Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Życie to nie bajka

Dzisiaj wreszcie jechaliśmy samochodem Colemana, wreszcie bo już naprawdę zrobiło się zimno i drogi z rana były czasem oblodzone. Nie jestem fanką dwukołowców a zwłaszcza w takich warunkach.

- Gdzie Hannah i Ethan?

- Jadą razem. – Uśmiechnęłam się pod nosem na taką odpowiedź. – Mówiłem im, że możemy się zabrać wszyscy ale z przyzwyczajenia wskoczyli do samochodu Ethana.

Trochę to dziwne, na motocyklu przynajmniej nie musieliśmy rozmawiać a teraz jak tak siedzimy w aucie to jest to trochę niezręczne. Na szczęście Zack włączył muzykę. Po trzecim kawałku stwierdziłam, że to chyba nie możliwe, żebyśmy mieli aż tak zbieżny gust muzyczny.

- No tak, grzebałeś w moim telefonie – zaburczałam pod nosem. – Puszczasz kawałki, które lubię specjalnie? Chcesz coś ode mnie? Bo wiesz nie musisz być miły, wystarczy wydać rozkaz jak zwykle.

- Wiem. Niestety wychodzi na to, że lubimy słuchać tego samego. Nie puszczam nic specjalnie dla ciebie, więc nie pochlebiaj sobie bo nie jesteś pępkiem świata.

- Ach przepraszam, to przecież miejsce zajęte przez ciebie. Zapomniałam – wymruczałam pod nosem.

- Słyszałem.

- I dobrze.

- Jeśli tak miałoby wyglądać chodzenie z kimś, to ja dziękuję! Użeranie się z wredną babą na co dzień, to nie dla mnie. – Pokiwał głową z frustracją.

- A właśnie, jak długo masz zamiar jeszcze utrzymywać, że jestem twoją dziewczyną?

- Dopóki to jest zabawne. Jak mi się znudzi to cię rzucę.

- Czyli tak statystycznie to kiedy? – dociekałam.

- Takich statystyk nie prowadzę. Jesteś pierwsza kotku.

- Możesz przynajmniej mnie tak nie nazywać? Już wolę po nazwisku.

- Dobrze Vi... Cat – odpowiedział puszczając mi oczko.

- Poddaję się. – Odwróciłam się do szyby mamrocząc znowu pod nosem: – I pomyśleć, że te wszystkie idiotki popuszczają na widok tego debila ale gdyby poznały go bliżej...

 - Słyszałem.

- I dobrze. Arogancki zadufany gnojek. "Choć pokarzę ci mojego smoka", pan wspaniały, phi!

- Wariatka – odciął mi się.

- Słyszałam.

- I dobrze – powtórzył mój tekst.

Znów zamilkliśmy. Po chwili Coleman podjął dalej temat:

- A jak wyglądają twoje statystyki? Jak szybko jesteś zwykle rzucana?

- Nikt mnie nie rzucał do tej pory.

- A to ciekawe. To co lubisz bigamię?

- Czasami naprawdę cię nie rozumiem m, ale nie wydaje mi się żeby to ze mną był problem.

- Kłamczucha! To kim jest ten drugi? – dociekał.

- Kto Fuller? On tylko pastwi się czasem nade mną a ostatnio częściej przypomina sobie o moim istnieniu przez ciebie.

- Nie o niego mi chodziło.

- No to nie wiem o kim mówisz?

- O tym gościu z salonu tatuażu.

- Co?! Mike? Skąd wiesz o Mike'u? – zatkało mnie na chwilę. Poczułam się nieswojo, jakby ktoś z buciorami właził do mojego prywatnego życia. Czy Coleman mnie śledził? O co mu chodzi?

- A więc tak ma na imię twój chłopak.

- To nie mój chłopak i przestań mnie śledzić! I kto tu jest nienormalny?! - rzuciłam oburzona wysiadając z auta i trzaskając za sobą drzwiami.

- Hej! Ostrożnie! Nie trzaskaj tak bo cię więcej nie podwiozę! Wariatka! - zawołał za mną.

*

Szliśmy w kierunku sali gimnastycznej. Dzisiejsze zajęcia mieliśmy wspólnie z dziewczynami na dużej sali, bo mniejsza była w remoncie.

- Czyż to nie moje słoneczko idzie przede mną? Kotku! – zawołałem.

Chłopaki płakali ze śmiechu. A Vicat nie odwracała się tylko hardo szła dalej z Hannah.

- Hej Vicat! Stój zarazo! – Chwyciłem ją za kaptur i podziałało. Zarzuciłem jej rękę na ramię i zwolniłem tempo. – Dogonimy was, mam sprawę do mojej dziewczyny – powiedziałem i wyszczerzyłem się.

Widziałem jak Vicat żyłki pulsowały na skroni, zapewniłem jej na pewno skok ciśnienia. Zack Coleman lepszy niż ekspresso.

- Czego?! Chcesz mnie udusić?! – Zrzuciła moją rękę.

- Dziś po szkole mam zdjęcia i potrzebuję asystentki. Nie spóźnij się, jedziemy prosto po lekcjach Kotku.

Stanęliśmy już w progu sali kiedy wrzasnęła.

- Kotku?!

Wokół ucichło. Wszyscy z zapartym tchem oczekiwali kolejnego przedstawienia.

- Zrywam z tobą! I nie zmienię zdania, nawet mnie nie proś! Nie zostaniemy przyjaciółmi! Nie odzywaj się do mnie! Nie dzwoń do mnie więcej! A i w życiu nie miałam tak beznadziejnego chłopaka – wyrzuciła z siebie na jednym wdechu.

I odeszła. Ta wariatka właśnie ze mną zerwała? Tak przy wszystkich? Ze mną się nie zrywa!

- Ty popierdolona... – i tu przerwał mi gwizdek trenera.

- Coleman jeszcze słowo i lądujesz u dyrektora, i zapewne nie bierzesz udziału w następnym meczu! Tak więc hamuj się chłopaku! - ostrzegł.

Zaczęły się zajęcia. Ci popaprańcy z mojej drużyny mieli niezły ubaw, zaraz któremuś przyjebię! I zemszczę się na tej kretynce choćby nie wiem co.

Ćwiczyliśmy podania i przejęcia piłki ale byłem dzisiaj do niczego. Za cholerę nie mogłem się skupić. Hannah poklepała po ramieniu tą idiotkę a ona uśmiechnęła się do mnie z przekąsem i odwróciła plecami. Akurat w tym momencie dostałem piłkę i grzmotnąłem nią z całej siły w plecy tej wariatki ale ponieważ zdążyła się znów odwrócić... dostała nią prosto w twarz. Padła na posadzkę. Nie wstaje. O cholera!

Zrobiło się zbiegowisko wokół Vicat, która powoli otwierała oczy cucona przez trenerów.

- Dobrze się czujesz?

- Możesz się podnieść?

- Coś cię boli?

Słychać było zaniepokojone głosy dookoła.

- Nic mi nie jest – wymamrotała bez przekonania.

- Powinna cię zobaczyć pielęgniarka - zawyrokował Hols.

O kurwa, chyba przeholowałem. Vicat próbowała się podnieść ale trochę to jej słabo wychodziło.

- Ja jej pomogę panie Hols – zgłosiłem się. – To moja piłka ją PRZYPADKIEM trafiła.

- Jasne – prychnęła. Wziąłem ją na ręce z zamiarem wyniesienia stąd jak najszybciej, zanim zacznie się rzucać i narobi mi problemów.

- Zaniosę ją tak na wszelki wypadek.

- W porządku Zack - zgodził się trener dziewczyn.

Jak tylko drzwi się za nami zamknęły zaczęło się.

- Co to było?! Kurwa ty naprawdę chcesz mnie zabić?!

- Celowałem w plecy.

- No to gratuluję! Jak ty zostałeś kapitanem z takim zezem?! Czy to wygląda jak moje plecy? – Wskazała na swój nos. – A tak w ogóle to mnie postaw!

- Mam cię odstawić do pielęgniarki.

- Nic mi nie jest.

Postawiłem ją na nogi. Zakołysała się trochę i nagle z jej nosa pociekła stróżka krwi.

- Kurwa mać! Krew ci cieknie z nosa! – krzyknąłem na widok paskudnej czerwonej posoki. – Zrób z tym coś! Nienawidzę widoku krwi! 

Całe szczęście Vicat szybko chwyciła się za nos i zasłoniła go. Odwróciła się i poszła do toalety. Stałem chwilę pod drzwiami. Kopnąłem w nie butem i zawołałem: 

- Hej żyjesz tam?

- Idź sobie! – Usłyszałem z za drugiej strony.

Usiadłem na parapecie na korytarzu i postanowiłem jednak poczekać, tak na wszelki wypadek. No i nie chciałem też wracać zbyt szybko na salę gimnastyczną.

*

Skrzypnęły drzwi i słyszę za plecami:

- Proszę, proszę, kłopoty w raju Kopciuszku? 

Cholera jeszcze tej mi brakowało. 

- A miało być tak pięknie. "Żyli długo i szczęśliwie" ale jak widzisz wariatko życie to nie bajka.

- Wow! W którym kiblu to wyczytałaś? – Rozejrzałam się po bazgrołach na ścianach i drzwiach. – W życiu nie słyszałam od ciebie czegoś tak głębokiego Sam.

- Chyba jednak nie oberwałaś tą piłką za mocno, bo nie wybiła ci tego słabego dowcipu. Powiedz mi pokrako, jakim cudem zainteresował się tobą ktoś taki jak Zack Coleman?

- Niech pomyślę, bo po pierwsze mam czym. Nie wiem, może woli naturalne cycki i tyłek za który można chwycić a nie worek wypełniony kośćmi i sylikonem?

- Spierdalaj! Przynajmniej mnie na nie stać a ty popatrz na siebie wyglądasz jak śmierdząca żebraczka, sypiająca na ulicy, puszczająca się za szluga z kim popadnie...

- O to mamy ze sobą coś wspólnego – wtrąciłam się w jej kwiecisty monolog i odwróciłam z powrotem w stronę umywalki, zaciskając ręce na jej brzegu. Starałam się opanować złość, która już zaczynała rozpływać po moich żyłach.

- Nie odwracaj się jeszcze nie skończyłam! – Szarpnęła mnie za ramię. Nie wytrzymałam i przygwoździłam ją do ściany.

- Nie dotykaj mnie! – Wysyczałam jej do ucha. – Możesz bluzgać ile chcesz ale dotknij mnie jeszcze raz... 

Drzwi do łazienki otwarły się ze skrzypnięciem i stanął w nich Coleman.

- Co tu się dzieje? Słychać was na cały korytarz.

- Zack dobrze, że jesteś bo ta wariatka napadła na mnie! Nie wiem co jej odbiło?! – Sam w sekundę zmieniła swój ton głosu na ociekający słodyczą, żałością i przerażeniem jednocześnie. Wzniosła się na swoje szczyty aktorswa.

Chłopak podszedł bliżej.

- Puść ją – zwrócił się do mnie i tak też zrobiłam.

- Zack może pójdziesz ze mną do dyrektora? Opowiemy mu co ona wyprawia... – nalegała Samantha.

- A więc są sztuczne? – zapytał obiekt zachwytów Sam i zajrzał w jej dekolt. 

Dziewczyna jak na zawołanie zrobiła się czerwona, co było widać nawet pod tą grubą warstwą tapety, którą jak zwykle miała na twarzy. 

– Kurcze, tak myślałem bo zawsze były jakieś takie dziwne w dotyku.

Na te słowa Samantha odwróciła się z zaciętą miną i wyszła trzaskając za sobą drzwiami.

Coleman podszedł do mnie, urwał trochę papierowego ręcznika i zaczął wycierać mi nos.

- Krew ci jeszcze leci. Powinnaś się pochylić i przyłożyć zimny kompres...

- A co ty jesteś pieprzony dr House czy co?! – Odtrąciłam jego rękę. - Nikt cię nie prosił o pomoc!

Dłonie jeszcze mi się trzęsły z wściekłości, po tym chwilowym wybuchy. Zaczęłam je więc miarowo zaciskać. Krew pulsowała mi w skroniach, szumiała w uszach i wrzała w żyłach. Zaraz chyba w coś albo w kogoś przywalę. Coleman popatrzył na mnie i chyba ogarnął co się ze mną dzieje.

- Dobra daję ci trzy, albo nie, pięć minut i możesz mnie bezkarnie powyzywać.

- A od kiedy to potrzebuję twojego pozwolenia ośle! – ryknęłam.

Kopnęłam w drzwi kabiny, które zamknęły się z hukiem. I już zamachnęłam się pięścią, żeby w nie przywalić ale chłopak zdążył mnie chwycić od tyłu i skrzyżować mi ręce z przodu, dociskając mi je do mojego brzucha. Uwięził mnie z nienacka w tym uścisku.

- Wariatka! Chcesz sobie zrobić krzywdę? Wiem co mówię. Złamałem tak kiedyś rękę na ścianie. Weź głęboki wdech! No już!

Nie od razu ale w końcu zrobiłam co kazał.

- Jeszcze raz! O właśnie tak - instruował mnie.- Wiem co teraz czujesz ale weź raz jeszcze głęboki wdech, powyzywaj mnie, pokrzycz a nie wal pięścią w co popadnie. Lepiej ci?

- Nie! Już nigdy mi nie będzie lepiej. Moje życie już i tak było wystarczająco popaprane a teraz jeszcze to! Zrobiłam co mogłam żeby zniknąć w tej szkole. Chciałam ją tylko spokojnie skończyć, bez niepotrzebnego zamieszania, przepychanek i bójek po kiblach! – wyrzuciłam z siebie.

- No to, tak jakby, przepraszam? – wydukał do tyłu mojej głowy.

Wyszarpnęłam się z jego objęć i wycelowałam palcem oraz wiązanką mocnych słów w zmieszaną twarz chłopaka.

- Wsadź sobie gdzieś to swoje przepraszam! Ostatnie czego bym chciała to twoje udawane współczucie. Jestem taka żałosna? Nie chcę! Nie stać mnie na taki luksus jak użalanie! Nie jestem tobą. Patrzcie jaki jestem biedny, straciłem mamę, jakie to niesprawiedliwe!

Po tych słowach diametralnie zmienił się jego wyraz twarzy i cała postawa. Kipiał złością i gromił mnie tym czarnym jak smoła spojrzeniem.

- Przestań! Nic nie wiesz! – warknął.

Ale czy mnie cokolwiek lub ktokolwiek było w stanie powstrzymać? Nie! Bo kiedy już wybuchłam musiałam się spalić do końca i pozostawić zgliszcza!

- Nienawidzę za to całego świata, ojca i siebie, będę za to tłukł tępych kolesi i posuwał jeszcze bardziej tępe laski. Później spieprzę sobie życie a w międzyczasie, tak dla rozrywki jeszcze tej walniętej Vicat!

- Zamknij się!

- Nie zamknę się! I mam dość odchodzę! – wrzeszczeliśmy na siebie.

- Nie możesz jesteś mi winna kupę kasy i podpisałaś umowę!

- A wsadź sobie ją... – i wyszłam trzaskając drzwiami. Zwolniłam się z reszty zajęć i poszłam prosto do domu.

*

Telefon plumknął, odczytałam: „Będę za 10 minut masz czekać".

- Odwal się - zasyczałam do bogu ducha winnego ekranu.

Za chwilę przyszła kolejna wiadomość: "Będę za 5 minut, potwierdź".

- Akurat.

A po tych pięciu minutach kolejna: "Czekam".

- Phi.

"Gdzie jesteś zarazo?"

"Jak zaraz nie przyjdziesz to wyciągnę cię siłą!"

"Akurat mnie znajdziesz" – odpisałam w końcu.

Dostałam odpowiedź: "4 piętro mieszkanie 12".

O cholera skąd on wie? No tak podałam adres w tej pieprzonej umowie. Nie mogłam pozwolić na to żeby tu wparował i zrobił awanturę przy ciotce. Tak więc po kolejnych pięciu minutach siedziałam już w aucie mojego pomylonego szefa. Byliśmy w drodze na jego sesję zdjęciową.

*

Coleman został uczesany, umalowany, wysmarowany specyfikami podkreślającymi jego mięśnie. Trwało to wszystko z godzinę a ja w międzyczasie musiałam skoczyć po kawę i dopiero trzecia była odpowiednia, dwa batoniki, guma do żucia... Oczywiście po wszystko biegałam z osobna. To się nazywało zemstą Colemana.

Zaczęło się pozowanie w podkoszulku, to bez, w garniturze, z koszulą, bez koszuli, z rozpiętą, zapiętą i tak kolejną godzinę. Przez ten cały czas do pana wspaniałego przyszło kilka wiadomości a po chwili jego telefon w plecaku rozdzwonił się jak szalony.

- Czy ktoś to może w końcu odebrać?! – wrzasnął wściekły fotograf. – Jak mam pracować w takich warunkach! Co za chamstwo!

Popatrzyłam na Colemana, który kiwał w moją stronę i próbował mi dawać jakieś znaki. Odsunęłam się dyskretnie na stronę. Wygrzebałam z jego plecaka telefon i odebrałam.

- Klinika odwykowa dr Freud, słucham?

- Oh! Ehm! Przepraszam, pomyłka – usłyszałam dukający kobiecy głosik. No dobra, pomyślałam, że laska spławiona. Jednak za chwilę znów dzwoni.

- Lecznica dla zwierząt dr Cat. W czym mogę pomóc? – zapiszczałam zmieniając głos.

- O przepraszam.

No ile można? To jakaś desperatka. Co on robi z tymi dziewczynami? Zerknęłam przez ramię na Colemana, którego właśnie posadzili na motocyklu w samych spodniach. Widok przyznaję miły dla oka. Zagapiłam się ale zanim zaczęła mi się sączyć ślina z zamyślenia wyrwał mnie znów głos fotografa.

- Znów ten cholerny telefon?!

Szybko odebrałam.

- Słucham.

- Czy dodzwoniłam się do Zacka?

- A kto mówi? – zapytałam.

- Jenny. Hej, chwila, to ty? Ta niby...

- Nie, nigdy o kimś takim nie słyszałam – powiedziałam i rozłączyłam się, po czym wyłączyłam telefon. Że też wcześniej na to nie wpadłam? Napawałam się swoją bystrością umysłu gdy nagle słyszę za plecami:

- Hej ty!

Odwróciłam się z zadziorną miną, gotowa do ataku.

- Co?!

Przede mną stał wściekły fotograf i już miał coś powiedzieć ale zamiast tego zmarszczył brwi, przyjrzał mi się i zapytał:

- Nie chciałabyś może zapozować... – i dodał: – Toples?

- Że co?!

Po namowach zgodziłam się ale oczywiście nie na toples! Miałam robić tylko za tło i to takie lekko rozmazane. Miałam się odwracać i spoglądać na chłopaka na motocyklu. Nie ukrywam, że główną rolę w przekonaniu mnie odegrała zaproponowana mi suma. Za chwilę wygłupów, dla mnie ok.

Szybko się mną zajęli. To była wielka improwizacja bo mieli tylko męskie ciuchy. Nie byłam w planie. Musiałam się więc pozbyć ciepłego sweterka, bluzy, zostając w staniku i skórzanej kurtce. Fryzjer wygładził boki i nastroszył moją fryzurę na środku. Makijaż miał być drapieżny i taki był. Gruba warstwa czarnej kredki, cienia i tuszu na oczach sprawił, że poczułam ciężkość powiek. Trzeba też było zakryć mocną warstwą korektora mój trochę zaczerwieniony, poobijany i wciąż bolący nos. Całe szczęście debil mi go nie złamał. Makijżystka wygrzebała też ze swojej prywatnej torebki bordową, matową szminkę i lakier do paznokci. Gotowe.

Na początku tylko stałam z tyłu jak uzgodniliśmy wcześniej ale ciągle im coś nie pasowało. To miałam podejść bliżej, to dalej, stanąć przodem, bokiem, tyłem.

- To nie to – narzekał fotograf.

Widziałam jak Coleman wywracał oczami.

- Stań za nim i połóż mu ręce na ramionach – poinstruował mnie.

- Hej ja miałam być tylko tłem – przypomniałam.

- Co z wami? Reklamujecie seksowny, ostry zapach dla młodych mężczyzn, wczujcie się trochę!

- Phi! Ja tam bym mogła ale macie kiepskiego modela – zaśmiałam się pod nosem.

- Słyszałem – odezwał się Coleman.

- Wykrzeszcie coś z siebie! - nalegał zdesperowany fotograf.

- Przypominam, że ja tu jestem tylko statystką. – Tym razem mężczyzna mnie usłyszał.

- No dobrze ale mogłabyś przynajmniej spróbować trzymać go tak jakoś bardziej z pasją, jakbyś chciała schrupać tego chłopaka. Pokaż pasję rękami!

Tym razem Coleman parsknął.

- No dalej pokaż pasję rękami Vicat – przedrzeźniał ubawiony idiota.

- Ja ci pokaże kurwa pasję – syknęłam mu do ucha.

Popatrzyłam na smoka wgryzającego się w ciało chłopaka i zrobiłam to samo. Wgryzłam się w jego ramię tuż nad łbem potwora.

- Auć! – zaskowyczał i popatrzył na mnie szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami a ja spojrzałam w oko obiektywu. Migawka strzelała jak szalona.

- Tak jest! To jest dobre! – wykrzykiwał w ekscytacji fotograf.

- Ugryzłaś mnie?! Ty zarazo! – jęczał Zack.

- Tak dobrze? Czy mam coś powtórzyć? – zapytałam niewinnie.

*

W drodze powrotnej szef lakonicznie oznajmił, że przerwę świąteczną spędzimy w Alpach francuskich a ja mam tam pełnić funkcję tłumacza i jego służącej oczywiście. Myślałam, że blefował przed ciotką ale najwyraźniej pomysł przypadł mu do gustu na tyle, że jednak postanowił go zrealizować. Ja nie miałam nic do powiedzenia. Musiałam więc poinformować Clair, spakować się i stawić wyznaczonego dnia, o umówionej porze.

- Mała ale czym ty się tak dokładnie teraz zajmujesz? Kto ci funduje wyjazd na narty do Francji? Może wreszcie dowiem się czegoś więcej, bo ciągle mnie zbywasz kiedy pytam – domagała się wyjaśnień Clair.

- Po pierwsze nie wiem o czym ty teraz myślisz ale nie rób takiej miny, bo ci się zmarszczki robią. I jeszcze ci tak zostanie. Po drugie już ci mówiłam, zajmuję się kuzynem koleżanki. Pilnuję, żeby regularnie jadł, czasem posprzątam trochę. Jestem też jego korepetytorką. No i Colemanowie jadą w przerwie świątecznej na narty i potrzebują tłumacza i... – produkowałam się jeszcze chwilę.

- Patrz jakie sknery a mówiłaś, że są nawet dziani tymczasem zabierają ciebie jako tłumacza i nianię w jednym.

- Tak jakby – wtrąciłam nieśmiało. Nie kłamałam ale nie chciałam jej też jeszcze wyprowadzać z błędu.

- Biedny dzieciak, chyba rodzice nie przewidują spędzać z nim zbyt wiele czasu, skoro potrzebują opiekunkę...

- Ale... – próbowałam coś wtrącić.

- Nie broń ich. No ale dla ciebie to w sumie fantastyczna okazja. Nie byłoby nas stać na taki wyjazd a tak... Mam tylko nadzieję, że będziesz miała też trochę wolnego czasu dla siebie, żeby pozwiedzać, pouczyć się jeździć na nartach i w ogóle trochę odpocząć. Wiesz co, jedź! Potrzebujesz trochę rozrywki. A o mnie się nie martw. Zaczynam pracę zaraz po świętach. W sylwestra mamy przygotować wielką imprezę promującą lokal. Muszę się wykazać żeby mnie zostawili. Będę bardzo zajęta!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro