Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Luna

Chciałam, żeby ciocia Matilde zamieszkała ze mną do czego namawiałam ją od kilku tygodni. Nie chciałam zostawiać jej samej, ale po szybkiej śmierci ojca – której się spodziewałam - mama wyszła z inicjatywą i przekonała ją, żeby zamieszkały razem.

Po długiej rozmowie w końcu się pogodziły. Może śmierć ich mężów nakierowała je na właściwe tory a może sprawiła to chęć odzyskania swojej siostrzanej więzi. Dla mnie najważniejsze było to, że będę miała je obie przy sobie.

Cassian gdzieś wyjechał kilka dni temu nie mówiąc niczego. Nie wiem co się działo, ale zachowywał się bardzo dziwnie. Był zdenerwowany i szybko wybuchał gniewem. Rozwalał rzeczy w gabinecie nie chcąc mi powiedzieć o co chodzi.

- Kiedy wrócisz? – pytam, kiedy odbiera. W tle słyszę przyciszone głosy, ale nie wiem do kogo należą.

- Niedługo – nerwowy ton nadal go nie opuścił.

-Nie wiem co się dzieje, ale wiedz, że ja będę tu na ciebie czekać. To znaczy będziemy – żartuję.

- Wiem – śmiech wypełnia telefon.

- No i jest – mówię.

- Kto? – pyta.

- Mój mąż. Ten którego znam, odkąd do mnie wrócił – mam na myśli, odkąd jesteśmy razem na poważnie albo staramy się stwarzać pozory normalności. Nie rozmawialiśmy jednak na trudne tematy omijając je jednak przyszła pora, żeby to zrobić.

- Nie mam za bardzo czasu. Zadzwonię jak tylko będę mógł dobrze? – zmienia temat.

- Dobrze – nie zdążyłam skończyć mówić a on już się rozłączył. Pikanie w telefonie oznajmia mi, że przerwał połącznie. Sfrustrowana odkładam telefon nie chcą rozbić go na ścianie.

Gdyby tylko przyszedł i powiedział co się dzieję, ale on wszystko ukrywa. Lawiruje słowami tak żeby zmienić temat a ja mu na to pozwalam, bo nie chce mi się z nim kłócić. Obawiam się tego, że może mnie znowu zdradzać a tego bym nie zniosła. Nie potrafiłabym po raz kolejny mu zaufać i żyć tak jakby nic się nie stało.


Cassian

- Na czym skończyliśmy? – wkładam telefon i odwracam się do Aidena.

Luna wybrała zły moment na rozmowę, ale nie mogłem znowu nie odebrać. Dzwoniła czwarty raz. Zaczynała coś podejrzewać a to nie było mi na rękę. Oświadczyłem, że wyjechałem w interesach, ale nie powiedziałem, że nie opuściłem Sycylii. Ważne, że za dużo nie wiedziała.

- Towar – podpowiada ostrząc nóż. Szykuję się do swojej części, ale potrzebuje tych informacji.

- Od kogo dostałeś towar i gdzie go znajdę? – pytam.

To już czwarta osoba, która ma nasz towar i nie wiem, ile jeszcze ich będzie. Wiemy tylko że stoi za tym Giulia, ale nie wiemy czego chce. Porozdawała towar dilerom przez co musimy ich ścigać, żeby go odzyskać. Jak dla mnie mogą go sprzedać, mało mnie to obchodzi. Skradziony towar możemy odrobić w tydzień, ale tu chodzi o zasady.

Położyła łapy na naszej własności więc sprawy poszły za daleko. Czeka ją śmierć, bolesna i długa śmierć. Gdy o tym myślę nie czuję nic a to matka moich dzieci. Czuję jedynie odrazę do niej – nie zauważyłem jaką jest kobietą i to ja chcę zakończyć jej nędzny żywot.

- Nie wiem.

- Zła odpowiedź – podchodzę do niego, biorę zamach i uderzam go kilka razy w twarz. Zęby latają po podłodze razem z krwią. Przyzwyczajony do tego widoku nawet nie reaguję. Żadnej odrazy. Żadnego wzdrygnięcia.

- Proszę powiem wszystko – rzuca się na wszystkie strony, ale Aiden jest dobry we wiązaniu. Nie ma szansy, żeby uwolnił się z jego kajdan.

- Gadaj – podnoszę rękę.

- Nie – jęczy. – Dostałem od kobiety. Mieszka na obrzeżach Messiny. Podam wam adres, nawet powiem, jak wygląda. – rzuca z szybkością karabinu maszynowego.

- Czy to ona? – podaję mu zdajcie żony. Ma kilka lat, ale nie mogła się tak bardzo zmienić.

- Tak to ona – kiwa zawzięcie głową. Patrzy na siebie z bratem a poziom naszego wkurwienia podnosi się z każdą chwilą.

- Dawaj adres. – żądam.

***

Jeśli to są obrzeża to ja jestem księciem Anglii. Raczej slumsy, w których nigdy nie postawiłbym nogi, ale sprawa jest ważna więc mogę się w nich nawet czołgać. Motywuje mnie tylko jedno. Znalezienie tej suki i pokazanie jej, gdzie jej miejsca. Na cmentarzu, na którym powinna być od dawna.

- To tutaj – Aiden patrzy z niesmakiem na rozdający się budynek. Kilka osób widząc nas ucieka albo kryję się we wnętrzu budynku.

- Idziemy – z rękami w kieszeniach i pistoletem na wierzchu wchodzimy do środka. Na korytarzu śmierdzi jakby ktoś tu nasikał i zapewne tak jest. Gdzieniegdzie widzę puste strzykawki i torebki po narkotykach.

Od razu widać, że albo brakuje jej pieniędzy albo jest na tyle mądra, że wie co robi. Obstawiałbym to pierwsze, bo z jej zdolnościami wydała te sto milionów które jej dałem razem z kartą i nowymi dokumentami tożsamości.

Podchodzimy do odpowiednich drzwi, przed którymi leży jakiś bezdomny. Przeganiamy go na co on szybko się zbiera i na czworakach odchodzi albo raczej czołga się z przestrachem. Kopniakiem wybijam drzwi z futryny i wchodzę do środka.

Pokój wygląda jakby przeszedł przez niego huragan. Coś interesy chyba nie idą, bo najwyraźniej ktoś zakosił jej resztę towaru.

- Nigdzie jej nie ma – mówi Aiden.

- No co ty nie powiesz – odpowiadam zaczepnie.

Przeszukaliśmy każde pomieszczenie od góry do dołu dwa razy. Rozpruliśmy wszystkie meble, wyrwaliśmy deski w podłodze a nawet przeszukaliśmy otwory wentylacyjne i nic.

- Jest za czysto – stwierdza. – Jakby ktoś zabrał wszystko co jest coś warte a zostawił meble, żeby nas zmylić.

- Nie podoba mi się to. Za długo się ukrywa więc nie może działać sama. – kręci głową.

- O kim myślisz?

- Nie wiem, ale to coś większego niż strata towaru. Musiała to obmyślać kilka miesięcy.

- Suka – jestem wściekły. Im dłużej ciągnie się ta sprawa tym gorzej dla nas. Ganiamy za nią jak debile a ona wodzi nas za nos a to wszystko dlatego że nikt nie może dowiedzieć się o tym, że ona żyje.

Wychodzimy z mieszkania zostawiając otwarte drzwi, jeśli wróci będzie wiedziała, że to my. Zostawiłem jej kartkę z napisem „Nie ukryjesz się" a jeśli wróci będzie wiedziała, że to ja. Rozpozna po stylu pisma.

W drodze, do domu która potrwa kilka godzin dzwonie do Christophera zdać mu relację z tego czego się dowiedzieliśmy. Nie był zadowolony, ale żaden z nas nie był. Chcieliśmy mieć to już za sobą i w końcu dorwać sukę, ale była krok przed nami.

- Znajdziemy ją – Aiden odrywa wzrok od drogi i przez chwilę patrzy na mnie. – Znajdziemy.

Jego słowa pomagają mi w to uwierzyć. To moja wina, bo powinienem od razu ją zabić, kiedy dotknęła chłopców, ale nie mogłem tego zrobić. Łączyły nas wspomnienia, wspólne życie i dzieci. Ignoruję to wszystko, bo tylko tak będę mógł zapomnieć, że coś nas łączy.

- Powiedz mi – po oczach widzę, że planuję coś głupiego. – Jak to jest uprawiać seks z ciężarną?

- Chcesz w psyk? – odpowiadam pytaniem na pytanie.

- Stary ja się tylko pytam w jakiej pozycji to robicie – parska śmiechem, kiedy wyciągam w jego stronę rękę chcąc mu przywalić, ale w ostatniej chwili rezygnuję.

- Pantofel.

- Chyba ty – kłócę się.

- Jesteś pantoflem, bo już dawno dałbyś mi w pysk. Boisz się Luny bardziej niż Christophera czy nawet naszego ojca. – z niedowierzaniem porusza głową.

- Widziałeś co zrobiła z moją kolekcją – na samo wspomnienie o tamtym dniu aż korci mnie, żeby szybciej wrócić do domu. – Zbierałem ją dziesięć lat a ona rozwaliła ją w ciągu pół godziny. Większość broni nie nadawała się do naprawy, tak była zmasakrowana.

Żalę się mu, bo nie mogę powiedzieć tego Lunie. Była na mnie wściekła i wyżyła się na tym co było dla mnie ważne. Działała pod wpływem chwili jednak mnie przeprosiła. Powiedziałem, że to nic, ale przez długi czas nie mogłem o tym zapomnieć.

- Co to był za widok – wyśmiewa mnie. – Kiedy Lorenzo zadzwonił nie mogłem nie przyjechać.

Wparował do domu z głupowatym uśmiechem i butelką whisky. Za ten uśmiech miałem ochotę mu przywalić, ale nie zrobiłem tego tylko dlatego że przyniósł alkohol. Potrzebowałem go, żeby jakoś przetrwać ten chaos wywołany przez Lunę.

Kilka dni po tej sytuacji znalazłem na biurku pistolet maszynowy TZ-45 z 1944 roku. Nie wiem, jak udało jej się go zdobyć, bo polowałem na niego od kilku miesięcy, ale nikt nie chciał mi go sprzedać. Przez niewielki nakłada w jakim go zrobiono był trudny do zdobycia a teraz zajmował szczególne miejsce w mojej kolekcji.

- Teraz tak nie szaleje, ale nie było lekko – mówię. – Czasami płakała bez powodu, bo sukienka była za mała, bo nie dostała ulubionego ciasta albo nie kupiła tych butów co trzeba.

- Dobrze, że nie mam żony ani dzieci – wyznaje zadowolony.

- Teraz tak mówisz, ale kiedy urodzili się chłopcy nie mogłem się od nich oderwać.

- Co racja to racja. Nawet nie chciałeś dać nam ich na ręce, bo moglibyśmy ich upuścić. Byłeś jak damska wersja matki kwoki – rży jak koń ze śmiechu.

- Ale z ciebie brat – kręcę głową na jego słowa.

- Ktoś musi cię wkurwiać żebyś nie zszedł przed porodem. Będziesz miał czwórkę dzieci i musisz nauczyć się cierpliwości – mówi.

- Jak sam będziesz miał dzieci wtedy zrozumiesz – wypalam. Dopóki nie ma dzieci nie zrozumie tego. Kiedy ich po raz pierwszy zobaczyłem poczułem ten instynkt, o który się nie podejrzewałem. Chciałem ich chronić za wszelką cenę nie ważne jakim kosztem.

- Zostawię to tobie – stwierdza po chwili zastanowienia.

Nie żebym nie lubił swojego brata, ale nie nadaje się na ojca. Jest z nas wszystkich najgorszy, jeśli chodzi o swoje demony. Blizna na twarzy przypomina nam jaki koszmar musiał przejść i o tym nie da się zapomnieć. Jest dobrym bratem, ale w środku dalej przeżywa porwanie.

Jeden błąd naszego ojca prawie kosztował życie naszego brata. Przez tydzień był torturowany. Tylko cudem udało nam się go uratować. Miał połamane ręce, nogi, żebra, wybite barki, wybite palce, rany od poparzeń, wiele ran kłutych. To zmieniło naszą rodzinę i właśnie dlatego Christopher zmienił sposób rządzenia w całej Sycylii.

Wcześniej rządziło nią dziewięć rodzin na równi ze sobą. Po przejęciu władzy po ojcu od razu wszystkich odsunął. Choć nadal są Podszefami i zajmują się interesami na swoich terenach podlegają bezpośrednio mojej osobie. Zostałem głównym łącznikiem ich wszystkich z Christopherem. Nie ma innej drogi, żeby się z nim skontaktować, jeśli nie przeze mnie. Jako Szef wszystkich szefów sprawił, że zmiana podejścia wyszła nam na dobre. Interesy kwitną jak nigdy dotąd.

- Ale przecież ty masz dziewczynę – krzyczę, kiedy sobie przypominam jak niedawno zauważyłem na jego szyi malinkę. Było z tego kupa śmiechu.

- Nie mam dziewczyny – burczy uporczywie patrząc przed siebie.

- Ta jasne.

- To po prostu ... – przerywa na chwilę jakby nie wiedział, jak ją opisać. – ... koleżanka.

- Koleżanka robi ci malinki. Albo drapie cię po plecach. Albo zostawia na twoich rękach ślady po...

- Okej. Rozumiem. – przerywa mi.

- Czyli to nie koleżanka, ale nie chcesz o niej mówić. Pierwsza opcja jest taka, że to ktoś od nas i znamy kogoś z jej rodziny albo nawet ją. A druga opcja jest taka, że za bardzo ci na niej zależy i nie wiesz co dokładnie do niej czujesz, ale to na pewno nie przyjaźń – stwierdzam.

- Jedno i drugie – przyznaje niechętnie ściskając mocniej kierownicę.

- Powiedz tylko że to nie żadna dziewczyna z wyższych sfer.

- A nie zasługuję na to?

Wyczuwam między nami zmianę. Opacznie zrozumiał moje słowa i się wściekł.

- Nie o to chodzi. Najbardziej z nas wszystkich na to zasługujesz, ale spałeś z tą dziewczyną, a jeśli to jedna z córek któregoś ze znaczących członków naszej famiglii to mamy przejebane, bo ich się nie tyka a bierze je za żony. – tłumaczę.

- To normalna dziewczyna – wyznaje.

- Jaka jest? – dopytuję. Skoro zaczął mówić to druga taka okazja może się już nie powtórzyć.

- Inna niż wszystkie. Nie ocenia mnie po wyglądzie ani po zachowaniu. Jest niezwykle utalentowana, jednak większość tego nie docenia, ale się tym nie przejmuję.

- Dobra dziewczyna.

- Jest jeden problem – wzdycha. – Nie chce nikogo na stałe.

- Chyba żartujesz.

- Chciałbym. Po raz pierwszy to dziewczyna nie chce mieć ze mną nic więcej wspólnego niż seks. – wyrywa mu się zanim zdąży pomyśleć.

- Musi być naprawdę wyjątkowa. – ciężko mi to pojąć, że jakaś dziewczyna nie chce uwiązać się do mojego brata, bo wejście do naszej rodziny to jak wygranie biletu na loterii.

- Jakby co tej rozmowy nigdy nie było – ostrzega mnie.

Podwozi mnie pod dom. Ledwo udaje mi się z niego wyjść, kiedy rusza z piskiem opon. Kręcę głową na jego zachowania. Tak się spieszył do niej, że o niczym innym nie myślał. Ciekawe co z tego będzie i co najważniejsze. Kim jest ta dziewczyna?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro