Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29

Adisa

Minęły cztery dni od ogniska jednak nadal czułam się niesamowicie. Relacja między mną a Ryanem z dnia na dzień zmieniała w się w coraz bardziej przyjacielską niż mogłam sobie wyobrazić. Rozmawialiśmy o wielu rzeczach czy to o polityce czy świecie a nawet o uczuciach. To było niesamowite jak dobrze mnie rozumiał nawet jeśli ja sama nie umiałam ubrać w słowa to co w danej chwili czuję.

W dodatku w pracy potrafiliśmy porozumieć się bez słów. Ja w dalszym ciągu obsługiwałam salę i zanosiłam mu zamówienia a on w tym czasie gotował. Był z nas niezły duet co nie omieszkał mi wypomnieć więc tylko uśmiechnęłam się i zabrałam ze sobą kolejne gotowe dania dla klientów.

Zbliżała się godzina dziewiętnasta a tym samym czas, w którym przychodziło najwięcej osób, zwłaszcza kiedy leciała powtórka jakiegoś meczu. Nie byłam zbytnio fanką oglądania sportu, bo miałam to już za sobą jednak lubiłam obserwować na ludzkich twarzach te emocje i to oczekiwanie na kolejny punkt.

Akurat dzisiaj żadna z dziewczyn nie mogła przyjść, ale oboje rozumieliśmy, że były jeszcze młode i chciały się wyszaleć. Zwłaszcza że wygrały bilety na koncert jakiej kapeli, za którą szalały. Tej uśmiechy na twarzach, kiedy dotarło do nich, że będą miały wolne były niezapomniane i gdybym mogła zrobiłabym to jeszcze raz. Trochę mnie to zdziwiło kiedy Ryan oznajmił że to ja będę szefową dla tych dziewczyn ale z czasem zaczęło mi się to podobać.

Powyciągałam połowę kufli spod baru i poustawiałam je na blacie, aby być gotowa na przyjmowanie zamówień. Byłam, tak zaabsorbowana pracą, że nawet nie zauważyłam, kiedy podszedł do mnie Ryan i postawił przede mną talerz z parującym ryżem i warzywami. Gdyby nie on nawet nie pamiętałabym o tym, aby coś zjeść, ponieważ tak bardzo byłam zajęta pracą.

- Przerwa. - oznajmił tonem, który zostawiał sobie na chwile, kiedy nie chciałam go słuchać. W takich momentach wiedziałam, żeby nie oponować a po prostu się zgodzić.

Zatopiłam widelec w talerzu i zaczęłam jeść. W międzyczasie rozglądałam się czy aby na pewno wszyscy mają pełna talerza i szklanki. To była taka moja mania, w której chciałam, aby każdy był zadowolony niezależnie od tego czy zamawiał cały obiad czy po prostu przyszedł napić się tylko wody.

- Myślisz, że dzisiaj też będzie tak dużo ludzi? - zapytałam przełykając to co miałam w ustach.

- O tej porze przeważnie puszczają powtórkę meczu więc ci którzy nie byli na nim wczoraj przyjdą dzisiaj. - wzruszył bezradnie ramionami.

- Czyli istnieje duża szansa, że będzie dużo ludzi. – odparłam, kiedy dłużej o tym pomyślałam.

- Skąd ta myśl?

- A czy ludzie nie lubią oglądać powtórek? - zapytałam posyłając mu to swoje wszechwiedzące spojrzenie. - Mogę się założyć, że będzie dzisiaj jeszcze więcej ludzi niż wczoraj.

Odłożyłam sztućce kończąc jedzenie i odwróciłam się do niego, aby odnieść pusty talerz. Kiedy wyciągnął w moją stronę dłoń, aby go ode mnie zabrać strzeliłam go od razu po łapach posyłając mu surowe spojrzenie. Nie byłam jakąś bezbronną kobietom która nie mogła sobie poradzić ze zwykłym z myciem naczyń więc nie miałam zamiaru rozrzucać tego na niego.

Wiedziałam, że sala jest ogarnięta więc szybko uporałam się ze zmyciem talerza i sztućców po czym odłożyłam je na bok, aby mogły spokojnie wyschnąć. Miałam chwilę dlatego wyciągnęłam ze zmywarki umyte naczynia wiedząc, że już wyschły i poukładałam je w odpowiednie miejsce tak aby Ryan miał jak najbliżej do nich.

Kiedy byłam pewna, że cała kuchnia jest w takim stanie w jakim bym chciała mogłam na spokojnie z niej wyjść. Po przekroczeniu progu od razu poczułam jakby ktoś strzelił mnie prosto w twarz. Łudziłam się, że ta chwila nie nadejdzie jednak najwyraźniej nie spodziewałam się, że ktoś może być tak zdeterminowany.
Ryan stał za barem i przygotowywał właśnie jakiegoś drinka siedzącej przed nim kobiecie, która nie byłaby nikim innym a Vanessą, z którą chodziłam na zajęcia w szkole i która tak bardzo chciała wytępić ode mnie numer telefonu do stojącego przed nią mężczyzny.

Po raz pierwszy poczułam co to znaczy zazdrość i nie podobało mi się to uczucie. Między mną a Ryanem była tylko przyjaźń co otwarcie przyznał więc nie mogłam powiedzieć, że nie chcę tej kobiety w barze. Odetchnęłam głęboko starając się zapanować nad emocjami i kiedy byłam pewna, że mi się to udało mogłam zająć się klientami.

Udawałam, że jej nie widzę i zajęłam się pracą. Chodziłam od stolika do stolika jednak co jakiś czas mój wzrok kierował się w tamtą stronę. Widziałam, jak rozmawiają i śmieją się no co moje pięści co chwilę zaciskały się. Z trudem panowałam nad emocjami jednak nie mogłam sobie pozwolić na to, aby czuć zazdrość.

- Pozwalasz, aby ta kobieta odebrała ci tak dobrego chłopca? - zapytał pan Nolan do którego podchodziłam z wielkim dzbankiem gorącej kawy.

- Nie jesteśmy razem więc nie mogę mu mówić co ma robić. - odpowiedziałam wiedząc, że jeśli tego nie zrobię będzie drążył temat.

- Nie rozumiem was młodych. - pokręcił głową zdejmując z głowy kapelusz i ułożył go na stoliku obok swojej lewej ręki. - Wszystko komplikujecie a zwłaszcza miłość.

- Chyba wie pan coś o tym prawda? - zapytałam uśmiechając się.

- Gdybym był czterdzieści lat młodszy, ba nawet pięćdziesiąt to nie pozwoliłbym na to co wyprawia ten chłopak tylko od razu zaprosiłbym cię na randkę. - wskazał głową na flirtującego z Vanessą Ryana.

- To nie jest takie łatwe jak się panu wydaje. - postawiłam przed nim kubek i nalałam do pełna kawy wiedząc, że lubi mocną i czarną bez dodatku cukru.

- Życie jest bardzo łatwe tylko wy to tak utrudniacie. - wskazał na mnie palcem. - Po co robić jakieś podchody, skoro wystarczy powiedzieć to co się czuje.

- Ryan otwarcie powiedział, że widzi we mnie przyjaciółkę więc nie chcę tego zepsuć. - rzuciłam mocniej zaciskając palce na dzbanku z kawą.

Mężczyzna przyjrzał mi się uważnie jakby szukał czegoś w mojej twarzy. Najwyraźniej musiał to zobaczyć, bo w jego oczach pojawia się łagodność, ale też coś na kształt zrozumienia.

- Zobaczysz, że z czasem zrozumie co traci, ale wtedy może już być za późno. - pochylił się w moją stronę i zaczął szeptać. - Na twoim miejscu wyszedłbym z kimś na randkę tak żeby zobaczyć, jak to jest. - mrugnął do mnie konspiracyjnie.

- Chce pan żebym wzbudziła w nim zazdrość? - zaśmiałam się na ten absurdalny plan.

- A czy ja coś takiego mówię! - udawał zdziwienie. - Powiedziałem tylko żebyś korzystała z życia, bo jesteś bardzo młoda a latka lecą.

Pokręciłam głową jednak nic na to nie odpowiedziałam. Odwróciłam się na pięcie i weszłam za bar, aby się czymś zająć a jedynie co przyszło mi do głowy to wyczyszczenie szklanek stojących na blacie.

W ten oto sposób mogłam obserwować z daleka interakcję między nimi. To jak pochylali się w swoją stronę, to jak się uśmiechali i w jaki sposób mówili chociaż nie mogłam tego usłyszeć. Torturowałam się tym wiedząc, że nie mogę liczyć na to samo z jego strony.


Ryan

Pamiętam tą kobietę, kiedy przyniosłem czapkę Adisie do szkoły jednak nie przywiązywałem zbytniej wagi do tego co wtedy mówiła. Pojawienie się jej w barze było bardzo niecodzienne jednak po chwili pomyślałem, że przyszła właśnie do niej. Jakie było moje zdziwienie, kiedy ruszyła w moją stronę i powiedziała, że czekała na to spotkanie.

Nie powiem schlebiało mi to, że kobieta tak uparcie pragnie mojej uwagi i nawet przez chwilę świetnie się bawiłem flirtują z nią. Do czasu aż zauważyłem, że Adisa nawet nie zareagowała na to co robię a właśnie to jej uwagi pragnąłem. Chociaż powiedziałem, że chcę być tylko jej przyjacielem to nie była prawda co z trudem udało mi się utrzymywać w tajemnicy.

- Więc jak to jest mieć swój bar? – zapytała Vanessa która chwilę wcześniej tak właśnie się przedstawiła. Trzymała w jednej ręce szklankę a w drugiej słomkę pociągając kolejny łyk drinka, który dla niej przygotowałem. Przez cały czas nie spuszczała ze mnie wzroku jakby jedyne o czym myślała to rozebrać mnie tu i teraz.

Nie spodziewałem się, że kiedyś się do tego przyznam, ale nie pociągała mnie jak kobieta. Rozmowa jak rozmowa jednak z jakiegoś powodu strasznie była irytująca i jedyne o czym myślałem to jak najszybciej ją zakończyć. Tak, z początku nawet śmiałem się z jej żartów i raz nawet pochyliłem się w jej stronę tylko po to, aby zobaczyć jej pełne piersi. Jak nic robota jakiegoś fachowca przez co od razu mi przeszło.

- Bar należy nie do mnie a do moich rodziców, ale praca tutaj jest nawet w porządku. - odparłem przecierają blat któryś raz z kolei byle tylko zająć czymś ręce.

Pomimo tego, że obawiałem się początkowo jak sobie poradzę szło mi bardzo dobrze i nie mówiłem tego tylko dlatego że aby podbudować swoje ego. Prawda była taka, że dzięki Adisie i przepisom które zostawił mi tata wiedziałem, że jakoś to będzie.

- Ale chyba kiedyś przejmiesz go po nich? - oparła brodę na dłoni pochylając się w moją stronę coraz bardziej. Jak tak dalej pójdzie to w końcu jej piersi, które ledwo mieściły się w bluzce wypadną z niej.

- Może kiedyś. - rzuciłem niezobowiązująco. Nigdy o tym nie myślałem, żeby mieć to miejsce na własność, ale po tych kilku tygodniach pracy w nim to było coś całkowicie innego tego co robiłem w wojsku. Tutaj czułem ciszę i spokój i nie musiałem się przejmować, jeśli coś zrobiłem nie tak.

- A może... - przygryzła dolną wargę mówiąc coraz ciszej. - ... wyjdziemy na chwilę i pokażesz mi jak wygląda bar z drugiej strony?

Jeszcze tak otwartej propozycji na seks w życiu nie słyszałem, ale najwyraźniej lata spędzone w wojsku sprawiły, że chyba byłem w tyle z podrywem. Do tej pory wystarczyło, że mówiłem tylko że jestem żołnierzy i laski od razu na mnie leciały a nawet same wychodziły z inicjatywą przez co facet nawet nie musiał się zbytnio wysilać.

- Bardzo ci dziękuję za propozycję, ale jestem w pracy. - rozłożyłem szeroko dłonie. - Trzeba dbać o interes.

- Asida się nim zajmie. - machnęła niedbale dłonią pokazując na moją przyjaciółkę.

Zacisnąłem mocno zęby, aby nie wybuchnąć, kiedy wypowiedziała źle jej imię, ale chyba nie byłoby dobrze wypominać kobiecie takiej rzeczy. Jednak w sumie po chwili zastanowienia mógł być to sposób na to, aby jakoś jej się pozbyć.

- Ma na imię Adisa. - poprawiłem ją.

- Nie moja wina, że ma takie dziwne imię. – prychnęła.

- Ma najpiękniejsze imię na świecie. - oparłem dłonie o bar pochylając się wist stronę. - To moja przyjaciółka i nie pozwolę na to żebyś ją obrażała nieważne, że jesteś kobietą.

- Nie denerwuj się tak. - zachichotała myślą, że w ten sposób oczyści atmosferę. - Nie wiedziałam, że jesteś w stosunku do niej taki opiekuńczy, bo gdybym to wiedziała pomyślałabym dwa razy zanim powiedziałabym jej imię. Jednak jest trudne do zapamiętania.

Nie, wcale tak nie były. Imię Adisa było przepiękne i unikalne więc było dla mnie dziwne, że nawet nie potrafiła go zapamiętać. Chciałem jej tak jeszcze wiele powiedzieć jednak stwierdziłem, że nie ma sensu, bo do tej pustej głowy i tak nic nie dotrze. Najwyraźniej niektórzy ludzie tak mieli, że po prostu byli idiotami i nie liczyli się z uczuciami innych.

Chciałem zakończyć ten temat i tą rozmowę dlatego zacząłem mówić, że chyba nic z tego nie będzie jednak wtedy usłyszałem trzask a potem jęk bólu. Bezwiednie moja głowa odwróciła się w kierunku źródła hałasu tym samym zauważyłem co się stało. Nie wahają się ani chwili i od razu ruszyłem w kierunku Adisy która spogląda na swoją krwawiącą dłoń.

Wszystko przestało mieć znaczenie. Nawet Vanessa, która chciała mnie zatrzymać jednak nawet nie słuchałem co do mnie mówi. Cały czas spoglądałem w kierunku przyjaciółki, która stała jak zamrożona w miejscu spoglądając na swoją dłoń.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro