Rozdział 14
Cassian
Pogrzeb Antonia odbył się na obrzeżach Palermo tuż przy samym morzu. Taka była jego ostatnia wola i jego żona ją uszanowała. Stałem z całą rodziną na samym początku starając się nie dotykać Luny. Widziałem jak wiele ją to kosztowało, żeby nie rozpaść się na oczach ludzi.
Przekazanie jej wiadomości o śmierci jej wuja podprowadziło do tego, że zamknęła się w sobie i nie chciała z nikim rozmawiać. Nikt nie był w stanie jej pomóc. Patrzenie jak Luna rozpacza w moich ramionach było najgorszą rzeczą w moim życiu. Mogłem trzymać ją w objęciach i pozwolić jej się wypłakać i przeżyć żałobę.
Budziła się po nocach z krzykiem by ponownie wybuchną płaczem. Nie było to dobre w jej stanie, ale wiedziałem, że swoimi słowami tylko pogorszyłbym sytuację.
Kiedy tak patrzyłem na tych wszystkich ludzi ubranych na czarno przypominało mi to o tym jak zmarła mama. Ludzi były tak wielu, że nie dało się przejść bez obijanie się o innych. To był piękny i słoneczny dzień dokładnie tak jak dziś. Może to znak, że dobrzy ludzie – na tyle ile to możliwe w naszym świecie – zasługują na piękne pożegnanie.
Przychodzi czas na kondolencje dla wdowy, dlatego podchodzimy z Luną jako pierwsi. To powinien być Christopher z Amarą, ale skinieniem głowy dał mi znak żebyśmy zrobili to pierwsi. Zrobił to dlatego że wie jak wiele znaczył dla Luny jej wuj.
- Kochanie – Matilde przyciąga ją do siebie. Pociesza tak jakby wcale nie straciła męża.
- Nie rozumem tego – ramionami mojej żony wstrząsa szloch.
- Wszytko będzie dobrze. – ścisza głos tak że nie słyszę tego co do niej mówi.
Ludzie za mną zaczynają się niecierpliwić, ale wzrok mojego brata od razu ich ucisza. Jeśli Luna potrzebuję więcej czasu to go dostanie, a jeśli ktoś ma z tym problem mogę go od razu rozwiązać. Wystarczy jedno pociągnięcie za spust, żeby wszyscy się przymknęli.
Nikt nie odzywa się słowem nawet żaden z Podszefów których sobie podporządkowaliśmy. Ciężko było rządzić całą Sycylią, ale jakoś dawaliśmy radę. Powinno być nas dziewięciu, ale musieli posłuchać swojego Szefa Wszystkich Szefów którego sami wybrali i zrezygnować z władzy jaką mieli dotychczas. Teraz rządziliśmy wszystkim z Caltanissetty, bo była położona pośrodku pozostałych prowincji. Oczywiście wszyscy Podszefowie zachowali swoje interesy, ale nie rządzili już ludźmi tak jak wcześnie. Byli nadzorowani przez nas. Był to jedyny sposób na to, żeby się nie pozabijali nawzajem.
Rozpoznaję wśród nich Podszefa Trapani – sędziwego Salvatore Wenezia który pochyla głowę na znak szacunku, ale tak naprawdę nas nienawidzi. Wszyscy nas nienawidzą, bo za dużo stracili po objęciu stanowiska przez Christophera, ale sami na to zapracowali. Oszukiwali, ukrywali zyski i za naszymi plecami sprzedawali towar. Byli tacy sami a udawali świętych.
Odwracam wzrok od Salvatore i podchodzę krok bliżej Luny łapiąc ją za rękę i odciągając od ciotki. Później będą miały czas, żeby powspominać i porozmawiać a teraz musimy zachować się jak na naszą rodzinę przystało. Musimy udawać, że nas to nie rusza, jeśli nawet tak nie jest. Nie możemy okazać słabości, bo to byłby nasz słaby punkt a rodzina musi być zawsze silna.
Luna
Nie mogłam uwierzyć, że już go nie ma. Rozmawiałam z nimi kilka dni temu i ani razu nie zdradzili się z tym, że wujek chorował na serce. Zachowywali się jakby to nie miało znaczenie, ale dla mnie miało. Był dla mnie jak ojciec, którego nie miałam i powinnam o tym wiedzieć. Miałabym czas, żeby pożegnać się z nim i oswoić z tym, że nie zostało mu wiele życia.
Nie wiem, dlaczego nic nie powiedzieli, ale muszę porozmawiać z ciocią. Muszę wiedzieć, dlaczego to ukrywali. Od razu bym przyjechała i zajęła się nimi.
Kiedy Cassian powiedział, że wujek nie żyje myślałam, że żartuje i nawet zaczęłam się śmiać. Przecież ktoś tak silny i dobry jak on nie mógł tak po prostu umrzeć. To było niemożliwe, ale wtedy spojrzałam na jego twarz i zrozumiałam, że nie kłamie. Ból i smutek w jego oczach była tak namacalny, że nie mogłam pomylić go z czymś innym.
Rozpacz w jaką wpadłam była nie do opisania. Mało co jadałam, nie spałam, cały czas płakałam i rozmyślałam, dlaczego akurat on. Dlaczego ktoś odebrał mi osobę, która kochała mnie tak jak własne dziecko i zawsze wspierała.
- Chcesz odpocząć? – zatroskany Cassian pomaga mi usiąść na sofie.
- Nie – posyłam mu nikły uśmiech.
W ciągu tych kilku dni był niezastąpiony. Sama nie dawałam sobie rady, więc robił wszystko za mnie. Kiedy zapominałam o posiłku przynosił mi go i mnie karmił. Kiedy nie miałam siły, żeby wstać i się wykąpać pomagał mi zanosząc do łazienki pomagał mi się umyć. Kiedy zapomniałam o wizycie u lekarza przypominał mi o niej i nawet był podczas niej obecny. Po raz pierwszy zachowywał się jak mąż jakiego chciałam mieć. Nie rozmawialiśmy jednak o naszym małżeństwie. Nie wybaczyłam mu do końca a jego to irytowało. Wiedziałam o tym, ale nie mogłam nic robić na siłę.
Rozglądam się po salonie, który przywołuje tak wiele wspólnych wspomnień. Ja z ciocią na kanapie bawiąc się w księżniczki, ja z wujkiem na fotelu, na którym czytał mi bajki. Jednak najbardziej wspominam to jak czasami siedziałam z nim przy jego biurku, gdzie pracował i udawałam, że jestem nim. Śmiał się wtedy, że kiedyś zajmę jego miejsce i będę dobrym szefem.
- Luno musisz dbać nie tylko o siebie. – patrzy na mnie zaniepokojony. – Wiem, że jest ci ciężko, ale nie możesz obwiniać się o jego śmierć.
- Nie obwiniam się.
- Obwiniasz – mówi. Dotyka moich dłoni w swoich. – Obwiniasz się o to, że nie pożegnałaś się z nim wcześniej. Obwiniasz się o to, że nie było cię przy nim, ale obwiniasz też jego, że nie powiedział ci o swojej chorobie.
- Powinnam wiedzieć – przecieram zaczerwienione od płaczu oczy.
- Nie chciał żebyś patrzyła na niego w tym stanie. Był słaby a ty znałaś go jako silnego i zawsze uśmiechniętego wujka.
- Nie wiesz tego. – wyszarpuję ręce z jego uścisku.
- Wiem, bo rozmawiałem z twoją ciotką. – waha się czy powiedzieć mi coś więcej. – To twój wujek nie pozwolił jej mówić o swojej chorobie. Był tak słaby, że jakikolwiek ruch wymagał od niego wielkiego wysiłku. Nie mógł jeść samodzielnie dlatego był karmiony przez rurkę a w nocy oddychał za pomocą respiratora, żeby nie przestał oddychać. Tak chciałbyś go zapamiętać?
To co mówi to dla coś nie do pojęcia. Wuj zawsze był silny i takiego go pamiętam. Regularnie ćwiczył i dbał o swoje zdrowie. Obraz jaki mi przedstawił pasuje do kogoś zupełnie innego a nie do osoby, którą znałam całe swoje życie.
- Nie – wyznaję płaczliwie. Ma rację chciałabym go zapamiętać uśmiechniętego i zawsze żartującego z ciocią.
Rozglądam się po ludziach zebranych na pożegnaniu i nie mogę uwierzyć ilu ich jest. Wujek był szanowany wśród wielu ludzi, ale nie spodziewałabym się, że było ich aż tylu. Wiele dla mnie znaczy to, że każdy przyszedł go pożegnać jak przyjaciela.
- Widać, że się ustawił. Ciekawe jak to zrobił, bo z tego co wiem jego interesy nie szły za dobrze. – niedaleko słyszę głos osoby, której nie chciałam nigdy więcej spotkać.
Kilka korków ode mnie stoi mój ojciec z kilkoma mężczyznami obrażając mojego wuja. W oczach innych pokazuję go jako oszusta i nieudacznika a na to nie mogę pozwolić.
Pomimo protestów Cassiana podnoszę się z miejsca i idę w jego stronę. Jeśli myśli, że pozwolę mu zbrukać jego opinie to grubo się myli. Gdybym musiała wybierać między nim a wujem zawsze wybrałabym wuja.
- Niektórzy nie powinni prowadzić interesów, jeśli się na tym nie znają – mówi dalej niczego nieświadomy. Jednak jego towarzysze do razu mnie zauważają i z zainteresowaniem przyglądają mi się i oceniają.
- Niektórzy powinni też wiedzieć, kiedy się zamknąć – wypalam wściekła.
Kiedy odwraca się do mnie widzę szok wypisany na jego twarzy, ale kiedy widzi, że to ja od razu się uspokaja a w jego oczach pojawia się mord. Wiem, że chciałby mnie ukarać za wypowiedziane przed chwilą słowa, ale nie jest tak głupi, żeby zadzierać z moim mężem.
- Luno wyglądasz... - chcę powiedzieć, że grubo. - ... cudownie. – nie nabiorę się na jego uśmiech i troskę w głosie. Potrafi dobrze grać, ale ja jestem w tym lepsza. Przez te kilka lat małżeństwa nauczyłam się niektórych rzeczy.
- Za kogo ty się masz. Nie masz wstydu przychodząc do jego domu i obrażając w oczach innych.
- Nie wiesz o czym mówisz – cedzi przez zaciśnięte zęby.
- Dobrze wiem. Myślisz, że po jego śmierci możesz przejąć jego interesy, ale się myślisz. – poprawiam mu klapy marynarki i przekrzywiony krawat. – Jesteś za tępy, żeby zrozumieć sprawy, które cię przerastają.
- Nie wiesz w pogrywasz, ale się mylisz. – odtrąca moje ręce. Po jego minie wiem, że go przejrzałam go i on o tym wie. Interesy przejęte przez wuja pozwoliłby mu zwiększyć zasięgi a że dobrze prosperowały – pomimo tego co mówił – mógłby wiele zyskać.
- Wiem i to bardzo dobrze. – udaję zamyśloną. – Kobiety są o wiele mądrzejsze, ale nas nie doceniacie. Tak jak ty, kiedy zacząłeś ukrywać zyski oszukując ich. – pokazuję na każdego z osobna.
- Nie wiem o czym mówisz. Powinnaś już iść. – widzę przerażenie na jego twarzy. Może myślał, że mu się upiecze na przyszła pora na wyrównanie rachunków.
- O czym ona mówi Basilio? – odzywa się najmłodszy z nich.
- Kobiety – śmieję się nerwowo. Widać, że się boi więc moje przypuszczenia są prawdziwe. Oszukiwał i to od dawna.
- Czyli te wszystkie dokumenty które ukrywałeś w skrytce pod podłogą były fałszywe. Bo z tego co z nich zrozumiałam to zaniżałeś zyski, żeby większość zagarnąć dla siebie. Zwłaszcza interesy z tym panem – pokazuję na odzywającego się wcześniej mężczyznę.
Moje słowa nie podobają się zarówno mojemu kochanemu ojczulkowi jak i pozostałym mężczyzną. Pewnie nie spodziewali się zdrady od starego przyjaciela, ale taki właśnie jest. Wykorzysta każdą okazję, żeby wygrać.
- Moja synowa chyba się rozkręcała a tak bardzo sam chciałem ci o tym powiedzieć – teść podchodzi do nas zadowolony niczym kanarek. – Szkoda, że mnie ubiegła.
- Alessio wiesz jakie są kobiety. Zwłaszcza w ciąży. – tik nad okiem zdradza jak bardzo boi się mężczyzny. To dobrze, bo w końcu dostanie to na co zasłużył.
- Czyli moi ludzie, którzy właśnie przeszukują twój gabinet niczego nie znajdą – stwierdza nonszalancko.
- Nnn...Nie – jąka się.
- Dobrze, bo właśnie kończą – uśmiecha się a po chwili na telefon przychodzą wiadomości.
- Szach mat – poklepuję go po policzku nie potrafiąc przestać się uśmiechać. - Wujek powinien żyć jeszcze wiele lat, ale ty zasługujesz na śmierć i wszystko co najgorsze.
Nie spodziewałabym się, że to będzie tak cudowne uczucie zniszczyć życie mojemu ojcu, ale tak naprawdę nim nie był. Był tylko osobą, która zapłodniła moją matkę i pojawiałam się ja. Nic dla mnie nie znaczy i dlatego wydanie go nie było dla mnie żadnym wyczynem.
- Popatrzy co dostałem – wyciąga w jego stronę telefon, na którym wyświetlone są zdjęcia dokumentów. Z jednych z nich jasno wynika, ile i komu ukradł mój ojciec.
- Panowie – z zadowolonym uśmiechem zostawiam towarzystwo i wracam do czekającego na mnie męża. Nie przegapiam wlepionych we mnie oczu mężczyzn pełnych szacunku do mnie i do nazwiska Torrino.
***
Wieczorem spotkałam się z ciocią i w końcu porozmawialiśmy tak jak chciałyśmy. To nie była łatwa rozmowa, bo przekazała mi list od wuja i szkatułkę zamykaną na klucz.
- Zostawię cię samą – posyła mi smutny uśmiech i wychodzi dać mi czas.
Nie spodziewałam się czegokolwiek od wuja, dla mnie ważne było tylko to, żeby tylko był przy mnie – nic więcej. Oglądam pudełko z każdej strony. Jest przepiękna. Ręcznie robiona z mosiężnymi ozdobami i pięknym drzewem wyrytym na wierzchu. W rogu widzę moje inicjały i już wiem, że szkatułkę własnoręcznie wykonał mój wuj. Wszędzie rozpoznam jego pismo. Musiało mu to zająć dużo czasu i wiele wysiłku.
Odkładam je na stolik chcąc najpierw przeczytać list. Moje dłonie drżą, kiedy otwieram zaklejona kopertę i omal nie rozrywam jej na pół. Kiedy wyjmuję złożony list nie mogę przemóc się i go otworzyć. Wtedy na jego wierzchu widzę kilka słów.
„Otwórz go iskierko"
Wujek wiedział jak na mnie zmotywować. Przezywał mnie iskierką od małego. Twierdził, że jestem dla niego jak słońce w mroku i ciemności. Lubiłam go słuchać, bo miał taki spokojny i kojący głos – taki przy którym zawsze czułam się bezpiecznie. Idąc za jego radą otwieram list.
Iskierko
Wiem, że jesteś na mnie zła, pewnie byłaś wściekła, kiedy dowiedziałaś się o mojej chorobie i chciałaś przyjechać. Znam cię na tyle żeby to wiedzieć. Kiedy dowiedziałem się, że zostało mi niewiele życia nie chciałem żebyś poznała prawdę. Odkąd byłaś mała mówiłaś, że jestem twoim bohaterem, twoim księciem na białym koniu. Chciałem żebyś myślała o mnie jak o silnym wujku, który mógłby cię nosić na barana cały dzień.
Uśmiecham się na te słowa, bo pamiętam, jak to robił. Łzy kapią na list więc szybko je ocieram nie chcąc go zniszczyć. W sercu czuję ogromną wyrwę po jego starcie i nie wiem jak mam ją zapełnić, dlatego czytam dalej.
Nie byłem twoim tatą, ale dla mnie byłaś córką, której nigdy nie miałem. Księżniczką, którą mogłem rozpieszczać prezentami, wspólnymi chwilami i uczuciami. Kochałem cię najbardziej na świcie – nie mówi cioci. Chciałem do ciebie zadzwonić, kiedy było bardzo źle. Chciałem, żeby twój śmiech był ostatnim co usłyszę, ale nie mogłem ci tego zrobić. Za bardzo cię kochałem i nie mógłbym tak cię zranić, dlatego ukrywałem swoją chorobę.
Jedyne czego żałuję to tego, że nie zobaczę twoich dzieci. Naprawdę walczyłem, żeby wytrzymać, ale nie dałem rady. Przepraszam cię za to, ale coraz trudniej jest mi budzić się każdego dnia. Widzę jak Matilde cierpi i dlatego już się poddałem. Chcę, żeby przestała cierpieć i wiem, że ty jej w tym pomożesz. Kocha cię a ta miłość pozwoli jej przetrwać moje odejście.
Wiem, że proszę cię o wiele, ale zaopiekuje się nią. Zasługuję na to, żeby żyć dalej nawet jeśli beze mnie. Spędziliśmy razem cudowne lata i za to jestem jej ogromnie wdzięczny. Byłyście dla mnie jedynymi powodami, dla których warto było żyć.
Kocham was i to, że nie ma mnie już z wami nie znaczy, że nie będę patrzył na was z góry. Będę codziennie na was spoglądał i uśmiechał się wiedząc, że jesteście szczęśliwe. Dlatego nie opłakują mnie – co właśnie robisz – tylko żyj pełnią życia iskierko. Żyj i bądź szczęśliwa.
Kocham Cię. Twój tata.
Trzymam list przy sercu nie mogąc przestać za nim tęsknić. Teraz zrozumiałam, że nigdy więcej go nie spotkam, nigdy go nie przytulę, nie porozmawiam i nie powiem, że go kocham.
Dotrzymam obietnicy i będę szczęśliwa. Zaopiekuję się też ciocią. Zrobię wszystko, żeby była szczęśliwa i żyła dalej.
- Obiecuję ci to wujku. Wszystko będzie dobrze, dlatego możesz odpoczywać w spokoju. – składam mu obietnicę.
Składam list i odkładamgo na szkatułkę. Nie jestem jeszcze na tyle silna, żeby otworzyć i ją. Kiedyprzyjdzie pora zrobię to, ale jeszcze nie teraz, nie jestem gotowa na to coznajduję się w środku, bo to jakbym całkowicie pogodziła się z jego śmiercią.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro