$8
Obudziłem się zdecydowanie później, niż życzyłby sobie tego szef pubu. Zegar bowiem oceniająco wskazywał godzinę dwunastą, ale to nie była moja wina, okej? Nie pomyślałem o podłączeniu telefonu, co poskutkowało rozładowaniem i brakiem budziku. Niebo całe zaszło się chmurami, więc słońce nie raziło mnie chamsko po oczach, a Luke... Wciąż spokojnie oddychał. Spał. Uśmiech wpłynął n moje usta, gdy omotałem jego zaczerwienioną, trochę opuchniętą buzię. Proszę, przecież nie oczekiwałem od chłopaka bycia bogiem seksu dwadzieścia cztery na siedem. Chwila. Zapomnijcie, że to powiedziałem.
Albo nie, będę szczery. Uważałem Hemmingsa za człowieka z urodą anioła i zazdrościłem mu tego. Chodziło tylko o czystą, męską zazdrość. Szerokie barki, które mogły obejmować kobietę niemalże każdych gabarytów. Ta wąska talia, szczupły tors, długie, tyczkowate nogi, niczego sobie tyłek, a wiem, że one na to patrzą, co właściwie nie jest dziwne... Pogrążasz się, Michael. Ja byłem przeciętnego wzrostu, o przeciętnej sylwetce ze skłonnością do tycia. Miałem zwyczajne, szarozielone oczy, czasem się goliłem, a mój śmiech zdawał się mnie samemu zbyt głośny i irytujący.
Może straciłem zainteresowanie dziewczynami dlatego, że ja nie interesowałem płci pięknej praktycznie nigdy? Oczywiście zdarzały się wyjątki, niemniej każdy mój związek, prócz dwóch - z Gabrielle i z Jennifer - kończył się po tygodniu. Czy to bolało? Jakoś nieszczególnie. W przeciwieństwie do takiego Caluma na przykład potrafiłem żyć bez seksu, czułości również nie potrzebowałem zbyt wiele. Z tego powodu robiło mi się dziwnie, gdy Luke tej czułości, nawet jeśli tylko przyjacielskiej, wymagał.
Gdybym miał bierzmowanie może wybrałbym się do zakonu?
Przeniosłem wzrok na Hemmingsa, który nawet przez sen zdawał się patrzeć na mnie kpiąco.
- Jesteś idiotą - szepnąwszy do samego siebie, wstałem na równe nogi.
Przeszedł mnie dreszcz. Pogoda od wczoraj zmieniła się diametralnie, no tak... Prawie całą noc padało. Z lekkim westchnieniem podniosłem więc bluzę, która okazała się należeć do Luke'a. Kupił sobie parę rzeczy, pożyczając moje, pożyczone od Solaris z alimentów i od menela sąsiada z zasiłku, pieniądze. No właśnie... to teoretycznie ja płaciłem, ja dałem mu dach nad głową, ja go karmiłem... Mogłem ubrać jego bluzę, która sięgała mi praktycznie do połowy ud, a rękawy tak śmiesznie wisiały. Lubiłem za duże rzeczy. W wieku nastoletnim tylko takie nosiłem, bo byłem święcie przekonany, iż mnie pomniejszają, nie powiększają. Kiedyś przejmowałem się bardziej, w owym momencie miałem szczerze w dupie to, jak wyglądam. I tak nie miałem komu się podobać.
Wykonałem szybką, poranną toaletę, składającą się z opróżnienia pęcherza po całej nocy, umycia zębów i twarzy, a także zamiany dresów na bokserki, bo po co komu spodnie?! Gdyby nie Luke, prawdopodobnie spędziłbym dzień nago pod kołdrą.
- Jesteś dziwny - skomentowałem samego siebie.
Chłopak wciąż spał, a mój podłączony telefon wydał z siebie dźwięk, świadczący o miliardzie nieodebranych połączeń.
Daddy Ashton: 45
chińczyk z mongolii pisze...
chińczyk z mongolii: powiedziałem staremu zgredowi, że chorujesz i przyniesiesz zwolnienie w poniedziałek. jestem najlepszym kumplem jakiego miałeś :*
ja: dzięki
Nie było mnie stać na nic więcej. Moja śliwa pod okiem rozrosła się do nienaturalnych rozmiarów, a kostki wciąż były poobijane. Nie zapominając o siniaki na kości ogonowej. Nieważne. Ważne, że żyłem.
Po przeszukaniu lodówki ostatecznie postawiłem na tosty. Zrobiłem ich całkiem sporo, a kiedy wróciłem do łóżka w celu zjedzenia połowy, Luke już nie spał. Wrócił z łazienki... prosto pod pierzynę oczywiście. Leniwa bestia.
Stałem przed nim w jego bluzie, bez spodni, trzymając talerz tostów. Piękny widok z rana, no nie powiem. Jednak on nie wyglądał na szczególnie zawiedzionego tym, co zobaczył. Zmierzył mnie od góry do dołu i to tak perfidnie, nie kryjąc się z zawadiackim uśmieszkiem.
- Pasuje ci, możesz ją nosić. - Musiał odchrząknąć, bo jego zazwyczaj niski głos, stał się dodatkowo spowity chrypką. Przyjemny dla ucha...
- Jest za duża.
Dołączyłem do niego, przy okazji ciągnąc za sobą laptop.
- Smacznego. - Podając Luke'owi jedzenie, postanowiłem znaleźć jakiś dobry serial na leniwe popołudnie. - Marnowanie czasu to coś, co Michaele kochają najbardziej.
- Twoje tosty to coś, co kocham najbardziej.
- Tosty? - Zaśmiałem się lekko. - Nie znasz jeszcze moich możliwości.
- To znaczy?
- Murzyński placek... Mówi ci to coś?
- Rasistowsko! - Wklepałem oczywiście "Przyjaciół" w wyszukiwarkę. Jako dzieciak byłem uzależniony od tej bandy. Chciałem być jak oni.
- Nie, rasistowskie byłoby wbiegnięcie w grupkę zwiedzających Azjatów w celu zgubienia Caluma. - Hemmings nie mógł powstrzymać śmiechu, on aż charczał, dlatego dołączyłem do niego, kradnąc jednego, ocalałego tosta... Z dziesięciu...
- O kuźwa, sam mówiłeś, że te żarty nie są śmieszne, Michael!
- Cal opowiedział mi to sam, więc zawrzyj mordę. - Wciąż chichocząc oparłem czoło o ramię Luke'a. Poczułem jak głaszcze mnie po włosach. - Co robisz?
- Ja?
- Nie, Solaris.
- Nic, to znaczy... - Luke zabrał rękę. Ale moje pytanie nie miało mieć wrednego wydźwięku, było raczej ciekawskim pytaniem, na które swoją drogą znałem odpowiedź.
- Chciałeś sprawdzić, czy są aż takim sianem? Są, sprawdź. - Pochyliłem głowę.
- Tak! - Jego smukłe palce zaczęły przeczesywać moje kosmyki. - Właśnie o to mi chodziło, Mikey. Są okropne, ale mają śliczny kolor.
- Spierdalaj i dziękuję. - Miałem ciarki dosłownie wszędzie. Uwielbiałem delikatny dotyk.
Albo dotyk Luke'a.
On sam wydawał mi się zbyt delikatny i kruchy, by móc zrobić cokolwiek gwałtownie, z tej przyczyny sposób, w jakim energia przepływała z jego palców do mojego ciała, zawsze kojarzył mi się tylko z ukojeniem. Śmierzył ból. Nawet jeśli tylko sprawdzał w jak beznadziejnym stanie są moje włosy.
- Obejrzymy Przyjaciół? - zapytałem wreszcie.
- Nigdy tego nie widziałem - przyznał Luke, na co wybałuszczyłem oczy, jakbym dostrzegł mojego nauczyciela matematyki, wystawiającego mi celujący.
- Czas to zmienić, cieniasie.
- Nie znoszę, gdy mnie tak nazywasz.
- Jestem punk-rockowy, będę nazywał cię, jak mi się żywnie podoba.
- Jesteś kotkiem.
- Co? - Uniosłem obie brwi.
- To jest... Jesteś bardziej kotkiem, niż punkiem. - Prychnąłem w odpowiedzi.
- Pieprz się, dziwko. - Oberwał pstryczka w swój mały, uroczy nosek, który później zmarszczył.
Nie jestem kotkiem! Prawda?
Odnośnie kotów... Bardziej pod wieczór, gdy chciałem udowodnić Luke'owi, że potrafię zrobić najlepsze risotto na świecie i zaprosiłem Caluma z Ashtonem, by zdegustowali, Hemmings spóźniał się z moimi ananasami niemalże pół godziny, a wysłałem go po nie do osiedlowego sklepu. Znudzony Hood brzdąkał na mojej gitarze, Irwin pił kawę i grał w Tetris na komórcę, ja natomiast, próbowałem dodzwonić się do Luke'a. Chłopaka jakby nagle wcięło.
- Może porwali go obcy?
- Ash, zaczniesz korzystać z mózgu, jeśli wmówię ci, że to aplikacja?
- Nie bądź wredny, Cliffo, to nie moja wina, że twój chłopak nie odbiera. - Nawet nie podniósł wzroku znad ekranu.
- Proszę was, Luke nie jest moim chłopakiem. Nie mam chłopaka. - Zajrzałem do ryżu. - I nie będę miał. Ashton, powiedz mi lepiej jak twoje randki z tą na A, której imienia nie powtórzę za Chiny.
- Arzaylea?
- Właśnie.
- Ma faceta. - Chłopak machnął ręką. - Cal, czyżby kończyły ci się wolne koleżanki do swatania Michaela?
- Już go nie swatam, sam się swata.
- Skąd takie nagłe olśnienie?
I wtedy, jak na zawałowanie Hooda, Luke pojawił się w drzwiach.
- Właśnie stąd.
Już go nie słuchałem, bardziej skupiłem się na tym, że moja blondyneczka jest cała poobdzierana, a na rękach trzyma... małego kota?! Zmarszczyłem czoło, a potem poruszyłem znacząco ręką.
- To ta chwila, w której się tłumaczysz, Hemmo.
- Czy on nie jest śliczny?! - zaczął swoim zdecydowanie zbyt wysokim głosem. - Mikey, zatrzymajmy go, jest taki biedny, goniły go psy, a ja go uratowałem i...
- O Jezusie Słodki. - Co z tym zakonem? - Żaden cię nie ugryzł? Jedziemy na pogotowie!
- Nie, jest okej, były za płotem, a ja zaliczyłem glebę przed klatką. - Ashton i Calum wyłącznie przyglądali się całej sytuacji.
- Pizda.
- Tak, wiem, kupiłem mu szynkę i dałem wody, jest taki śliczny, mogę go umyć, mogę go zatrzymać? Mogę, mogę, mogę?
Westchnąłem ciężko, przetarłem twarz, a potem zerknąłem w stronę zwierzaka. Wyglądał na przerażonego sytuacją.
- Nie. Nie zgadzam się, nie mamy miejsca, nie stać nas i narobi szkody.
- Ale ja wziąłem go z ulicy... tak jak ty mnie. - Uśmiechnął się niewinnie. Pieprz swoją anielską urodę, Hemmings.
- Gdybym zbierał wszystko z ulicy, dzielilibyśmy łóżko z klientami Solaris, którzy wyskakują przez okno. - Luke wywrócił oczami. I wtedy kotek pisnął. Ojej... Musiałem zachować pozory, musiałem udawać, że się nie rozpływam, więc tylko... - Pod warunkiem, że sprzątasz kupy... I nazwiemy go Chandler.
- Michael, masz obsesję na punkcie Chandlera.
- Chcesz kota?
- Chandler, witaj w rodzinie!
- Państwo Clifford, nie chcę państwu przeszkadzać, ale jestem cholernie głodny i nie chcecie żebym naprawdę okazał się chinolem, jedzącym koty.
- A oni nie jedzą czasem psów?
- Kogo to obchodzi, Ashton?! - Luke parsknął śmiechem, patrząc na chłopaków, a ja wróciłem do kuchni z ananasami.
- A teraz informacja dla tych, którzy mnie słuchają! - Irwin aż wstał. - Kojarzycie Sally.
- Najlepsza przyjaciółka mojej dziewczyny, hmmm...
- Kojarzycie, super. Robi jutro mała imprezę u siebie, chce żebyśmy wpadli, piszecie się na to? - Przeniosłem pytające spojrzenie na Luke'a, podczas gdy on, zbyt zajęty swoim nowym kotkiem, wzruszył ramionami.
- Jesteśmy za.
- Cokolwiek, Mikey podejmuje decyzje w tym domu.
- Przypomnę ci to kiedyś.
Kiedyś...
" Cóż. Wiedziałem jedno, to będzie ciekawa znajomość, nawet jeśli potrwa dwadzieścia cztery godziny. Bo przecież nie planowałem przyjmować z nim na stałe..."
Czyli jak zmienić zdanie w niespełna kilka miesięcy...
No i mamy nową postać w pisaniu, cieszycie się z OCZYWIŚCIE Chandlera? To nie obsesja, po prostu Chandler pojawił się już jak pisałyśmy z Karo i obiecałam sobie nic nie zmieniać. Ej, czy wam czyta się to tak samo przyjemnie, jak mi się pisze? Jestm zakochana w tym ff, nawet jeśli nie jest ono takie zaś super. x
https://youtu.be/e6bUteRNgAo
No i nudziłam się ostatnio. Btw, możecie dać mi suba hahaha King Bing ;)
Także ten, all the love x
Bateria mi pada, sprawdzę ten rozdział jutro, cri.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro