na jego narzeczoną i nawet bym nie przypuszczał, że spotkało ją coś takiego tylko dlatego że chciała zadośćuczynić krzywdzie.

Nie miałem pojęcia jak ja zachowałbym się w jego sytuacji, gdyby to mojej kobiecie coś się stało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro