$18
Wybiła północ, a ja wciąż snułem się po mieszkaniu w kocu, łudząc się, że Luke wróci na noc. Nie wiedziałem, co myśleć, nie chciałem przecież go zranić, powiedziałem złe słowa, powiedziałem o sobie dokładnie to samo... co powiedział ojciec, nim wyrzucił mnie z domu.
Cholera.
Wyłączyłem odtwarzacz, by móc połączyć się znów, ale Dick nie odbierał, Luke natomiast zostawił komórkę na materacu łóżka. Naszego łóżka. Przetarłem twarz dłońmi. Nie miałem pojęcia, co się ze mną działo, ale wszelkie wizje utraty go po prostu fizycznie bolały. Byłem zagubiony. Czułem się ostatnią osobą na świecie, która powinna ujmować seksualność w taki sposób. Zwłaszcza, że sam kwestionowałem to, kim jestem wielokrotnie.
Zagryzłem mocno wargę, kiedy Carraway po raz kolejny nie odebrał. Rzuciłem komórką, a do moich oczu cisnęły się łzy. Jak na złość, rozpadało się na dobre. Więc nie miałem nawet co liczyć na jego wizytę tutaj przed świtem.
- I co ja mam teraz zrobić, Chaney? - Nie dbałem o to, czy płaczę. Gdzieś miałem swój poziom punk-rockowości, gdzieś miałem fakt mazgajenia się na poziomie rasowej baby. - Dlaczego zawsze odpycham od siebie ludzi, których kocham?!
W akcie desperacji usiadłem na ziemi, dokładnie po środku salonu. Chandler natomiast otarł się o moje kolano, by później pazórkami ułożyć sobie na nim posłanie. Uśmiechnąłem się, choć oczy wciąż miałem zamglone, a policzki mokre.
- Jesteś tylko kotem. - Pogłaskałem jego bury łebek. - Prawdopodobnie nie rozumiesz, ale mam dosyć, bo błądzę pomiędzy tym, co właściwe, a tym, czego potrzebuję. Nie rozumiem swoich uczuć. - Podciągnąłem nosem. - Rachel miała rację w Przyjaciołach, całe życie mówią ci... jesteś butem, jesteś butem, ale jeśli ja nie chcę być butem? Jeśli chcę być torebką, albo kapeluszem?!
Zwierzak spojrzał na mnie, przekrzywiając swoją małą główkę. Gdyby był człowiekiem, najpewniej śmiałby się z mojej głupoty. Ja też chciałem się śmiać, dlatego parsknąłem dość histerycznie.
- Potrafię rozmawiać z ludźmi, jestem śmieszny, jowialny i sarkastyczny, ale nie umiem utrzymywać ludzi przy sobie. Zawsze coś spieprzę, za dużo mówię, nie ważę słów, zaniedbuję swoje relacje, a tym samym ranię ich tak mocno. - Chandler zaczął zlizywać łzy z mojej brody. To nie był płacz, to była scena.
Bo nie jesteśmy niezniszczalni jako ludzie. Bo każdy potrzebuje czasem popłakać.
- Użalam się, boję się go stracić, wiesz? Tak bardzo wmawiam sobie swoją seksualność, ale ja do cholery nie wiem czym jestem! Michelle też ma rację, Chandler, Michelle ma cholerną rację.
Kot zaczął domagać się drapania, dlatego dałem mu tego, czego chciał.
- Potrzebuję go. Luke jest... ważny.
Podniosłem telefon raz jeszcze, ale nikt nie oddzwaniał. Podciągnąłem nosem znów.
- Czas spać. - Podniósłszy Chandlera na ręce, pokierowałem się w stronę sypialni. - Boże, proszę, niech wróci.
Męczyłem się bodajże do czwartej. Gdy byłem już bliski odpłynięcia z nadmiaru melisy, bo parzyłem ją na migrenę, którą zafundowałem sobie, właśnie wtedy nikt inny, jak Luke Hemmings, pchnął drzwi pokoiku. Spojrzał na mnie, zamknąłem oczy, a on okrył mnie kołdrą, by później móc zrzucić z siebie koszulkę.
- Michael, wiem że nie śpisz. - Jego głos był dziwnie zmieniony, chrypiał.
- Skąd? - Podniosłem się trochę na łokciach.
- Bo rozchylasz wtedy usta i masz cięższy oddech, żadna filozofia. - Zabrał swoje rzeczy, by po chwili zniknąć w łazience.
Położyłem dłoń na czole, a później zidentyfikowałem kota. Jako jedyny wciąż nie odzyskał świadomości. Zazdrościłem Chandlerowi tej umiejętności spania zawsze, wszędzie.
Opuściłem powieki znów, lecz nie potrafiłem przestać myśleć, nim Luke nie wrócił, czysty i pachnący. Zaschnęło mi w gardle. Co powinienem mu powiedzieć?
- Spokojnie, zabiorę swoją poduszkę i pójdę na kanapę, nie zgwałcę cię. - Zrobiłem motorek ustami. Hemmings natomiast zapalił lampkę, by znaleźć pościel, ale pochyliwszy się nad nią, zmarszczył nos. - Płakałeś?
- Nie - odparłem, by potem odchrząknąć. - Luke... zostań.
- A jeśli zarażę cię pedalstwem, albo wejdę ci w dupę?
- Nie bądź chujem.
- Wybacz, Michael, taki mam charakter. - Żachnął się, na co odpowiedziałem prychnięciem.
- Nie chciałem tego powiedzieć.
- Ale powiedziałeś.
- Więc dlaczego wróciłeś?
Milczał. Patrzyliśmy na siebie w ciszy, do momentu, w którym usiadł po turecku na swojej stronie łóżka. Przełknął głośno ślinę.
- Chcę pogadać - wyszeptałem, próbując w jakiś sposób rozcieńczyć atmosferę. - Wysłuchasz mnie? - Skinął, ale wciąż obserwował swoje dłonie. - Po pierwsze... przepraszam. - Ułożyłem palce wzdłuż kolana Hemmingsa, a on jakby się spiął.
- Dlaczego w ogóle...
- Michelle posądziła mnie o związek z tobą.
- Wow, więc nasz związek jest w twojej głowie taką niedorzecznością? Wow.
- Nie o to chodzi. - Zacząłem pocierać materiał szarych dresów Luke'a. - Opowiedzieć ci historię?
- Wolałbym sensowne wyjaśnienia.
- Byłem bardzo dziwnym dzieciakiem, a później nastolatkiem. Robiłem wszystko, by odkryć osobę, którą chcę się stać, ale coraz bardziej gubiłem się w tym, czego naprawdę potrzebowałem. Próbowałem wszystkiego, o czym świadczy chyba stan moich włosów. - Uśmiechnął się lekko, mimo to wciąż nie podniósł wzroku. - Upiłem się. Byliśmy na imprezie u mojej byłej dziewczyny i pewien student... Facet. Miał na imię Derek. - Posunąłem ręką na jego rękę, podświadomie ujmując ją w swoją. - Zbajerował mnie, a potem zabrał do sypialni. Przespałem się z nim, a już następnego dnia cała szkoła huczała o tym numerku. Derek nas nagrał. Nagranie zniknęło, kiedy dowiedziała się o nim moja mama, ale zamiast Michaelem Dziwakiem, stałem się na domiar wszystkiego Michaelem Dziwakiem - Pedałem. - Odetchnąłem ciężko. - Mój ojciec jest homofobem, dlatego nie chciał słuchać żadnych wyjaśnień. Nie zdążyłem napisać egzaminów, wypieprzył mnie z domu, a ona nawet nie zareagowała. Próbowała jakoś mnie przeprosić, gdy sprawa ucichła. Ciągle przychodziła do Caluma, gdy jeszcze tam mieszkałem, ale ja nie chciałem wracać. - Pogłaskałem kciukiem jego knykcie. - To był tylko jeden seks, spróbowałem czegoś innego, ale...
- Jesteś hetero - wyszeptał.
- Wiesz co, Luke? - Wtedy to ja spuściłem spojrzenie. - Aktualnie już nie wiem kim jestem.
Chłopak uniósł mój podbródek. Patrzyliśmy w swoje oczy skupieni. Poczułem jak drżę.
- Jesteś najlepszym przyjacielem, jakiego mogłem sobie wymarzyć. I jesteś moim Aniołem Stróżem. Jesteś pierwszym człowiekiem, w którym znalazłem człowieka. I jesteś niesamowicie wartościową osobą. Nie powiem ci, co czujesz, ale wiedz jedno. - Jego usta przywarły do mojego czoła. - Zawsze będę i kopnę twoją upośledzoną dupę ku górze, bo nie zostawia się ludzi, których się kocha na pastwę ich własnych demonów.
- Każdy ma swoje demony... - mruknąłem. - I każdy jest czasem złamany. - Powinienem był to zapisać, ale nie myślałem wtedy o słowach, myślałem o Luke'u, który siedział tam przede mną. Pełen zrozumienia.
- Poza tym zostawiłem tu kota i murzyński placek. - Zaśmiałem się, opadając na klatkę piersiową chłopaka. - Poza tym... nie potrafiłem zasnąć. Dick nie wie w ogóle, że wyszedłem. - Wodził opuszkami po moich łopatkach.
- Jesteś okrutny, ale... domyśliłem się, że będziesz zły o jedną blaszkę, dlatego w lodówce trzymam awaryjną od rana.
- Specjalnie dla mnie?
- Miałeś dostać kawałek do śniadania...
- Michael?
- Luke?
- Wpieprzymy ją całą rękami, oglądając jakiś głupi serial?
Nie oczekiwał odpowiedzi na to pytanie. Po prostu poszedł do lodówki, by przynieść ciasto. W tym czasie zdążyłem uspokoić wciąż buzujące w moich żyłach emocje. Spojrzałem w górę, a potem z uśmiechem wyszeptałem krótkie:
- Dzięki, jesteś świetny.
- Od jutra przechodzę na oficjalną dietę. - Luke ledwo się ruszał, ale mimo wszystko sięgnął po kolejny, odłamany palcami kawałek prosto z blaszki. Jednak nie byłem mu dłużny, bowiem zrobiłem to samo.
- Nie miałeś od dzisiaj? - W telewizji leciało po prostu Comedy Central, ale nie skupialiśmy się na "Dwóch i Pół", poświęciliśmy uwagę biadoleniu o niczym.
- Tsa, powiedzmy. Dick ma wagę w domu. - Aż się wzdrygnął.
- Zajedz smutek, świetna strategia, Lukey. - Zaśmiał się pod nosem.
- Pieprzone siedem kilo. - Położył dłoń na swoim brzuchu.
- Siedem kilo i dziesięć centymetrów do góry? Luke, straszne, jak ty w ogóle funkcjonujesz?!
- Żarty żartami, ale ja naprawdę czuję się źle.
- Ale wyglądasz świetnie.
- Nie zauważasz tego? - Pokręciłem przecząco głową. - Szkoda, że tylko ty.
- Dick powiedział ci coś niemiłego? - Potarłem jego ramię.
- Powiedział, że mam się opamiętać, bo ledwo mieszczę się w spodnie.
- Z damskiej rozmiarówki, kurwa, za przeproszeniem! Jesteś facetem, masz prawie dwadzieścia lat, nie możesz wyglądać jak zabiedzona skóra i kości!Dlaczego on mówi ci takie rzeczy?!
- Bo to prawda?
- Powinieneś z nim zerwać.
- Albo z plackiem. - Szturchnąłem Luke'a w bok.
- Okej, wstawaj.
- Co, co ty robisz?
- Będziemy tańczyć Tiffany Boczki. - Zacząłem szukać ćwiczeń w internecie.
- Mike?
- Michelle robiła to kiedyś, podnoś tyłek, chcesz być fit, będziesz fit!
Założyłem ręce na piersiach, a potem zacząłem kręcić biodrami. Luke parsknął śmiechem na ten widok. On wręcz krztusił się, widząc co wyczyniam.
- Mike, jesteś idiotą, pójdę na siłownię. I przestanę...
- Raz, raz, raz, jest piąta rano, o szóstej wychodzimy!
Trochę wybity Hemmings dołączył do mojego kręcenia tyłkiem, co wyglądało wręcz rozbrajająco.
- Gdzie? - Wciąż się chichrał.
- Biegać. - To jedno słowo prawdopodobnie chłopaka zabiło.
Jedna z lepszych rzeczy w internecie
Rozdział pół emocjonalny, pół zabawny, ale podobnie
było w pierwotnej wersji pisanej przeze mnie i Karo.
Co myślicie? I tak, Luke ma powszechny problem
typowej nastolatki, która je, a potem ryczy, że jest gruba #typowejulaikaro.
A Michael i tak uważa, że jest najpiękniejszą istotą na świecie, cri.
Karolina, ty też jesteś goalem, soł all the love (OriginalQueer)
btw, wpadnijcie do Olivia-Liv bo w pierwotnej wersji
to w Grey Reality o Hemmo Michael był bratem Halsey ;-)
Plus mam nadzieję, że wy wszyscy macie takiego Michaela, gdy
wątpicie w swoją zajebistość. A jeśli nie, mówię wam teraz:
jesteście cudowni xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro