Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2: Rosemary

Znowu tu przyszedłem. Znowu muszę z nim porozmawiać. Co z tego, że jest martwy, nie słyszy mnie i nigdy nie wróci. Zawsze mi doradzi, nie ważne, czy słowami, czy nie.
- Kai - zaśmiałem się, chowając ręce do kieszeni - Nie byłem tu od dwóch dni, chyba rekord. Cóż, zdążyłem sobie narobić problemów... - spuściłem wzrok na ziemię i kopnąłem jakiś kamień - Potrzebuję pomocy, a ciebie tu nie ma... Jeśli mnie słyszysz, to daj jakiś znak!
Zawiał mocniejszy wiatr, co jest trochę dziwne, bo przed chwilą było spokojnie i słonecznie. Zrozumiałem, Kai na pewno mnie słyszy. Uśmiechnąłem się pod nosem, patrząc na imię mojego zmarłego kumpla wyryte na nagrobku. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.
- Słuchaj... Skoro wszystko widzisz, to pewnie wiesz, że nie mogę zapomnieć o Rosemary... Ale ja muszę ich uratować... Co ja mam zrobić?
Wiatr stał się łagodny, delikatnie muskał moje zgrzane policzki. Przypomniało mi to mój pierwszy pocałunek z Rose, przy zachodzie słońca i z widokiem na morze. Już wiem, co muszę zrobić. Zbyt szybko ją odesłałem do jej świata...
~~~
- Przykro mi, Cole - odparła Nya, grzebiąc w szufladach - Wiesz, że to bezsensowne.
- No tak - westchnąłem - A mogę ją chociaż odwiedzić we śnie? ...Przeprosić?
Nya przez chwile wbiła wzrok w podłogę, zapewne się nad czymś zastanawiając.
- Tak, chyba możesz to zrobić - uśmiechnęła się lekko.
- Wiadomo coś już w sprawie prezydenta? - zapytałem schodzącej ze schodów Caroline.
- Powiększa swoją armię - spuściła wzrok.
- Hej, będzie dobrze - pocieszyłem ją - My też mamy asa w rękawie.
- Tak? - spojrzała na mnie niepewnie - A co niby?
- Kai na pewno opowiadał ci o turnieju żywiołów. Tak się składa, że wiem, gdzie wszyscy uczestnicy teraz przebywają - uśmiechnąłem się chytrze.
- Tak, masz rację Cole. - przyznała Nya - Podaj mi adresy, a ich zwerbuję... i tak nie mam co robić.
Wziąłem kartkę i zapisałem miejsca, gdzie można spotkać naszych starych znajomych. Podałem ją dziewczynie i sam poszedłem do swojego pokoju, by spotkać się z Rosemary.
~~~
Wylądowałem w krzakach. Rozejrzałem się, ale nigdzie nie zauważyłem osoby, na którą czekałem. W końcu pojawiła się, ubrana w tą piękną, białą sukienkę. Rozejrzała się zdziwiona. Moje serce stanęło na jej widok. Mam taką ochotę ją pocałować...
- Cole, czy to ty? - zapytała zrozpaczonym tonem.
Wziąłem kilka głębokich oddechów i wyszedłem z ukrycia. Gdy mnie ujrzała, otworzyła usta.
- Po co mnie wezwałeś? - przybrała obrażoną minę, patrząc wszędzie, tylko nie na moją twarz.
- Jaa... - wybełkotałem - Tęskniłem...
Twarz dziewczyny złagodniała. Zauważyłem, że ma mokre oczy.
- Och, Cole... - podeszła bliżej. Złapałem ją za obie ręce - Ja też tęskniłam...
- Przepraszam - wyszeptałem - Nie powinienem...
- Już w porządku - przerwała mi, uśmiechając się lekko. Położyła swoją ciepłą dłoń na moim zimnym policzku. Przytuliłem ją do siebie mocno, czując, jakbym miał w rękach swój cały świat. Boże, Cole... To przecież tandetne! Dlaczego ja się tak zachowuję przy tej małej, kruchej dziewczynie?
- Kiedy będę mogła wrócić do Ninjago? - zapytała, przerywając ciszę.
I cała moja radość runęła w przepaść.
- Rose, ja...
- Rosemary - poprawiła. Ta jej obsesja na punkcie swojego imienia jest urocza.
- Niedługo, obiecuję - pogłaskałem jej karmelowe włosy, które pachniały wanilią.
Oderwała się ode mnie, patrząc mi w oczy. Płakała.
- Nie zostawiaj mnie, Cole - poprosiła - Nie zostawiaj...
- Spokojnie, maleńka - uśmiechnąłem się delikatnie - Kiedy to się skończy, znowu będziemy razem.
- Na pewno? - zapytała drżącym głosem.
- Na pewno - potwierdziłem.

~~~
Znowu krótki rozdział :> Cole i Rosemary mieli się spotkać dopiero w następnym rozdziale, ale przyspieszyłam akcje. Przepraszam za jakiekolwiek błędy, robię to na szybkiego, bo mam teraz grilla z rodzinką :) Pozdrawiam serdecznie :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro