Rozdział 31
Mika
- Baby, you're the man, But I got, I got, I got the power, You make rain, But I'll make it, I'll make it, I'll make it shower, You should know, I'm the one who's in control...
Podśpiewywałam sobie niezwykle rozbawiona. Tekst piosenki idealnie oddawał to co w tej chwili czułam, ale było coś co sprawiało mój humor szybował bardzo szybko do góry.
Stukałam zawzięcie w klawiaturę komputera nie spodziewając się, że wpadnę na tak genialny plan. Kiedy tylko Ryan zadzwonił, że Adisa zraniła się w dłoń od razu pomyślałam o tym, aby poszedł tam Finn. Co może być lepszego od jednej zranionej kobiety i dwóch mężczyzn. Afera murowana jak nic więc niby powiedziała mu, że przyjdę jednak nie miałam takiego zamiaru.
- Co ty znowu wymyśliłaś? – zapytał Manolo, kiedy wszedł do mojego gabinetu. Zatrzymał się z dłonią na klamce przez co wyglądał jeszcze bardziej pociągająco nie zawsze.
- Nic. - odparłam zamykając kartę ostatniego pacjenta na dzisiaj.
- A gdzie poszedł Finn? - zapytał niby od niechcenia zamykając za sobą drzwi. Od razu się o nie oparł odcinając mi drogę ucieczki i tym samym sprawiając, że byłam pod obstrzałem jego czujnych oczu.
Przeanalizowałam wszystko tak, aby jak najmniej mu powiedzieć jednak on znał mnie na tyle i moje szalone pomysły, że nie dał się tak łatwo oszukać. Spojrzałam mu wyzywająco w oczy układając dłonie na blacie biurka.
- Co ci powiedział? - odezwałam się po chwili chcąc wybadać, ile dowiedział się od Finna i jak wiele sobie dorzucił sam. Manolo nie był głupi i miał zmysł taktyczny a tym samym potrafił przewidzieć niektóre moje zachowania co dla mnie było niepokojące. Jak miałam go w takim razie zaskoczyć.
- Tylko tyle że znowu zabawisz się w swatkę. - zbliżał się krok za krokiem w moją stronę.
- Skąd taki wniosek? To, że zrobiłam kilka rzeczy nie znaczy, że dalej się w to bawię. - odparłam spokojnie na tyle ile byłam w stanie zwłaszcza wtedy, kiedy jednym szarpnięciem odsunął mój fotel od biurka i oparł dłonie o podłokietniki. Przyglądał mi się wiążąc pomiędzy swoimi ramionami i odcinając mi tym samym drogę ucieczki.
- Czy ja o czymś nie wiem? - zapytał tym swoim seksownym tonem, któremu nie mogłam się oprzeć.
- O niczym ważnym. - wydukałam z trudem, kiedy zbliżył się do mnie jeszcze bardziej. Zacisnęła mocno dłonie na kolanach wiedząc, że jeśli je puszczę nie będę mogła się oprzeć i po prostu się na niego rzucę.
- Mikaela - westchnął. - Co zrobiłaś, poza tym, że kazałaś nam wyjść wcześniej z ogniska?
Nie moja wina, że jak tylko o nim usłyszałam i dostaliśmy propozycję przyjście na nie postanowiłam wyjść wcześniej. Dzięki temu Ryan i Adisa mogli spędzić ze sobą trochę więcej czasu sam na sam. Przemyślałam to bardzo dokładnie i wiedziałam, że gdybyśmy się nie pojawili mogłoby do tego spotkania nie dojść więc jedyny sposób na jaki wpadłam to pojawienie się na chwilę i zniknięcie.
Moja rozmowa z przyjaciółką miała na celu przygotowania ją, ale i zachęcania, aby w końcu się przełamała i powiedziała to co czuje. Nie wiedziałam na ile mi się to udało, bo od tego czasu nie miałyśmy, kiedy porozmawiać. Sądząc po tym, że nawet nie wysłała wiadomości mogłam się tylko domyślać, że wszystko poszło tak jak to sobie zaplanowałam. No cóż zrobić? Musiałam się następnym razem bardziej wysilić i wymyślić coś co jeszcze bardziej ich do siebie przyciągnie.
- Może wysłałam do Adisy Finna wiedząc, że Ryan będzie zazdrosny. Zraniła się w dłoń więc to chyba normalne, że powinien zobaczyć ją lekarz. - wyznałam skrępowana pod jego bacznym spojrzeniem.
- I?
- Skąd wiesz, że jest coś jeszcze? - zapytałam z podniesioną brwią.
Toczyliśmy wojnę na spojrzenie jednak wiedziałam, że przegram prędzej czy później. Nie mogłam wytrzymać i wyciągnęłam w jego stronę dłoń układając ją w miejscu, w którym biło jego serce. Poczułam mocny silny rytm, od którego niesamowite ciepło rozlało się po całym moim ciele, bo wiedziałam, że bije ono właśnie dla mnie.
- Bo cię znam.
- No i może zniszczyłam jej drzwi. – dorzuciłam, ponieważ prędzej czy później i tak by się tego dowiedział, jeśli nie ode mnie to od kogoś innego. Czasami się nawet zastanawiałam czy Finn nie powiedział mu o mojej akcji już dawno temu jednak, jeśli wiedział nie dał tego po sobie poznać.
- Wariatka. – parsknął muskając moje wargi swoimi torturując mnie i przeciągając to co nieuniknione. Wiedziałam jedno, że nie opuści mojego gabinetu, dopóki nie zadowoli mnie tak jak tego chciałam.
- Chciałabym ci przypomnieć, że już niedługo zostanę twoją żoną. - złapałam go mocno za koszulkę i przyciągnęłam do siebie. Łydką zahaczyłam o wnętrze jego uda gładząc je w jednostajnym rytmie wiedzą, że to go jeszcze bardziej pobudzi i sprawi, że zapomni o całej naszej rozmowie.
- Uwierz mi, że przy tobie nie da się o tym zapomnieć. – zaśmiał się łapiąc mnie szybkim ruchem w talii po czym posadził na biurku. Krzesło z głośnym hukiem uderzyło w ścianę jednak nie przejmowałam się tym za bardzo wiedząc, że zostaliśmy tutaj sami.
- Powiedz prawdę. - za plotłam dłonie na jego karku. - Nie możesz się już doczekać aż zobaczysz mnie w sukni ślubnej prawda? - kusiła go.
- Raczej nie mogę doczekać się w momentu, w którym ją z ciebie zdejmę. - mówiąc to zaczął ściągać ze mnie fartuch, który potem rzucił niedbale na podłogę. - No i nie mogę się doczekać, kiedy w końcu będziesz nosić moje nazwisko.
Mikaela McKey.
Podobało mi się.
Adisa
Kiedy byłam pewna, że Finn wyszedł postanowiłam rozmówić się jeszcze raz z Ryanem. Weszłam do kuchni wiedzą, że to właśnie tam go znajdę jednak nie spodziewam się, że będzie stał z pochyloną głową i rękami na blacie jakby w innym świecie. Jego sylwetka była nieruchoma i nawet nie poruszył się słysząc moje kroki.
- Możemy porozmawiać? - zapytałam niepewnie jednak on uparcie nie odpowiadał. Poczułam się skrępowana jednak wiedziałam, że jako mój przyjaciel musi mnie wysłuchać i zrozumieć to co czuję. - Może ci się nie podobać to, że wychodzę z nim na kolację jednak potrzebuję tego. Potrzebuję wyjść do ludzi i potrzebuję, aby ktoś patrzył na mnie nie jak na ofiarę przemocy, ale jak na zwykłą kobietę. Chcę poczuć, że mogę się komuś podobać.
- Musiałaś w tym celu wybrać akurat jego? - zapytał podnosząc powoli głowę.
- Lubię go. - podeszłam kilka kroków bliżej i oparłam łokcie na blacie tuż obok niego. - Jest zabawny, i często żartuje. No i nie wie co mnie spotkało. Może się tylko domyśla, ale nie zna wszystkich szczegółów.
- Znam go bardzo dobrze i wiem do czego jest zdolny. To kobieciarz. - powiedział te słowa z tak krzywą miną jakby przed chwilą zjadł cytrynę.
- Z tego co zauważyłam to ty też. - odparłam zirytowana. - Jednak jakoś nie mówię ci tego wiedząc, że to twoje życie i twoje decyzje więc i ty nie powinieneś mnie napominać.
- Wiem i przepraszam. - pocierał twarz dłonią.
- O co ci tak naprawdę chodzi, bo chyba nie tylko o to, że wychodzę z nim na randkę prawda? - zapytałam z nutką nadziei. - Nie chcesz żebym z nim wyszła?
- Nie.
- Ale dlaczego?
- Bo nie i tyle.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie tylko jakaś głupia wymówka rozkapryszonego dzieciaka. - poczułam irytację.
Naprawdę się starałam jednak im bardziej naciskałam tym bardziej on się ode mnie odsuwał. Nie wiedziałam już co mogę zrobić, dlatego zdjęłam łokcie z blatu i odsunęłam się o kilka kroków. Wiedziałam, że jeśli będę za blisko niego otumani mnie jego zapach i kolor oczu. Założyłam dłonie na piersi przez co poczułam zranioną dłoń jednak zacisnęłam mocno zęby aby nic po sobie nie pokazać.
- Dobrze w takim razie idź. - rzucił to takim tonem jakby mało go to obchodziło.
W momencie wmurowało mnie w podłogę, bo jeszcze maleńką cząstką siebie liczyłam, że w końcu powie, że jest zazdrosny i nie chce abym z nim wychodziła. Poczułam jak moje dłonie opadają wzdłuż mojego ciała na jego brutalne słowa.
- A żebyś wiedział, że pójdę! - warknęłam nie poznając samej siebie.
Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z kuchni mocno trzaskając drzwiami. Kilka głów odwróciło się w moją stronę jednak tylko jedna z nich nie odwróciła się po chwili do swojego posiłku. Pan Nolan machnął w moją stronę ręką i zachęcił mnie abym usiadła obok niego. Jego niewielki uśmiech i łagodność na twarzy sprawiła, że moja złość momentalnie wyparowała jednak niewielka uraza w stosunku do Ryana pozostała.
- Słyszałem, że wychodzisz na randkę? - zaczął niby ciekawy.
- Miał pan rację życie jest zbyt krótkie, żeby je marnować. - odparłam przyglądając się mu jak zachęcająco wskazał dłonią, aby mówiła dalej. – Mężczyźni czasami są tak uparci, że nawet nie potrafią dostrzec głupiego znaku. Nieważne jak bardzo kobieta by się starała i starała oni są tak bezmyślni, że jest to dla mnie niepojęte.
- Więc postanowiłaś pokazać co traci. Mądra dziewczyna. – zaśmiał się.
Przez chwilę poczułam wstyd, bo tak jakby wykorzystywałam innego mężczyznę tylko po to, żeby wzbudzić zazdrość w drugim. Nie byłam taką kobietą i w momencie poczułam wielkie zwątpienie w siebie, że nie mogłam powstrzymać swoich następnych słów.
- Chyba powinnam odwołać tą kolację.
- Niby dlaczego? - zapytał odkładając sztućce na talerz. - Idź z tym młodym lekarzem na randkę, spędź miło czas a może on okaże się tym jednym jedynym. Nigdy się nie dowiesz, jak może potoczyć się twoje życie, jeśli nie zaryzykujesz.
- Ale to nie w porządku wobec Finn. – powiedziałam. - Nie powinnam go tak wykorzystywać.
- Zrobisz co będziesz chciała, ale dałaś temu chłopcu nadzieję i teraz chcesz mu powiedzieć, że w końcu nie pójdziesz z nim na randkę? Z tego co wiem wiele kobiet próbowało się z nim mówić jednak każdej odmawiał, ale nie tobie. Więc może to coś znaczy? - z każdym jego kolejnym słowem zdawałam sobie sprawę z konsekwencji swoich decyzji. Nie mogłam się teraz wycofać, zwłaszcza że naprawdę chciałam iść na tą kolację.
- Może jeszcze ciasta? - zapytałam podnosząc się z miejsca w o wiele lepszym humorze. - Zrobiłam dzisiaj szarlotkę. Może nie wyszła mi tak dobrze jak Billego jednak chyba nie jestem taka zła w wypiekach jak mi się wydawało na początku.
- Od ciebie kochana wezmę wszystko. - poklepał się po brzuchu.
- W takim razie zaraz do pana wracam. - uśmiechnęłam się.
Pomimo tego, że pracy było niewiele i tak chciałam pomóc i zostać do końca. Przechodząc obok baru zauważyłam, że zniknęła potłuczona szklanka, którą zagniotłam rękami a także zakrwawione ręczniki. W dodatku po plamach krwi na podłodze nie było ani śladu.
Wchodząc do kuchni powinnam podziękować Ryanowi za to, że za mnie posprzątał jednak tylko odstawiłam talerze do zlewu po czym podeszłam do piekarnika otwierając go. Bez słowa wyciągnęłam blachę z połową ciepłej jeszcze szarlotki, która została i u kroiłam wielki kawałek dla pana Nolana. Udekorowałam ją dwoma kleksami bitej śmietany i jeszcze ułożyłam na niej kilka borówek. Całość idealnie się za sobą komponowała a ja poczułam niesamowite podekscytowanie, że po raz kolejny coś mi się udało. W sumie to cieszyłam się już każdej głupiej rzeczy, która wydarzyła się w moim życiu, bo była tylko moja.
Nie oglądając się za siebie wyszłam z pomieszczenia czując na karku spojrzenie przyjaciela. Moja dawna ja jako pierwsza wyszłaby z inicjatywą i przeprosiła jednak teraz nie miałam takiego zamiaru. To nie ja zawiniłam i to nie ja powinnam wykonać pierwszy ruch więc jeśli wolał się obrażać i zachowywać jak dziecko to jego problem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro