J̶e̶ ̶v̶e̶u̶x̶ ̶d̶i̶r̶e̶ ̶a̶u̶ ̶r̶e̶v̶o̶i̶r̶, ̶t̶r̶o̶p̶.*
Gorzki smak alkoholu, po raz kolejny rozszedł się od kubków smakowych języka, by rozgrzewającym nurtem spłynąć po wnętrzu przełyku do żołądka.
Bakugou mimo letniego wieczoru nie potrafił opanować spazmatycznych drgań nóg. Nie wiedział, czy był to objaw lęku, czy może próba zajęcia własnych myśli, choć na chwilę dając mu wytchnienie od tęsknoty.
Spojrzał na czarne linoleum tuż pod jego stopami, które w towarzyszącej mu ciemności przywodziło mu na myśl bezkresny wszechświat.
Zatopił wszelkie swoje problemy, próbując zmusić się do zaśnięcia, jednak wyczekiwany przez niego sen nie nadchodził. Dlatego, po raz kolejny sięgnął po butelkę, nie kłopocząc się z odnalezieniem szklanki wypełnionej na wpół stopionymi kostkami lodu. Gorącymi ustami ujął gwint szklanej butelki, zaczerpując łyk alkoholu w bursztynowym kolorze, po czym otworzył szerzej powieki, widząc za szybą tańczący, jasny cień.
Jego oddech ucichł, jednak między pustymi ścianami niosła się melodia wygrywana przyspieszonym rytmem serca. Każde kolejne uderzenie w jego klatce piersiowej, było skoordynowane ze wzrokiem zawieszonym daleko za przezroczystą taflą szkła.
W oddali, na tle smolistej nocy, majaczyła znajoma mu postać, która wydawała się jedynie pijacką projekcją jego umysłu. Jego ciało, zamarło w szoku, a dotąd trzymana butelka, bezgłośnie upadła na podłogę.
Wcześniejsze drgawki zastąpiła fala spokoju, a uczucie pustki i osamotnienia zostały w jednej chwili zapomniane. Oczy ze spokojem i fascynacją śledziły pobielałą postać, która z każdą kolejną chwilą stawała się coraz wyraźniejsza.
Mimo, że wcześniejsze rozmyślania dotyczyły właśnie tej chwili, w trakcie której chciał wypowiedzieć wiele zdań, teraz siedział nieruchomo, napawając się obrazem i nie zamierzając odezwać się ani jednym słowem.
Czując błogość, a także zbliżające się wytchnienie dla zmęczonych, ociężałych powiek, zdecydował się opaść na biały, miękki materac.
Teraźniejszość, w której się znalazł trwała stanowczo dłużej niż przypuszczał. Zaplótł ręce, po czym ułożył na nich ciążącą mu głowę, wpatrując się w jasny sufit.
Rozluźnione ciało niemal zapadało się wgłąb łóżka, a wolny od wszelkich trosk umysł, wyłącznie napawał się momentem spokoju. Poczuł jak znajomy ciężar towarzyszy mu przy boku, wśród połów pościeli.
Odwrócił głowę, patrząc na jaśniejącą od światła twarz ukochanego, który spoglądał na niego dużymi, zielonymi oczami wypełnionymi miłością. W jednej chwili strumień wspólnych wspomnień, a także emocji, przelał się przez jego myśli, niczym woda podczas ulewy, wypłukując resztki jakichkolwiek zmartwień.
Policzki nosiły na sobie intensywne rumieńce, ale to niewidoczna, delikatna dłoń na skórze łagodziła rosnącą temperaturę ciała Katsukiego. Wargi blondyna ułożony były w nikłym uśmiechu, gdy twarz ukochanego wykrzywiona była grymasem zmartwienia. Ostatkiem sił, zdobył się na przypuszczenie, iż była to reakcja Deku na widok zawartości jego nocnego stolika.
Jednak, nie chciał się skupiać na rzeczach nieistotnych, chciał by Izuku ponownie zwrócił ku niemu to wspaniale spojrzenie. Z każdym oddechem nabierał coraz mniej powietrza do płuc, tym samym widząc miłość swojego życia wyraźniej. Deku zatrzymał się w chwili, w której go żegnał, tym razem, jednak znajdując się na tle nieboskłonu, roztaczał wokół siebie aurę spokoju i szczęścia.
Ciało pozostawione samo, sobie, wraz z ostatnim uderzeniem serca, poprzedzonym głębokim wydechem, poczuło zewnętrzne ciepło drugiego ciała, po czym zamilkło na zawsze.
Euforia związana z ponownym spotkaniem rozgorączkowała jego duszę, a także całkowicie wyzbyła się męki, spowodowanej obwinianiem się o tragedię związaną z ostatnimi chwilami Izuku Midoriy'i, tam na ziemi.
*I want to say goodbye too.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro