+ 23$
Pewne rzeczy dzieją się niespodziewanie w naszych sercach. Nie wiemy, czy powinniśmy postępować tak, jak czujemy, czy może popełniamy największy błąd w naszym życiu. Wiedziałem jedno - dokonałem wyboru, który całkiem zmienił bieg historii. Mojej własnej i jego. Bo to nie było ani o mnie, ani o nim. Bo nie miało znaczenia kim jesteśmy osobno, bowiem razem mogliśmy osiągnąć o wiele więcej.
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, czego tak naprawdę chcę. Nie wiedziałem, jak czyni człowiek w obłędzie, a jako że sam sobą przez całe życie byłem chaotyczny, nie dostrzegłem jak wiele zamętu Luke Hemmings wprowadził w moje życie.
Dopadł mnie od każdej strony. Niewinny, często zupełnie zamotany, ale miał w sobie coś szczególnego, czego z niewiadomych przyczyn ja nie umiałem posiąść. To chyba się nie wyjaśnia, to chyba... nawet nie ma sensu. Bo jeśli chciałbym zabrać się za jako takie logiczne myślenie, popadłbym w błąd. Bowiem na świecie są miliardy ludzi, prawdopodobnie tej idealnej osoby nie znalazłbym nigdy, choćbym szukał. Dlatego w owej chwili nie dbałem o ideał. Wystarczyła mi świadomość o bezpieczeństwie, o naszej wspólnocie, o jego pięknych, niebieskich oczach.
Ogarniał mnie całkowity strach przed tym, czego za chwilę mieliśmy się dopuścić. Światła zgasły, wszystko dookoła zamilkło. Zostaliśmy we dwoje pośród nicości, w którą przekształciło się nasze mieszkanie.
I choć wiedziałem jak wiele ryzykuję, choć moje lęki kazały się wycofać... Pozwoliłem, by Luke pochylił się nad moimi ustami.
Poczułem delikatne muśnięcie. Doskonale pamiętałem ten smak i miękkość. Nie opuściłem powiek, patrzyłem mu prosto w oczy. Nasze dłonie wisiały wzdłuż ciał nieruszone. Jakby tylko wargi zostały namagnesowane.
- Boję się - przyznałem, szepcząc mu na ucho. - Robiłem to raz z mężczyzną, gdy byłem pijany.
- W porządku - odszepnął. - Będę delikatny. - Pokiwałem twierdząco głową. - I przestanę, gdy powiesz, bym przestał.
Niepewnie ułożyłem dłonie w jego tali. Często widywałem Luke'a bez koszulki, a nawet bez spodni. Jednakże nigdy nie miałem okazji dostrzec całej okazałości chłopaka - nagiego i gotowego do działań
Odetchnąłem, kładąc głowę na jego ramieniu.
- To chore. - Po prostu się w niego wtuliłem.
- Mike...
- Ja wiem, ale chcę spróbować. - Tym razem to on skinął.
Zaczął rozpinać guziczki mojej koszuli, a na ucho szeptał mi same sprośności. Poczułem dreszcze na ciele, zacząłem się czerwienić, bo ten głos w połączeniu z niekoniecznie moralnymi obietnicami, zadziałałby chyba na każdego.
Luke ucałował mnie znów. Tym razem pocałunek w zupełności przypominał ten z auta. Był mocny, pełen namiętności oraz chęci realizacji każdego, poprzedniego słowa.
Nie potrafiłem na niego nie reagować. Co było całkiem sprzeczne z tym, w co chciałem wierzyć, a kiedy znów ucałował ten czuły punkt między szczęką, a uchem, mruknąłem błogo. Widząc, że lubię, kiedy dotyka mnie w ten sposób, zszedł z pieszczotami niżej, na szyję, a później na klatkę piersiową.
- Mikey, masz gęsią skórkę. - Uśmiechnął się głupio. - I pięknie, punk-rockowo się rumienisz. - Wywróciłem oczami. Nie mogłem pozwolić, by przerywał.
- Kontynuuj. - Zrobił to. Pocałował moje biodra, by później ściągnąć spodnie za szlufki.
Przełknąłem głośno ślinę. Co jak tak właściwie robię!? Wplotłem palce w jego włosy, gdy klęczał, dlatego przyjął taki zawadiacki grymas. Ja byłem całkiem rozpalony. Chyba miałem gorączkę.
Wreszcie zsunął ze mnie również bokserki, a gdy spodobało mu się to, co zobaczył, po prostu smyknął palcami po całej długości. Przegryzłem wargę, poczułem się dobrze. Zbyt dobrze i to nie tylko tam... Ale także od środka.
Luke nie kontynuował jednak. Wstał i czekał na mój ruch, dlatego również pozbawiłem go pozostałej części garderoby. Byliśmy przed sobą zupełnie nadzy. Gotowi na wszystko. Nie mogłem się już wycofać.
- Michael, jesteś piękny. - Zamurowało mnie. To jedno proste zdanie sprawiło, że całkiem oszalałem i zacząłem wierzyć w coś, co nie powinno mieć miejsca.
Posunąwszy dłonią po jego nagim torsie, znów lekko ucałowałem Luke'a w usta. On tylko uśmiechnął się przez pocałunek.
- Za co to?
- Za komplement.
Przedłużył gest, położywszy dłonie na moich biodrach. Otarliśmy się o siebie, będąc coraz bliżej tego, do czego dążyliśmy.
Leżąc już w pościeli, nie spuszczałem wzroku z jego emanujących pożądaniem oczu. Pogłaskał mój policzek, w skupieniu obserwując jak bardzo nie potrafię przestać na niego patrzeć. Absorbował mnie swoim zdecydowaniem, ale też rozsądkiem. W tej chwili czułem się jak gówniarz, postawiony przed troskliwym, starszym chłopakiem. Lecz to ja byłem starszy, Hemmings po prostu... Miał większe doświadczenie.
- Nie obracaj się - wymruczał. - Zrobimy to tak, żebym mógł cię widzieć.
- W porządku.
- Boisz się? - Uśmiechnąłem się speszony.
- Tak jest dobrze, Luke.
- Ufasz mi?
- Ufam, jak nikomu innemu.
Mówił do mnie, w kółko powtarzał jakiś komplement, a mnie przechodziły coraz większe dreszcze. Syknąłem w pierwszej reakcji. Najpierw było dziwnie, a później powoli rozluźniałem się, czując jak się porusza.
Mój oddech przyspieszył jego również, adekwatnie do sytuacji. Ułożyłem dłonie na jego karku, co jakiś czas wyjęczałem jak ma na imię, a Luke'owi zdarzało się pocałować mnie w usta.
Mówiłem o seksie. Mówiłem, że się wypaliłem i że nie ma on dla mnie znaczenia. To była prawda, dopóki nie miałem okazji poczuć tej bliskości z Luke'iem Hemmingsem. Z chłopakiem, którym się opiekowałem, a on opiekował się mną. Na tym polegała nasza wzajemność. Na zaufaniu, trosce, bezpieczeństwie. Bliskość musi rosnąć, by dać uczucie zbliżenia, powiedział kiedyś ktoś mądry. Nasze zbliżenie sięgnęło maksimum bliskości, bo nie dźwignęliśmy wyłącznie naszych ciał do działania, ostatecznie poruszyliśmy też serca.
To nie trwało długo, ale dla mnie było wieczne. Wreszcie opadliśmy na łóżko obok siebie. Spoceni i czerwoni na buziach. Spojrzeliśmy po sobie. Nasze oczy błyszczały.
- Wow. - Tylko na tyle było mnie stać w tamtej chwili.
- Prawda? - Poczułem jak chwyta mnie za rękę...
A teraz... Musicie wiedzieć jak do tego doszło, by znać ciąg dalszy.
a oni uprawiali seeeeks! *głos 5ciolatka*
Trolololololololololo.
Nie robię sobie was żartów. To ani sen, ani wyobraźnia. To się stało. Serio. I nie wiem kiedy kolejny rozdział, cri.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro