$9
Piosenka nie pasuje do rozdziału, ale siedzi nam w głowie.
W mieszkaniu było zdecydowanie zbyt głośno i tłoczno. Znałem tam dwie osoby... włącznie ze mną. O, znalazłem Caluma, który najwidoczniej zajawiał się stomatologią, gdyż z zapamiętaniem penetrował wnętrze swojej dziewczyny. Oczywiście mówię tutaj o jamie ustnej. Czyli znałem już cztery osoby, mogę uznać to za sukces. Chciałem oczywiście poznać ich więcej, dlatego właśnie perspektywa pójścia na zabawę była tak kusząca, jednak szybko przekonałem się o tym, że to nie mój typ imprezy. Szukałem soku żurawinowego i wódki, aby przygotować mojego ulubionego, bardzo męskiego drinka, lecz mogłem co najwyżej zmieszać wódkę z piwem, a wiedziałem, że to nienajlepszy pomysł.
- Idziemy już? - Nachyliłem się, aby ponarzekać prosto do ucha Michaela.
- Dopiero przyszliśmy.
- Ale nie puszczają dobrej muzyki, nikogo nie znam, jedzenie śmierdzi i jest tutaj brudniej niż w darkroomie.
- W czym? - Michael zamrugał szybciej i przeniósł na mnie wzrok, widziałem, że tak naprawdę mnie nie słuchał, ponieważ doskonale wiedział co teraz go czeka. Narzekanie i bycie snobistyczną księżniczką.
- Taki niewinny - westchnąłem teatralnie, a następnie uwiesiłem się na jego ramieniu. - Chcę do domu. Pomyśl o naszym kocie. O naszym biednym, kochanym kocie, który umiera z tęsknoty za nami.
Przewrócił oczami i pociągnął mnie w stronę Caluma i Susanny, lecz Mike zrezygnował i zmienił kierunek, najwidoczniej uznając, że para i tak nie zwróci na nas uwagi. Okej, poczułem się odrobinę samotny. Kiedy ostatnio miałem kogoś takiego? Och, prawdopodobnie gdy miałem jeszcze do zaoferowania chociaż pieniądze. Czyli dawno. Przez moment poczułem tęsknotę za tamtym życiem, ale wtedy spojrzałem na Mike'a i ostatecznie stwierdziłem, że jest dobrze. Nawet jeśli na początku nie było tak różowo.
- Mike, czy ty jesteś pijany?
- Nie, dlaczego?
- Zrobiliśmy kółko... I prowadzisz mnie nie wiadomo gdzie. Po prostu usiądź na dupie, hm? Albo najlepiej...
- Wróćmy do domu, tak, wiem. Po dłuższym namyśle to jednak nie jest taki zły pomysł. Tak, chodźmy do domu i zajmijmy się naszym biednym, kochanym kotem.
Przystanąłem i pociągnąłem go w swoją stronę, aby przestał chodzić. Zmierzyłem go spojrzeniem i zmarszczyłem badawczo brwi. Jego słowotok i zmieszanie mnie zaciekawiły, a Michael unikał mojego wzroku.
- Co jest?
- Nic, myślę czego się napić. Wódka czy wódka? Trudny wybór.
Znowu złapał mnie za rękę i tym razem pociągnął w stronę kuchni, gdzie wręczył mi szklankę z alkoholem. Wciąż przyglądałem się mu ze swego rodzaju troską, ale postanowiłem nie wnikać. Mówiliśmy sobie naprawdę wiele, jednak rozumiałem, że niektóre rzeczy wolał pozostawić niewypowiedziane, bo przecież miałem tak samo. Gdy tylko sobie o tym przypomniałem, opróżniłem naczynie z jej zawartości.
Wyjaśnijmy sobie jedną, istotną rzecz. Ja wcale nie byłem pijany! Może troszeczkę, podkreślam, troszeczkę podchmielony. Michael zniknął mi z pola widzenia jakieś dwa drinki temu, Ashton opowiadał idiotyczne żarty na poziomie Clifforda, wróć, bez poziomu, cały czas, a Calum i Susanna weszli na nowy poziom medycyny. Ginekologia. Interpretujcie to, jak chcecie. I to nie tak, że się nudziłem. Właściwie prócz Irwina, Hooda, Clifforda oraz organizatorki imprezy - Sally, nie umiałem odnaleźć się wśród zaproszonych gości. Dziewczyny nagle wydały mi się zbyt roznegliżowane i chętne, ugh, szczerze mówiąc zawsze przerażała mnie nagła chcica płci pięknej na doprawianych spotkaniach towarzyskich. Faceci natomiast bez większych ceregieli korzystali z tego, co Bozia dała i zajmowali wolne pokoiki mieszkania. Cud, że nie przenieśli się do sąsiadów.
Reasumując - irytowało mnie niemal wszystko, włącznie z tą całą Bonnie, która chyba próbowała nakłonić Michaela by poszli w ślady Caluma i Susanny. Wcale nie była taka ładna. Pf. Pfff....
Luke, starzejesz się - z tą właśnie myślą opróżniłem kieliszek.
- Stary, tobie już chyba dosyć. - Hood zmaterializował się wręcz przy mnie, gdy jego dziewczyna zniknęła, prawdopodobnie w łazience. - Masz czerwone oczy, coś ty brał?
- Ja? - Zachichotałem, - Skądże znów. - Zawiesiwszy się na ramieniu Caluma, zlustowałem wzrokiem jego azjatycką twarz. - Cally... Jesteś może chwastem?
- Co? - Zmarszczył nos.
- Bo chętnie bym cię wyrwał. - I znów w śmiech.
- Nie pomyliłeś mnie czasem z jakąś laską? - Calum podrapał się niezręcznie po karku.
- Grasz w szachy? Proszę, powiedz tak. - Karuzela śmiechu wciąż się kręciła.
- Tak?
Chyba jeszcze nigdy wcześniej nie widziałem Caluma tak zdezorientowanego, natomiast ja bawiłem się świetnie, a wprawianie go w zakłpotanie powoli stawało się moim nowym hobby.
- To zwalę ci konia jednym ruchem. OOOO! - Uniosłem obie ręce w górę, niczym jak w akcie zwycięstwa. Czekałem aż ktoś przybije mi piątkę, ale najwidoczniej Calum był porażony moją błyskotliwością i charyzmą. Spoważniałem. - Okej, przepraszam. O cholera, ale się spiłem...Ups?
- Ups? Stary, ty mnie podrywasz! I to nieumiejętnie.
- Cóż... No homo?
- Każde no homo jest chociaż trochę homo, Luke. - Teraz to Calum się śmiał, a ja poczułem się naprawdę urażony. Przecież te teksty były epickie!
Albo po prostu przesadziłem z alkoholem.
Albo mój mózg zostawił w głowie kartkę z napisem "do wynajęcia".
- Ej, Michael! No homo! - krzyknąłem i pomachałem mojemu przyjacielowi energicznie.
Wtem usłyszałem radosny śmiech. Ktoś najwidoczniej śmiał się z moich żartów i to nie szyderczo! Młody mężczyzna, trochę niższy ode mnie, ale wciąż wyższy od takiego Clifforda na przykład, dobrze zbudowany, z dołeczkami w policzkach, o ciemnych oczach, roztrzepanej fryzurze i bladej cerze, trzymając czerwony, plastikowy kubeczek w dłoni, dołączył do naszej rozmowy.
- Calum ma rację, jesteś zbyt wstawiony, by mówić. - Uśmiechnął się powalająco, tak, że kolana mogły zmięknąć. - Dick Carraway. - Podał mi swoją godność.
- Więc zajmijmy się czymś innym niż rozmowa. - Poruszyłem zabawnie brwiami. - Luke Hemmings. Po prostu Luke, nie Lucas.
- Co więc proponujesz, Luke? - Zrobił krok w moją stronę.
- Jest wiele możliwości, to wszystko zależy od stopnia upojenia alkoholowego. - Obniżyłem głos. Michael chyba zwrócił na nas uwagę.
- Umn, Hemmo, zamieńmy słówko na osobności. - Calum nagle chwycił mój łokieć.
- Ej, Hemmo brzmi trochę jak homo.
- Ty już nie pijesz.
Hood starał się nie parsknąć śmiechem. Przeprosił mojego nowego kolegę, do którego natomiast dołączył Mike, podczas gdy ja musiałem natychmiast znaleźć się z azjatopodobnym chłopcem w toalecie. Czknąłem.
- Posłuchaj mnie uważnie. - Calum ścisnął moje policzki. - Dick to super facet, wszyscy go bardzo lubimy, ale on serio jest gejem i nie chcę żebyś głupimi żartami zrobił mu nadzieję, czy coś. Byłoby potem dziwnie. Sam rozumiesz.
- Och, Dick naprawdę jest... Och. - I znów zacząłem chichotać.
- Ty już nie łapiesz, o stary.
Pamiętam jeszcze, że Calum zniknął za drzwiami. Później przyszedł Mikey...
- Słyszałem, że uznaeś Cala za niezłą dupę do rwania. - Poklepał mnie po ramieniu.
- Ty jesteś niezłą dupą.
- Kuźwa, będę musiał nieść cię do domu, miej nadzieję, że nie będziesz tego pamiętał, bo się na śmierć zapłaczesz i ze wstydu podpalisz. - Objął mnie w pasie, prowadząc do wyjścia. - Nigdy więcej imprez.
- Ale dlaczego? - Rozejrzałem się po mieszkaniu ostatni raz. - Cześć Dicky!
- Miejmy nadzieję, że twój żołądek zniesie to lepiej niż głowa. - Wyszliśmy na zewnątrz.
I dopiero wtedy zacząłem sobie uświadamiać, co tak właściwie miało miejsce...
Ups?
Rozdział został napisany przez kogoś innego niż normalnie, czyli mnie, czyli OriginalQueer. Czyli całą patologię tego rozdziału możecie zwalić na mnie </3
Tylko pls nie rzucajcie we mnie pomidorami .-. I innymi rzeczami też nie, bo jestem bardziej nieporadna życiowo niż pijany Luke.
All the love, TVN xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro