Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26$

Zajęci niczym wpatrywaliśmy się tępo w dal i po prostu oczyszczaliśmy nasze umysły z nadmiernej ilości kolejnych trosk. Trosk, które paraliżowały od góry do dołu. Trosk niewypowiedzianych na głos. Trosk istniejących w bezprawiu. Bo tak właściwie nie mieliśmy czym się martwić, póki mieliśmy siebie, co zdążyłem odkryć trzymając Luke'a przy sobie niemal bity rok. Z niewiadomej przyczyny ten chłopak znaczył dla mnie więcej, niż cała rockowa kariera, planowana od pierwszej gitary. Z niewiadomej przyczyny zaprzątał moją głowę częściej, niż bym tego chciał. Z niewiadomej przyczyny pełnił rolę nie tylko przyjaciela - powiernika, ale także swego rodzaju obiektu, na którym zawieszałem wzrok, gdy tylko miałem okazję. "Bo tak" - kolokwialnie rzecz ujmując. Chciałem go mieć. Na własność. Bo tak i kropka. W mojej głowie stworzył się beznadziejny Sajgon, a ja sam straciłem chęć, by układać przysłowiową układankę.

Wiecie? Na filmach jest inaczej, bo na filmach główne postaci są... głównymi postaciami. Ich niesamowicie podkoloryzowane historie zaplanowano już z góry, a każdy widz doskonale zdaje sobie sprawę, niemalże od początku trwania seansu, że to właśnie ich połączy coś specjalnego. I tutaj zaczynają się schody jeśli chcemy mówić o życiu prawdziwym. Ponieważ skutki naszych wyborów nie objawią się po godzinie, czy dwóch i napisy końcowe. Skutki naszych wyborów odczuwać będziemy całe życie. Dlatego dokonywanie tak znaczących jest wręcz obezwładniające, gdy człowiek przyzwyczaił się już do rutyny.

- Wciąż myślisz o pracy? - zapytał Luke, wycierając buzię po swoim hot-dogu.

- Nie, teraz kminię sens życia.

- Po co?

- Bo... - Westchnąłem ciężko. - Nie potrafię ułożyć pewnych spraw.

- Chcesz o tym pogadać? - Poczułem dłoń Luke'a na swoim ramieniu.

- Raczej nie.

Milczeliśmy. Ręką chłopaka opadła wreszcie na moje kolana, a ja niepewnie powiodłem po niej palcami. Kiedy byliśmy blisko pojawiała się ta intymność i nie wiedziałem w jaki sposób pozbyć się jej, skoro wciąż defakto nazywaliśmy się przyjaciółmi.

- Możesz uchronić mnie przed tym, czego pragnę?

- Nie rozumiem...

- Nieważne.

- Michael. - Luke splotł nasze palce razem. - Chyba to ja muszę z tobą pomówić. - Skinąłem.

- Więc mów.

Spojrzeliśmy po sobie. Widziałem błysk w jego błękitnych oczach. Wziął oddech, jednakże zamilkł chwilę potem.

- Wyrzucę - mruknąłem chcąc przerwać ciszę, a zabrawszy papierki po hot-dogach i puszki, podszedłem do kosza na śmieci.

Moją uwagę skupił jednak automat z piłeczkami. Uśmiechnąłem się głupio. Może wreszcie przerwałbym niezręczność. Może wreszczcie znów stałbym się cholera punk-rockowy! Nie pytajcie jaki wpływ miała mieć na to gumowa piłka. Niestey okazała się być plastikowa, a w środku... widniał równie plastikowy pierścionek.

Wpadłem na kolejny jakże światły pomysł.

Dość zadręczania się.

Dość, przecież życie to tylko zabawa... nic poważnego.

Mój uśmiech stał się bardziej zawadiacki, a ruchy adekwatne do rytmu so far away w Charlotte.

- Co ty robisz? - Hemmings uniósł jedną brew.

- Tańczę.

- Ale, że tak na stacji?

- Co kogo obchodzi jakiś przypał, chcę się dobrze bawić, bo mam wrażenie, że połknąłem ostatnio kij.

- To dobre wrażenie, Mikey.

- Więc chodź tu do mnie!

- Ja...

- Wiruj dziwko. - On aż się zachłysnął.

Kiedy Luke wstał i zrobił kilka kroków, podałem mu plastikowy pierścionek. Zmarszczył czoło.

- Czy Ty, Luke'u nie Lucasie wyjdziesz za mnie? - Próbowałem się nie roześmiać.

- Żartujesz?

- Mhm. - Zachichotałem.

- Och... w takim razie... Nie wyjdę za Ciebie na niby, Michael.

- A to niby dlaczego? - Myślałem, że wciąż się droczymy...

- Bo nie chcę bawić się w moje marzenia, jakkolwiek to zinterpretujesz.

- Och. To znaczy, Lu, ja tylko. To jest my. To jest ty... Ja...

- Ty wciąż jesteś hetero, hm?

- Niekoniecznie - szepnąłem po momencie zastanowienia. - I znasz mnie m tyle, by wiedzieć jak bardzo lubię robić szalone rzeczy oraz podejmować nieprzemyślane decyzje, dlatego wiesz co...

Nie dokończyłem. Luke mnie pocałował. Trochę nieudolnie i mocno, ale zrobił to, a ja aż upuściłem plastikową biżuterię oraz wszelkie wątpliwości.

- To dopiero było szalone.

- Uczę się od najlepszych, Clifford. Wracajmy do domu.

Tyle, że ja już czułem się 'w domu'.


Napisałam go na telefonie. Przepraszam za jakość i dluga nieobecnosc x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro