Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog


Czarnowłosa postać przemknęła nad dachami domów. Poruszała się bardzo lekko i zwinnie, pomimo tego, że dzierżyła wielką, srebrną kosę. W świetle księżyca wyglądała jak śmierć spiesząca się na spotkanie z kolejnym konającym. Nagle zatrzymała się i niechętnie zeskoczyła na chodnik, złorzecząc przy tym cicho. Zdjęła chustę zakrywającą usta i weszła niepewnie do budynku, przed którym stała.

Tą osobą był Cole Brookstone, czarny ninja ziemi. Chłopak został wyznaczony do misji przeszukania starego sklepu Ronina w Stixie, ażeby ściągnąć przydatne przedmioty i zabezpieczyć te niebezpieczne. Były właściciel dobrowolnie się na to zgodził. Zbił fortunę na loterii i wraz z Nyą, która oficjalnie została jego dziewczyną, wyjechali na długie wakacje na przepiękną wyspę.

– Cholera! – zaklął głośno Cole, gdy przywalił głową o jakiś wiszący z sufitu przedmiot. – Kto normalny trzyma takie coś?!

Chłopak zaczął rozcierać sobie guza, dalej złorzecząc. Co rusz wpadał na kolejne walające się po podłodze przedmioty. Zdążył zaliczyć glebę już trzy razy i nie zapowiadało się, żeby to był koniec.

W końcu Cole dotarł do najdalszej części sklepu; to tu postanowił zacząć robić rekonesans. Miał szczęście, bo niemal od razu znalazł kilka aeroostrzy, sztyleciki i całkiem sprawny łuk składany z kołczanem pełnym strzał. Zapakował to wszystko w czarną chustę i już miał wychodzić, gdy w kącie pomieszczenia dostrzegł ogromną skrzynię.

Był to stary, drewniany kufer ze złotymi, misternie wykonanymi zdobieniami. Przedstawiały one liście i egzotyczne kwiaty. Potężne wieko również posiadało takie ornamenty, ale rysowane znacznie grubszą linią. Cole niepewnie podszedł do tego dzieła sztuki zupełnie zapominając o uprzednio znalezionych broniach. Zafascynowany pięknem tej skrzyni, postanowił odkryć, co skrywa w środku. Przetarł ją z kurzu i delikatnie otworzył.

Ze środka buchnęło oślepiające światło. Ninja ziemi odskoczył do tyłu i zasłonił dłońmi oczy. Nagle usłyszał dźwięk podobny do westchnięcia. Niepewnie spojrzał w stronę źródła tego odgłosu i otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.

Ze skrzyni wyleciała drobna kobietka z długimi włosami koloru smoły, ciemnej karnacji i stroju cyganki. Zamiast nóg miała jednak dym. Ziewnęła potężnie, po czym zaczęła badać pomieszczenie. Kiedy jej wzrok spoczął na przerażonym Cole'u, natychmiast do niego podleciała.

– Czy to ty mnie wezwałeś? – spytała potężnym głosem znacznie kontrastującym z jej niskim wzrostem.

– K-kim j-jesteś? – zapytał, jąkając się Mistrz Ziemii. Strach tak go sparaliżował, że nie był w stanie racjonalnie myśleć.

– Jestem Akahaba, dżinnka – odpowiedziała postać i uśmiechnęła się przyjaźnie. – Należę do starożytnego, choć mało znanego, rodu dżinnów. Uwolniłeś mnie, więc przysługuje ci prawo trzynastu życzeń.

– Ilu?! – wrzasnął zdziwiony Cole. Cała panika wyparowała jak za dotknięciem magicznej różdżki.

– Trzynastu. – Akahaba ponownie się rozpromieniła.

Chłopak patrzył na nią jak na wariatkę. To był prawdziwy dżinn! Ale jak to możliwe, że przetrwała ona zagładę krainy Dżinnjago? I jak znalazła się w tej skrzyni?! Takie istoty zwykle preferują lampy, czajniczki lub od niechcenia – butelki. Ale żeby taki kufer?...

– A więc mówisz, że nazywasz się Akahaba i jesteś dżinnką, tak? – spytał niepewnie Cole. Doskonalae pamiętał Nadakhana, który chciał zyskać moc spełniania wszelkich życzeń, głównie swoich. Wykorzystał on ninja i mu się to udało, jednak Jay, który zachował ostatnie pragnienie, pokonał go. Raczej nikt nie chciałby powtórki z rozrywki.

– Dokładnie, panie. I przysługuje ci trzynaście życzeń – odpowiedziała kobietka.

– Skąd mam wiedzieć, że nie będziesz jak Nadakhan, nie obrócisz mojej woli przeciwko mnie?! – wybuchnął Mistrz Ziemi. Męczyła go ta rozmowa. Perspektywa trzynastu życzeń była kusząca, jednak wiedział, że jest to niebezpieczne.

– Nie jestem jak Nadakhan. On pochodzi z rodziny królewskiej, ja z dobrego rodu, ale nieposiadającego korony. Nie mogę wykorzystywać życzeń przeciwko mojemu panu, bo grozi mi za to zniewolenie. A tak w ogóle to skąd znasz Nadakhana, mój panie?

– Spotkałem się z nim raz... – mruknął niewyraźnie czarny ninja. Bolało go to wspomnienie, nie chciał do niego wracać.

– To jak, mój panie? Jakie jest twoje pierwsze życzenie? – Akahaba klasnęła w dłonie gotowa je spełnić.

– Na razie nie mam żadnego – odpowiedział zdezorientowany chłopak. - Przyjdę, jak jakieś wymyślę, dobrze?

Cole nie wierzył w to, co mówił. Przed chwilą właśnie dobrowolnie wciągnął się w tę zdradziecką grę. Doskonale wiedział, że teraz się nie powstrzyma – i tak przyjdzie, by coś sobie zażyczyć. Miał tylko nadzieję, że dżinnka mówiła prawdę i nie wykorzysta tego przeciwko niemu.

– Dobrze, mój panie. Będę tu na ciebie czekać. A mogę jeszcze znać twoje imię?

– Cole. Cole Brookstone.

Kobietka powtórzyła cicho to imię i z powrotem wleciała do swojego kufra. Czarny ninja patrzył na to ze zdziwieniem pomieszanym ze smutkiem i złością. W końcu jednak się otrząsnął. Szybko pozbierał rozrzuconą broń. Spojrzał jeszcze ostatni raz na skrzynię i wybiegł ze sklepu. Gra już się rozpoczęła...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro