Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

$6

      Dni w Nowym Jorku mijały znacznie szybciej, gdy miało się rozplanowane niemal całe dwadzieścia cztery godziny.  Sporo czasu zajmowała również praca, z dodatkowym niańczeniem Luke'a. Ale udało się. Po trzech dniach był już niemal przyzwyczajony do zrzędzenia szefa, do tego, że trzeba coś robić, do podrywającego każdą kobietę Caluma i do Ashtona, biorącego swoją robotę zbyt "na poważnie". Obsługiwał wręcz zawodowo, gorzej ze ścieraniem blatów. Luke po prostu brzydził się dosłownie wszystkiego, co zostawiali klienci. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym głównie takiej pracy mu nie przydzielał. 

    Właściciel pubu zlecił mi bowiem "opiekę" nad chłopakiem, co jemu przekazałem jako "zwierzchnictwo". Tsa, ale lepiej ja, niż Ashton. 

   Tamtego, upalnego wieczoru ruch znacznie się nasilił. Zakończenie roku szkolnego przywiodło do nas zdecydowanie więcej ludzi, niż byliśmy w stanie wykarmić. Na szczęście dołączył do mnie drugi kucharz - Matt, bym mógł chociaż wyjść się odlać, brzydko mówiąc.

    - Mike! - Calum wpadł do kuchni, jak oparzony. Zmierzyłem go w odpowiedzi. - Chodź. - Nie miałem szansy nawet zaprotestować. Hood wyszedł z powrotem na salę, pociągnąwszy mnie, niczym zwłoki, za sobą. - Znasz tych ziomków?

   Przeniosłem spojrzenie na stolik, przy którym siedziała grupka młodych ludzi, skupionych nad... sprawdzaniem czystości szklanek (?), tak Calum do nich pluje, jeśli klient wydaje mu się podejrzany. Z resztą... Chyba nie chcecie wiedzieć, co robią kelnerzy, nieświadomi konsumenci usług przez nich oferowanych. 

   Trzy dziewczyny, których ubrania zapewne kosztowały więcej, niż moja cała garderoba, czterech facetów - wyczesani, obstawiam, iż stosowali "męską charakteryzację". Po prostu mieli na sobie te babskie mazidła. No i oczywiście nie zapomnijmy o drogich butach oraz perfumach. 

    - Nie, kto to? - Chłopak wzruszył ramionami. - Wyciągnąłeś mnie z kuchni, żeby pokazać bogatych ludzi? Cal, słoneczko, Lu ma w telefonie zdjęcia sprzed paru miesięcy, jeśli kręcą się ludzie z forsą. 

   - Nie o to chodzi. - Wywrócił oczami. - Chodzi o... Lu. - Przenrzucił na mnie wzrok, a potem z niewiadomych przyczyn zostałem poklepany po plecach. - Jak tylko weszli, zmaterializował się do kibla. 

   - Ale, że spanikowany? 

   - Mhm. 

   - Może to jego znajomi? 

   - Może, o nikim ci nie opowiadał? - Pokręciłem przecząco głową. Nie przypominałem sobie. 

   - Obsłużę ich. 

   - Nie jesteś kelnerem. 

   - Ale chcę wiedzieć, jak się zachowają. Może się wstydzi? Nie wiem. 

   - Ja to zrobię, idź po Luke'a. 

   Na moment wróciłem jeszcze do kuchni, by krzyknąć Mattowi, że przez chwilę musi radzić sobie sam, a potem, przecisnąwszy się między stolikami, dotarłem do męskiej toalety. Ktoś zdecydowanie musiał tam posprzątać. Ale to tak na marginesie.

    - Luke? - Nie odpowiedział, dlatego pochyliwszy się zacząłem szukać czerwonych trampek w kabinie. Zapukałem. - Lu? 

   - Nie. Spierdalaj, albo wpierdol. - Może nawet bym się nabrał, gdyby nie ten akcent... No i kto korzystający z ubikacji... stałby perfidnie obok niej. Są uzdolnieni ludzie, ale sikać na ukos?

   - Och, w takim razie idę. - Obróciłem się na pięcie i zacząłem stukać butami o kafelki.

    Czekałem minutę, albo dwie... 

   - Michael, wiem, że nie wyszedłeś. 

   - A ja wiem, że to ty. Wyłaź, co jest? 

   - Nic nie jest. 

   - Więc czemu tu siedzisz? 

   - Jest chłodniej. 

   - Brzydzisz się publicznych toalet. 

   Z westchnieniem próbowałem otworzyć drzwi, ale na próżno. Dlatego postanowiłem zadziałać, jak w szkole. Wszedłem do sąsiedniej kabiny. Opuściłem klapę. Wspiąłem się na nią, a później przez ściankę zajrzałem do Luke'a. Uniósł jedną brew. 

   - Nie mów, że wy tak nie robiliście w szkole. 

   - Mieliśmy murowane kibelki. 

   - Ze złotymi klapami. - Przerzuciłem nogi tak, że byłem już prawie w środku. - I rubinowymi spłuczkami. - Hemmings uśmiechnął się lekko. - Łap mnie. 

   - Tu jest za mało miejsca na nas dwoje. - Machnąwszy lekceważąco ręką znów stanąłem na sedesie, a potem chwyciwszy się ramion przyjaciela, na podłodze. 

    Rzeczywiście przestrzeń okazała się mikroskopijna, a powietrze nie dość, że obrzydliwe, do tego duszne. Nasze ciała stykały się ze sobą, do momentu, w którym nie puściłem Luke'a i nie oparłem się o przeciwną ściankę. Lecz wciąż czułem jego oddech na swoim policzku. To było dziwne... Ale nie w negatywnym tego słowa znaczeniu. Tak najzwyczajniej w świecie dziwne. 

   - Co jest, ej? Widziałem tych gości. Kim oni są? 

   - Mikey, proszę cię. Siedź tu ze mną, aż sobie nie pójdą, albo po prostu zostaw mnie samego. 

   - Nie mogę zostawić cię samego. 

    - Świetnie, w takim razie się ugotujemy, a nasze ciała znajdą w kiblu. 

   - To tylko i wyłącznie twój wybór, Robert. 

   - Spierdalaj, Gordon. - Chwila ciszy. Luke parsknął. - Przepraszam, to zawsze będzie mnie bawić. Nie umiałem się nie uśmiechnąć, słysząc, jak chichocze. 

   - Wiesz, że będę tu siedział, póki mi nie powiesz? 

   - Nie powiem.

   - Czyli coś złego. - Luke wywrócił oczami. - Ej, to, że oni wciąż mają forsę, nie oznacza, że będą chujami, a jeśli będą... co z tego? Zarabiasz na siebie, jesteś samodzielny, korzystasz z innego, mniej luksusowego, ale zabawniejszego życia. Są ograniczeni pieniędzmi. 

   - Nie tyle chodzi o to... 

   - A o co?

   - No, bo... - Oblizał usta. - Tam jest Justin. Ten farbowany blondyn. - Zrobiłem znaczącą minę, by wyjaśnił. - Mój... Były... były przyjaciel, to znaczy... - Spuścił wzrok. - Zostawił mnie, twierdząc, że nigdy nie powinniśmy byli się... przyjaźnić, kiedy tata poszedł siedzieć. 

   - Kutas. 

   - Są tu specjalnie. Bo ktoś w necie napisał, że teraz tu pracuję i miałem to w dupie, póki nie zobaczyłem jego. 

    Myślałem nad tym, co mądrego mógłbym powiedzieć, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Co pomogłoby mnie? Piwo? Maraton Przyjaciół, Jak poznałem waszą matkę i Teen Wolf? Jedzenie? 

   Podniosłem wzrok na zmartwionego, zmieszanego Luke'a i już wiedziałem. 

   Bez słowa przytuliłem go do siebie, stanąwszy na palcach, bo między nami wciąż widniała ubikacja. Poczułem, jak chłopak robi się ciepły na twarzy. Pewnie wciąż był zawstydzony. Wplotłem palce w jego włosy, a on położywszy ręce w mojej tali, ułożył brodę na moim ramieniu. I jakkolwiek dziwnie to nie wyglądało... czułem, że sprawiam mu przyjemność, bo jakoś tak nigdy wcześniej nie byłem skory do przytulania. Nawet z wdzięczności. Luke wręcz odwrotnie. Cholerna przylepa. 

   - Już dobrze? - Pokiwał twierdząco głową. - Pójdziemy tam razem? - I znów. - Super. - Odsunęliśmy się od siebie. Wtedy w kabinie zrobiło się naprawdę gorąco. 

    Kiedy otworzyliśmy drzwi natomiast, spotkaliśmy się z oceniającym spojrzeniem jakiegoś faceta. 

   - Tak, byliśmy tam razem - powiedziałem, co miałem na myśli, słysząc za sobą chichot rozczochranego przez moją dłoń i czerwonego na buzi Luke'a. 

    Rzeczywiście dwuznacznie. 

   Gdy wróciliśmy na salę, oboje spojrzeliśmy w kierunku grupki jedzących pizzę, gdzie Cal ponad wszelką wątpliwość również napluł. Szturchnąwszy Luke'a w bok, poszedłem za ladę. Czekałem na rozwój zdarzeń.

   - Udało ci się uspokoić jego foha. - Ashton zrobił minę wyrażającą dumę. - Jesteś wielki. 

   - Rozpiął mi się rozporek? - Irwin tylko prychnął. 

   Wpatrywałem się w Hemmingsa, który jakby nigdy nic wrócił do wycierania stołów. Chociaż nie. Był zamyślony... Nieskupiony. No i był przede wszystkim był niezdarą. Nie wymierzył. Pojechał ścierką za daleko... Przewrócił się. Auć? 

    Zgadnijcie kto śmiał się najgłośniej. Chłopak, do którego bez dwóch zdań pasowało imię Justin. 

   - Zostaw, zobaczymy co dalej. - Zatrzymałem Caluma, który chciał pomóc Hemmingsowi. 

   Luke pozbierał się z ziemi, a później uśmiechnął przepraszająco. Jakby zrobił coś złego. 

   - Nawet się nie przywitasz?! - zawołała jedna z dziewczyn. 

   - Cześć. 

   - No nie wstydź się, Luke, podasz nam coś do picia? Kelner, chodź tu. - Justin. Aż warknąłem pod nosem, słysząc te puste teksty. - Ślimaczysz się coś, nie będzie napiwku na piwko. Przechlejesz, czy przejarasz, jak twój stary? - Reszta oczywiście śmiała się, jak wykolejone traktory. 

   - Trzymaj mnie, bo spuszczę temu kurwiowi taki łomot, że popłynie Missisipi, a penis posłuży mu za motorek. - Ashton dla pewności chwycił moje ramię. 

   - Tak nie można. - Caluma również chwycił. 

   - A on czasem nie wciągał? - odezwał się inny. 

   - A później pierdolił dziwki w klubach. 

   - Czy podać coś jeszcze? - Oczy Luke'a były tak strasznie zaszklone. 

   - Rachunek za beznadziejną pizzę. - Justin wylał colę na blat. - I zetrzyj to.

   Miarka się przebrała. On prawie płakał, a ci kretyni... Nie. 

   - Puść mnie. - Ashton rzeczywiście to zrobił, choć miał pewne opory, a gdy ruszyłem, podwijając rękawy, ludzie aż przysuwali się krzesłami do stolików. 

   Stanąłem nad nimi. Założyłem ręce na piersiach... 

   - Dopłaci pan za bycie niewychowanym ścierwem. Jeszcze jedno słowo, jeszcze jeden komentarz i pan wierzy, nie ręczę za siebie. Możesz obrażać mnie, ale moją pizzę i mojego Luke'a zostaw w spokoju. Niewyparzona gęba w komplecie do ryja wykolejonego plemnika? Masz forsę, ale tylko tyle, koleś, miejmy nadzieję, że będzie cię stać na wymianę nosa, tylko wyjdźmy kurwa na zewnątrz. 

   - Nie rzucasz się za bardzo, kolorowy? 

   - Zobaczymy kto będzie się rzucał do spierdalania w stronę słońca.

   - Mikey... 

   - Mikey, twój chłopak nie chce, żebyś bił się za niego. 

   - Więc będę bił się dlatego, że jesteś skurwielem, Justinku. 

   - Och, czyli Luke jest wylewny. 

   - Nie pierdol. 

    Chłopak wstał. I rzeczywiście wyszliśmy na zewnątrz... Pamiętam tylko jak Hemmings krzyczał... Na mnie, a Justin... Okazał się trenować boks. Kurwa, że to tak ujmę. ALE PRAWIE GO MIAŁEM! 



    Nie znoszę Justina i niestety to nie było jego ostatnie wystąpienie tutaj. Straszny chuj. A muke jest af. Idk od tego rozdziału tak naprawdę mocno to szipuję. Michaś dostał bęcki he he xd 

   I co? Miłego popołudnia. Cieplutko, hm? Jak zakończenie roku? U mnie super, wreszcie wolność. Ach! 

   Chciałam was jeszcze poprosić byście wpadli na Between the Pages aka moje nowe, poważniejsze ff o muke'u, które już trochę rozdziałów jest. Mam nadzieję, że się spodoba. 

   All the love, Julka x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro