Rozdział 19
Luna
3 miesiące później
W ciągu tych kilku miesięcy wiele się zmieniło. Nie zamykałam się tak w sobie jak wcześniej a to tylko za sprawą Antonii, która z każdym dniem przypominała mi, że warto żyć, uśmiechać się i cieszyć z tego co mam.
Mała z każdym dniem rosła i stawała się coraz bardziej ruchliwa przez co ciężko było mi ją czasem utrzymać. Przekręcała się też na boki przez co ostatnio o mało co nie zeszłam na zawał, kiedy zrobiła tak na przewijaku i prawie spadła. Od tej pory przebierałam ją na kocu na podłodze.
Przenieśliśmy ją też do pokoiku, dla dziecka który przeszedł generalny remont, odkąd po raz ostatni tak weszłam. Zniknęły wszelkie ślady obecności mojego synka co czasami mi przeszkadzało. Jednak, kiedy miałam zły dzień wyciągałam z szafy jego kocyk i przytulałam go jakby był nim.
Jego pogrzeb odbył się dwa dni od mojego wyjścia ze szpitala. Dzień był ciepły a słońce prześwitujące przez liście drzew sprawiały, że wyglądał magicznie. Nie było mi łatwo się z nim pożegnać i przepłakałam całą ceremonię. Rodzina starała się jak mogła, żeby mi pomóc, ale sama musiałam pogodzić się z jego stratą.
Mały Alessio spoczął obok swojej babci Delilah. Mój teść twierdził, że teraz będą mieli siebie nawzajem i to sprawiło, że czułam się spokojniejsza. Nie wiem, dlaczego tak było, ale wyobrażałam sobie ich przytulonych i szczęśliwych.
- Idźcie już – Lorenzo próbuje mnie wypchać na zewnątrz. Oglądam się po raz ostatni na Antonię w ramionach Luciano i ze strachem staje na podjeździe.
- Nic jej nie będzie – Cassian obejmuje mnie w pasie i pomaga wsiąść do samochodu.
To pierwszy raz, odkąd się urodziła, że zostawiam ją na tak długo samą. Dałam się namówić na wyjście do restauracji tylko dlatego że bardzo się przy tym upierali. Z niechęcią przyznałam im rację, że trochę zdziczałam i zajmowałam się tylko dzieckiem, ale byłam matką i ona mnie potrzebowała.
- A jak się jej coś stanie. Jak się przestraszy albo będzie ją coś bolało? Nie wiedzą jaki dźwięk wydaje, kiedy jest marudna albo kiedy trzeba ją przewinąć – nawijam jak najęta.
- Nic jej nie będzie – układa sobie moją dłoń na udzie a drugą prowadzi samochód. Gdybym tego nie widziała nigdy bym w to nie uwierzyła, że tak się da.
- Okej – wzdycham starając się uspokoić. Ciepło jego nogi rozgrzewa mnie od środa a uda automatycznie zaciskają się, kiedy moja dłoń jest tak blisko jego penisa.
Ostatni raz kochaliśmy się prawie rok temu więc moje ciało jest spragnione dotyku. Jego dotyku. Moja dłoń żyje własnym życiem i dotyka jego przyrodzenia gładząc je przez materiał.
- Kurwa – skręca chaotycznie kierownicą, kiedy o mało co nie wjeżdża w jadący z naprzeciwka samochód. Kierowca wystawia głowę i bluzga na nas pokazując środkowy palce.
- Coś się stało? – pytam niewinnie ściskając go i sprawiając, że niemal nie rozrywa spodni od środka.
- Tak – z trudem wydusza z siebie to jedno słowa. Dłonie ma tak mocno zaciśnięte na kierownicy i jeszcze trochę i ją połamie a moje ego jest nieźle połechtane, że niewinny dotyk moich dłoni tak na niego działa.
- Zjedź tam – pokazuję na podziemny parking.
Widząc błysk w moim oku od razu skręca wywołując u kierowców salwy klaksonów. Śmieję się, kiedy z piskiem opon podjeżdża w najciemniejsze miejsce i gasi silnik. W tym czasie odpinam swój pas i nie dając mu czasu na jakikolwiek ruch przerzucam nogę przed siedzenie i siadam na nim okrakiem. Moja sukienka podsuwa się do moich ud a pochwa idealnie wpasowuje się w jego penisa.
Dłońmi sunie po moim ciele pieszcząc kości biodrowe i kierując się w stronę wewnętrznej strony uda. Moje ciało trawi ogień, który może ugasić tylko mój mąż. Nasze usta splatają się a języki pieszczą rozpalając jeszcze bardziej. Dłonie są niecierpliwe, szarpią za jego ubrania zrywając je z niego.
- Poczekaj – odsuwa się patrząc na mnie roziskrzonym wzrokiem.
- Czekałam za długo – dyszę jak po biegu. Nie odrywając od niego oczu rozpinam mu rozporek i wyciągam jego penis, który pręży się i stoi na baczność czkając na to aż się we mnie wbije i wypełni mnie do końca.
Poruszam dłonią czując jak z każdym moich ruchem ejakulat wypływa z jego wnętrza. Przejeżdżam palcem po jego końcu rozprowadzając go i wywołując u mojego męża jęk rozkoszy. Widzę jak się wstrzymuję i stara się mnie nie popędzać.
Palcami zrywa ze mnie majtki ociera się o moje wargi palcami wywołując w moim ciele dreszcze przyjemności. Wypuszczam go z dłoni tylko po to, żeby przyjąć go w swoim wnętrzu. Z naszych ust wychodzą jęki, kiedy cal po calu zagłębiam go w moim ciele.
- Kurwa, jesteś taka ciasna – syczy przez zęby i odchyla głowę do tyłu.
Rozciąga mnie od środka wywołując przyjemne pieczenie i ból. Zapierając się o jego barki zaczynam poruszać i biorąc go w sobie coraz głębiej. Czuję jego dłonie na biodrach pomagające mi podnosić się i opadać.
Nasze jęki łączą się, oddechy przyśpieszają a ciała zalewa coraz większa fala przyjemności. Każdy jego jęk wywołuje w moim ciele przyjemne uczucie spełnienia. Poruszamy się coraz szybciej i szybciej dążąc do spełnia, a kiedy orgazm wybucha opadam na niego bez sił. Wbija się we mnie kilka razy i z głośnym rykiem zalewa mnie spermą od środka.
- Może w każdy piątek będziemy jeździć na kolację – proponuje mi z szelmowskim uśmiechem.
- Może się skuszę – odsuwam mu z czoła mokry kosmyk włosów.
Potrzebowałam tego. Jego dotyku, pieszczot, ust i rąk. Ta potrzeba spalała mnie od kilku miesięcy i kiedy w końcu jej zasmakowałam nie miałam zamiaru przestać.
- Chyba odwołamy kolacje. Jak myślisz? – kusi mnie.
- Nie ma mowy – kręcę głową i schodzę z jego kolan na swoje siedzenia. Ciągle czuję go w sobie i wiem, że jeszcze niejeden raz będę go tam miała. Nim noc dobiegnie końca będę brała od niego wszystko to co mi da.
- A nie chciałaś wracać do domu?
- To było zanim poczułam cię w sobie – przesuwam usta do jego ucha muskając je delikatnie językiem. – Co powiesz na to żebyśmy pojechali na kolację a potem wrócili do domu i wypróbowali wannę w łazience. Dywan też jest nieużywany.
Już go przekonałam – widzę to po jego oczach, które błyszczą z każdym moim słowem.
- Trzymam cię za słowo – daje mi szybkiego całusa i odpala samochód. Po chwili już jedziemy w stronę restauracji.
Sprawdzam w telefonie czy nie mam żadnych wiadomości czy niepokojących połączeń od pasierbów, ale nic. Znajduję za to wysłane kilku minut wcześniej zdjęcie małej ubranej w czarną sukieneczkę, czarne materiałowe buciki, czarną marynarkę i z czarnymi okularami na oczach. Najbardziej zaskoczył mnie widok małego zabawkowego pistoletu w jej ręce. Ten uśmiech na jej twarzy tylko dodaje jej uroku – wygląda jak typowa gangsterska córka.
Śmieje się jak opętana przez co telefon prawie wypada mi z ręki. Pokazuję telefon mężowi a on nie może oderwać od zdjęcia wzroku. Uśmiecha się półgębkiem.
- Wyślij mi je – wyciąga w moją stronę swój telefon. – Albo najlepiej ustaw mi je od razu na tapetę.
- Córeczka tatusia – żartuję z niego.
Jednak coś w tym jest, że ojcowie zawsze lepiej traktują córki. Mogłam się o tym przekonać już wiele razy, kiedy wstawał do niej w nocy, kiedy tylko zakwiliła. Nosił ją, dopóki się nie uspokoiła i usnęła. Czasami zastawałam go przy jej łóżeczku, gdzie gładził ją po dłoni siedząc na podłodze. Widziałam tą wielką ojcowską miłość, którą pokazywał na każdym kroku. Nie wstydził się tego nawet przed swoimi ludźmi.
Obserwowałam ich chwilę po czym wracałam do łóżka nie chcąc im przeszkadzać. To był czas dla nich – więź między ojcem i córką jest dla mnie ważna. Chcę, żeby miała inne życie niż ja przez całe dzieciństwo. Nie muszę się tym martwić, bo widzę jak na nią patrzy. Kocha ją i nic tego nie zmieni.
- Proszę – oddaje mu telefon ze zdjęciem naszej córki.
W lusterku bocznym widzę jadący za nami samochód i uśmiech znika mi z twarzy. Jeśli ochrona jechała za nami wiedzą co robiliśmy.
- Co się stało? – pyta zaniepokojony.
- Powiedz mi, że ochrona za nami nie jechała, bo inaczej czekają cię prace ręczne – ostrzegam.
- Nie jedzie za nami ochrona – odpowiada spokojnie.
- To kto jedzie za nami – pytam z przekąsem.
Zerka w lusterko i momentalnie przyśpiesza przez co muszę złapać się deski rozdzielczej, żeby nie zsunąć się z fotela. Przez naszą zabawę zapomniałam, że go odpięłam i staram się z całych sił zachować równowagę.
- Co ty robisz – wydzieram się.
- Zapnij pasy i nie wychylaj się. – manewruje pomiędzy samochodami – To nie ochrona.
Oblewam mnie zimny dreszcz, kiedy to mówi. Jeśli to nie ochrona to kto za nami jedzie? Wolałabym się o tym nie przekonać i dotrzeć do domu w jednym kawałku. Pisk opon i uderzenie w tył samochodu wytrąca samochód z jezdni. Czuję, jak suniemy przez drogę i z trzaskiem zatrzymujemy się na poboczu.
W samochodzie rozbrzmiewa alarm a migające światła oświetlają samochód, który zatrzymuję kilka metrów przed nami. Wysiadają z niego wielcy mężczyźni cali ubrani na czarno z kominiarkami na twarzy.
- Pozdrowienia od żony skurwielu – krzyczy jeden z nich i wyciąga broń.
Jak w zwolnionym tempie czuję jak odpięty zostaje mój pas po czym Cassian przykrywa mnie swoim ciałem a kule zaczynają latać wokół nas rozbijając karoserię i szyby w samochodzie. W powietrzu unosi się smród benzyny i nic tylko czekać aż wylecimy w powietrze.
Nie wiem po jakim czasie słychać pisk opon i samochód z zamaskowanymi mężczyznami odjeżdża.
- Musimy wyjść z samochodu – mój mąż podnosi się i wychodzi z samochodu. Okrąża go i pomaga wyjść mi, bo moje nogi są jak z waty. Całe ciało trzęsie się ze strachu.
Jestem w stanie myśleć tylko o tym, że żyjemy i nic nam nie jest. Reszta jest mało ważna.
Cassian
Kiedy Christophe dowiedział się o strzelaninie zebrał swoich ludzi i przyjechał jak najszybciej. Jak tylko zobaczył samochód od razu się wściekł.
- Zabezpieczcie wszystkie ślady – rzuca do swoich ludzi oglądając zniszczony doszczętnie samochód.
- Nie muszą – wkładam ręce do kieszeni stajać obok niego – Wiem kto to zrobił.
- Kto?
- Ona – mówię tylko bo obok stoi Luna. Na szczęście przestała się trząść. Nie zapomnę o tym tak szybko. Dzisiaj mogliśmy zginąć i nie mogłem nic zrobić, żeby ją ochronić. Jedyne co przyszło mi do głowy to osłonięcie ją swoim ciałem.
- O kim mówicie? – Luna spogląda na nas ciaśniej okrywając się moją marynarką.
- To już ci Cassian wyjaśni – rzuca mi ostanie spojrzenie Christopher i wdaję się w dyskusję ze swoimi ludźmi.
W końcu przyszedł czas na rozmowę, którą odkładałem od kilku miesięcy. Wiedziałem, że ten czas nastąpi, ale kiedy miałem ją wyznać nie mogłem znaleźć słów jakby to co chciałem jej powiedzieć nie chciało mi przejść przez usta.
- Chyba nie chcę wiedzieć – wzdycha zmęczona. – To wasze sprawy a ja wolę się w to nie mieszać. Im mniej wiem tym mniej się o was martwię.
- O tym musimy porozmawiać i to nie będzie przyjemna rozmowa.
Ignorując jej pytające spojrzenie wsiadam z nią do samochodu naszego ochraniarza. Ruszamy w drogę a ja przez cały czas nie puszczam jej ręki. Potrzebuję jej bliskości, żeby zebrać się na odwagę, bo gdy pozna prawdę może już nigdy nie pozwolić mi się dotknąć.
Przyszedł czas, żeby zapłacić za swoje grzechy i przewinienia. Nie wiedziałem tylko że nie zapłacę za nie ja a moja ukochana Luna i córka. Tego nie przewidziałem ale miałem się o tym przekonać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro