Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Obecnie

Luna

- Jestem w ciąży – mówię, bo nie mogę wytrzymać tego jak trudno było utrzymać mi to w tajemnicy. Od kilku tygodni po zobaczeniu dwóch kresek na teście ciążowym chciałam o tym komuś powiedzieć, ale obawiałam się reakcji Cassiana. Z tego powodu nic nie mówiłam i postanowiłam to zrobić podczas spotkania rodzinnego. Liczyłam na to, że przyjmie to ze spokojem i nie będzie robił awantury.

Wszyscy patrzą na mnie zszokowani, ale najbardziej mój mąż.

- Że co?

- Jestem w ciąży – powtarzam jeszcze raz.

- Kurwa – rzuca serwetkę na stół, podnosi się i wychodzi na taras wyciągając z marynarki paczkę z papierosami. Liczyłam na coś zgoła innego, ale na pewno nie na to, że tak po prostu sobie wyjdzie.

- Gratuluję kochana – teść podnosi się i przytula mnie a ja wybucham płaczem. Myślałam, że pierwszą osobą, która mi pogratuluję będzie mój mąż, ale zrobił to ktoś inny.

Każdy podchodzi do mnie i gratuluję mi a ja jestem szczęśliwa, że chociaż oni się cieszą. Amara uśmiecha się do mnie i mówi, że wszystko będzie dobrze. Cassian wraca do środka jak chmura gradowa i od razu na mnie naskakuję.

- Zrobiłaś to specjalnie? – słyszę oskarżenie w jego głosie.

- Synu – poucza go ojciec.

- Tak – mówię zgodnie z prawdą, bo nie mam zamiaru kłamać.

- Mówiłaś, że jesteś na tabletkach.

- Kłamałam – uśmiecham się perfidnie. W końcu to zrobiłam i je odstawiłam.

- Wiedziałaś co sądzę o dzieciach.

- A ty wiedziałeś co ja o nich sądzę.

- Mamy już dzieci i dobrze o tym wiedziałaś, kiedy za mnie wychodziłaś – krzyczy na mnie.

- Oczywiście że tak, ale to twoje dzieci co powtarzałeś mi za każdym razem, kiedy coś zbroili a ja ich broniłam. Mówiłeś, że nie jestem ich matką, więc nie mam nic do gadania więc przepraszam, że chciałam zostać mamą – wydzieram się na niego. Nie pozwolę, żeby tak mnie traktował. Teraz czy chce czy nie będę miała jego dziecko i musi w końcu zacząć mnie szanować.

- Nie. Chcę. Tego. Dziecka – wypowiada każde słowo z coraz większą pogardą.

- Wiem i to mnie najbardziej boli. – mój głos jest pełen bólu i rozpaczy, bo zdaję sobie z tego sprawę. – Nie chcesz go, bo nie jest twojej pierwszej żony. Nie zaakceptowałeś tego małżeństwa i nigdy tego nie zrobisz, bo jedyne co się liczy to, że nie jestem nią.

- Nie wiesz o czym mówisz.

- Nawet nie umiesz tego przyznać, ale mam to gdzieś mam to czego chciałam więc możesz nawet wyprowadzić się z domu i zamieszkać z Andreą.

Zabieram swoją torebkę i wychodzę z jadalni szybkim krokiem. Wraz ze sobą zabieram swoją dumę, którą chciał podeptać.

Wiedziałam, że będzie zły, ale nie przewidziałam tego, że tak się wścieknie. Kiedy dziś rano wyszłam od lekarza, który powiedział, że z dziećmi wszystko jest w porządku nie mogłam w to uwierzyć, że jestem w ciąży. Bliźniaki, to tej pory nie mogę dojść do siebie po tej rewelacji.

Dla mnie najważniejsze było to, żeby zajść w ciążę i w końcu dopięłam swego. Nasze kłótnie sprawiały że nabierałam ochoty na seks, a to że mi zaufał w kwestii antykoncepcji świadczyło o tym, że był kompletnym kretynem. Przecież wiedział, że chcę mieć dziecko i zrobię wszystko, żeby je mieć więc mógł się domyślić, że jestem zdolna do odstawienia tabletek.

- Luna zaczekaj – Lorenzo wybiega za mną z domu, ale w tej chwili nie mogę spojrzeć im w oczy. Chłopcy to zupełnie inna sprawa, kocham ich jakby byli moimi synami i fakt, że byli przy naszej kłótni sprawił, że ogarnia mnie wstyd.

Przyspieszam kroku jeszcze bardziej, ale przez nieuwagę potykam się o kamień i upadam na kamienną ścieżkę uderzając się w biodro i wypuszczając torebkę z ręki. Odruchowo osłaniam brzuch.

- Mamo wszystko w porządku? Nic sobie nie zrobiłaś? – w kilku krokach Lorenzo pojawia się obok mnie i pomaga mi wstać.

- Nic mi nie jest – mówię, ale po chwili czuję, jak kręci mi się w głowie.

- Chyba raczej nic to mało powiedziane – pomaga mi usiąść na ławce nieopodal ścieżki.

Pochylam się i biorę głębokie oddechy starając się uspokoić moje skołatane serce i lekkie zawroty głowy. Nie pierwszy raz mi się to zdarzyło, ale teraz było silniejsze niż wcześniej. To zapewne przez naszą kłótnie która mnie zdenerwowała.

- Proszę – Luciano pojawia się przy mnie z butelką wody. – Poczujesz się po tym lepiej.

- Dziękuję – wypijam od razu pół butelki. Widzę ich zaniepokojone miny – patrzą jakbym miała zaraz zejść na zwykłe zawroty.

W końcu czuję się na tyle dobrze, że mogę wstać i wrócić do domu. Szukam torebki, ale zauważam ją w rękach Lorenzo, a kiedy po nią sięgam nie chce mi jej oddać.

- Wrócimy razem do domu – mówi.

- Przejdę się.

- Wracasz z nami – Luciano obejmuje mnie za ramiona i prowadzi do samochodu. Nie mam siły się z nimi kłócić, bo oboje są jak mur, przez który nie da się przebić.

Wsiadam do samochodu i zapinam pasy. Dotykam brzucha w miejscu gdzie rosną moje dzieci, które kiedyś będą podobne do swoich braci.

- Więc będziemy mieli brata czy siostrę? – pyta Lorenzo prowadząc samochód.

- Yyyy... jeszcze nie wiem to dopiero początek trzeciego miesiąca. Może na kolejnej wizycie się okażę jakiej są płci.

- Są? – Lorenzo wciska hamulec i zatrzymuje się na poboczu ledwo omijając słup.

- Tak jakby to bliźniaki – uśmiecham się do nich czekając na ich reakcję.

- Super – przybija piątkę z bratem i rusza dalej.

- Będziemy się tobą opiekować.

To są słowa, które chciałam usłyszeć od swojego męża a usłyszałam od synów, którzy są bardziej dojrzali niż on. Wiedziałam jednak, że mogę na nich liczyć i to mnie cieszyło.

Po powrocie do domu położyłam się w sypialni gościnnej i coś sobie postanowiłam. Nie będę już walczyć o jego uczucia i uwagę. Teraz nie dbam tylko o siebie a o swoje dzieci. Zebrałam się na odwagę i poprosiłam służbę o przeniesienie moich rzeczy. Leżę na łóżku, które nie pachnie moim mężem i jest takie puste bez niego.

To była najlepsza decyzja jaką mogłam zrobić. Mogę w pełni skupić się na dzieciach rosnącym we mnie a nie na wiecznie upartym mężu.

Po kilku godzinach przewracania się z boku na bok wstaję z łóżka i idę do kuchni. Może uda mi się uspokoić nerwy i jakoś przekonać męża do tego, że dziecko nie przekreśla jego planów które trzyma w sobie. Ze mną nie podzielił się żadnym z nich, ale nie może chodzić o to, że nie będzie mógł się nim zajmować. Dzieci wychowują kobiety a nasi mężowie tylko je produkują, tak było i tak będzie i dobrze zdaję sobie z tego sprawę.

Idę przez naszą willę całą w pięknych marmurowych podłogach i drogich zdobieniach na ścianach. Bardzo spodobał mi się ten wystrój, bo chociaż wygląda bogato nie jest przytłaczający jak w moim rodzinnym domu, gdzie wszędzie porozstawiane są drogocenne eksponaty. Minimalizm panujący w pomieszczeniach od razu pokazuję, że mieszkają tu mężczyźni.

Próbowałam kilka razy wnieść coś od siebie, ale byłam przez Cassiana blokowana. Nie pozwalał mi nic zmienić w wystroju a przecież nie przykładał zbyt wielkiej wagi do wnętrza.

Szukam w szafkach kuchennych szklanki i kładę ją na blacie. Z lodówki wyciągam butelkę wody i napełniam nią szklankę po czym rozkoszuję się przyjemnie zimną wodą, która spływa mi po gardle. Przykładam ją do czoła chcąc się trochę ochłodzić.

- Który to miesiąc? – podskakuję na jego głos. Odkładam szklankę na blat i odwracam się w jego stronę.

Jego garnitur jest cały wymięty a włosy zmierzwione. Największe zdziwienie wywołują we mnie jego oczy, przekrwione jakby nie spał od kilku dni, ale jego głos uświadamia mi, że jest pijany.

- Trzynasty tydzień. – mówię powoli nie spuszczając z niego wzroku.

- Od jak dawna wiesz?

- Od prawie miesiąca. – wzdycham, bo wiem co się zaraz stanie.

- Cały miesiąc życia w kłamstwie – niedowierza w moje słowa i kręci głową. Okłamałam go i jest mi tego bardzo wstyd. To jakbym wstydziła się własnych dzieci a tak nie jest. Chciałam uniknąć tego co dzieję się teraz, ale tylko odkładałam to na później.

Siada na krześle przede mną i ogląda całe moje ciało, ale jego oczy zatrzymują się na ręce dotykającej brzucha. Przez moment w jego oczach widziałam przebłysk cierpienia, ale po chwili zniknął. Coś go blokuję przed zaakceptowaniem ciąży i chociaż nie wiem co to jest musi chodzić o coś poważnego.

- Codziennie chciałam ci powiedzieć – wstydzę się, że tego nie zrobiłam. Bawię się palcami u rąk chcąc rozładować jakoś napięcie. – Bałam się, że każesz mi je usunąć.

- Masz mnie za takiego potwora? – jego słowa pełne bólu docierają wprost do mojej duszy. Wiem jak moje słowa zabrzmiały, ale w tamtym momencie tak właśnie myślałam.

- Jesteśmy małżeństwem dwa lata, ale tak naprawdę cię nie znam. Jak tylko próbuję ty mnie od siebie odsuwasz wiec nie wiń mnie za to, że tak o tobie myślę – ocieram łzy spływające po policzkach.

Odkąd dowiedziałam się, że jestem w ciąży raz jestem radosna jak baranek a raz płaczę jak ulewny deszcz. To zaburzenia hormonalne – tak powiedziała moja ginekolog – ale za kilka tygodni miały minąć. Czekałam na ten dzień z utęsknieniem, bo poranne mdłości wykańczały mnie psychiczne, a kiedy przestały zaczęły się wahania nastrojów.

Cassian nie wiedział o żadnej z tych rzeczy, bo wstawał o piątej rano a wracał wieczorem. Interesował się mną tylko wtedy, kiedy uprawialiśmy seks albo kiedy potrzebował mnie na przyjęciach.

- Wiedziałaś, że nie chcę dzieci. Mam synów praktycznie dorosłych a ty chcesz się znowu bawić w pieluchy i nieprzespane noce. – prycha pod nosem.

- A ty wiedziałeś, że ja chcę je mieć. Chcę mieć dużą rodzinę, bo sama byłam jedynaczką. Zrozum jak wiele to dla mnie znaczy – proszę go.

- Nigdy tego nie zrozumiem. Perfidnie mnie wykorzystałaś i nawet nie masz wyrzutów sumienia.

- A czy ty mnie nie wykorzystujesz? – pytam. – Myślisz, że nie wiem o twojej kochance i nocach, kiedy rzekomo pracujesz a spędzasz z nią.

Moja twarz wykrzywia się w grymasie obrzydzenia. Sypia raz ze mną a raz z nią i to jest to o czym myślę za każdym razem jak uprawiany seks. To czy jestem tak dobra jak ona? Czy w moich ramionach osiąga spełnienie? Czy podniecam go tak samo?

- To co innego – oburza się.

- Oczywiście że tak. – uśmiecham się fałszywie. – Zawsze znajdziesz wytłumaczenie do swoich czynów. Ale prawda jest taka, że oboje się wykorzystaliśmy. Ja ciebie, kiedy zaszłam w ciąże umyślnie a ty mnie nie zważając ma moje uczucia i zdradzając mnie od dwóch lat. Powiedz mi więc kto zawinił z nas bardziej?

Czekam na jego reakcję, na słowa pogardy do mojej osoby jednak nic takiego nie słyszę. Patrzymy na siebie nie spuszczając z siebie wzroku. Myślę o tym jakie miałam szczęście, że wyszłam za mąż za osobę, którą pokochałam od pierwszego wejrzenia i chociaż on nie kochał mnie chciałam, żeby poczuł do mnie coś więcej. Łudziłam się, że tak się stanie jednak każdy dzień utwierdzał mnie w tym, że on nie chce mojej miłości.

- Tak właśnie myślałam – wycieram łzy z oczu i zostawiam go samego.

Wracam do sypialni izamykam drzwi na klucz. Nie chcę go dzisiaj widzieć, nie po tym co mipowiedział i jak mnie zranił.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro