Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25

Luna

2 miesiące później

Wchodzę do domu Christophera i Amary. Nie mogłam doczekać się momentu, kiedy zobaczę ich synka Vincenza. Trzy dni temu moja przyjaciółka urodziła i od tej pory nie mogłam oderwać od małego wzroku. Był tak podobny do niej, że było to aż niemożliwe.

W takich właśnie chwilach wracały do mnie te krótkie chwile życia Alessio, ale nie cierpiałam już tak bardzo. Pogodziłam się z jego śmiercią jednak ból pozostał i wiedziałam, że nigdy nie zniknie.

Antonia porusza się niespokojnie w moich rękach. Nadal nie mogę uwierzyć w to, że żyje i nic jej nie jest. Te ułamki sekund podczas których widziałam, jak Giulia wypuszcza ją ze swoich ramion były najgorszym koszmarem w całym moim życiu. Krzyczałam z rozpaczy i wyobrażałam sobie moją córkę leżącą na ziemi bez ruchu.

W momencie, kiedy Lorenzo wyrywał jej broń a Luciano pochwycił ją w swoje ramiona w ostatniej chwili. Potem niewiele z tego pamiętam, bo obudziłam się następnego dnia z wielkim bólem głowy. Od razu zerwałam się z łóżka i pobiegłam szukać małej. Znalazłam ją w salonie w objęciach Cassiana. Nie przejmując się powitaniem wyrwałam ją z jego ramion i przytuliłam do siebie.

Płakałam and tym, że nie mogłam ją ochronić. Płakałam, bo nic się jej nie stało. Płakałam, bo po oczach zebranych wiedziałam, że ten koszmar się skończył.

- Jesteście – z salonu wychodzi Amara z szerokim uśmiechem na twarzy. Jej sukienki uczepiona jest Sofia. W ciągu kilku miesięcy stała się bardziej otwarta, wesoła a co najważniejsze szczęśliwa. Nadal nie widziała i nie chciała. Z jakichś powodów, o których nie chciała mówić nie chciała operacji choć myślałyśmy, że zmieni zdanie. Jeżeli była szczęśliwa nie widząc to my także byliśmy.

- Nawet nie wiesz, ile mi zajęło ubranie ją w tą sukienkę. – jęczę sfrustrowana. – Lorenzo się uparł, że musi w niej przyjść.

- To jego siostrzyczka – pochyla się nad małą. – Prawda słoneczko. Jesteś księżniczką swojego brata a on będzie cię cały czas rozpieszczał – grucha do niej.

- No hejka – woła wesoło Lorenzo. – Moja Toni wygląda jak prawdziwa mafijna księżniczka. – odbiera mi ją z rąk i wiruję z nią wokoło ku ucieszę małej która zaśmiewa się i klaszcze w dłonie.

Kupił jej czarną sukienkę z falbanami a końcach obszytą czerwoną koronką. W pasie przeplataną w takim samym kolorze wstążką. Do tego czarne rajstopki w kwiaty, czarne buciki i czarną czapeczkę na główce.

- Zwłaszcza po tym co zrobiliście – mówię lekko wkurzona.

- Fajnie wyszło nie? – pyta małą a mnie ignoruję.

- Nie wyszło fajnie – wydzieram się na niego. Głosy z salonu cichą a ja ciągnę swoją tyradę. – Kto normlany robi dziecku tatuaże niezmywalnym markerem.

- Nie wiedziałem, że jest niezmywalny – broni się a przed sobą układa Antonię jak tarczę.

- Nie zasłaniaj się dzieckiem – ostrzegam. – Wczoraj mieliśmy wizytę u lekarza. Wiesz jak on na mnie patrzył, kiedy zobaczył co zrobiliście.

- Ja nic nie zrobiłem – broni się Luciano trzymając się z daleka.

- Ta jasne, bo ci uwierzę. Wszystko robicie razem. – przybieram pozę zdeterminowanej, żeby wygrać tą potyczkę.

- Ale tego nie. – trwa przy swoim.

- Co się dzieje? – pyta Cassian wychodząc z salonu razem z Christopherem. – Słychać was w całym salonie.

- Jego spytaj – prycham i pokazuję na Lorenzo.

- Jak tylko sprawiłem, że bardziej należy do rodziny – wzrusza ramionami po czym pokazuję mu napis na brzuchu małej „La famiglia prima di tutto".

- Mała dostała swój pierwszy tatuaż. – posyła jej uśmiech. – Jestem dumny z ciebie synu – poklepuję go po ramieniu.

- Że co proszę? – zakładam ręce na biodra oczekując wyjaśnień. Mój poziom wkurwienia właśnie się podniósł i osiągnął astronomiczną wysokość.

- To znaczy... - chrząka. – Co ty sobie myślałeś synu, żeby tak oszpecić swoją siostrę.

- Ale...

- Oddaj mi ją. – bierze ją na ręce. – Nie zasługujesz, żeby ją nosić.

- Ale tato – jęczy i patrzy tęsknym wzrokiem jak Cassian znika za drzwiami salonu, zza którego słychać głośne piski na pojawienie się Antonii.

- Gdzie jubilat? – klaszczę w dłonie i idę z Amarą do salonu.

W tłumie szukam Andreasa, który w te chwili noszony jest przez z jedną z ciotek która nie pozwala go sobie odebrać.

- Chyba nici z twojego powitania – Amara posyła mi nerwowy uśmiech.

- Nie masz siły przebicia prawda? – mówię.

- Ta – wzdycha bezradnie. – Chciałam go nakarmić i nawet wtedy naburczała na mnie, że jej kolej na rozpieszczanie małego. Gdyby mogła sama by go nakarmiła. – kończy z przekąsem.

- To, że jej się nie boi to aż dziwne – niedowierzam w to co widzę. Nie pamiętam jak ta kobieta ma na imię, ale na pewno jest którąś z ciotek Cassiana. Ubrana jest cała na różowo a na głowie ma załażony kapelusz w takim samym kolorze. – Normalnie flaming.

- Obrażasz ciocię? – Cassian pojawia się obok mnie.

- To nie obraza a szczera prawda. Może ktoś powinien jej o tym powiedzieć – rzucam mu propozycję.

- Nie ma mowy. – patrzy na mnie ze strachem.

- Boisz się jej?

- Nie – za szybko odpowiedział.

- To idź jej to powiedź – popycham go w jej stronę.

- Dobra już dobra. Ona jest straszna. – szepczę mi na ucho.

Parskam śmiechem, który staram się zamaskować kaszlem.

Amara zniknęła tak szybko jak pojawił się Cassian. Chciała dać nam chwilę dla siebie i na rozmowę, która odkładaliśmy do dzisiaj. Nie było mi łatwo przez te kilka miesięcy rozłąki. Nadal mieszkałam z mamą i ciotką a on to uszanował. Codziennie nas odwiedzał i spędzał z małą jak najwięcej czasu. Nie rozmawialiśmy jednak o tym co się wydarzyło, bo to była za świeża rana.

- Zatańczysz ze mną? – wyciąga w moją stronę rękę. Czeka z zapartym tchem na moją decyzję, ale ja już ją podjęłam.

- Z chęcią – uśmiecham się do niego i opieram głowę o jego pierś, kiedy przyciąga mnie do siebie. Kołyszemy się w rytm muzyki.

Dłońmi oplata mnie w pasie, czule i delikatnie jakby bał się, że mnie złamie. Z każdą kolejną sekundą w jego ramionach przekonuję sama siebie, że nie ważne co nasze duszę od zawsze były ze sobą splątane.

- Czy kiedyś mi wybaczysz?

- To nie takie proste. To co zrobiłeś zraniło mnie do głębi. Poczułam się jakbym była nic nie warta – wyznaję cichym głosem.

- Nigdy nie wybaczę sobie tego, że cię straciłem. Kiedy powiedziałem ci, że cię kocham mówiłem szczerze.

- Dziwne, bo po tym co mi zrobiłeś powinnam cię nienawidzić. – podnoszę na niego wzrok. Przełyka nerwowo ślinę. – Ale tak nie jest. Kocham cię i nigdy nie przestanę.

- Luno – szepczę dotykając dłonią mojego policzka. – Zrobię wszystko, żeby ci to wynagrodzić.

- Wszystko? – dopytuję. – W takim razie mnie pocałuj. – żądam przyciągając go do siebie.

Nie przeszkadza mi cały tabun ludzi w pokoju. Liczy się tylko to, że mam go przy sobie i nikt mi go nie odbierze. Łączy nasze wargi w pełnym pasji i pożądania pocałunku. Jęczę w jego usta, kiedy przygryza moja dolną wargę posyłając w dół mojego ciała przeszywające prądy. Moje ciało płonie a sądząc po jego roziskrzonym wzroku z nim dzieje się to samo.

- Kocham cię – mówię z całym swoim uczuciem do niego.

- Wyjdź za mnie – prosi wyciągając w moją stronę pierścionek, który od niego dostałam kilka lat temu.

- Pod jednym warunkiem – wyciągam w jego stronę dłoń. – Zrobimy to jutro.

- Kiedy tylko chcesz – zgadza się.

Przyciąga mnie w swoje ramiona sprawiając, że cokolwiek miało nas czekać wiedziałam, że sobie poradzimy. Czekała nas trudna droga, ale chciałam ją przebyć właśnie z nim. Jeśli byłam głupia to trudno. Za bardzo go kochałam, żeby z niego zrezygnować.

Cassian

Tak jak obiecałem pobraliśmy się następnego dnia. Nie chcieliśmy hucznego wesela, bo według ludzi już byliśmy małżeństwem i tak miało zostać. Nie chciałem, żeby przez moją głupotę Luna czy Antonia były źle traktowane.

Mogłem cieszyć się tym, że była, jest i już zawsze będzie moją żoną i najważniejszą osobą w moim życiu. Wkroczyła do niego i wywróciła go do góry nogami. Nie chciałem żony i dzieci, ale teraz gdy je mam oddałbym wszystko, żeby tylko były przy mnie bezpieczne.

Miłość do nich była takwielka, że gdyby ktoś kilka lat temu powiedział mi, że ponownie się ożenięnigdy bym w to nie uwierzył. Życie zaskoczyło mnie w pozytywny sposób jednaktego nie żałuję. Mam wszystko czego tylko mężczyzna może pragnąć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro