Rozdział 29
Adisa
Minęły cztery dni od ogniska jednak nadal czułam się niesamowicie. Relacja między mną a Ryanem z dnia na dzień zmieniała w się w coraz bardziej przyjacielską niż mogłam sobie wyobrazić. Rozmawialiśmy o wielu rzeczach czy to o polityce czy świecie a nawet o uczuciach. To było niesamowite jak dobrze mnie rozumiał nawet jeśli ja sama nie umiałam ubrać w słowa to co w danej chwili czuję.
W dodatku w pracy potrafiliśmy porozumieć się bez słów. Ja w dalszym ciągu obsługiwałam salę i zanosiłam mu zamówienia a on w tym czasie gotował. Był z nas niezły duet co nie omieszkał mi wypomnieć więc tylko uśmiechnęłam się i zabrałam ze sobą kolejne gotowe dania dla klientów.
Zbliżała się godzina dziewiętnasta a tym samym czas, w którym przychodziło najwięcej osób, zwłaszcza kiedy leciała powtórka jakiegoś meczu. Nie byłam zbytnio fanką oglądania sportu, bo miałam to już za sobą jednak lubiłam obserwować na ludzkich twarzach te emocje i to oczekiwanie na kolejny punkt.
Akurat dzisiaj żadna z dziewczyn nie mogła przyjść, ale oboje rozumieliśmy, że były jeszcze młode i chciały się wyszaleć. Zwłaszcza że wygrały bilety na koncert jakiej kapeli, za którą szalały. Tej uśmiechy na twarzach, kiedy dotarło do nich, że będą miały wolne były niezapomniane i gdybym mogła zrobiłabym to jeszcze raz. Trochę mnie to zdziwiło kiedy Ryan oznajmił że to ja będę szefową dla tych dziewczyn ale z czasem zaczęło mi się to podobać.
Powyciągałam połowę kufli spod baru i poustawiałam je na blacie, aby być gotowa na przyjmowanie zamówień. Byłam, tak zaabsorbowana pracą, że nawet nie zauważyłam, kiedy podszedł do mnie Ryan i postawił przede mną talerz z parującym ryżem i warzywami. Gdyby nie on nawet nie pamiętałabym o tym, aby coś zjeść, ponieważ tak bardzo byłam zajęta pracą.
- Przerwa. - oznajmił tonem, który zostawiał sobie na chwile, kiedy nie chciałam go słuchać. W takich momentach wiedziałam, żeby nie oponować a po prostu się zgodzić.
Zatopiłam widelec w talerzu i zaczęłam jeść. W międzyczasie rozglądałam się czy aby na pewno wszyscy mają pełna talerza i szklanki. To była taka moja mania, w której chciałam, aby każdy był zadowolony niezależnie od tego czy zamawiał cały obiad czy po prostu przyszedł napić się tylko wody.
- Myślisz, że dzisiaj też będzie tak dużo ludzi? - zapytałam przełykając to co miałam w ustach.
- O tej porze przeważnie puszczają powtórkę meczu więc ci którzy nie byli na nim wczoraj przyjdą dzisiaj. - wzruszył bezradnie ramionami.
- Czyli istnieje duża szansa, że będzie dużo ludzi. – odparłam, kiedy dłużej o tym pomyślałam.
- Skąd ta myśl?
- A czy ludzie nie lubią oglądać powtórek? - zapytałam posyłając mu to swoje wszechwiedzące spojrzenie. - Mogę się założyć, że będzie dzisiaj jeszcze więcej ludzi niż wczoraj.
Odłożyłam sztućce kończąc jedzenie i odwróciłam się do niego, aby odnieść pusty talerz. Kiedy wyciągnął w moją stronę dłoń, aby go ode mnie zabrać strzeliłam go od razu po łapach posyłając mu surowe spojrzenie. Nie byłam jakąś bezbronną kobietom która nie mogła sobie poradzić ze zwykłym z myciem naczyń więc nie miałam zamiaru rozrzucać tego na niego.
Wiedziałam, że sala jest ogarnięta więc szybko uporałam się ze zmyciem talerza i sztućców po czym odłożyłam je na bok, aby mogły spokojnie wyschnąć. Miałam chwilę dlatego wyciągnęłam ze zmywarki umyte naczynia wiedząc, że już wyschły i poukładałam je w odpowiednie miejsce tak aby Ryan miał jak najbliżej do nich.
Kiedy byłam pewna, że cała kuchnia jest w takim stanie w jakim bym chciała mogłam na spokojnie z niej wyjść. Po przekroczeniu progu od razu poczułam jakby ktoś strzelił mnie prosto w twarz. Łudziłam się, że ta chwila nie nadejdzie jednak najwyraźniej nie spodziewałam się, że ktoś może być tak zdeterminowany.
Ryan stał za barem i przygotowywał właśnie jakiegoś drinka siedzącej przed nim kobiecie, która nie byłaby nikim innym a Vanessą, z którą chodziłam na zajęcia w szkole i która tak bardzo chciała wytępić ode mnie numer telefonu do stojącego przed nią mężczyzny.
Po raz pierwszy poczułam co to znaczy zazdrość i nie podobało mi się to uczucie. Między mną a Ryanem była tylko przyjaźń co otwarcie przyznał więc nie mogłam powiedzieć, że nie chcę tej kobiety w barze. Odetchnęłam głęboko starając się zapanować nad emocjami i kiedy byłam pewna, że mi się to udało mogłam zająć się klientami.
Udawałam, że jej nie widzę i zajęłam się pracą. Chodziłam od stolika do stolika jednak co jakiś czas mój wzrok kierował się w tamtą stronę. Widziałam, jak rozmawiają i śmieją się no co moje pięści co chwilę zaciskały się. Z trudem panowałam nad emocjami jednak nie mogłam sobie pozwolić na to, aby czuć zazdrość.
- Pozwalasz, aby ta kobieta odebrała ci tak dobrego chłopca? - zapytał pan Nolan do którego podchodziłam z wielkim dzbankiem gorącej kawy.
- Nie jesteśmy razem więc nie mogę mu mówić co ma robić. - odpowiedziałam wiedząc, że jeśli tego nie zrobię będzie drążył temat.
- Nie rozumiem was młodych. - pokręcił głową zdejmując z głowy kapelusz i ułożył go na stoliku obok swojej lewej ręki. - Wszystko komplikujecie a zwłaszcza miłość.
- Chyba wie pan coś o tym prawda? - zapytałam uśmiechając się.
- Gdybym był czterdzieści lat młodszy, ba nawet pięćdziesiąt to nie pozwoliłbym na to co wyprawia ten chłopak tylko od razu zaprosiłbym cię na randkę. - wskazał głową na flirtującego z Vanessą Ryana.
- To nie jest takie łatwe jak się panu wydaje. - postawiłam przed nim kubek i nalałam do pełna kawy wiedząc, że lubi mocną i czarną bez dodatku cukru.
- Życie jest bardzo łatwe tylko wy to tak utrudniacie. - wskazał na mnie palcem. - Po co robić jakieś podchody, skoro wystarczy powiedzieć to co się czuje.
- Ryan otwarcie powiedział, że widzi we mnie przyjaciółkę więc nie chcę tego zepsuć. - rzuciłam mocniej zaciskając palce na dzbanku z kawą.
Mężczyzna przyjrzał mi się uważnie jakby szukał czegoś w mojej twarzy. Najwyraźniej musiał to zobaczyć, bo w jego oczach pojawia się łagodność, ale też coś na kształt zrozumienia.
- Zobaczysz, że z czasem zrozumie co traci, ale wtedy może już być za późno. - pochylił się w moją stronę i zaczął szeptać. - Na twoim miejscu wyszedłbym z kimś na randkę tak żeby zobaczyć, jak to jest. - mrugnął do mnie konspiracyjnie.
- Chce pan żebym wzbudziła w nim zazdrość? - zaśmiałam się na ten absurdalny plan.
- A czy ja coś takiego mówię! - udawał zdziwienie. - Powiedziałem tylko żebyś korzystała z życia, bo jesteś bardzo młoda a latka lecą.
Pokręciłam głową jednak nic na to nie odpowiedziałam. Odwróciłam się na pięcie i weszłam za bar, aby się czymś zająć a jedynie co przyszło mi do głowy to wyczyszczenie szklanek stojących na blacie.
W ten oto sposób mogłam obserwować z daleka interakcję między nimi. To jak pochylali się w swoją stronę, to jak się uśmiechali i w jaki sposób mówili chociaż nie mogłam tego usłyszeć. Torturowałam się tym wiedząc, że nie mogę liczyć na to samo z jego strony.
Ryan
Pamiętam tą kobietę, kiedy przyniosłem czapkę Adisie do szkoły jednak nie przywiązywałem zbytniej wagi do tego co wtedy mówiła. Pojawienie się jej w barze było bardzo niecodzienne jednak po chwili pomyślałem, że przyszła właśnie do niej. Jakie było moje zdziwienie, kiedy ruszyła w moją stronę i powiedziała, że czekała na to spotkanie.
Nie powiem schlebiało mi to, że kobieta tak uparcie pragnie mojej uwagi i nawet przez chwilę świetnie się bawiłem flirtują z nią. Do czasu aż zauważyłem, że Adisa nawet nie zareagowała na to co robię a właśnie to jej uwagi pragnąłem. Chociaż powiedziałem, że chcę być tylko jej przyjacielem to nie była prawda co z trudem udało mi się utrzymywać w tajemnicy.
- Więc jak to jest mieć swój bar? – zapytała Vanessa która chwilę wcześniej tak właśnie się przedstawiła. Trzymała w jednej ręce szklankę a w drugiej słomkę pociągając kolejny łyk drinka, który dla niej przygotowałem. Przez cały czas nie spuszczała ze mnie wzroku jakby jedyne o czym myślała to rozebrać mnie tu i teraz.
Nie spodziewałem się, że kiedyś się do tego przyznam, ale nie pociągała mnie jak kobieta. Rozmowa jak rozmowa jednak z jakiegoś powodu strasznie była irytująca i jedyne o czym myślałem to jak najszybciej ją zakończyć. Tak, z początku nawet śmiałem się z jej żartów i raz nawet pochyliłem się w jej stronę tylko po to, aby zobaczyć jej pełne piersi. Jak nic robota jakiegoś fachowca przez co od razu mi przeszło.
- Bar należy nie do mnie a do moich rodziców, ale praca tutaj jest nawet w porządku. - odparłem przecierają blat któryś raz z kolei byle tylko zająć czymś ręce.
Pomimo tego, że obawiałem się początkowo jak sobie poradzę szło mi bardzo dobrze i nie mówiłem tego tylko dlatego że aby podbudować swoje ego. Prawda była taka, że dzięki Adisie i przepisom które zostawił mi tata wiedziałem, że jakoś to będzie.
- Ale chyba kiedyś przejmiesz go po nich? - oparła brodę na dłoni pochylając się w moją stronę coraz bardziej. Jak tak dalej pójdzie to w końcu jej piersi, które ledwo mieściły się w bluzce wypadną z niej.
- Może kiedyś. - rzuciłem niezobowiązująco. Nigdy o tym nie myślałem, żeby mieć to miejsce na własność, ale po tych kilku tygodniach pracy w nim to było coś całkowicie innego tego co robiłem w wojsku. Tutaj czułem ciszę i spokój i nie musiałem się przejmować, jeśli coś zrobiłem nie tak.
- A może... - przygryzła dolną wargę mówiąc coraz ciszej. - ... wyjdziemy na chwilę i pokażesz mi jak wygląda bar z drugiej strony?
Jeszcze tak otwartej propozycji na seks w życiu nie słyszałem, ale najwyraźniej lata spędzone w wojsku sprawiły, że chyba byłem w tyle z podrywem. Do tej pory wystarczyło, że mówiłem tylko że jestem żołnierzy i laski od razu na mnie leciały a nawet same wychodziły z inicjatywą przez co facet nawet nie musiał się zbytnio wysilać.
- Bardzo ci dziękuję za propozycję, ale jestem w pracy. - rozłożyłem szeroko dłonie. - Trzeba dbać o interes.
- Asida się nim zajmie. - machnęła niedbale dłonią pokazując na moją przyjaciółkę.
Zacisnąłem mocno zęby, aby nie wybuchnąć, kiedy wypowiedziała źle jej imię, ale chyba nie byłoby dobrze wypominać kobiecie takiej rzeczy. Jednak w sumie po chwili zastanowienia mógł być to sposób na to, aby jakoś jej się pozbyć.
- Ma na imię Adisa. - poprawiłem ją.
- Nie moja wina, że ma takie dziwne imię. – prychnęła.
- Ma najpiękniejsze imię na świecie. - oparłem dłonie o bar pochylając się wist stronę. - To moja przyjaciółka i nie pozwolę na to żebyś ją obrażała nieważne, że jesteś kobietą.
- Nie denerwuj się tak. - zachichotała myślą, że w ten sposób oczyści atmosferę. - Nie wiedziałam, że jesteś w stosunku do niej taki opiekuńczy, bo gdybym to wiedziała pomyślałabym dwa razy zanim powiedziałabym jej imię. Jednak jest trudne do zapamiętania.
Nie, wcale tak nie były. Imię Adisa było przepiękne i unikalne więc było dla mnie dziwne, że nawet nie potrafiła go zapamiętać. Chciałem jej tak jeszcze wiele powiedzieć jednak stwierdziłem, że nie ma sensu, bo do tej pustej głowy i tak nic nie dotrze. Najwyraźniej niektórzy ludzie tak mieli, że po prostu byli idiotami i nie liczyli się z uczuciami innych.
Chciałem zakończyć ten temat i tą rozmowę dlatego zacząłem mówić, że chyba nic z tego nie będzie jednak wtedy usłyszałem trzask a potem jęk bólu. Bezwiednie moja głowa odwróciła się w kierunku źródła hałasu tym samym zauważyłem co się stało. Nie wahają się ani chwili i od razu ruszyłem w kierunku Adisy która spogląda na swoją krwawiącą dłoń.
Wszystko przestało mieć znaczenie. Nawet Vanessa, która chciała mnie zatrzymać jednak nawet nie słuchałem co do mnie mówi. Cały czas spoglądałem w kierunku przyjaciółki, która stała jak zamrożona w miejscu spoglądając na swoją dłoń.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro