Rozdział 22
Luna
- Proszę cię nie płacz – sama płakałam z bezsilności. Antonia miewała czasami kolki, ale przechodziło po kilku minutach do godziny. Teraz nie płakała – a wydzierała się od kilku godzin i nie widziałam światełka w tunelu.
Nosiłam ją, tuliłam, kołysałam w fotelu, kładłam na łóżku i masował brzuszek a ona dalej wierzgała i płakała. Czułam się bezsilna i jakbym zawiodła jako matka. Powinnam była ją uspokoić, ale nic nie pomagało. Myślałam, że to przez karmienie piersią. Ubzdurałam sobie, że poprzez mleko przeniosłam na nią swoje żale do Cassiana.
Odesłałam mamę i Matilde, bo działały mi na nerwy. Te ich wieczne rady – nie wytrzymałam i wywarczałam do nich, żeby zeszły mi z oczu.
„Źle ją trzymasz, dlatego płacze"
„Może spróbuj jej zaśpiewać"
„Połóż ją to przestanie płakać"
„Może to wina mleka"
„Nie przejmuj się za chwilę przestanie i pójdzie spać"
„Daj jej jakąś zabawkę, zajmie się nią i przestanie płakać"
Wypadły z sypialni jakby gonił je sam diabeł, ale od czasu do czasu słyszałam, jak uchylają się drzwi. Ignorowałam to, bo po chwili zamykały się z powrotem. To było moje dziecko i moja sprawa jak się nią zajmuję. Uczyłam się wszystkiego więc mogłam popełniać błędu. Jesteśmy tylko ludźmi więc to normalne.
Tym razem, gdy usłyszałam, że drzwi znowu otwierają nie wytrzymałam. Nerwy mi puściły i wybuchłam.
- To mojej dziecko więc, jeśli spróbujecie się wtrącić normalnie was zabije – warczę odwracając się do osoby stojącej za mną.
O mało nie upuszczam małej z szoku. W drzwiach stoi Cassian a za nimi te dwie plotkary. Jest zmartwiony a wzrok ma utkwiony w Antonii, która zanosi się płaczem a policzki ma czerwone jakby ktoś pomalował ją czerwoną kredką. Nawet nie chciałam zgadywać, jak wyglądam w pogniecionej piżamie, rozczochranych włosach i worami pod oczami.
Podchodzi do nas i dotyka ręką jej paluszków. Mała patrzy na niego i przestaje płakać – przygląda mu się swoimi pięknymi oczkami jakby tylko jego chciała. Jakby na innego czekała.
- Chodź do mnie maleńka – wyciąga ją z moich ramion i tuli do siebie a ona kładzie głowę na jego piersi i zaciska dłoń na koszuli. Słyszę jeszcze delikatne popiskiwanie, ale z każdą chwilą cichnie.
Przysiadam na łóżku i oddycham z ulgą. Od jej ciągłego płaczu miałam ataki paniki, bo nie wiedziałam co się dzieje. Myślałam, że zrobiłam coś nie tak i stała jej się krzywda. Nie mówiła więc nie mogłam się dowiedzieć co zrobiłam nie tak.
- Wiem, że mnie tu nie chcesz, ale może weź kąpiel – proponuję.
- Aż tak widać, że się zapuściłam? – przegarniam dłonią włosy i poprawiam ubranie.
- Wyglądasz pięknie, ale jesteś wykończona. Kąpiel pozwoli ci się odprężyć.
Nie przeglądałam się w lustrze, ale pewnie ma rację. Po kilku nieprzespanych nocach byłam wykończona i zasypiałam przy śniadaniu. A w porze kolacji nie było mowy o zjedzeniu czegokolwiek, bo moja córka zaczynała seans od nowa. Nie żebym narzekała, bo była cudowna i niesamowicie ruchliwa a to tylko pokazywało, że była zdrowa. Tylko to się liczyło – a moje niewyspanie nie miało znaczenia.
- Mamusia tylko się wykąpie i do ciebie wróci kochanie – szepczę i całuję ją we włoski.
- Zajmę się nią – mówi do mnie, kiedy nie ruszam się z miejsca. Ściska moją dłoń pokrzepiająco więc nie pozostaje mi nic innego jak się z nim zgodzić.
- Dziękuję.
Zostawiam ich samych zamykając za sobą drzwi łazienki. Opieram się o nie i dopiero wtedy biorę głęboki oddech. Zobaczenie go po tylu dniach rozłąki sprawiło, że chciałam rzucić mu się w ramionach. Moje serce ciągnęło do niego a umysł podpowiadał, że jestem kretynką.
Nalewam wody do wanny, wsypuję sole do kąpieli i zdejmując ubrania wchodzę do niej. Opieram się o jej brzeg i wzdycham na przyjemną i kojącą pieszczotę ciepłej wody. Tego mi było trzeba, ale byłam za dumna, żeby poprosić kogoś o pomoc.
Odprężam się w wannie, ale nasłuchuję czy nic nie dzieje się za drzwiami. Dawniej pewnie smacznie bym spała, ale moje priorytety całkowicie się zmieniły. Zostałam matką a to zmienia postrzeganie świata. Stałam się bardziej troskliwa, spostrzegawcza i czuła.
Antonia to zmieniła, ale kocham ją najbardziej na świcie. Nie spodziewałam się, że miłość do dziecka może być tak głęboka i szczera. Każdy jej oddech jest dla mnie jak gwiazdka z nieba. Każdy uśmiech rozjaśnia mój dzień a każdy dotyk sprawia, że moja miłość rośnie z każdą sekundą.
- Luno – czuję dotkniecie na ramieniu.
Byłam tak zmęczona, że przysnęłam i nawet tego nie zauważyłam. Otwieram oczy i rozglądam się wokół. Piana na wodzie znikła a ta stała się letnia.
- Zasnęłam – ziewam przykrywając usta ręką.
- Byłaś zmęczona – mówi ciężkim głosem.
Ściągam barwi w zaskoczeni. Nigdy nie mówił do mnie takim tonem, ale kiedy nasze oczy spotykają się wiem, że czuje to samo co ja. Głód i pragnienie, którego nic nie zaspokoi – za wyjątkiem nas samych.
Stara się utrzymać kontakt wzrokowy, ale momentami spogląda na moje sutki odznaczające się pod wodą. Czuję, jak pożądanie rozprzestrzenia się po całym moim ciele wywołując rumieńce na policzkach. Rozchylam wargi nie mogąc przestać na niego patrzeć.
Wyciąga w moją stronę rękę, która zatrzymuje się i zmienia kierunek. Odgarnia mi włosy z czoła.
- Przebierz się. Jest późno, ale może jeszcze pośpisz przez kilka godzin. – oświadcza. Podnosi się z klęczek i wychodzi z łazienki. Nie skomentowałam tego, że dłoń kierowała się w stronę moich rozchylonych ust.
Wychodzę z wanny i okręcam się ręcznikiem. Wcześniej przygotowana piżama składająca się z czarnej satynowej koszulki i spodenek czeka na mnie na blacie. Nie było jej tu wcześniej więc Cassian musiał ją tu przynieść. Od kilku miesięcy specjalnie o niej zapominałam i za każdym razem on mi ją przynosił.
Zrzucam mokry ręcznik i wkładam ją na siebie. Patrząc w lustro rozczesuję włosy i spinam je na czubku głowy, bo jak tego nie zrobię znowu obudzę się czując szarpnięcie we włosach. Odkryłam, że bardzo podobają się Antonii i lubi je ciągnąc a nawet wkładać do ust.
Wychodzę z łazienki gasząc światła. Spoglądam w stronę łóżka, gdzie na jego środku z rączkami w górze śpi moja córka a obok niej leży Cassian. Uśmiech pojawia się na mojej twarzy, kiedy dociera do mnie, że wymęczyła go tak samo jak mnie.
Siadam na łóżku okrywając ich kocem. W takiej chwili mam wyrzuty sumienia, że odsuwam go od córki. Ma prawo, żeby ją widywać, ale sam jego widok przypomina mi o tym, że nie jestem jego żoną. To boli tak bardzo, że czasami nie mogę oddychać.
Z westchnieniem kładę się obok Antonii i dotykając jej nóżki zasypiam.
***
Poranek nastał szybciej niż myślałam i chociaż przespałam tylko kilka godzin czułam się wypoczęta jak nigdy dotąd. Antonia nie budziła się co było dla mnie wielkim zaskoczeniem, ale kiedy otworzyłam oczy i zobaczyłam, jak tuli się do Cassiana poznałam powód. Tęskniła za nim i dlatego płakała. Nie chciałam się do tego przyznać, ale ja też tęskniłam bardziej niż myślałam.
Siedziałam obok nich i obserwowałam, jak śpią. Ich oddechy były równomierne a klatki piersiowe unosiły się i opadały.
Zapeszyłam. Wiedziałam, kiedy tylko skończyłam myśleć o ich słodkim spaniu, ponieważ Antonia zaczęła się kręcić przez co obudziła swojego tatę. Kiedy nasze oczy się spotkały poczułam tą iskrę, która towarzyszyła nam od początku naszego związku. W dalszym ciągu go kochałam, ale zranił mnie za bardzo, dlatego zrywam kontaktu wzrokowy co nie jest dla mnie łatwe. Jego oczy proszą mnie o wybaczenie, ale nie jestem w stanie tego zrobić.
- No hej kruszynko – szepczę do niej czule.
- Kruszynką to ona już nie jest – mówię chcąc przełamać niezręczną ciszę.
- Właśnie widzę – odpowiada ze smutkiem.
- Przepraszam, że cię od niej odsunęłam, ale potrzebowaliśmy tej przestrzeni. Zarówno ja jak i ty.
- To nie twoja wina. – tłumaczy się. – Skrzywdziłem cię przez swój wstyd. Nie potrafiłem przyznać się do tego, że nie panuję nad swoją rodziną. Wiem, że co za mało, ale będę cię przepraszał aż mi wybaczysz.
Wybaczyłabym mu od razu, bo go kocham. Jednak nadal nie mogę przeboleć tego, że nie jesteśmy małżeństwem. Podczas ślubu obiecywał mi, że będzie się mną opiekował i chronił a zrobił wszystko, żeby to przyrzeczenie złamać.
Biorę Antonię i kołyszę w ramionach. Wiem, że jest głodna, dlatego nie krępując się jego obecnością podstawiam jej pierś pod usteczka. Od razu zaczyna zachłannie ssać.
- Tego też mi brakuję – odzywa się.
- Moich piersi. – mówię żartobliwie. – Tak wiem, że są boskie.
- Nie o to mi chodzi, ale masz rację są boskie – uśmiecha się. – Chodziło mi o to, że brakuję mi ciebie i mojej córki przy mnie. Wtedy czuję, że nasza rodzina jest pełna.
- Jesteśmy rodziną. – zaczynam niepewnie. – Antonia nas połączyła i nic tego nie zmieni.
- Nie w ten sposób. – kręci głową. – Powinnaś być moją żoną.
- To nie moja wina. – oburzam się.
- Wiem.
Zatraca się we wspomnieniach a ja mogę w tym czasie skończyć karmić małą. Potem przewijam ją i zmieniam ciuszki na inne. W ciągu dnia zrobię to jeszcze z trzy albo cztery razy. Dzieci w jej wieku często się ślinią i brudzą. Nie narzekam, bo dla mnie najważniejsze jest jej zdrowie. Lekarz podczas ostatniej wizyty powiedział, że jest okazem zdrowia. Reszta się dla mnie nie liczy.
- Pójdę już – mówi, kiedy podchodzę do niego z małą.
- Nie możesz zostać jeszcze trochę – boję się, że jak wyjdzie seans zacznie się od nowa i tylko on będzie w stanie ją uspokoić.
- Muszę wrócić do pracy.
- Rozumiem – mówię zawiedziona.
- Hej – dotyka mojego podbródka, żeby spojrzeć w moje oczy. – Wrócę wieczorem, żeby ci pomóc. Możesz mnie nienawidzić, ale ja się nie poddam. Jeśli będę musiał będę spał pod drzwiami tylko po to, żeby upewnić się, że jesteście bezpieczne.
- Wróć cały – mówię dobitnie. – Jeśli tego nie zrobisz sama cię dobiję.
- Skąd pomysł, że mogłoby mi się coś stać?
- Stąd, że od dłuższego czasu zachowujesz się bardzo dziwnie. Jesteś niespokojny i poddenerwowany. Nie wiem o co chodzi, ale masz wrócić cały – rozkazuję mu.
- Tak jest - salutuję i machając nam ręką wychodzi.
Po jego wyjściu czuję jakby cząstka mnie wyszła razem z nim. Dopełnia mnie – jest moją drugą połową. Wiele kosztuję mnie, żeby nie wybiec za nim, ale wiem, że tak jest lepiej.
Cassian
Znalezienie Giulii nie było takie łatwe jak na początku myśleliśmy. Umiała dobrze się ukrywać i maskować swoje ślady. Teraz wiem, że zostawienie jej samej sobie przez tyle lat nie było dobrym wyborem. A dowiedzenie się, że spędziła te lata szkoląc się w walce wręcz, strzelaniu, okaleczaniu i chuj wie jeszcze czego sprawiało, że chciałem ją zabić jeszcze bardziej.
- Szefie ktoś to podrzucił pod drzwiami – jeden z ochroniarzy podaje mi paczkę zapakowaną w czarny papier i czerwoną kokardę.
- Co to? – pyta Simon. Podchodzi do biurka i zatrzymuje się patrząc na paczkę.
- Widziałeś kogoś? – pytam.
- Ktoś podbiegł do bramy i przerzucił ją na drogą stronę. Zanim zdążyliśmy wybiec ta osoba odjechała na motorze. – mówi zdenerwowany.
- Sprawdźcie kamery może zobaczycie tablice na maszynie, a jak nie szukajcie wszystkiego co rzuca wam się oczy.
- Tak jest – odpowiada i wychodzi.
Patrzę na pudełko stojące przede mną i waham się czy je otworzyć. Mam co do tego złe przeczucia.
- To na pewno nie bomba, bo wybuchłaby po tym jak ktoś przerzucił ją na twoją posesję – stwierdza spokojnie mój brat. Jest zaciekawiony co znajduję się w środku.
- Bardzo śmieszne. – mówię kąśliwie na jego uwagę. Sam się tego domyśliłem, ale nie to mnie martwi a to co znajduję się w środku.
- Trochę tak kiedy patrzę, jak głowisz się nad jej zawartością zamiast po porostu je otworzyć – wzrusza ramionami nie ruszając się o krok.
Ma rację – nie ma na co czekać. Przedłużam tylko swoją niewiedzę a to może być coś ważnego. Wyciągam z kieszeni scyzoryk i przecinam taśmę na pudełku. Otwieram je. Na papierze prezentowym leży złożona na pół kartka. Otwieram ją, a kiedy czytam słowa oblewa mnie strach.
Ile jesteś w stanie zrobić, żeby je ocalić? Bo ja jestem w stanie zrobić wszystko, żeby ci je odebrać.
G.
Rzucam ją na stół jakby mnie parzyła i wywalam ze środka całą zwartość. Na stół wysypują się zdjęcia Antonii i Luny w różnej porze dnia, różnej godzinie, pod różnym kontem i w różnych ubraniach. To utwierdza mnie w tym, że zadała sobie wiele trudu, żeby je obserwować. Wiem tylko tyle że od kilku dni nie wychodziła z nią poza mury domu rodziców.
W tle trzaskają drzwi, ale jestem w takim stanie, że nie zwracam na nie uwagi.
- Cassian – czuję na ramieniu dłoń Christophera. – Musisz zachować spokój.
- Jak mam ja zachować – krzyczę na niego nie przejmując się tym, że jest moim Donem. – Ona je obserwowała. Niczego się nie boi i w końcu coś im zrobi.
- Uspokój się – łapie mnie za klapy marynarki potrząsając mną. – Jak będziesz histeryzował tylko dasz jej to co chce. Musisz się uspokoić. Nie dawaj jej tej satysfakcji.
Patrzy mi prosto w oczy. Czeka na to aż się uspokoję.
- Masz rację – wzdycham. Puszcza moją marynarkę i klepie mnie w plecy. W ten sposób okazuję swoje wsparcie.
- Musimy podwoić jej ochronę. – mówi Christopher. – Aiden wyślij tam jeszcze trzech żołnierzy niech obserwują dom.
- Już się robi – rozsyła wiadomości w telefonie.
Każdy z nas jest wykończony tą sprawą, ale tu chodzi o naszych bliskich, dlatego każdą chwilę poświęcamy na jej znalezienie. Zbyt wiele złego nam wyrządziła, żeby tak ją po prostu zostawić. Jest matką moich dzieci, ale jest też osobą, która zagraża naszej rodzinie, dlatego tak będę ją traktował. Musi znikną i to na dobre a ja jej w tym pomogę. Zabiję ją, bo stoi mi na drodze do szczęścia z Luną.
Telefon na biurku zaczyna dzwonić nieprzerwalnie, a kiedy cichnie zaczyna do nowa. Sięgam po niego i wiedzę na wyświetlaczu nieznajomy numer.
- Słucham – odbieram nawet jeśli nie chcę.
- Cassian – głos mojej teściowej wypełnia głośnik. Włączam go na głośnomówiący tak żeby bracia słyszeli co mówi. – Musisz tu przyjechać ona ich zabije.
- Co się dzieje? – wyciągam broń z szuflady biurka.
- Jakaś kobieta – mówi zduszonym z emocji głosem. – włamała się do domu, uderzył Lunę i zabrała małą. Powiedziała, że jej zabije, jeśli nie przyjedziesz.
- Powiedz jej, że zaraz będę. – mówię.
Patrzę na braci z galopującym ze strach sercem. Giulia spełniła swoją groźbę z listu. Odbierze mi je, bo wie, ile dla mnie znaczą.
- Jedziemy – wydaje polecenia Christopher wyręczając mnie. Nie jestem w stanie się skupić i podjąć jakiejkolwiek decyzji, dlatego zdaję się na niego.
Oby tylko nie było za późno.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro