Rozdział 15
Adisa
15 lat
Minęły dwa dni od mojego porwania a strach nadal mnie nie opuszczał. Siedziałam na łóżku wpatrując się w siedzącego przede mną mężczyznę. Od godziny tylko nie spuszczał ze mnie wzrok. Do tej pory nie odważyłam się nawet odezwać, ale kiedy cisza zaczęła się przeciągać nie mogłam tego dłużej znieść.
- Dlaczego ja? – zapytała ledwo panując nad łzami.
Znalazłam się w sytuacji bez wyjścia a siedzący przede mną w fotelu mężczyzna, którego znałam porwał mnie prosto z ulicy zaledwie kilkanaście mętów od moich rodziców i brata. Nie wiedziałam, dlaczego to zrobił. Czy chciał zmusić moich rodziców do czegoś? A może chciał dostać za mnie okup?
Kiedy się podniósł bezwiednie odsunęłam się do tyłu na tyle na ile pozwalała mi rama łóżka. Przylgnęłam do ściany obserwując każdy jego ruch ze strach przed nieznanym. Moje serce biło tak szybko że czułam to w całym ciele.
- Bo mnie urzekłaś. – spojrzał na mnie zafascynowany zatrzymując się przy nogach łóżka. – Twoje włosy i oczy. Jest w nich coś takiego co nie pozwalało mi o nich zapomnieć. I w końcu cię mam.
Mówił jak kompletny wariat jednak nie odważyłam się tego powiedzieć. Nie wiedziałam czego mogę się po nim spodziewać a nie chciałam narazić się na jego gniew. Moje przeczucia co do niego mnie nie myliły i żałowałam, że w pierwszej chwili nie powiedziałam o tym komukolwiek, bo może teraz nie znajdowałabym się w takiej sytuacji.
- Rodzice będą mnie szukać. – powiedziałam z całą pewnością na jaką było mnie stać.
- Nie rozśmieszaj mnie. – uśmiech jaki pojawił się na jego twarzy powiedział mi wszystko. – Twoi rodzice bardziej niż tobą przejmowali się jakimiś przybłędami. Myślisz, że jakoś się przejmą twoim zaginięciem?
To co mówił miało w sobie wiele prawdy i czułam to w każdym jego słowie. Nie mogłam jednak pozwolić, aby zmanipulował mnie do tego stopnia, że przestanę liczyć na ratunek. Jeśli nie rodzice to na pewno Misza będzie mnie szukał. On się nie podda, dopóki mnie nie zajdzie.
- Tak myślę. – spojrzałam na niego odważnie. Nie ugnę się pod jego naciskiem nie ważne co.
- Jak chcesz. – wzruszył ramionami jakby go to nie obchodziło. – Ale i tak trudno będzie cię znaleźć, skoro wylądowałaś w innym kraju.
- Co? – wyszeptałam. To nie mogła być prawda. Przecież jak mógł mnie wywieźć niezważony. – Kłamiesz?
- Chcesz dowodu to ci go dam. Będę szczodry, ale tylko ten jeden raz. – podszedł do okna i zamaszystym ruchem odsunął zasłony.
Spoglądałam na budynki które nie miały nic wspólnego z moim krajem. Od razu rozpoznałam to państwo, które tak bardzo szczyciło się swoimi osiągnięciami a zwłaszcza wysokimi budowlami o których uczyłam się na lekcjach. Poczułam, jak łzy zamazują mi widok, ale nie obchodziło mnie to. Byłam sama w zupełnie innym kraju i właśnie to do mnie dotarło.
- Jak widzisz nikt cię tu nie znajdzie. – oświadczył bardzo pewny siebie.
Wiedziałam, że to sen, ale i tak czułam się jakbym tam wróciła. Odgarnęłam włosy które opadły mi na oczy i siadłam na łóżku. Trwałam w tej pozycji rozmyślając czy mam w ogóle ochotę wyjść z mojego azylu. Czułam się zmęczona, wyczerpana i do cna wypompowana z energii a czekał mnie cały dzień zajęć.
Zwlekłam się z łóżka wiedząc, że muszę to zrobić. Wstawałam każdego kolejnego dnia ze świadomością, że miało być coraz łatwiej uporać się ze wspomnieniami jednak teraz czułam się jakbym cofnęła się do początku. Nie miałam nawet ochoty robić makijażu więc po prosto ubrałam się z zwykłe jeansy, koszulkę i trampki. Nawet włosów nie ogarniałam, tylko przeczesałam je palcami i nałożyłam na nie czapkę.
Usiadłam na łóżku wpatrując się w zegarek, który wskazywał za dziesięć siódma. Trochę czasu jeszcze zostało a moje nogi zaczęły podrygiwać z nerwów. Wyciągnęłam telefon nie mogąc się powstrzymać. Może tym samym uzyskam odpowiedzi jakich potrzebuję.
- Adisa coś się stało? – po drugiej stronie odezwał się zaspany głos przyjaciółki.
- Chyba nie chcę już chodzić do szkoły. – wyszeptałam.
- Dlaczego?
- Nie wiem. – w moim tonie wkradło się zwątpienie. Z trudem panowałam na płaczem. – Chyba potrzebuję pomocy. – pociągnęłam nosem.
- Adi, jak źle jest? – ciągnęła a w tle usłyszałam, że mówi coś do Manolo po czym nastąpił trzask drzwi.
- Po prostu mam takie wrażenie jakbym wszystko robiła źle. Jakby nawet ukończenie szkoły nie miało sensu. – płakałam ocierając ręką łzy. Pozwoliłam im płynąć swobodnie wiedząc, że jeśli nie wypłaczę się do końca zacznę od nowa za jakiś czas.
- Pomogę ci, ale musisz chcieć tego sama. – mówiła spokojnie a jej kojący ton łagodził moje zszargane nerwy. – To nie będzie łatwe, ale pierwszym krokiem jest terapia. Bez tego nie uporasz się z przeszłością, bo ona będzie wracać. Dokładnie tak jak dzisiaj i sprawi, że zwątpisz w siebie. Jesteś cudowną osobą i nie chcę więcej słyszeć, że nie dajesz rady rozumiesz. – podniosła głos. – Nie chcę mieć przyjaciółki, która w siebie wątpi i nie zdaje sobie sprawy z tego jak silna jest.
Każde wypowiedziane przez nią słowo odbudowywało moje poczucie własnej wartości a wystarczyła tylko rozmowa z nią. Wiedziałam jednak, że ma rację i to będzie ciągle do mnie wracać. Za każdym razem i w najbardziej nieodpowiednich momentach. A jak któregoś dnia dopadnie mnie to w ciągu pracy albo podczas ważnego egzaminu? Co wtedy zrobię?
- Chcę tej pomocy. – wymamrotałam przez zachrypnięte od płaczu gardło. – Ale nie wiem od czego zacząć.
Byłam bezradna i czułam się jak dziecko we mgle. To dziwne, bo od dawna się tak nie czułam a to wróciło. Dosłownie wszystko wróciło i nie chciało odejść.
- Nie musisz nic robić. – zapewniła mnie. – Umówię cię na wizytę do terapeuty i nawet cię tam zawiozę, jeśli tylko będziesz chciała.
- Dobrze. Dziękuję.
- Nie musisz mi dziękować kochana. Robię to, bo jesteś dla mnie ważna i chcę dla ciebie jak najlepiej. – w słuchawce zaległa cisza jakby połączenie zostało zerwane. Jednak powolne oddechy Miki podpowiedziały mi, że nadal tam jest jednak milczy. – Wiesz, że nie musisz jechać dzisiaj do szkoły? Możesz odpuścić sobie ten jeden weekend i spróbować następnym razem.
- Nie. – pokręciłam głową jakby mogła mnie zobaczyć. – Masz rację. Nie mogę pozwolić sobie, aby przeszłość miała władzę nad moim życiem. Chcę żyć normalnie a nie obracać się co chwilę i myśleć, że on znowu wróci.
- Cieszę się. – usłyszałam ulgę w jej głosie. – Chciałabym porozmawiać z tatą o nim... - specjalnie nie wypowiedziała jego imienia chociaż powiedziałam jej jak się nazywa. - ..., jeśli tego chcesz. Może jemu uda się czegoś dowiedzieć.
- Byłabym spokojniejsza wiedząc, że mnie nie szuka chociaż to pewnie i tak kłamstwo. – szyderczy śmiech opuścił moje usta. – Za bardzo mu na mnie zależało.
- Nie martw się tym i skup na tym co jest teraz a ja zajmę się resztą.
Mika
Zakończyłam połączenie z Adisą, ale w dalszym ciągu czułam się roztrzęsiona. Starałam się, aby nie zauważyła tego przez telefon jednak cały czas miałam wrażenie, że wróciliśmy do naszego pierwszego spotkania, kiedy była przerażona i zagubiona. Teraz też tak się czuła i wiedziałam, że potrzebuje specjalistycznej pomocy.
- Kochanie? – drzwi otworzyły się tak cicho, że nawet tego nie zauważyłam. – Co się dzieje? – kucnął przede mną kładąc dłonie po zewnętrznej stronie moich ud. A że siedziałam na wannie teraz nie miałam, jak uciec przed jego przeszywającym spojrzeniem.
- Chodzi do Adisę, ale opanowałyśmy sytuację. – Manolo wiedział praktycznie o wszystkim co ją spotkało, dlatego mogłam na spokojnie powiedzieć mu co się wydarzyło. Wiedziałam także że nikomu o tym nie powie a spojrzy na tą sprawę ze swojego punktu widzenia.
- Ale wczoraj była taka zadowolona.
- Wczoraj tak, ale dzisiaj dopadło ją życie. – uśmiechnęłam się nieznacznie. – Ona potrzebuje pomocy i nie poradzi sobie sama.
- Co zamierzasz?
- Muszę znaleźć dla niej terapeutę a najlepiej, żeby była to kobieta. – mówiłam po kolei co trzeba było zrobić. – Chciałam też porozmawiać z tatą, żeby uruchomił swoje kontakty i spróbował się dowiedzieć czegoś o tym mężczyźnie.
- Powinna zgłosić się na policję i powiedzieć co się wydarzyło. – powiedział jakby to było dla niego takie proste.
- I przechodzić przez to po raz kolejny? – spojrzała na niego. – Mógłbyś zrobić to samo mnie.
- Mikaela. - westchnął co potwierdziło moje słowa.
- Ona zasługuje na szczęście a nie zazna go, dopóki nie zamknie tej sprawy.
- Więc musimy zrobić wszystko, żeby znalazła swoje szczęście tutaj. – rzucił ze znaczącym uśmieszkiem nawiązując do sytuacji w wczoraj.
- Nie błaznuj. – klepnęłam go w ramię.
- Lubisz to. – poruszył sugestywnie brwiami.
Co racja to racja. Może czasami mnie wkurzał, ale i tak go kochałam. Ja odnalazłam miłość swojego życia w miejscu, gdzie nigdy bym się nie spodziewała, że zamieszkam.
- Może wyznaczymy w końcu datę? – zasugerowałam na co jego oczy rozbłysły.
- Jakoś mi się nie śpieszy.
- Ale oświadczałeś mi się trzy razy. – przypomniałam mu.
- No i co z tego.
- Robisz to specjalnie. – dotarło to do mnie, kiedy podniósł się z kolan.
Spojrzał na mnie przeciągle i nie oglądając się za siebie wyszedł z łazienki. Zamrugałam kilka razy zanim dotarło do mnie to co się wydarzyło i zerwałam się z miejsca. Pognałam za nim i rzuciłam się na niego przez co wylądowaliśmy na łóżku z tym, że ja byłam na górze.
- Wyznaczymy datę.
- Nie ma mowy. – pokręcił głową układając dłonie na moich biodrach.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak! – warknęłam.
- Dobra.
- Tak!! – zamrugałam kilka razy zanim do mnie dotarło co powiedział. – Serio?
- Skoro tego chcesz. – sunął palcami po moim ciele wpychając je pod koszulkę. Dotykał mojego brzucha sunąc po wolnych od biustonosza piersi. – Dla ciebie wszystko moja przyszła żono. – wymamrotał zanim zawładnął moimi ustami w pocałunku.
Powinnam się od niego odsunąć, ale to było tak cudowne uczucie, że pozwoliłam na chwilę poddać się temu. Jeszcze kilka minut i wyswobodzę się z jego ramion, żeby zająć się bardzo ważną sprawą.
Kiedy jednak poczułam, jak ściąga mi koszulę wiedziałam, że będę musiała przenieść to w czasie. Manolo wiedział co zrobić i gdzie dotknąć abym zapomniała o całym świecie. I problemach które czekały na mnie potem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro