Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

$20

Piosenka jest moim życiem.


- Dobry wieczór...

- Mieliście panowie rezerwacje?

- Nie wiem, może on wie? – Podsunąwszy kobiecie pieniądz, wskazałem na twarz na banknocie. To nie tak, że zamierzałem przekupić ją piątakiem...

- Niestety nie mamy rezerwacji. – Luke uśmiechnął się przepraszająco i się rozejrzał. Zobaczył właściciela, którego oczywiście znał. Złapali kontakt wzrokowy, chłopak posłał mu proszące spojrzenie, więc tamten na chwilę odstawił robotę i podszedł. Jak się później dowiedziałem, znał Luke'a od dziecka, jego ojciec często miał tam spotkania biznesowe. – Znajdź im jakiś ładny stolik, Eldico. – Zwrócił się do kobiety.

Zaczęli coś szeptać. Przez chwilę gawędzili, podczas gdy pani o imieniu Eldica posadziła nas pod samym oknem.

- Wyglądacie razem bardzo ładnie

- John...

- No dobrze, już nic nie mówię. - Staruszek zostawił nas samych, a Luke przejrzał menu.

- Widząc te ceny uświadomiłem sobie jak bardzo zmienił mi się światopogląd, na mój gust nawet woda jest tu za droga. – Nie odpowiedziałem nic.

Podparłem Polik na dłoni i zacząłem się zastanawiać. Czy John rzeczywiście myślał, że byliśmy tam na randce? A jeśli tak, co z tego? Może podświadomie zabrałem go na randkę. Nie, to głupie, przecież nie byłem... Walić to.

- Lu, powiem ci żart. - Patrzyłem na ceny i dosłownie, kisłem. - Przychodzi Luke z Michaelem do restauracji i podchodzi kelner. Co podać? - Pyta. Jakiś rzadki afrykański przysmak. Wody?

- To było takie suche. Mike, nie stać nas.

- Cicho... mam kartę Caluma, najwyżej będziemy mu oddawać w ratach... – Rzuciłem okiem na menu znów. - Szampana? Ej może powinienem mówić z brytyjskim akcentem.

- Nie! Błagam. – Ściszył ton. –Dobra, wezmę... - Przepraszam, wielbię was wszystkich, ale nie powtórzę tego francuskiego zdania.

- A ja mogę frytki? - Nie zrozumiałem nic, naprawdę . – Chodziłem na Francuski rok, później nie zdałem przez francuski, bo jak się okazało miałem chodzić więcej niż rok.

- O Boże, Michael - Śmiał się ze mnie. – Rozbrajasz mnie takimi właśnie rzeczami. – Odłożył karty. – Weź to, co ja, zasmakuje ci.

- Nuggetsy dinozaury i frytki z majonezem to nie tu? Okej niech będzie. Ufam ci Hemmings. Zamów bo ja się kurwa ich wszystkich boję. – Postawiłem na najprostszą w świecie szczerość.

- To ty chciałeś tutaj przyjś. - Uniósł ręce w obronnym geście. - Zawsze możemy się jeszcze wycofać i iść do McDonalda.

- Nie. Ma być klimatycznie i snobistycznie. Naucz mnie być snobem. Ty, może powinienem palić cygaro?

- Ta pewnie, jeszcze szklaneczka whisky z lodem i miętą, jak Gatsby. – Zamówił, co zamówić miał i ładnie podziękował. Wewnętrznie lał, ale przeważała ta część, która była rozczulona. Powiedział mi o tym, ale nie wtedy.

- A potem mówisz mi Sherlock. Wybacz Luke naprawdę się na tym nie znam. Jak to jest być bucem? Powiedz mi więcej o życiu na Manhattanie.

- Nie ma o czym mówić, naprawdę. Życie jak życie, po prostu takie kolacje są na porządku dziennym i takie tam. No i wiesz, na moje nie musimy być bucami, żeby było fajnie.

- Zawsze chciałem urodzić się w wyższych sferach i pluć na leniwe gosposie. Miałeś nanię. - Poruszyłem zabawnie brwiami - Seksowną Nianie Franię?

- Nie była seksowna, miała sześćdziesiąt lat, potrójny podbródek i zeza. Gryzłem ją po kostkach do trzeciego roku życia i prawdopodobnie jest powodem, dla którego jestem gejem.

Zacząłem śmiać się tak szczerze i głośno, ale zasłoniłem usta, rozejrzawszy się po ludziach. Odchrząknąłem.

- To znaczy. – Użyłem grubego głosu. – Ho ho ho.

- Pachniała jak rosół... - Zmarszczył swój piękny uroczy nosek. - Nie lubię rosołu. - Rodzice mnie po prostu nie kochali. Ale i tak najlepszy był mój tata, który zamówił mi prostytutkę, kiedy powiedziałem mu o swojej orientacji... Stwierdził, że ładna kobieta i dobry seks mnie naprostują.

- Chrystusie, co zrobił?! Kocham twojego ojca, Luke! Ile miałeś lat?

- Siedemnaście. Oczywiście nie uprawiałem z nią seksu. Rozmawialiśmy. Wysyłamy sobie kartki na święta. Właściwie to wysyłaliśmy.

- Dlaczego ja o tym nie wiem? – Wzruszył ramionami.

Przynieśli nam szampana, a później jedzenie, choć szczerze mówiąc zapomniałem już, że coś zamawialiśmy, tak bardzo wciągnąłem się w rozmowę z Luke'iem.

- Okej. Teraz mnie naucz, którym widelcem co jeść i co z tego jest ozdobą. Spojrzałem na talerz. - Kiedyś na weselu zjadłem tylko ozdoby, a reszta została... także nie mów na wyczucie.

- Kretynie, boli mnie brzuch od śmiechu. – Nie zważając na moje niekompetencje, cierpliwie mnie edukował. – Jakby coś, pytaj.

- Będę. - Zabrałem się za jedzenie... wolałem pizze, swoje zapiekanki i naleśniki Luke'a.

Mówiliśmy jeszcze o jego przyszłej pracy w reklamie, a później o mojej konieczności zmiany zawodu, aż wreszcie uniosłem kieliszek w górę.

- Właściwie... Za nas, bo za trzy dni zbiorę cię z chodnika i zaproszę do kuchni przez okno.

- Jejku, serio za trzy dni?

- Za trzy dni spędziliśmy ze sobą ich równe 365, bez żadnego w rozłące. To chore, ale chyba to lubię. – Wypiłem zawartość lampki. - Gdzie tam chyba. Uwielbiam to, a przecież rozważałem wypieprzenie cię na bruk.

- Och, Mikey, to takie urocze. – On również doładował się procentami. – Jak ja to wytrzymałem... - Powiedział bardziej do siebie, niż do mnie.

- Trochę dorosłeś, widzę to. – Kopnąłem go pod stołem - Ale tylko trochę. – Wróciłem do jedzenia. - Zrobisz mi jutro naleśniki prawda? Wolę naleśniki.

- Zrobię ci naleśniki. Ale ty zrobisz zapiekankę na obiad. Kocham kiedy gotujesz. – Przez chwilę nic nie mówił. – Szczególnie przyjemnie się na ciebie patrzy.

Rozejrzałem się po gościach. Jakiś pan przyglądał mi się w uwadze.

- Ho ho ho!

- Michael, nie. – Luke aż poczerwieniał. – Przepraszam, dawno nie był wśród ludzi.

Nie mogłem i wreszcie parsknąłem.

- Kocham twój śmiech. – Tak jakoś przypomniało mi się wyznawanie miłości do Alison przez Scotta w Teen Wolf. Ale odpędziłem tę myśl.

Zaśmiałem się więc znów, specjalnie dla Luke'a, a potem dopiłem szampan.

- Jest taki dziwny, w sensie... Mój śmiech. Ekhm, możemy zabrać butelkę ze sobą?

- Nie rób cebuli, proszę. – Luke'a naprawdę bolał brzuch od śmiechu.

- Dobra, więc będę siedział tu, aż tego nie wypijemy, bo zapłaciłem. Ej, może weźmiemy chusteczki i wykałaczki? I mydło z łazienki? – To było już żartem, choć Hemmnings znał mnie na tyle, by wiedzieć, że jestem do tego zdolny.

- Michael nie. Bo cię stąd wyprowadzę. – Użył niskiego, seksownego, stanowczego głosu.

- Lucas, kocham ten poważny ton. - No cóż, może wtedy nie myślałem, że w ten sposób wyznaję mu miłość naprawdę, ale było w Luke'u tyle rzeczy, które kochałem. Każdą z osobna mógłbym nazwać i opisać, a później dopisać do niej „kocham". - Ale skoro nie chcesz być przedsiębiorczy.

- Clifford, ja nawet nie nazywam się Lucas, okej?

- Wiem, ale to tak fajnie brzmi. – Napiłem się z gwinta, a potem zerknąłem na salę i grzecznie nalałem do kieliszków. – Zapiekanka, albo... Sam nie wiem... Murzyński placek?

- Musisz gotować mi go częściej. Albo lepiej nie, bo będę gruby.

- Już jesteś spasłeś się, kurwiu. – To nie była prawda, ja tylko... mówiłem to już złośliwie, podobnie z resztą jak „zgol rudą brodę", mimo wszystko wciąż uważałem go za najpiękniejszą istotę na świecie.

Ciężko było mi rozstać się z pieniędzmi, kiedy doszło do zapłacenia rachunku, ale zrobiłem to i razem wyszliśmy na zewnątrz.

- Okej, teraz mi smutno. – Chyba rzeczywiście się zmartwił. Nie zawsze rozumiał, jak denerwujący jestem dla wszystkiego i wszystkich, ale wyłącznie mnie tym rozczulił.

- Naprawdę ci smutno? Luke żartuję! - Zacząłem się śmiać, szliśmy Manhattanem jakby naprawdę było nas stać na cokolwiek stamtąd.

- Wal się - dźgnął mnie chamsko w żebra. - Dzisiaj przytulasz się do poduszki.

- Naprawdę żartuję! Byłem szczery, wiesz? Bo jesteś takim życiowym wygrywem.

- Nie jesteś czasem zbyt punk-rockowy na takie wyznania? – Prychnąłem.

- Więc zapamiętaj ten dzień, bo następne takie wyznania za rok, grubasie!

- Nienawidzę cię. – Luke zaczął mnie bić, z czego śmiałem się w głos. Wreszcie oddałem mu chamskiego Plaskacza prosto w tyłek, niczym taniej dziwce. Chłopak pisnął zaskoczony.

- Nie zrobiłeś tego.

- To było zbyt homo? – Uśmiechnąłem się niewinnie. – Wybacz, poniosło mnie.

- No. Homo! – Oddał mi. – Aż mnie ręka zabolała!

- Nie... nie wierzę w ciebie! - Założyłem ręce na piersiach, a potem wskoczyłem mu na plecy. – Popylaj, Beduinie.

- Wstyd mi za ciebie. – Złapał mnie, żebym nie spadł i ruszyliśmy w drogę. – Stary, napierdalasz na mnie, ale weź schudnij.

- Nie zamierzam, ale tobie się przyda, więc trzymaj tempo, może nie będziesz w szóstym miesiącu. – Nie żeby Luke wciąż miał talię – marzenie każdej nastolatki, ale jest pewna różnica między facetami, a kobietami. My wolimy sobie dogryzać.

- Naprawdę mam teraz ochotę cię puścić. – Była jednak też pewna różnica między nami. Luke'iem, a Michaelem, nie pomyślałem jeszcze wtedy, że on potrzebuje takiego słodzenia, by nie dostać paranoi.

- Kocham cie takiego, jakim jesteś, wiesz o tym. – Oplotłem chłopaka nogami w pasie i chwyciłem mocniej za szyję. – Kocham cię... - I właśnie wtedy powiedziałem te słowa. Może nie było to romantyczne wyznanie, jednakże zdecydowanie było szczere.

Szukamy różnic? Taka była różnica między Ashley a Luke'iem. To Luke'a kochałem, dlatego nie ożeniłbym się z nią... ale wtedy o tym nie myślałem. Właściwie rzecz ujmując, ja wtedy wcale nie myślałem.

On tylko uśmiechnął się sam do siebie i przyśpieszył tempa, wymijał ludzi wydając przy tym dźwięki jak bawiące się samochodzikiem dziecko.

- I to ponoć ja jestem cebulą. – Pociągnąłem go za włosy. Kierowałem nim. - Wiesz co? Walmy to ci ludzie i tak nas nie znają.

Okręcił się ze mną na plecach i przy okazji się śmiał. Ale wtedy zadzwonił telefon, więc mnie puścił, lecz tak, żebym nie spadł.

- Będziesz miał coś przeciwko jeśli odbiorę?

- Odbieraj, kupić bilety czy jedziemy na gapę? – Spojrzałem na rozkład jazdy autobusów. Auto musieliśmy zostawić na parkingu, bo wciąż byliśmy trochę pijani, a Charlie nie mogła zostać rozbita.

- Kup te bilety. - Odebrał. - Hej Dick. – Wywróciłem oczami.

- Hej Dick. – Sparodiowałem głos Luke'a i udałem, że wymiotuję. Hemmings uniósł obie brwi, choć w głębi duszy wiedziałem, że hamował śmieć z tej udanej parodii.

Skupiłem się na tabliczce, podczas gdy oni rozmawiali. Chyba się umawiali

- Mamy autobus za dziesięć minut. – Uśmiechnął się, ale nie do mnie, a gdy to do kogo się uśmiecha do mnie dotarło, mój uśmiech zbladł. Och... Och. To ukłucie w sercu było niepotrzebne, prawda?

- Okej, czekaj na mnie. – Luke się rozłączył i spojrzał na mnie. - Wiesz, Dick chciałby uczcić to, że dostałem pracę no i ten... Ugh to tłumaczenie się jest głupie, przepraszam.

- Och – podrapałem się po karku, a potem skinąłem. – Jedź do niego, masz rację... wezmę ten bilet kiedyś się pewnie przyda i ten... baw się dobrze. Żebyś mógł jutro usiąść, nie? Właściwie to i tak miałem zaraz położyć się spać, pewnie byś się nudził i...- Objąłem go po przyjacielsku. - Dobranoc Lukey, - Próbowałem zagadać to dziwne coś, co czułem... tę zazdrość i złość. Nie mogłem tak.

Luke chyba wiedział, co ten słowotok oznacza, bo przedłużył nasz uścisk

- Jutro ci to wynagrodzę, obiecuję i zrobię ci tyle naleśników, że będziemy grubi razem.

- Nie jesteś gruby, Luke. - Położyłem policzek na jego ramieniu. - Nie ma sprawy, naprawdę. - Wiec dlaczego brzmisz jakby była sprawa?! Ugh, próbowałem to stłumić. - Leć i go przeruchaj.- Odsunąłem się trochę. Poczułem, że to, co zamierzam zrobić jest chyba zbyt homo - dobranoc, Lulu. - Cmoknąłem delikatnie jego policzek. - To był punk-rockowy cmok - Trzepnąłem go jeszcze w nos. - Żebyśmy się źle nie zrozumieli! - Autobus przyjechał, a ja na legalu wsiadł do niego.



Jak już mówiłam, albo nie, zależy która aktualizacja się opublikowała, muke to moja religia haha, a ten rozdzial i poprzedni są jednością, tylko zbyt długą. Co myślicie? Btw, następny będzie z perspektywy Luke'a, czyli pisany przez OriginalQueer mam nadzieję, że się spodoba ;-)


Odpowiedzcie mi proszę, którego z chłopaków lubicie najbardziej? W sensie z nich dwóch.

Jaką postać 2planową lubicie najbardziej?

Nie przeszkadza wam ten luźny styl i niewymagająca fabuła?

Chcecie podobny klimat muke'a po 2bb, które się jednak jeszcze nie kończy?

All the love, zrobiłabym w q&a do bohaterów, ale z tym jest tu macz roboty, cri.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro