Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I'm fine


Już dawno nie byłam taka nabuzowana. Mieszanka złości, ekscytacji, żalu i czegoś takiego, że sama nie wiem, kłębiła mi się pod skórą. Musiałam to z siebie wyrzucić. Zwykle w takich chwilach wpadałam w tarapaty albo odwiedzałam siłownię. Czasem szłam pobiegać, żeby się solidnie zmęczyć, tak do bólu, aż poczułam wszystkie mięśnie pod skórą i jakby wdychane z wysiłkiem powietrze rozrywało mi płuca. A potem napięcie uchodzące ze mnie każdym porem, niczym powietrze z pękniętej dętki.

Dzisiaj kiedy jechałam z Colemanem pomyślałam o Mike'u i kazałam mu się wysadzić w pobliżu salonu. Światło się jeszcze paliło. Pewno sprzątał po ostatnim kliencie, który właśnie wyszedł. Otworzył mi drzwi a ja niecierpliwie, jeszcze w progu rzuciłam się na jego usta. Poczułam kawę, papierosy i nasze ulubione chipsy. Mieszanka znajomego zapachu i smaku działała jak relanium. Ciepło wytatuowanego ciała chłopaka też obiecywało ukojenie. Tatuaże pokrywały go od stóp aż po szyję. W tak niedługim czasie zdążył już zapełnić tyle miejsca na swoim ciele, a był zaledwie cztery lata starszy ode mnie. Mike to prawdziwy artysta. Razem ze swoim, jak go nazywał bratem Carterem otwarli wspólnie ten salon tatuażu. Tak naprawdę nie byli nawet spokrewnieni. Poznali się w sierocińcu. Carter miał smykałkę do interesów a Mike talent.

- Hej Moni. Myślałem, że dziś nie przyjdziesz – powitał mnie, kiedy się oderwaliśmy od siebie.

- Zmieniłam zdanie. Zaprosisz mnie do środka?

- Zapraszam cię od razu na górę - zaproponował.

- A ja skorzystam z zaproszenia.

Poznaliśmy się w mordowni Billa. Słyszałam jak chłopaki pytają go o ceny i umawiają się na terminy. Odważyłam się i zapytałam go czy tatuaż zasłoni blizny? W odpowiedzi wyciągnął swoją rękę i pokazał mi piękną rybę koi. "Przyjrzyj się wyraźniej albo lepiej dotknij". Przejechałam palcem po łuskach i poczułam wypukłości na skórze. "Zaryłem w żwir kiedy Carter uczył mnie jeździć na motorze, jak widzisz można co nieco ukryć" usłyszałam w odpowiedzi. O nic nie pytał zgodził się choć byłam jeszcze niepełnoletnią smarkulą. Zgoda Clair była tylko formalnością. Blizna na udzie była największa ale powiedział, że będzie dla niego wyzwaniem i zgodził się zrobić to za darmo, pod warunkiem, że pozwolę mu zamieścić moje zdjęcia w swoim port folio. Był pierwszym obcym człowiekiem z wyjątkiem lekarzy, któremu pozwoliłam je zobaczyć i dotknąć. Odkryłam przed nim zabliźnione ciało, ale nie zranioną duszę. Całe szczęście chłopak nigdy nie pytał i to najbardziej w nim lubiłam. Nie musiałam się przed nim tłumaczyć. Rozmawialiśmy o wszystkim, oprócz moich tajemnic. Spotykaliśmy się u Billa albo tutaj, kiedy mieliśmy ochotę na inny wysiłek. Kiedyś po prostu zaczęliśmy ze sobą sypiać. Czy coś nas łączyło? Nigdy nie musiałam się nad tym zastanawiać. To dobry kumpel, na ten moment dla mnie to związek idealny.

Zdrzemnęłam się chwilę.

- Która godzina? – zapytałam przeciągając się.

- Jakieś dwadzieścia po pierwszej - odpowiedział.

- Cholera, czemu mnie nie obudziłeś?

- Wydawałaś się zmęczona i wstawiona. Pomyślałem, że drzemka dobrze ci zrobi.

- Dzięki - burknęłam.

- Byłaś na jakiejś imprezie?

- Urodziny znajomej.

- Ale chyba nie bawiłaś się za dobrze? - pytał dalej.

- Nudy, a skąd wiesz?

- Kiedy przyszłaś nie było jeszcze jedenastej, o tej porze zabawa się dopiero rozkręca, nie kończy.

- Możliwe – potwierdziłam, w tym samym czasie już zapinałam spodnie i zarzucałam na ramiona kurtkę.

- To ja lecę, na razie!

- Czekaj nie widziałem cię dawno u Billa ani w pracy.

- Zmieniłam pracę i nie miałam ostatnio czasu na siłkę ale w tym tygodniu już raczej będę, może uda mi się wyrwać - obiecałam.

*

Następnego dnia od Nicolasa Wooda dowiedziałam się, że księciunio gdzieś pojechał, oczywiście nie mówiąc nikomu gdzie i kiedy wróci. Zrobiłam sobie więc kanapkę, usiadłam przed TV w salonie i postanowiłam na niego trochę poczekać. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudził mnie dziwny hałas przy drzwiach. Ktoś tam podejrzanie długo majstrował. Zerknęłam na wyświetlacz telefonu, cholera! Było już po północy. Pan Wood już pewno smacznie spał ale pomyślałam, że może spróbuję zadzwonić... i w tym momencie drzwi się otwarły. Chwyciłam co miałam pod ręką, czyli jakiś parasol ze stojaka przy drzwiach i z całej siły zdzieliłam w łeb... Colemana. Padł na podłogę, przeklinając i bełkocząc. Próbował wstać ale tak się uchlał, że musiałam mu pomóc się pozbierać i zaprowadzić do pokoju. Schody okazały się być prawdziwym wyzwaniem.

- No dawaj Coleman! Rusz to swoje schlane dupsko! – dopingowałam go.

- Czy to wariatka Vicat? Nie kurwa przecież to moja dziewczyna! – mamrotał pod nosem.

- Tylko proszę nie puść pawia, już niedaleko.

Targałam jego zwłoki po kolejnych stopniach żałując, że nie zostawiłam go w salonie ale trudno byliśmy już w połowie schodów, nie opłacało się zawracać.

- Wariatka, cholerna wariatka.

- Wiem, wiem. Dawaj Coleman jeszcze trzy schody i zabierz łapska z moich cycków! A miało nie być molestowania w pracy – narzekałam na klejącego się do mnie chłopaka.

- Idziemy spać?

- Tak idziesz spać. No już prawie jesteśmy. Współpracuj Coleman – wystękałam z wysiłkiem.

- Chcesz mnie zaciągnąć do łóżka? Trzecia w jeden wieczór. Mam dziś powodzenie...

Puszczałam mimo uszu jego przechwałki.

- Nareszcie jesteśmy. – Pchnęłam drzwi i przytrzymałam nogą wciągając go do pokoju. Brakowało mi już wolnych rąk żeby zapalić światło. – No a teraz wskakuj.

Rzuciłam go na łóżko ale uczepił się mnie i polecieliśmy razem. Tym razem ręce Colemana wylądowały na moim tyłku.

- Vicat pokarz mi te swoje kwiatki.

- Odwal się Coleman! – Próbowałam się wyrwać żeby wstać ale chwycił mnie mocniej.

- Pokarzę ci mojego smoka, a ty mi kwiatki – mówiąc to chuchną mi w twarz. Waliło od niego całą gorzelnią.

- Smoka? – parsknęłam. - Nie pochlebiaj sobie!

Chłopak przewrócił nas i znalazłam się nagle pod nim. Zawisł tak chwilę nade mną a jego pijacki oddech łaskotał moje ucho, co zawsze przysparzało mnie o dreszcze. Szyja, kark a zwłaszcza to miejsce za uszami, to zawsze były moje wrażliwe punkty. Ocknęłam się tak szybko jak odpłynęłam.

- Puść mnie! - Próbowałam go zepchnąć z siebie.

- Lubisz wytatuowanych gości, co?

- Co? – powtórzyłam.

Wstał powoli z wysiłkiem i ściągnął swoją koszulkę. Mimo półmroku panującego w pokoju widziałam jak na jego lewym boku i plecach wił się duży kolorowy smok. Wyglądał jakby wspinał się uczepiony swoimi szponami po żebrach i plecach chłopaka na ramię, a jego pysk sięgał prawie lewej piersi Zaca. Był piękny ale powiedziałam tylko:

- No ładny smoczek a teraz już dobranoc!

Szybko się zerwałam, pchnęłam go na łóżko i uciekłam.

*

Kiedy rano kolejny raz zadzwonił budzik wyłączyłem go i postanowiłem zostać dziś w domu ale znalazłem w łóżku niespodziankę. Telefon, już trochę stary model i widać, że wiele przeszedł. To pewno komórka Vicat. Musiała jej wypaść wczoraj. Z nudów zacząłem się bawić blokadą i aż się zdziwiłem ale udało mi się go odblokować. Miała w nim mnóstwo muzyki, przeróżne gatunki. Muzyka chyba zapychała jej całą pamięć telefonu, trochę posłuchałem. Zajrzałem do galerii było tam kilka zdjęć Vicat z jakąś kobietą. Może to jej siostra albo matka? Chociaż chyba za młoda. Jakaś łysa dziewczyna, reszta to pakujący faceci, tatuaże i ten gość, którego tak zasysała w sobotę. Nic ciekawego. Rzuciłem telefon na łóżko obok, ale dotknąłem coś przez przypadek i włączyła się historia połączeń. Poznałem swój numer, ale ten opis? Już ja ci pokarzę zasranego dupka!

- Zachary!! – wrzasnął z dołu ojciec, chyba właśnie wrócił. – Zachary Colemanie!! - Kiedy wołał mnie pełnym imieniem i nazwiskiem nie wróżyło to nic dobrego. Pomyślałem, że najwyższa pora zbierać się do szkoły i chyba jednak wolę tam męczyć się dziś z kacem. - Znowu dobrałeś się do mojej piwniczki z alkoholem! Mam nadzieję, że przynajmniej rzygałeś przez to cały weekend!

Spotkałam Colemana przed szkołą.

- Chyba zostawiłaś coś wczoraj w moim łóżku – powiedział z głupim uśmieszkiem i oczywiście głośniej niż to było konieczne.

- Dzięki.

Wyrwałam mu z ręki mój telefon i poszłam dalej. Dziś rano znów było zimno, większość uczniów kłębiło się więc na głównym korytarzu. Siedzieli pod ścianą, na schodach, parapetach, gdzie się dało. Szłam pod salę niespiesznie i jak zwykle z naciągniętym na głowę kapturem i nagle słyszę: "I'm a Barbie girl in a Barbie world...". Głośniej i głośniej i wydobywa się z mojej kieszeni?! Rozejrzałam się wokół. Widziałam te uśmieszki i spojrzenia, a ten przeklęty telefon tłukł się podkręcony na pełnym dźwięku. Skręciłam do kibla i popatrzyłam na wyświetlacz "Zack Wspaniały". 

- Palant! – krzyknęłam do słuchawki jak tylko odebrałam. – Jak mogłeś grzebać w moim telefonie?!

- Posłuchałem tylko trochę muzyki.

- Nie wierzę ci! Ja nie grzebię w twoich prywatnych rzeczach!

- O przepraszam, a moje gacie? To moja prywatna rzecz...

- Czytałeś moje wiadomości? – przerwałam mu szybko. Czułam, że krew na chwilę odpłynęła mi z twarzy.

- A co mnie obchodzą twoje sprawy? Posłuchałem tylko muzyki...

- Przeglądałeś kontakty skoro zmieniłeś swój!

- Włączyły mi się przez przypadek ostatnie połączenia. Czego ty się tak spinasz, nawet nie masz tam żadnych ciekawych zdjęć a zachowujesz się jakbym złamał jakiś tajny szyfr zaglądając do tego starego rupiecia...

- Wiesz, że tak tego nie zostawię! Chcesz wojny to będziesz ją miał! – zagroziłam i rozłączyłam się.

Może niepotrzebnie się przejmuję, ostatnio nie dostawałam nowych wiadomości a nawet gdyby je widział... Przejrzałam szybko historię: "widzę cię zawsze", "wiem o tobie wszystko", "milczenie jest złotem" i tak dalej. Są dziwne, ale co go to może obchodzić.

Oczywiście na zajęciach siedział obok "Pan Wspaniały" z tym swoim irytującym kpiarskim wyrazem twarzy. Kolejne epitety przychodziły mi do głowy, o tak dziś byłam bardzo kreatywna.

*

Oddychaj

Choć dusisz się życiem

Czekając końca

Przemykasz jak cień

Nim oka mgnienie

Przeminie dzień

Nim znikniesz

Pamiętaj oddychać trzeba

Choć dusi cię życie

Do nieba?

Daleka droga

Lepiej zniknąć

Tak już i teraz

Być obok bezpiecznie

Pamiętaj wdech

Tułać się gdzieś pomiędzy

Choćby wiecznie

Trzymając się ziemi

Krążyć u bram nieba

Gdzieś wokół piekła...

Tego samego dnia, wieczorem jak na zawołanie przyszedł kolejny sms. Wybrałam szybko numer ale oczywiście po drugiej stronie nikt nie odbierał, jak zawsze.

Przeczytałam raz jeszcze: "Przestań się zadawać z Colemanami!". Otuliłam się ciaśniej bluzą. Wieczory były już naprawdę chłodne a ja siedziałam na parapecie popalając, sporadycznie ale mi się to zdarzało.

Popatrzyłam raz jeszcze na wyświetlacz. Ta wiadomość różniła się od poprzednich. Wszystkie brzmiały jak przypomnienie, że ta kanalia tam jest, żyje i czai się gdzieś w ciemnościach i nie mogę o tym nigdy zapominać. Tym razem ingerował w moje życie, próbował mi rozkazywać?! Wkurwiłam się i napisałam w odpowiedzi, żeby się odpierdolił i nie mam zamiaru zmieniać pracy. Nie doczekałam się reakcji, zresztą jak zwykle. Każda wiadomość była wysłana z innego numeru i już pewno pozbył się karty ale ją zatrzymałam jak każdą jedną, która przyszła przez te ostatnie lata.

Wzięłam do ręki kartkę i dokończyłam wiersz, który zaczęłam pisać zanim przerwała mi przychodząca wiadomość.

...To co mi dziś trzeba

Pamiętać wdech

Pamiętać uśmiech

A gdy zapytają

I'm fine thank you!

Podeszłam do ściany zapełnionej różnymi wycinkami i papierkami, na których zapisywałam cokolwiek przychodziło mi do głowy. Teksty, wiersze, które już były drukowane lub czekały w kolejce na upublicznienie i takie, które się do tego nie dawały. Przyczepiłam kartkę trzymaną w ręce. Zrobiłam dwa kroki wstecz i spojrzałam na wytapetowaną tak ścianę.

Od sąsiadów znów dobiegały odgłosy kłótni, które wyrwały mnie z zamyślenia. Wcisnęłam w uszy słuchawki i zasunęłam okno.

*

- Nie no Vicat! Co za pech! Znów się potknęłaś na mojej nodze. To pewno przez ten kaptur. Widzisz tam coś spod niego?

Podszedł i zerwał mi go z głowy. Debil.

- Masz jakiś problem?! Odwal się Fuller! – Odepchnęłam głupka, który przed chwilą podstawił mi nogę i przez którego o mało co nie nabiłam sobie guza wpadając na ścianę.

Daniel Fuller, tak ten miał jakiś problem ze wszystkimi i najwyraźniej ze mną też, od niedawna. Bawiło go znęcanie się nad innymi. To taki klasyczny, sadystyczny typ. Głupie docinki, gnojenie i upokarzanie ale tylko słabszych, tylko tych, którzy nie umieli się bronić. Gnębił tych, co do których miał pewność, że nie postawią się w odwecie. To była jego rozrywka numer jeden. Mnie jeszcze nie znał za dobrze, bo znikanie w tej szkole szło mi świetnie, przynajmniej do tej pory. Nie wiedział więc z kim zadziera.

Reszta kolegów rechotała wokół nas jak stado żab. Szlak z tym! Zacisnęłam zęby i pięści ruszając na niego ale nagle pojawił się za moimi plecami ktoś, kto pohamował moje zapędy.

- Hej Dan! W co się bawicie z moją dziewczyną? – zagadnął Coleman.

I znów usłyszałam śmiechy ale wzięłam się w garść, bo miałam okazję żeby się ulotnić bez wszczynania awantury. Tak niestety wyglądała teraz moja rzeczywistość. Musiałam się mocno gimnastykować, żeby nie stracić panowania nad sobą.

A zaczęło się od tego, że w odpowiedzi na akcję Colemana z moim telefonem zemściłam się i zafarbowałam szpanerską, markową bieliznę Pana Wspaniałego na różowo. Podpisałam ją też markerem od Barbie dla Kena i spakowałam do torby treningowej. Sugestia była aż nazbyt wyraźna więc zrozumiał. Za to, niby przypadkiem, w moich włosach znalazł się jogurt na przerwie obiadowej więc ode mnie dostał gorącą kawę na spodnie. Pinezka na krześle, robaki w plecaku, spuszczone powietrze z koła, szafka szkolna wypchana śmieciami, ekstra ostry sos w kanapce, olej zamiast szamponu do włosów - to moja zemsta za to, że musiałam wracać po wf-ie w przepoconym, śmierdzącym dresie, bo ubrania znalazłam przemoczone pod prysznicem.

Mogłabym tak jeszcze wymieniać. Na razie pomysłów nam nie brakowało, jak i obserwatorów naszych poczynań. Oczywiście zrobiłam się w szkole widzialna aż za bardzo, tak więc takie typki jak koledzy Colemana z Fullerem na czele zauważyli moje istnienie. Zrobili się bardziej zgryźliwi i denerwujący. Rzucali za mną wyzwiskami i skarpetami kiedy mijałam ich szatnię. To niby przypadkiem popchnęli, podstawili nogę jak dziś Fuller. Robiło się to już wkurwiające ale jakoś się trzymałam i nie dałam się jeszcze sprowokować. Może dzięki temu, że Hannah cudownie znajdowała się przy mnie, zawsze w momentach kiedy trzeba było mnie pohamować. Miałam do niej jakąś słabość, bo dziewczyna samą swoją obecnością potrafiła mnie uspokoić.

Cokolwiek by się działo, w myśl zasady żeby wrogów trzymać bliżej niż przyjaciół, przerwy obiadowe spędzaliśmy przy wspólnym stoliku. Nawet jeśli nie odzywaliśmy się do siebie. Coleman nie wrócił też na swoje poprzednie miejsce na zajęciach a kiedy kończyliśmy o tej samej porze lekcje wracaliśmy razem. Mam wrażenie, że zdając sobie sprawę z tego jak nie lubię jazdy na motorze, że na nim marznę, torturował mnie tymi podwózkami. Poza tym spieszył się po szkole na treningi a nie chciał mnie zostawiać sam na sam ze swoimi rzeczami i zadaniami. Po tym jak pan Ward pochwalił go przed całą klasą, że "Zachary w ostatniej rozprawce pokazał swoje nowe oblicze, otworzył się i odkrył jaki jest wrażliwy". Nazwanie go publicznie wrażliwym, to chyba najgorsza obelga według Colemana. Zrobił też z siebie idiotę nie mogąc odczytać notatki z historii, gdyż z premedytacją użyłam w niej kilku trudniejszych wyrazów a i nabazgrałam je tak nieczytelnie jak tylko potrafiłam. Teraz siedział przy mnie dopóki nie skończyłam pisać, przeczytał, popytał, poprawił i zatwierdził. Czasem nawet sam coś pisał, zaczynało to wyglądać jak prawdziwe korki.

Cieszyło mnie w tym całym zamieszaniu tylko jedno, że przypadkiem uszczęśliwiłam Hannę i mam wrażenie, że Ethana też. Mieli okazję spędzić ze sobą co dzień trochę czasu sam na sam w drodze do szkoły i z powrotem. Chłopak w zastępstwie, sumiennie podwoził kuzynkę swojego przyjaciela. Obawiałam się, że w tej ich przyjacielskiej relacji żadne nie zrobi pierwszego kroku i trzeba by im w tym trochę pomóc. Problem w tym, że nadal nie wiedziałam jak się do tego zabrać. A czas uciekał i Coleman na dniach miał odebrać samochód.

*

Siedzieliśmy w pokoju Colemana. Właśnie skończyłam go sprzątać kiedy wpadła Hannah a później Ethan z pizzą i piwem. Powoli przyzwyczajałam się już do takich spotkań. Chłopaki grali zawzięcie w jakąś grę a my z Hann zastanawiałyśmy się na co wyskoczyć do kina i jakoś zeszło na horrory, zwłaszcza że zbliżało się Halloween. Hannah zebrało się na wspomnienia imprez i kostiumów, aż w temat włączył się też Coleman.

- To co Halloween u mnie w ten weekend? – zapytał przeżuwając kawałek pizzy i popijając piwem.

- Wiesz co i tak się dziwię, że tyle wytrzymałeś i jeszcze nic nie urządziłeś, od czasu imprezy na rozpoczęcie roku szkolnego – zastanawiał się Ethan.

- Jakoś tak zleciało. Zawsze ktoś, gdzieś zapraszał. No dawaj Eth! Jeszcze jedna runda?

- Może jak w zeszłym roku wymyślimy jakiś temat przewodni? – rzuciła moja towarzyszka.

- Masz jakiś pomysł? – zapytał Coleman, nie przerywając kontaktu wzrokowego z ekranem.

- A jaki był w zeszłym roku? – zainteresowałam się.

- Anioły i demony czy jakoś tak – poinformował mnie Ethan, przygryzając język i skręcając nie tyko w grze ale i całym swoim ciałem. Normalnie jak dzieci.

- Piekło i niebo – poprawiła go Hannach.

- No przecież mówiłem, a to jakaś różnica?

- Faceci – parsknęła.

- No proszę i mieliście prawdziwego szatana – zaśmiałam się kiwając głową w stronę Colemna.

- I to wykurwiście seksownego, przystojnego, gorącego... – mnożył przymiotniki nie przerywając sobie swojego zajęcia. Skurczybyk i tak wiedział, że o nim mowa.

- A ty Hannah po której stronie mocy stanęłaś? – zignorowałam pana wykurwistego.

- Anielica, pokażę ci.

Po chwili wyciągnęła telefon ze zdjęciem w moją stronę.

- To macie w końcu jakiś pomysł co w tym roku? – zapytał Coleman.

- Gwiezdne wojny? – rzucił Ethan.

- Nieee! – zaprzeczyła Hannah.

- Porno? – zaproponował Coleman.

- No oczywiście – parsknęłam śmiechem jak i reszta.

– Ale, że proponujesz żeby obejrzeć czy o co ci chodzi? – nabijał się Ethan.

- Nic mi nie przychodzi do głowy – powiedziała Hannah.

Mój wzrok przebiegł akurat po komiksach na półce Colemana.

- Super bohater – zaproponowałam.

- Przerabialiśmy już to, dwa lata wcześniej, byłam wtedy Wonderwomen.

- Kurwa! Przejebałem! Wszystko przez to ich gadanie! Rozpraszały mnie! - użalał się Coleman.

- Postać z horroru? – podpowiadałam dalej, nie zwracając uwagi na bluzgającego przekleństwami chłopaka. Zdecydowanie nie potrafił przegrywać.

- Straszny film albo bad guys, czarne charaktery. Zapraszamy tylko najstraszniejszych z ekranów kina – podchwyciła dziewczyna.

- No dobra to dawaj, powtórz to – powiedział gospodarz klikając zawzięcie w swoim smartphonie. – Już rozsyłam. Poszło. To najbliższy weekend u mnie – zakomunikował. - A teraz rewanż! Dawaj Ethan!

- Jesteś zaproszona oczywiście – Hannah zwróciła się do mnie szturchając mnie w bok. A później rozpłynęła się nad wymyślaniem kostiumów dla siebie i dla nas, aż wywiązała się przekrzykiwanka z Colemanem na temat jego seksowności w nieważne jakim wydaniu. Twierdził, że w każdym nawet najgłupszym kostiumie jest w stanie poderwać i przelecieć jakąś nieznajomą. 

- No to chyba faktycznie przyjdę to zobaczyć – zaśmiałam się.

- A założymy się Vicat?

- Ale dlaczego ja? Oni też się śmiali!

- Ale ty najgłośniej! To za kogo mam się przebrać? – zapytał.

- Może zaa... – zastanawiałam się. - Nie wiem, ale najgłupiej wyglądałbyś w rajtuzach...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro