Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2


Papierosy to zło, więc trzeba palić.

Tony, słyszysz to? Tak, to już chyba rano, światło przedziera się przez szparę między drzwiami a podłogą. Może wreszcie stąd wyjdziemy, bolą mnie plecy. Jakim cudem mogłeś tutaj spać? Jesteś dziwakiem. Jeszcze tylko szczęk zamka...

— Ogarnij się i idź do szkoły. — Serio? Masz przyjebanych starych, Anthony. Najpierw matka zamyka cię w składziku za to, że poszedłeś na imprezę i trochę wypiłeś, a rano wypuszcza cię ojciec i każe wypierdalać do szkoły. Jakim cudem ty cały czas to wytrzymywałeś, kolego?

Ale dobra, zbieramy się. Nie podniesiesz się? Dobra, pogrążymy się trochę, ale lepiej wypełznąć stąd na czworakach niż wcale. Kierunek łazienka. Ej, uh... Przytrzymać ci włoski, czy coś? Jak skończysz rzygać to wykąp się. Nie, na kaca raczej ci to nie pomoże. Trzeba zrobić afterek albo zerwać się z lekcji i iść się gdzieś przekimać. Co ty na to? Jak nie, to nie. Jednak gdybyś zmienił zdanie...

Wiesz, że okropnie wyglądasz, kiedy jesteś nago? No spójrz tylko w lustro. Jesteś blady jak papier, zero opalenizny, a na dodatek widać ci żyły. To wygląda obleśnie. A te blond włosy w ogóle tak z dupy wzięte, w ogóle nie pasują. Poza tym musimy wybrać się na siłownię. Jesteś tak chuderlawy, że ja się już nie dziwię, że tak szybko cię ścięło. Potrzeba ci mięśni, bo na takie patyki laski nie lecą. Lamus. No ale jeden atut to jednak masz... Dobra, zamykam się! Jak sobie białoskóry książę życzy.

Ten prysznic to była dobra decyzja. Już nie wiedziałem, jak pachnie normalne powietrze, tak przywykłem do twojego smrodu. Psiknij się czymś jeszcze, tak na wszelki wypadek. Możesz się spocić, funkcjonując tak poważnie i wytrwale na tym kacu. Co ubieramy? Nie, nie zgadzam się na ten sweter! Nadal! Weź te szare jeansy. Do tego może... NIE SWETER! ANTHONY!

Dobra, jak chcesz! Ale nie myśl, że jeszcze kiedykolwiek będę ci doradzał co do ubioru! Chociaż weź te... Nie. Wyglądasz jak baba. Szare portki, pudrowo różowy sweterek i srebrne buty do pół łydki. Kto normalny się tak ubiera? Co mnie obchodzi, że to Nike? Wygląda jakbyś je kupił na jakimś bazarze i obwiązał jakimś sznurem zamiast sznurówek.

Teraz ułóż jeszcze włoski, bo musisz wyglądać idealnie. A może powinieneś iść do fryzjera zrobić sobie to super ombre? Co by powiedziały koleżanki? No i jeszcze ogolić się oczywiście. Nie myślałeś czasem, że jakbyś się przestał golić, to chociaż wyglądałbyś troszeczkę bardziej jak facet? Jeszcze może teraz makijaż zrobisz? Tylko uważaj, żebyś nie wziął zbyt ciemnego podkładu, bo będziesz wyglądał jak tania dziwka. I uważaj, żeby zrobić równe kreski eyelinerem!

Już księżniczka skończyła się szykować? Zabierz torebeczkę i możemy iść. O, masz zwykły plecak, co za zaskoczenie. Mam nie narzekać? Że myślisz, że ja tu jestem, żeby sobie potulnie siedzieć i kiwać głową dla wszystkich twoich decyzji? No to jesteś w błędzie, gówniarzu. Prosząc mnie o pomoc zobowiązałeś się do pewnych rzeczy i powinieneś je wypełniać. To, że tym razem ci popuszczam... To ostatni raz, rozumiesz? Nie możesz... Nie mogę dawać ci taryfy ulgowej, rozumiesz? Też mam pewne zadania do wypełnienia.

Daleko masz tą szkołę? Chociaż tyle, że blisko. Jesteśmy skacowani, powinniśmy zostać w domu. A ty się jeszcze uczyć chcesz. Ja cię naprawdę nie rozumiem. Trzeba trochę zmienić te twoje przystosowania, bo jak masz chodzić do szkoły na kacu, to długo z tobą nie wytrzymam. Ty ze sobą też. No chyba, że swoje rzyganie chcesz tłumaczyć ciążą. Nikt się nie skapnie, że przecież nie możesz, bo jesteś facetem. Zwłaszcza, jak jesteś w takich ciuchach.

To twoja szkoła? Wow. Nieźle. Przy takiej ilości uczniów nie wiem, czy ktokolwiek by się zorientował, że cię nie ma. Więc może pójdziemy..? Nie i nie. Dlaczego jesteś tak negatywnie nastawiony?

Ej, spójrz tam! To przecież ci metalowcy! Jak to ledwie co ich poznajesz? Kruczoczarne długie włosy nic ci nie mówią? Ani ten wzrost? Dobrze, że chociaż cokolwiek z wczoraj pamiętasz... W ogóle jakim cudem oni chodzą do tej samej budy, co ty? Alex i Chuck, co nie? Chyba też cię zauważyli, bo patrzą dość intensywnie w twoim kierunku. Pewnie obczajają twoje zajebiste ciuchy i zaraz spytają, gdzie kupiłeś ten czadowy sweterek. Dokąd ty leziesz? Idź tam do nich albo chociaż przejdź obok. Przecież chyba nawet cię wołają. Nie słyszysz? Jak pójdziesz bliżej, to powinieneś usłyszeć! Widzisz, nawet kiwają, żebyś podszedł.

— Witamy, panie Anthony. Nie sądziliśmy, że możemy spotkać się akurat tutaj. — Brzmi trochę szyderczo, ale gdyby nie mieli do ciebie jakiegoś interesu, to w ogóle by cię nie zatrzymywali. Prawda?

— Chłopaki, mówcie mi Tony... — Nareszcie masz ochotę bardziej się spoufalać? Szalejesz. Szkoda, że tak cię nie natchnęło na tej imprezie, nie wyszedł byś na takiego przygłupa.

—Dobrze, Tony... — Te ich przebiegłe uśmieszki przyprawiają mnie o przyjemny dreszczyk emocji. Ciebie też? A ten ton Alexa... Będzie ciekawie, czuję to w kościach. — Jesteśmy nauczeni, żeby odwdzięczać się za dobre przysługi, a dobrze pamiętamy tą kolejeczkę, którą postawiłeś nam, kolego, wczoraj na imprezie za swoje ostatnie pieniądze. Zapraszamy zatem na papieroska.

A mówiłem, że te uśmiechy to dobra wróżba?! Chodźmy z nimi, Anthony, proszę! Przecież to doskonała okazja, żeby zdobyć nowych kumpli, co nie? Tak, to są właśnie ludzie, którzy mają coś do zaoferowania. W tym momencie akurat papierosa, więc nie marnuj okazji.

— Trochę go wmurowało, co nie, Chuck? — Oj, chyba za długo się nie odzywaliśmy, kolego, śmieją się z ciebie. — Chodź za szkołę, Tony. Przecież chyba nie chcesz, żeby nas ktoś złapał, prawda?

Przebieraj nogami, krasnalu. Musisz dotrzymywać im tempa. Męczysz się, naprawdę? Jednak musimy odwiedzić tą siłownię, bo jak tak dalej pójdzie, to... Nie ładujemy się w krzaki ani nic? Będziemy tak na luzie popalać za szkołą? No okej, mnie to tam nie obchodzi, oni się znają lepiej.

— Częstuj się, Tony. — Ten jego uśmiech mnie rozwala. Wygląda, jakby miał coś na sumieniu. I pewnie ma... Ale racja, bierz szluga, Anthony. Tylko nie zaciągaj się zbyt mocno, bo się zadusisz. Jeszcze tylko ogień i...

Kurwa, Tony! Słuchaj się mnie czasem, dobra? Mówiłem, nie za mocno. Teraz będziesz tak kaszlał i prychał pięć minut, co nie? Że też oni muszą patrzeć na to wszystko... Błaźnisz się, idioto, doprawdy. Nie, tylko nie mów, że... Będziesz rzygał. Jesteś obleśny. Obetrzyj chociaż się trochę, bo połowa pociekła ci nosem. Kiedy ty niby jadłeś marchewkę, do cholery?

A oni się z ciebie śmieją, jakby byli na najlepszej komedii! Widzisz?! Rechotają tak, że tarzają się po ziemi! Dopal tego papierosa i chodźmy do domu, Anthony. Co ty na to?

Zaraz, co to za krzyki? Cholera... Czy to wasi cudowni nauczyciele? Nogi za pas, Tony. Tylko uważaj, żeby oni cię nie zatrzymali, bo mam wrażenie, że to było ustawione. Nogi za pas! Ale uważaj..!

Cholera. Nie wiem, czy ciebie po prostu prześladuje pech, czy jesteś aż tak wielką życiową porażką. Żeby poślizgnąć się we własnych rzygowinach... Nie leż tak. I nie waż się płakać. Wstawaj. Jak mają cię złapać, to chociaż z klasą. Po prostu wybrnij z tego z klasą. A tamci dwaj uciekli oczywiście. Mogłem to przewidzieć. Ale za to masz pierwszego papierosa za sobą. A jego konsekwencje przed sobą. Na sobie w sumie też, uh... Znowu śmierdzisz.

Wiem, że nie masz siły nawet iść. Dlatego pozwól, żeby dowlekli cię tam, gdzie mają zamiar i módl się, żebyś miał tam na czym usiąść. Też jestem zmęczony. Co mnie niby tak męczy? To, że ciągle wpadasz w kłopoty, a ja muszę na to bezczynnie patrzeć. Że niby ja cię w te kłopoty wpędzam? A kto się poślizgnął o własne rzygi? Widzę, że już sprawa jasna.

— Anthony, może wytłumaczysz mi, dlaczego paliłeś za szkołą? Posadźcie go, nie wygląda, jakby miał ustać prosto na nogach. Może zrobić ci badanie alkomatem, młodzieńcze? — Gdzie my, do cholery, jesteśmy? Chociaż tyle, że możesz posadzić dupę na tym niewygodnym krzesełku. Czy to jest wasz dyrektor? Stary, gruby pedofil. No co, dokładnie tak wygląda, co nie? Tak, możesz się śmiać, jasne!

— Z czego się śmiejesz?! Tak ci zabawnie? — Ojoj, może jednak nie powinniśmy teraz tak żartować? Ale patrz, jak spurpurowiał na twarzy. Wygląda niczym dorodny buraczek! — Nie będę rozmawiał z niewychowaną młodzieżą! Dobrze wiem jednak, co widziałem. Karę dla ciebie jeszcze przemyślę, a jak na razie wzywam twoich rodziców!

No i teraz już tak niezbyt do śmiechu... Może damy radę dać nogę? Nie wiem, czy mam ochotę spędzać kolejną noc w schowku na szczotki. Nie? Dobra, niech się wyprowadzą, zaciągną do samochodu i odwiozą do domu. A potem najlepiej nich jeszcze zaniosą do łóżka. Musimy odchorować te bardzo ciężkie, ubiegłe godziny. Zaraz, czy ty mdlejesz? Wszystko mi się tak jakoś... rozmywa. Wszędzie tak jakoś... lekko.

Co się dzieje? Twarze mi migają... Czy ktoś szepta ci do ucha „Tony, jesteś z nami?" ? Polewają ci twarz czymś zimnym i lepkim. A może to twój pot zmieszany z krwią? Dziwne te uczucia. Otwórz oczy, Anthony. Nabierz łyk tego słodkiego powietrza. Znów nurkujesz w otchłań? A ja razem z tobą? Te głosy nie dają mi spokoju, też je słyszysz? Czy to nie twarz twojej matki? Śnij o tym, że to nie ona.

Co tak non stop podskakuje? Jesteśmy w samochodzie? I to nawet już na twoim podjeździe. Szybko to jakoś zleciało. A teraz przyznaj się: zemdlało ci się, panienko? Ja rozumiem, że stres i w ogóle, ale jesteś facetem do jasnej cholery! Na widok igieł też mdlejesz?

— Jak już jesteś na chodzie, to wychodź z samochodu i idź do domu. Już myślałam, że będę musiała wołać ojca, żeby pomógł mi cię wnieść do środka.

Czy to naprawdę twoja matka? Nie wrzeszczy, nie bije? Mam wrażenie, że nie zna całej prawdy o zaistniałej sytuacji. Ty też tak myślisz? Nie dziwię się twojej podejrzliwości. Ale cóż, wstajemy i dreptamy. Musisz pokazać, że na coś cię stać i że nie musisz wlec się do łóżka na czworakach. Teraz tylko próg i jeszcze kilka kroków.

KURWA! TO BOLAŁO! Tony, łap pion, trzymaj się tej pieprzonej ściany!

— To za popalanie papierosów, bachorze. Może jak zostanie ci ślad, to czegoś cię to nauczy.

Uduś go, zasztyletuj, cokolwiek! Ale nie pozwól mu nazywać się twoim ojcem! Anthony, błagam! Rusz się. Nie chcesz nic robić? Wpełznij chociaż do pokoju i się zamknij. Nie masz klucza? Cholera. Ale może dadzą ci spokój, wiesz?

Chodź do lustra. Lewe oko. Będzie siniak na pół twarzy. Jeszcze ci nie spuchło, ale... Bardzo boli, prawda? Ja nie wiem, jak oni cię z tym jutro wyślą do szkoły. Będziesz musiał pożyczyć od matki podkład i korektor, bo to wstyd się tak pokazać nawet.

Masz swój korektor? Ale jak to: masz swój? To znaczy, że...

Chodźmy spać, Tony. Chociaż wyśpimy cię porządnie, prawda? Nie jestem dobrym pocieszycielem, dobrze o tym wiesz. Ale po prostu nie płacz. Nie wylewaj łez z powodu ludzi, którzy cię tak okrutnie krzywdzą.


♪♪♪
Wiem, że dawno nic się tutaj nie działo. Ja w sumie też rzadko piszę to opowiadanie, ale mam trochę w zapasie, więc stwierdziłam, że mogę coś tutaj wrzucić...

Enjoy! ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro