Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

$14

    Usłyszałem pisk opon, dźwięk klaksonów i krzyk przechodniów. Zupełnie torowaliśmy ruch, ale nie przeszkadzało to ani mnie, ani Luke'owi. Całowaliśmy się. Jezu, my naprawdę się całowaliśmy. Nie potrafiłem sobie w tamtej chwili przypomnieć o Dicku, o Calumie i Ashtonie, o Impali, a nawet o mojej przeklętej orientacji seksualnej. Dopiero, gdy poczuliśmy, że braknie nam powietrza, odsunęliśmy się od siebie. Oboje płonęliśmy czerwienią. Hemmings spuścił wzrok, ja obejrzałem swoje dłonie. Nie zwracałem uwagi na to, gdzie jedzie. Było mi wstyd, choć w głębi serca wiedziałem, że gdybym miał okazję cofnąć czas, powtórzyłbym ten gest... Kolejne miliard razy. 

   - Luke ja... - Nie miałem nic na swoje usprawiedliwienie. 

   Jego wargi okazały się być niesamowicie miękkie i słodkie. Całował niesamowicie dobrze. On sam w sobie był niesamowity, a ja... przecież wolałem kobiety. Prawda? Błagam, niech ktoś wstanie i powie, że jestem heteroseksualny. 

   Zatrzymał się na parkingu przed całodobowym sklepem monopolowym. Czy on planował mnie upić? Nie wysiadł jednak. Po prostu poderwał się na siedzeniu, zupełnie tak samo jak ja wcześniej, a potem znów  ujął moją dolną wargę między swoje wargi. Nie hamował tych gestów, były namiętne, ale również pełne troski o to, że ich nie oddam. Oddałem. Równie mocno. Krew w moich żyłach krążyła nienaturalnie prędko. Rumieniłem się. Cholera. Luke przyłączył język do pocałunku, a ja położyłem dłonie w jego tali, natomiast przejeżdżając nimi w górę, wplotłem palce w jego włosy. Jęknął w moje usta. 

   Wtem przebudziłem się z absorbującego amoku, spowodowanego jego bliskością. Otworzyłem oczy. Przestałem całować chłopaka i obróciłem głowę. Nie dawał za wygraną. Znalazł mój czuły punkt. To miejsce między szczęką, a uchem. Westchnąłem, marszcząc brwi. 

   - Lu - wymruczałem. 

   Zassał moją skórę. 

  - Luke, dość. 

   Zrobił mi malinkę. Dopiero wtedy się odsunął i spojrzał na mnie całkiem zmieszany. Miał nieodgadnione spojrzenie, jakby niemo pytał, czy nie popełnił gdzieś błędu. To nie była jego wina. Ja popadałem błąd. 

   Dotknąłem opuszkiem jego ust, by następnie móc je obrysować. Znów zerknąłem w dół. Cholera jasna. Nie, tak nie będzie... 

   - Przepraszam, nie powinienem był... - Luke wrócił na swoje miejsce. 

   - Nie całuje się przyjaciół. - Przeczesałem włosy palcami. - To ja cię pocałowałem, więc to moja wina. Jestem głupi, bo przecież... ty masz chłopaka, a ja jestem hetero, no i jesteśmy współlokatorami... Zareagowałem emocjonalnie. 

   - Oczywiście, rozumiem. - Pokiwał głową bezsprzecznie za szybko. - Ja też. Jesteśmy współwinni tej głupoty. 

   - Właśnie, to była głupota! - mówiłem definitywnie zbyt głośno. -  Nie musimy już o tym wspominać. 

   - Masz rację! - Prychnął parę razy, machnąwszy dłonią. - Pamiętasz coś w ogóle? Pocałunek? A co to jest pocałunek?! 

   - Ja nie wiem, może ty wiesz! - Śmialiśmy się histerycznie. 

   - Nic się nie wydarzyło. - Hemmings wystawił mały palec w moją stronę, dlatego uśmiechnąłem się z rozczuleniem. 

   - No ba. - Ująłem jego mały palec swoim małym palcem. - Ale myślę, że ty i Dick... 

   - Michael, wiem, że nie znosisz Dicka. 

   - Wiesz? - Tak się złożyło, że nie rozłączyliśmy naszych małych palców, póki Luke nie ruszył

   - Wiem, dlatego nie zapraszam go do nas. - Wzruszył ramionami. - Niestety go nie rzucę. 

   - Groził ci?

   - Mike! - Oberwałem dziabnięcie w bok. - Podoba mi się. I chyba jestem w nim zakochany. - Och. Dlaczego moje kolana tak beznadziejnie zwaciały, a w gardle urosła gula?! - Myślę, że potrafisz to zrozumieć jako mój przyjaciel. 

   Spojrzałem na jego profil, który w świetle nocnego Nowego Jorku wydawał mi się nad zbyt szlachetny. Luke miał w sobie wiele światła. Jego oczy błyszczały, niczym dwa szafiry, mocno nasycone w błękit. Napuchnięte, delikatnie różowe wargi miał uchylone, co jakiś czas zwilżał je językiem. Ten zabawny, zadarty, w słońcu piegowaty nosek i dłoń, którą podpierał policzek. Oddychał spokojnie, napawając się jazdą autem, a nie prowadził go od niemal roku. 

   - Mikey?

   - Mhm? - Zamyśliłem się. 

   - Mówiłem, że potrzebuję, byś dogadywał się z Dickiem jako tako. 

   - Oczywiście, ale nie chcę go oglądać, kiedy nie muszę. - Luke wywrócił oczami. - Dobra, postaram się. - Przeniosłem wzrok za okno. 

   Świetnie. W radiu puścili Toma Odella, czy ja zrobiłem im coś złego?! Czułem się trochę jak w teledysku. 

   - Mogę umówić cię z jego siostrą. - Zaproponował. 

   - Jeszcze czego. Jak ma na imię, Vagina? - Hemmings nie wytrzymał i wybuchnął głośnym śmiechem. - Clitoris. - I ja chichotałem, prawdę mówiąc bardziej z jego śmiechu, niż z własnego żartu. 

   - Ich ojciec to Kernel, a matka Breast.

   - Przegiąłeś, nigdy nie wiesz, kiedy skończyć żartować, idioto! 

   - Goń się, dziwko! 

   - Przejąłeś ode mnie dziwkę?! Kobieto lekkich obyczajów z domu publicznego?! 

   - Jaki czysty, niewinny i ułożony. - I znów oberwałem dźgnięcie w brzuch, dlatego złapałem go złośliwie za bok.

  - Zostaw moje dziecko, bo będę krzyczał, że wiozę księdza pedofila! 

   - Masz dwadzieścia lat, a ja wyglądam młodziej od ciebie, grubasie! 

   - Mam piękny abs! 

   - Chyba na dupie. 

    Udało się. Rozładowaliśmy napięcie i już nie było dziwnie. Musieliśmy po prostu zmienić temat, musieliśmy po prostu żartować. Musieliśmy po prostu znów stać się Michaelem i Luke'iem. 




    Dziwnie zrobiło się znów, gdy weszliśmy do mieszkania, zastając na klatce nikogo innego, jak chłopaka mojego szanownego przyjaciela. Uśmiechnął się wesoło, a potem pocałował policzek Luke'a. Oboje sięgali prawie dwóch metrów, dlatego czułem się trochę jak taki Louis Tomlison w towarzystwie graczy NBA. Nieważne. 

   - Nie przeszkadzajcie sobie, wezmę Chandlera na spacer. - Nie oceniajcie mnie, ale tak, kupiłem kotu smycz i tak, właśnie wtedy, gdy Dick wszedł wraz z Luke'iem do środka, ja koniecznie musiałem malucha wyprowadzić. 

   - Pójdźmy wszyscy! - Zaproponował blondyn, lecz zrozumiał aluzję, ponieważ w świadomości, iż Carraway nie patrzy, ułożyłem palce w pistolet, przyłożywszy go sobie do czoła. - Albo zostaniemy tu. O której będziesz? 

   - Nie wiem. Jeśli potrzebujecie mieszkania, mogę przespać się u Caluma i Susie. 

   - Właściwie... - Dick objął Luke'a w tali. Odruchu wymiotny? Czy to ty? 

   - Nie dziś, boli mnie głowa - wytłumaczył się Luke. - Mike, wróć na noc, nie chcę się martwić. 

   - To dorosły facet, Lukierku. - Ok. Gdzie to "ok" wymawiasz jako "ok" nie okej. Rzygam. 

   - No właśnie, Lu. - Jakbyśmy bili się na słodkie ksywki. 

   - Chyba wolę Lucasa. 

   - Cokolwiek, mój kot musi się odlać, jeśli nie chcecie mieć kuwety w butach. 

   I wyszedłem, prowadząc przy okazji Chandlera na smyczy. Grzecznie szedł, niczym wdzięczny za to, że nie każe mu więcej uciekać w rękach Solaris, pachnącej kebabem i tanimi perfumami. 

   Wdychałem woń wielkiego miasta pełną piersią. Chciałem się trochę zrelaksować. Pomyśleć. Miałem już więcej nie odtwarzać w głowie naszego pocałunku, lecz nie potrafiłem przestać. Byłem kompletnym idiotą. 

   Po połowie godziny raczyłem spojrzeć na zegarek. Wybiła dopiero druga, a ja zgłodniałem, dlatego odwiedziłem hamburgerownie działającą dwadzieścia cztery godziny na dobę. Za barem stała znudzona dziewczyna. Była ładna. Jak na dziewczynę. Miała okrągłą twarz, jasne włosy i sztuczne rzęsy. Mimo wszystko mógłbym uznać ją za atrakcyjną. 

   - Kot na smyczy. Musisz być bardzo zdesperowaną, starą panną. - Zaśmiałem się, a ona podała mi kartę, gdy usiadłem na stołku. 

   - Nawet nie wiesz jak... - Omotałem fast foody wzrokiem. - Poproszę coś bez cebuli i duże piwo. Dwadzieścia procent zniżki dla zdesperowanego gościa, bo mogę zapłacić najwyżej smyczą. 

   - Umów mnie z twoim kotem, a dostaniesz nawet dwa piwa za darmo. 

   - Chandler, chcesz umówić się z...

   - Ashley - przedstawiła się ze śmiechem. 

   - Michael. Jeśli cię to interesuje. - Skinęła. 

   Miła. Ładna. Ale poczułem co najwyżej czystą sympatię, żadnego pociągu seksualnego, żadnego podniecenia, żadnej fascynacji. Nie była Luke'iem. 

   Skarciłem się za takie myślenie. Jesteś. Hetero. 





     Wróciłem do mieszkania około trzeciej z Chandlerem na rękach, odrobinę podchmielony, mając zapisany na ręce numer telefonu Ashley. Przez chwilę udało mi się nawet nie myśleć o tym głupim zajściu w samochodzie, jednakże wystarczył zapach perfum Hemmingsa, unoszący się z jego kurtki w przedsionku. Wystarczył widok jego koszulki leżącej na podłodze w łazience. Wystarczył on w łóżku. W naszym łóżku. Nie spał. 

   - Gdzieś ty był? 

   - Musiałem się napić.

   Już wykąpany, mając na sobie szare dresy, wszedłem pod kołdrę. 

   - Jesteś pijany? - zapytał i wygasił światło. 

   - Nie, wypiłem jedno piwo. - Obróciwszy się na bok, przypadkiem ułożyłem policzek na jego dłoni. - Dick nie został na noc? - Ściszyłem głos do szeptu. 

   - Zamierzał zostać, ale powiedziałem, że następnym razem. To twoje mieszkanie, nie chcę się w nim panoszyć. - Muskał opuszkami skórę mojej twarzy, co było niesamowicie przyjemne. 

   - Jest nasze. Co moje to i twoje, pamiętasz? 

   - I polizane, zaklepane! - Gdy się uśmiechnął, nie umiałem się powstrzymać. Po prostu włożyłem wskazujący palec w jego dołeczek. 

   - Mogę je polizać?

   - Mike? 

   - No dobra, dwa piwa. Ale był spacer. 

   - Jesteś idiotą. - Głaszcząc polik chłopaka, zabrałem dłoń. 

   - Powiedz mi coś, czego nie wiem. 

   - Hmm, no dobra. - Luke milczał przez chwilę. Patrzyłem jak wodzi wzrokiem po mojej buzi. - Masz najładniejszy, dziecięcy uśmiech na świecie. - Zamurowało mnie. Spłonąłem purpurą. 

   - Luke? 

   - Dwa drinki. 

   - Pijusie. - Obróciłem się w drugą stronę. - Dobranoc. 

   - Dobranoc, Mikey. 

   Próbowałem zasnąć. Ja naprawdę próbowałem, ale każda próba kończyła się jednym, wielkim fiaskiem. Nie umiałem znaleźć sobie miejsca, Luke natomiast odpłynął bardzo szybko. Lepił się, jak zwykle z resztą. 

   Postanowiłem więc spróbować czegoś nowego. Niepewnie obróciłem się znów. Wtedy Luke wtulił czoło w moją szyję, a zwinąwszy się w kulkę, przygniótł moją klatkę piersiową. Nie zepchnąłem go z siebie, zamiast tego rysowałem szlaczki na jego plecach, nim sam nie zasnąłem. 

Fajny nadgarstek Hemmo

    Myśleliście, że będzie kanon? Friendzone co najwyżej. Z resztą Mike jest taki hetero. (Myhym, jak pół dupy zza krzaka). Nie liczcie na szybkie seksy. 

   Btw, nie rańcie dzieci. Jeśli zamieszkacie w Ameryce, Anglii, gdziekolwiek, nie nazywajcie ich Dick. 

   All the love xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro