Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzień pierwszy

Paulina powoli zaczynała tracić dech w piersiach, gdy jej ojciec ściskał ją przed blokiem, w którym mieszkali. Jej młodszy brat przytulał ją tylko w pasie, a kilka sąsiadek przyglądało się im z okien swoich mieszkań. Żadne z nich nie zwracało na to uwagi, bo było to raczej codziennością. Mieszkanie na osiedlu, gdzie większość mieszkańców było dużo, dużo starszych, właśnie tak wyglądało.

- Uważaj tam na siebie, dobrze?

- Jak zawsze. - przytaknęła od razu Paulina, patrząc w oczy mężczyzny, który trzymał jej twarz w swoich dłoniach. - A może jednak... - zaczęła z niewinnym uśmiechem.

- Paula! - powiedział głośno i tak stanowczo, że od razu uniosła dłonie w geście poddania. Zaśmiała się jeszcze cicho, na co on pokręcił głową sam do siebie.

- Już nic nie mówię! - zawołała, na co i pozostali zareagowali śmiechem. Artur spojrzał na córkę z czułością.

- Chodź już, Paula. Musimy jechać. - odezwała się nagle Hanna, spoglądając na swojego szwagra i siostrzeńców. Uśmiechnęła się delikatnie na widok całej trójki.

- Chodź tu jeszcze raz.

Dziewczyna nie zdążyła zareagować, gdy ojciec po raz kolejny zaczął ją przytulać do swojej piersi. W jego ramionach czuła się taka mała - jak ta mała dziewczynka, którą wciąż była w jego oczach. Nieustannie miał wrażenie, że jest tą bezbronną dziewczynką, która zawsze i ze wszystkim potrzebowała jego pomocy. Nie mógł uwierzyć, że była już dorosła, że za kilka miesięcy miała zacząć studia i prawdopodobnie niedługo się też wyprowadzić.

Wreszcie odsunęli się od siebie, Arthur i Bruno pożegnali się również z pozostałą trójką, po czym Paulina wraz z wujostwem i kuzynem wsiedli do samochodu małżeństwa. Pomachali jeszcze bliskim dziewczyny i ruszyli w drogę na lotnisko, które znajdowało się jednak o wiele dalej od miejsca zamieszkania nastolatki.

Nie chcąc tracić niepotrzebnie czasu, Paulina wyciągnęła swój telefon i słuchawki, po czym włączyła sobie swoje ulubione piosenki. Weszła też w notatki i zaczęła pisać - tak po prostu, bo tak chciała, bo miała wenę, która zniknęła jakiś czas później.

A zapowiadała się ponad trzygodzinna podróż do Wrocławia na lotnisko.

~*~

Choć Paulina widziała lotnisko, chociażby dlatego, że ciocia zabierała ją do tego w Eindhoven, gdy była u nich na wakacjach, tak zobaczenie lotniska w swoim rodzinnym kraju było dość dziwnym uczuciem. Mimo to starała się udawać opanowanie, kiedy przemierzała wraz ze swoją walizką i małym plecakiem w odpowiednią stronę. Było popołudnie, ale o dziwo nie było tam zbyt wielu osób. Przynajmniej na początku budynku.

Po odprawie, kiedy całą czwórką znaleźli się w tak zwanej poczekalni, szukali odpowiedniego stanowiska, z którego mieli wchodzić na pokład samolotu. Po odnalezieniu go, rozejrzeli się wokoło, ale nigdzie nie było wolnego miejsca. Zrezygnowana Paulina, westchnęła ciężko i ostatecznie usiadła na ziemi po turecku, nie mając innego wyjścia. To była najlepsza opcja w tamtym momencie.

- Stresujesz się, Paula? Nie masz czym, to wcale nie jest straszne. - odezwała się Hanna, zerkając na dziewczynę z dziwną ekscytacją. Wielokrotnie powtarzała jej, jak to jest latać, a teraz jeszcze bardziej była ciekawa reakcji nastolatki.

- Miło, że dałaś mi odpowiedzieć. - mruknęła Paulina, śmiejąc się pod nosem. Jak zwykle też wywróciła oczami. - Bywało lepiej.

- Będzie dobrze, Paula. Henry latał już z nami tyle razy... - wtrącił Daniel, trzymając na swoich kolanach syna. Pięciolatek spoglądał na swoją kuzynkę z uśmiechem, co trochę poprawiało jej humor.

- Bo go do tego przyuczyliście. Ja, w przeciwieństwie do niego, lecę pierwszy raz w całym swoim dziewiętnastoletnim życiu.

- Co z ciebie taka pesymistka?

Dziewczyna już nie odpowiedziała, tylko ponownie westchnęła, zakrywając twarz rękoma. Zarzucała sobie, że tak w ogóle reagowała, ale nie potrafiła inaczej. Nie czuła się najlepiej - ale psychicznie. Potrzebowała odpoczynku od szarej rzeczywistości, ale kiedy przychodziło co, do czego, to miała mnóstwo obaw. Nie potrafiła cieszyć się z tamtego wyjazdu, choć tak bardzo chciała. Jej matka na pewno też by tego chciała.

Paulina nie odezwała się przez kolejne minuty, nie powiedziała ani słowa, kiedy wraz z innymi ludźmi ruszyli w odpowiednią stronę, dając swoje bilety jednej z kobiet, którego tego pilnowały. Uśmiechnęła się tylko do niej i ruszyła za całą resztą. Nie potrafiła jednak zignorować czekających przy wejściu do samolotu stewardes, które witały się ze wszystkimi z szerokimi uśmiechami. Choć wiedziała, że to ich praca, to i tak czuła się odpowiedzialna, by im odpowiedzieć. I to też zrobiła, a kiedy jej odpowiedziały, poczuła się dziwnie doceniona.

Znalezienie swojego miejsca i usadowienie się w nim zajęło im dość mało czasu, przede wszystkim dlatego, że byli jedynymi z pierwszych osób. Paulina z lekkim znużeniem obserwowała pozostałych pasażerów wchodzących do samolotu jak mrówki - było ich tak wiele, że poczuła się dziwnie mała. Zaraz po tym, gdy wszyscy już siedzieli na swoich miejscach, pokazano, jak zapiąć pasy, przekazano odpowiednie dane i oznajmiono, że zaraz zacznie się start.

Do Pauli dotarło wtedy, że nie było już żadnego odwrotu. Samolot ruszył na pas startowy, a chwilę później mknął już przed siebie z taką prędkością, jakiej nigdy nie odczuwała. Uszy zaczęły jej nagle zatykać, głowa zabolała, a ona zrobiła się czerwona na twarzy przez gwałtowną zmianę ciśnienia. Ciotka ścisnęła jej dłoń, wcale nie czując się wtedy lepiej od niej samej.

Na szczęście, minęło to kilka minut później.

~*~

Po odebraniu swoich bagaży, Paulina wraz ze swoimi bliskimi skierowała się w stronę wyjścia z budynku lotniska, gdzie czekać miał na nich rezydent. Znalezienie go była nie lada wyczynem, szczególnie że nie był tam sam. Zanim w ogóle go znaleźli, minęło sporo czasu, bo jak się okazało znajdował się wyjątkowo blisko nich, tyle że był otoczony przez tłum ludzi, przez co nie było go w żaden sposób widać. Kiedy wreszcie go znaleźli i dowiedzieli się od niego podstawowych rzeczy, natychmiast wyszli z budynku i ruszyli na parking, gdzie czekać miał na nich kierowca i autobus, którym mieli dostać się do swojego hotelu.

- Buongiorno.

Po szybkim przywitaniu się z mężczyzną, każdy zaczął oddawać mu swój bagaż, który ten chował do bagażnika. Gdy wszystkie walizki zostały już schowane, cała czwórka wgramoliła się do autobusu, a bardziej autokaru, by zająć sobie miejsca. Paulina natychmiast zajęła jedno z nich i spojrzała zza okno, dostrzegając masę innych ludzi odjeżdżających stamtąd taksówkami bądź innymi podstawionymi autobusami, czy też busami. Świadomość tego, że była w innym państwie, tysiące kilometrów od domu, była nierealna, wręcz niedorzeczna, a jednak...

- Wiecie, ile będziemy w ogóle jechać do tego hotelu? - zagadnęła Paulina w pewnym momencie, odwracając się do swojego wujka, który siedział tuż za nią.

- Mamy kawałek. - odparł, świadomy tego, że do hotelu mieli dość spory kawałek drogi. Był jednak optymistycznie nastawiony w tamtej sytuacji.

- To ja sobie posiedzę chwilę na słuchawkach i telefonie. - stwierdziła Paulina, wyciągając z plecaka swoje ukochane, bezprzewodowe, czarne  słuchawki nauszne, które dostała od ojca na dzień dziecka.

- Nie siadaj na nich, bo się zepsują.

Paulina parsknęła cicho śmiechem, zerkając na swojego wujka, który uśmiechał się dumnie. Pokręciła tylko głową sama do siebie, po czym rzeczywiście założyła słuchawki na uszy, odpaliła swoją ulubioną playlistę i zajęła się pisaniem, nawet jeśli szło jej to dość opornie.

Droga minęła wszystkim podróżującym albo w ciszy, albo na rozmawianiu między sobą, ale nikt nie raczył odezwać się do obcych sobie ludzi. Na zewnątrz robiło się coraz ciemniej, ale wciąż było ciepło, nawet jeśli kierowca włączył klimatyzację. Kiedy wreszcie dojechali na miejsce było już grubo po dwudziestej pierwszej, było ciemno, a wszyscy musieli się jeszcze zameldować i dostać do swoich pokoi, a także zjeść kolację, która czekała specjalnie na nich.

- Chodź, Paula. Ogarniemy to, a oni poczekają.

Dziewczyna zerknęła na swojego wujka i małego kuzyna, którzy stali kawałek dalej z ich walizkami. Dziwiła się, że Henryk jeszcze nie spał, ale nie zastanawiała się nad tym długo, tylko ruszyła za swoją ciotką do recepcji. Musiały jednak chwilę poczekać, bo przed nimi znajdowało się kilka osób. Na szczęście, wszystko szło dość szybko i sprawnie.

- Dobry wieczór. My na nazwisko Kowalczyk i Grabowscy. - powiedziała Hanna po angielsku, w nadziei, że recepcjonistka ją zrozumie.

Ciemnoskóra dziewczyna nie odezwała się, tylko sprawdziła taką rezerwację i poprosiła swoją koleżankę, by podała odpowiednie klucze. Ta przyszła po chwili z dwoma kluczami i dwoma pilotami do klimatyzacji, co nieco zdziwiło Paulinę i jej ciotkę. Nie kwestionowały tego. Załatwiły szybko wszelkie formalności, po czym recepcjonistka poleciła im udać się do zaprzyjaźnionego mężczyzny, który miał ich podwieźć pod pokoje, by nie targali ze sobą wszystkich bagaży.

- Dobra, w życiu nie jechałam melexem. - przyznała Hanna, obserwując, czym właściwie mieli się dostać do pokojów. Była zdziwiona tamtym pojazdem, ale też w jakimś stopniu podekscytowana.

- Ja tak samo.

- On nas chyba nie pozabija, nie? - zagadnęła Paula, patrząc w ich stronę z lekką obawą.

Brak odpowiedzi ze strony wujostwa nie uspokoił obaw Pauliny, która z szybko bijącym sercem wsiadła do pojazdu. Siedziała wręcz na wylocie i musiała się mocno przytrzymać, żeby przypadkiem z niego nie wypaść, kiedy mężczyzna ruszył w odpowiednią stronę, trochę pod górkę, by spokojnie dotarli do pokoi. Kiedy się zatrzymali, wskazał odpowiednie drzwi, pomógł wypakować ich walizki, po czym odjechał, znikając tak szybko, że żadne z nich nawet tego nie zarejestrowało.

Cała czwórka spojrzała po sobie, po czym trójka dorosłych roześmiała się w głos, nie komentując zaistniałej sytuacji. Zaraz ruszyli po schodach, by dotrzeć do odpowiednich drzwi. Paulina spojrzała na trzymane przez siebie klucze, po czym zaczęła otwierać zamek. Rozejrzała się wokoło siebie, znajdując w obcym miejscu włącznik światła. I musiała przyznać, że luksusów nie było, choć pokój był schludny, a przede wszystkim ładnie urządzony i z tą upragnioną klimatyzacją w tak ciepłych krajach.

- Nie jest źle. - skwitowała Paulina, kiwając głową z uznaniem. Nie spodziewała się lepszych warunków, a gorszych tym bardziej. Było odpowiednio.

- Pewnie i tak nie będziemy spędzać w pokojach zbyt wiele czasu. Więc jest dobrze. - dodała Hanna, rozglądając się ponownie po pomieszczeniu. Podobało się jej to, co widziała.

- A wy gdzie macie?

- Ten gościu wskazywał kawałek dalej. Może pójdziemy poszukać? - zagadnął Daniel, zerkając na swoją żonę. Po chwili spojrzał również na nastolatkę z nadzieją w oczach.

- Paula, zostaniesz chwilę z Henrykiem? My pójdziemy poszukać i zaraz do was wrócimy.

- Jasne, nie ma sprawy. - przytaknęła od razu, posyłając małżeństwu uśmiech. Nie miała żadnych przeciwwskazań, by zostać z kuzynem na chwilę.

Kobieta posłała swojej siostrzenicy szczery uśmiech, po czym wyszła za mężem, zostawiając syna pod opieką dziewczyny. Pięcioletni Henryk podszedł do niej bliżej i przytulił się do niej, na co uśmiechnęła się pod nosem. Uwielbiała tamtego malucha. Był dla niej niczym młodszy brat.

Małżeństwo szybko odnalazło swoje lokum, zabrało swoje bagaże i syna, po czym zostawili Paulinę samą. Nie na długo jednak, bo kilka minut później cała czwórka znów się spotkała przed pokojem dziewczyny. Byli głodni, a kolacja wciąż na nich czekała, więc też ruszyli w odpowiednią stronę, szybko orientując się, że zarówno stołówka, jak i basen były wyjątkowo blisko ich pokoi.

Pomieszczenie, do którego weszli, było ogromne. Znajdowało się tam mnóstwo stolików - na wejściu dla wielkich rodzin, kawałek dalej stoły dla czterech osób, a na samym końcu okrągłe, mogące pomieścić po sześć osób. Oni wybrali jednak ten poczwórny, po czym ruszyli korytarzem kawałek dalej, gdzie znajdowało się jedzenie. Wyboru wielkiego jednak nie było, a z racji tego, że Paulina nie jadła też zbyt wiele, bo wielu rzeczy najzwyczajniej w świecie się nie lubiła, odpuściła sobie kolację, z nadzieją, że rano będzie lepiej. Bo przecież musiało być lepiej, tego się trzymała.

- Mogli się bardziej postarać.

- Przyjechaliśmy później, niż była normalnie, więc nie dziwne, że nic ciekawego nie ma. Ale fakt, nie każdy lubi ser, czy oliwki.

Po prowizorycznej kolacji mieli wrócić do swoich tymczasowych pokoi i spokojnie się położyć. Zwabił ich jednak dziwny hałas, a także ludzie, którzy kierowali się w jakimś kierunku. Zaciekawieni, ruszyli za nimi, prędko znajdując się nieopodal sceny. Ludzie siedzieli na "schodach" i obserwowali poczynania "aktorów", a bardziej osób pracujących dla tamtego hotelu. Choć z początku nie wiedzieli, co się działo, do Pauli prędko dotarł sens słów przyjaciela, który pisał jej, że musiał przygotować się na występ.

- Teraz to zapunktowali. - przyznał Daniel ze śmiechem, patrząc na swoje towarzyszki z uśmiechem. Te musiały przyznać mu rację.

- Jestem ciekawa, czy gdzieś tam jest Fabio?

- Ten twój kolega? Zapomniałam, że on tu pracuje. - powiedziała Hanna, sama zerkając na siostrzenicę. Pamiętała o tym, że jej przyjaciel tam przebywał. Nie bez powodu zatrzymali się właśnie w tamtym hotelu.

- To on głównie zaproponował nam ten hotel, więc... - stwierdziła Paulina, wzruszając ramionami. Zaraz jednak odwróciła się w stronę całego widowiska i uśmiechnęła szeroko. - Oo, chyba go widzę.

Rzeczywiście, Fabio stał na scenie wraz ze swoimi kolegami z pracy, ale nie był świadomy tego, że jego przyjaciółka go obserwowała. Ba! Nie był świadomy, że już tam była i tylko czekała na kolejny dzień, by w spokoju się z nim spotkać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro