Epilog
3 miesiące później
Adisa
Rozglądałam się wokół i nie mogłam wyjść z podziwu jak pięknie został wystrojony rodzinny dom Ryana na ślub Miki i Manolo. Sonia nie chciała słyszeć, aby ceremonia odbyła się w innym miejscu więc stanowczo oświadczyła czy im się to podoba czy nie ślub odbędzie się tutaj.
Pogoda zmieniła się a na dworze panowało jakieś czternaście stopni, ale i tak ludzie w grupkach wchodzili przez dom do ogrodu. Krzątam się po kuchni widząc piętrzących się z każdej strony przygotowane jedzenie a także zapas alkoholu stojący przy lodówce. Nie mogłabym wyobrazić sobie, że mogliby zorganizować wszystko na jakiejś sali, bo to byłoby do nich niepodobne. Oboje nie chcieli hucznego wesela tylko skromnej ceremonii w gronie przyjaciół.
- Może być? - zapytał wchodzący do kuchni Ryan.
Spojrzałam na niego i musiałam przyznać sobie w duchu rację, że wyglądał nieziemsko. Czarny zwykły garnitur z zieloną butonierką na piersi sprawiał, że wyglądał jak nie on. A jednak był mój.
- Chyba mam nową obsesję. - wyszeptałam nie mogąc oderwać od niego wzroku.
- Aż tak dobrze wyglądam? - zapytał z podniesioną brwią po czym ruszył w moim kierunku.
Oparłam się biodrem o stół czując jak moje serce bije w takt jego mocnych kroków. Nie poruszyłam się ani na milimetr nawet wtedy, kiedy stanął przy mnie i łapiąc w tali swoją mocną dłonią przysięgą do siebie.
- No powiedz, jak wyglądam? - kusił mnie swoim uśmiechem, który jasno wskazywał, że mile połechtałam jego ego.
- No nie wiem czy mi się podobasz w takim wydaniu. - westchnęłam teatralnie wygładzając poły jego marynarki. - Chyba jednak wolę, jak chodzisz w swoich normalnych ubraniach.
- Serio? Bo mogę w każdej chwili się przebrać i tak iść do ślubu.
- Ani się waż. - ostrzegłam go. - Podobasz mi się w garniturze, bo wyglądasz niezwykle męsko, ale twoje zwykłe ubrania są o wiele lepsze. Czy taka odpowiedź ci wystarczy? - zapytałam wiedząc, że prędzej czy później i tak by to ze mnie wyciągnął.
- Jest zadowalająca. - stwierdził po chwili.
Pomimo tego co powiedział i tak mu nie uwierzyłam, ponieważ poznałam go już na tyle że wiedziałam, kiedy kłamał czy unikał odpowiedzi. Przez te kilka miesięcy nasza relacja przeskoczyła na zupełnie inny poziom i ogromnie się z tego cieszyłam. Jak na razie poza pocałunkami i przytulaniem się nie doszło pomiędzy nami do czegoś więcej jednak po dzisiejszym dniu chciałam mu oznajmić, że jestem na to gotowa.
- Ryan, gdzie ty jesteś! - głośny krzyk jego mamy sprawił, że odsunęliśmy się od siebie. Po chwili kobieta wspierając się na lasce weszła do kuchni przeglądając nam się spod przymrużonych powiek. - Zostaw swoją dziewczynę i zajmij się lepiej Manolo, bo zejdzie na zawał, jeśli ceremonia za chwilę się nie zacznie.
- Chyba muszę iść. - westchnął zawiedziony. Błysk w jego oku oznajmił mi, że to jeszcze nie koniec i zanim miałam szansę zareagować pocałował mnie szybko po czym wyszedł na zewnątrz.
- Ten chłopak mnie wykończy. – westchnęła Sonia zajmując miejsce na krześle pod oknem. Przyjrzała mi się uważnie a po chwili na jej twarzy rozlał się wielki uśmiech. - No to powiedz mi kochana, kiedy doczekam się waszego ślubu?
- Jeszcze nie teraz. - zaśmiałam się wiedząc, że tylko na to czeka.
Jak na razie chciałam ukończyć szkołę i nacieszyć się w pełni życiem. Do tej pory udało mi się zdać egzamin na prawo jazdy i chociaż robiłam to cztery razy i tak się ucieszyłam, że w ogóle się udało. Po tym, kiedy otrzymałam dokumenty wiedziałam, że pewnie będę mało jeździć jednak sama świadomość tego, że mam przy sobie coś tak ważnego radowała mnie.
Nie miałyśmy okazji dłużej porozmawiać, ponieważ usłyszałyśmy głośne kroki na schodach. Wiedziałam co to oznacza, ale dopiero kiedy zobaczyłam stojącą w progu przyjaciółkę uśmiechnęłam się jak nigdy dotąd. Mika wyglądała prześlicznie w sukni ślubnej i z upiętymi wysoko włosami.
Tuż za nim pojawiła się Nisa która przyjechała z samego rana. Pomimo tego, że miałam ją za sztywną i ukrywającą w sobie emocje kobietę widziałam na jej twarzy niewielki uśmiech za każdym razem, kiedy patrzyła w stronę naszej przyjaciółki.
Nisa miała na sobie sukienkę w odcieniu fioletu która idealnie podkreślała jej sylwetkę a także biodra. Piękny kopertowy dekolt, pasek zawiązywany w pasie na kokardę, krótki rękaw zakończony falbanami a nawet marszczenie na przodzie no i na koniec, kiedy się poruszała sukienka sprawiała wrażenie jakby pływała wokół niej.
- Wyglądasz prześlicznie. - zachwycała się Sonia trzymając rękę na piersi.
Nie zdawałam sobie sprawy z tego jak wiele to dla niej znaczyło, że zgodzili się wziąć ślub tutaj, dopóki mi o tym nie powiedziała. Rodzice Manolo zginęli wiele lat temu a tym samym rolę jego mamy przejęła właśnie Sonia więc nic w tym dziwnego, że chciała, aby ten dzień był wyjątkowy.
- Gotowa? - zapytałam podchodząc do niej z niewielkim bukietem kwiatków. Wyciągam go w jej stronę a ona ochotą go ode mnie odebrała.
- Jak nigdy dotąd.
W jej głosie była taka pewność, że poczułam ją prosto w sercu. Nie mogłam się już doczekać, kiedy zobaczę obrączkę na jej palcu, bo nikt jak ona na to nie zasługiwał.
***
Ceremonia przebiegła sprawnie, ale nie obyło się od łez. Kiedy moja przyjaciółka szła pod ramię ze swoim ojcem a na jej twarzy widniał przepiękny uśmiech nie mogłam powstrzymać się od wypuszczenia kilku łez. Wiedziałam jak wiele to dla niej znaczyło, że doczekała się tego dnia z mężczyzną swojego życia.
A kiedy zaczęli wymieniać się przysięgami, które dla siebie sami napisali myślałam, że nie przestanę ryczeć. Nie spodziewałam się po jej narzeczonym takiej inicjatywy jednak to jeszcze bardziej utwierdziła mnie w tym, że jest dla niej idealny.
- Wiesz, że ślub to moment radości a nie płaczu? – rzuciła w moją stronę Nisa stojąc obok.
- Nie moja wina to się wzruszyłam. – wymamrotałam, kiedy otarłam kolejną łzę.
- Masz, bo jeszcze wypłaczesz jezioro. - podała mi chusteczkę na co tylko pokiwałam głową w podziękowaniu. Otarłam delikatnie policzki nie chcąc zniszczyć makijażu, ale i tak chyba było już na to za późno.
Nie miałyśmy okazji jeszcze ze sobą porozmawiać jednak wiedziałam, że może po weselu będziemy miały dla siebie chwilę czasu. Chciałam jeszcze raz podziękować za to co dla mnie zrobiła chociaż nie musiała. Dała mi szansę na zupełnie nowe życie. Życie bez strachu i lęku.
Pociągnęłam nosem i starałam się więcej nie płakać, ponieważ to był szczęśliwy dzień dwojga kochających się ludzi. Rozejrzałam się po całym ogrodzie, gdzie stali ludzie uśmiechając się i przytulając przyjaciele i rodzina.
Po przeciwnej stronie wyłapałam mojego mężczyznę, który puścił do mnie oko na co parsknęłam śmiechem. Niemo przekazywał mi, że może kiedyś to my będziemy na ich miejscu na co nie mogłam się doczekać, jednak jeszcze nie teraz. Na razie cieszyłam się tym, że mam go obok siebie. Chciałam najpierw skończyć szkołę a potem dopiero myśleć o swojej przyszłości. Jeszcze się zastanawiałam, czy iść na studia zaoczne czy może w pełni skupić się na prowadzeniu z nim baru, który oficjalnie należał do naszej dwójki. To był prezent od Billego, kiedy przekonał się jak prawdziwe było nasze uczucie.
Kiedy ceremonia dobiegła końca a para młoda wyszła na parkiet albo raczej to co ktoś zbudował z drewnianych desek specjalnie na ten dzień i zaczęli tańczyć nie mogłam oderwać o niego wzroku. I nie tylko ja, ponieważ reszta gości także. Poruszali się w tak niesamowity sposób jakby byli jednym ciałem, jakby przewidywali każdy swój ruch i odpowiadali na niego swoim własnym. To była magia w czystej postaci.
Kołysałam się w ramionach Ryana w takt piosenki „Until i Found You" którą wybrał na tę okazję Manolo a co tak skrzętnie przed nami ukrywał.
"I would never fall in love again until I found her"
I said, "I would never fall unless it's you I fall into"
I was lost within the darkness, but then I found her
I found you
Kiedy tak wsłuchałam się w słowa piosenki zrozumiałam w pełni jej przesłanie. Jakby opowiadała o mnie, ponieważ dopóki nie spotkałam Ryana nie przypuszczałabym, że kiedykolwiek się zakocham, a kiedy już się to stało wiedziałam, że to będzie tylko on. On i nikt inny.
***
Mijały kolejne godziny a przyjęcie rozkręcało się coraz bardziej do tego stopnia, że praktycznie brakowało jedzenia. Ktoś najwyraźniej to przewidział, bo niecałą godzinę temu zostały przyniesione kolejne dania, które ktoś postawił na stołach tak aby goście mogli wziąć sobie to na co mają ochotę.
Dopiero kiedy upewniłam się, że wszyscy mają pełne kieliszki i pełne talerze mogłam porwać się do tańca. Ryan nazbyt chętnie kilka razy wyciągał mnie na parkiet jednak chciałam, aby para młoda nie musiała przejmować się niczym i w pełni cieszyła się tym dniem, dlatego wzięłam na siebie obowiązek, aby wszystko poszło tak jak trzeba.
- Mam dla ciebie niespodziankę. - wyszeptał mi do ucha prowadzący mnie w tamtym muzyki.
- Jaką tym razem? - spojrzałam na niego wyzywająco. - Chyba wszystkie punkty z listy już wykorzystałeś. No może poza jednym. - dodałam po chwili.
Kiedy oznajmił mi, że wiedział o moich marzeniach i właśnie dlatego robił te wszystkie rzeczy myślałam, że w pierwszej chwili rzucę się na niego z pięściami a w następnej nie mogłam przestać płakać. Nie spodziewałam się po nim czegoś takiego i nawet nie wiedziałam, kiedy dowiedział się o tej liście, ale jakoś przestało mieć to znaczenie, kiedy dotarło do mnie jak wiele rzeczy zrobił abym była szczęśliwa.
Był, jest i będzie moim ideałem, ponieważ pokazał mi jak piękne może być życie. Nie potrzebowaliśmy jakich żadnych wielkich niespodzianek a po prostu tego, aby wspierać się w najważniejszych momentach naszego życia.
- To coś o wiele lepszego. - wyszeptał obracając mnie tak że stałam plecami do jego piersi. - Jeśli po takim czymś nie powiesz, że mnie kochasz to chyba nie wiem co zrobię.
- Przecież to wiesz. - zapewniałam go o tym każdego dnia. Może nie słowami, ale swoimi czynami.
- Ale nigdy nie powiedziałaś tego tak jak powinnaś.
- No więc przekonaj mnie do tego abym to zrobiła. - podjęłam grę, w którą od wielu miesięcy pomiędzy sobą rozgrywaliśmy.
- Spójrz przed siebie. - wyszeptał mi do ucha.
Zrobiłam co mi kazał i zaczęłam się rozglądać zastanawiając się co on znowu wymyślił, bo znając go mogło być to dosłownie wszystko. Kilka tygodni temu dostałam od niego samochód chociaż jasno mówiłam, że tego nie chciałam, ale kiedy nie miałam, jak dojechać do szkoły a on w tym czasie jakoś dziwnie nie mógł mnie zawieźć musiałam nim pojechać. A potem znowu wyszła sytuacja, że jakoś dziwnie wyparował, kiedy miałam jechać do sklepu. Czułam, że robi to specjalnie jednak po części była mu wdzięczna, że tak uparcie wpychał mnie w coraz to nowsze czynności.
Kiedy już miałam zapytać o co mu chodzi wtedy to dostrzegłam. Nie wiedziałam, dlaczego moje serce zabiło mocniej na widok stojącego w wejściu mężczyzny. Pomimo tylu lat i tak go rozpoznałam. Może był znacznie wyższy i bardziej umięśniony jedna jego blond włosy i jasnoniebieskie oczy, które wyróżniały go na tle wszystkich powiedziały mi prawdę.
- Naprawdę cię kocham. - wyszeptałam nie mogąc powstrzymać emocji.
- Wiem. - pocałował mnie w czubek głowy. - A teraz idź i przywitaj się ze swoim bratem.
Wypuścił mnie z ramion a ja na drżących nogach lawirowałam pomiędzy ludźmi. Miałam tylko jeden cel, aby dostać się do tej konkretnej osoby, od której nie mogłem oderwać wzroku. Tak wiele emocji buzowało w moim ciele, ale najważniejsza to jakby coś sprawiało, że moje ciało stało się niezwykle lekkie.
Im bliżej byłam tym coraz bardziej się denerwowałam, dlatego wytarłam spocone dłonie o sukienkę. Zatrzymałam się niecały metr od niego taksując wzrokiem całą jego sylwetkę jakbym chciała na nowo sobie przypomnieć jak wiele się zmieniło.
- Cześć. - wypowiedziałam drżącym głosem nie wiedząc jak mogłabym się z nim przywitać.
- Cześć. - w jego oczach zajaśniało tyle emocji, że już nie mogłam się opanować. Wybuchłam płaczem a po chwili poczułam, jak obejmuje mnie ramionami i przyciąga do swojej piersi.
W końcu odzyskałam swojego brata i nic więcej się dla mnie nie liczyło. W tym dniu i w tym momencie odzyskałam tą część serca która zawsze została przed nim i dopiero teraz to do mnie dotarło.
- Tak tęskniłam. – wyszlochałam nie przejmując się tym, że ktoś może być świadkiem mojego załamania.
- Ja bardziej. - kiedy mówił jego głos był zupełnie inny od tego który zapamiętałam. Upływ czasu zdziałał swoje jednak jedno pozostawało takie samo. Ciepło jakie emanowało z jego ciała i miłość, którą mnie otaczał. Nie mówił mi tego za dużo jednak nie potrzebowałam słów, aby o tym wiedzieć, bo swoimi czynami pokazywał mi to o wiele bardziej.
- Czy rodzice.... - zaczęłam jednak nie miałam odwagi, aby dokończyć to zdanie.
- Wiedzą, że żyjesz, ale nie powiedziałem im, że do ciebie jadę. Nie chciałem stawiać się w tak trudnej sytuacji, ale może kiedyś, kiedy sama będziesz tego chciała przyjadą. - mówił tak spokojnie.
Poczułam ulgę, że nie będę musiała się z tym teraz mierzyć, bo sama jego obecność to było już bardzo wiele. Nie wiem jak im się to udało utrzymać przede mną w tajemnicy, bo do tej pory Misza nie wspomniał o tym, że przyjedzie.
W jednej z naszej rozmów wspomniałam o tym, że chciałabym się z nim spotkać jednak przez te kilka miesięcy bardzo wiele się działo w moim życiu i sama nie wiedziałam, dlaczego bardziej na niego nie naciskałam. Może wtedy przyjechałby szybciej a może po prostu sam potrzebował czasu, aby w końcu zebrać się na odwagę. Kto wiem o czym myślał w tamtym czasie, ale to już przeszłość. Cieszyłam się, że jest przy mnie.
- Zrobiłeś mi niesamowitą niespodziankę. - odezwałam się ochrypłym od płaczu głosem.
- Podziękuj Ryanowi. - odpowiedział odsuwając się ode mnie, ale na tak małą odległość, żeby mógł patrzeć mi prosto w oczy. - Nigdy go nie puszczaj, bo facet, który robi dla swojej kobiety coś takiego jest jedyny w swoim rodzaju. To dzięki niemu tutaj dzisiaj jestem. Bo pomimo twojego zaproszenia bałem się, że to co udało nam się odzyskać sprawi, że znowu to stracimy.
Na jego twarzy i w oczach było tak wiele bólu, ale i zawstydzenia, że nie mogłam się powstrzymać i wyciągnęłam w jego kierunku dłoń. Położyłam ją na jego szorstkim policzku nie odrywając od niego wzroku.
- Nasza więź przetrwała wiele lat rozłąki i nic nie jest w stanie jej rozerwać. Nigdy. - uśmiechnęłam się nieznacznie.
Ryan
Siedziałem na pomoście patrząc na niebo upstrzone gwiazdami. Dochodziła druga w nocy a ja nadal nie mogłem zasnąć. Nie dlatego że nie mogłem a z powodu emocji w tym dniu których było zdecydowanie za dużo.
Brat Adisy zatrzymał się w moim domu rodzinnym dzięki czemu mogli w spokoju porozmawiać i sobie wszystko wyjaśnić twarzą w twarz. Rodzice postanowili znowu wyjechać po weselu więc mieliśmy cały dom dla siebie a co za tym idzie Adisa i Misza mogli w ciszy i w spokoju sobie wszystko wyjaśnić. Zdawałem sobie sprawę, że nie będzie to łatwe jednak jej brat co udało mi się zauważyć kochał ją ponad życie.
Byliśmy ze sobą od kilku miesięcy a ja nadal czułem jakbyśmy spotkali się po raz pierwszy. Uczucia jakie w stosunku do niej doświadczałem z dnia na dzień stają się coraz większe i większe. Chciałem być przy niej, kiedy miała gorszy dzień, chciałem ją przytulać kiedy była rozluźniona i spokojna, chciałem po prostu ją kochać. Była kobietą, która sprawiła, że na nowo zrozumiałem co to znaczy żyć i nie zamieniłbym żadnej chwili z nią na nic innego, ponieważ dawała mi tyle szczęścia, które starczyłoby mi do końca życia.
- Otwieram biuro w Dallas. – powiedział Misza a po chwili usłyszałem trzask krzesła, na które się zwalił. Nadal zachodziłem w głowę jak on wypracował taką masę, bo ja po wielu latach wojsku mogłem się przed nim schować. Poza kolorem włosów i oczu nic nie upodobniało go do Adisy a w szczególności charakter.
Moja ukochana byłam miła, uczynna i cicha, ale to tylko w kiedy nie było mnie przy niej, ponieważ w mojej obecności stawała się istną diablicą. Ale to w sytuacjach, kiedy się z nią nie zgadzałem. Uwielbiałem ten moment, kiedy na jej twarzy pojawiał się ten chytry uśmieszek, który mówił mi, że mam przerąbane na całej linii. Pomimo tego i tak kochałem to w niej. Z kolei jej brat od razu załapał kontakt z moim przyjacielem i jego żoną. Był wygadany, wesoły i hałaśliwy dlatego patrząc na niego wiedziałem, że razem z Adisą tworzą całość jednego serca, które nie żyłoby bez połówki tego drugiego. Tym bardziej słysząc to co powiedział przed chwilą wiele mi o nim mówiło.
- Dlaczego? - zapytałem chcąc wiedzieć.
Kiedy skontaktowałem się z nim i powiedziałem co chcę zrobić początkowo miało opory jednak przekonałem go, że nigdy nie będzie dobrego momentu, aby się spotkać. Dopiero wtedy po wielu trudach zgodził się. Ustaliliśmy, kiedy miał przyjechać tak aby Adisa miała niespodziankę.
- Straciłem ponad dziesięć lat z życia siostry i nie chcę tracić więcej. Swoją pracę mogę wykonywać dosłownie wszędzie i nie ma to znaczenia, gdzie będę mieszkał. - wzruszył beztrosko ramionami po czym spojrzał na mnie z dziwnym uśmiechem. - A poza tym muszę mieć na ciebie oko, abyś jak najszybciej oświadczył się mojej siostrze.
Gdyby to było takie proste jakby się mogło wydawać. Pomimo tego, że nasz związek rozwijał się bardzo szybko i kolejnym krokiem powinny być oświadczyny wiedziałem, że to jeszcze nie ta pora. Nie dlatego że nie chciałem, ponieważ to było moje największe marzenie. Był jeden konkretny powód. Pomimo że byłem pewny swoich uczuć chciałem dać mojej ukochanej czas na to, aby mogła powoli przyzwyczajać się do naszego wspólnego życia. Poza tym wiele razy mówiłem jej, że nigdzie się nie wybieram i poczekam na nią, ile będzie trzeba.
- Mógłbym to zrobić jeszcze dzisiaj, ale wiem, że nie jest gotowa. - przyjrzałem się spokojnej tafli jeziora. – Adisa chcę ukończyć szkołę a potem postanowi, czy chciałaby iść na studia. Nie chcę jej ograniczać zobowiązaniami wiedząc, że już wiele razy musiała z siebie zrezygnować.
Było dla mnie ważne, aby spełnia się w każdej sferze swojego życia. Miała tak wiele do zobaczenia i tak wiele doświadczeń, które na nią czekały, że nie chciałem, aby oświadczyny to zmieniły. Nie musieliśmy się spieszyć więc czas nas nie ograniczał. Czy oświadczę się teraz czy za dwa lata nie miało znaczenia, bo moje uczucia do niej się nie zmienią. Wiedziałem też co ona do mnie czuje więc ani trochę się nie obawiałem, bo prędzej czy później i tak zostanie moją żoną.
- Powiedziała mi wszystko. - powiedział tak cicho, że przez moment miałem wrażenie, że się przesłyszałem.
W pełni rozumiałem co teraz krążyło w jego głowie, bo czułem dosłownie to samo. Wszechogarniającą wściekłość na potwora, który zniszczył jej życie swoimi chorymi gierkami. Bezsilność, ponieważ mogłem tylko siedzieć przy niej i wysłuchiwać jej historii. Ból, ponieważ wszystkie emocje były wypisane na jej twarzy to co przeszła i to co nadal w niej siedzi.
Nie jest łatwo przejść nad tym do porządku dziennego wiedząc, że jej oprawcy nie czeka żadna kara. Dla niej zabiłbym go nawet i dzisiaj jednak wiedziałem, że gdyby się o tym dowiedziała nigdy mi na to nie pozwoliła. Nie chciałaby żebym zniszczył sobie w ten sposób życie, dlatego pohamowałem się w swoich rozmyślenia. Determinował mnie też to, że straciłbym ją na wiele lat jak i nie na zawsze a na to nie byłem gotowy.
- Wiedziałem, że to zrobi. Adisa nie należy do osób, które się boją a do tych które atakują. - na samą myśl, że ten zwyrodnialec nie poniesie konsekwencji moje pięści zacisnęły się na kolanach. Nic nie mogłam na to poradzić, że nadal to we mnie siedziało. - Dlaczego tacy ludzie w ogóle jeszcze żyją.
Misza nic nie odpowiedział na moje pytanie, bo nie było na nie odpowiedzi. Tacy ludzie zawsze będą chodzić po ziemi i nieważne co byśmy zrobili znajdą się kolejne osoby zdolne do krzywdzenia innych.
Cisza otaczała nas z każdej strony a oboje pogrążyliśmy się we własnych myślach. Zastanowiłem się nad słowami Miszy czy powinienem się oświadczyć. Miesiąc temu kupiłem pierścionek, ale cały czas zastanawiałem się czy to zrobić, ponieważ zdawałem sobie sprawę, że Adisa może przyjąć oświadczyny a tym samym zrezygnować ze swoich planów.
Nie wiedząc co ze sobą począć postanowiłem wrócić do domu do kobiety, która czeka w moim łóżku. Zostawiłem Miszę samego nad jeziorem i po pół godzinie wtulałem się w moją kobietę, która spała spokojnym snem. Nawet samo trzymanie ją w ramionach sprawiało, że czułem się szczęśliwy więc jak mógłbym z niej zrezygnować.
Kiedy zgodziła się ze mną zamieszkać i z moimi rodzicami ucieszyłem się jak dziecko. Tak w sumie to oni wpadli na ten pomysł twierdząc, że skoro i tak jesteśmy razem nie ma sensu, aby cisnęła się w tym małym mieszkanku. Pocałowałem mamę w policzek jak jakiś szczeniak i wypadłem z domu, aby przekazać jej tą wielką wiadomość. Z początku nie była zadowolona czując się skrępowana, że będzie z nami mieszkać jednak dosadnie wytłumaczyłem jej, że chciałbym zasypiać i budzić się w jej ramionach.
- Widziałam pierścionek. - wymamrotała zaskakując mnie tym kompletnie. Jej głos w ciszy sypialni był jak trzask pioruna i wytrącił mnie z równowagi. Myślałem, że udało mi się ukryć go na tyle dobrze, aby go nie znalazła jednak najwyraźniej nie przewidziałem, że postanowi zajrzeć do szuflady, w której trzymałem swoje ordery i odznaczenia z wojska.
- I co sądzisz? - zapytałem na wydechu.
- Zapytaj mnie rano. - odpowiedziała to tak spokojnie, że już wiedziałem.
Nieważne co by się działo ona nie zrezygnuje ze swoich marzeń tylko dlatego że założę jej na palec pierścionek. Przyciągnąłem ją mocniej do siebie czując jak ogromne ciepło rozlewa się po moim sercu, bo kobieta mojego życia właśnie dała mi szansę na to, aby zadał to ważne pytanie.
Moja miłość do niej była ogromna, ale czułem, że to ona w tym związku kocha bardziej. Wszystkimi pokładami uczuć jakie w sobie posiadała, bo taka właśnie była. Kiedy coś robiła dawała z siebie więcej niż większość ludzi, ale właśnie za to ją kochałem. Bo pokazała mi jak może wyglądać moje życie mając ją przy swoim boku.
Byłem cholernym szczęściarzem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro