A co z moim Aniołkiem?
Dziś nie wracałam do domu, ja raczej krążyłam powoli zbliżając się w jego kierunku. Nie czułam strachu, mimo że było już naprawdę późno, ciemno i mijałam coraz bardziej podejrzanych typów. Byłam głęboko zatopiona w myślach.
Sama nie wiem kiedy mój świat wywrócił się znów do góry nogami i kiedy to wszystko nabrało dla mnie takiego znaczenia? Każdego ranka budziłam się z myślą, że nie chce mi się nic, nawet żyć. Włączałam swojego autopilota, który miał mnie przeprowadzić przez dzień bez zbędnych problemów aż do kolejnej nocy. Szkoła, korki, praca, nauka, sen i tak codziennie. Obiecałam Shelly, że nie przerwę tego kołowrotka, chciałam więc przeżyć resztę życia szybko i niezauważalnie. Przeżyć? To chyba za wiele powiedziane, wegetacja to chyba bardziej adekwatne słowo. Ponieważ nie mogłam już nic zmienić ani oddać Clair tych lat, które zmarnowała przy mnie chciałam przynajmniej wyjechać na studia i wkońcu przestać być dla niej ciężarem, a kto wie może gdybym choć tak zniknęła z jej życia zmieniłoby się ono na lepsze. Odkąd się w nim pojawiłam tylko się spieprzyło. A może jak zawsze byłam egoistką, która chciała w ten sposób tylko uspokoić swoje sumienie?
I nagle pojawiła się Hannah ze swoim pogmatwanym życiorysem, relacjami z matką, miłością do przyjaciela, który przez problemy z ojcem i ciągłe troszczenie się o stukniętego Colemana nie zauważał tego tak długo. No i jeszcze ten najbardziej pogmatwany sukinsyn, jej kuzyn, który po śmierci matki i być może nieuzasadniony żal do ojca próbuje rozpierdolić świat. Wyżywa się i niszczy wszystkich wokół włącznie ze mną. Ale kim ja jestem żeby go tak oceniać? Na swój sposób zrobiłam to samo. Czy to moja kara? Czy pokuta i szansa na odkupienie? Tak wiele pytań a żadnych odpowiedzi.
Z rozmyślań wyrwał mnie brzęczący telefon. Popatrzyłam na wyświetlacz i się zdziwiłam: "Nie no, czego znowu chciał?".
- Czego? – rzuciłam niegrzecznie ale pamiętałam w jakich okolicznościach się rozstaliśmy.
- Cześć. Ty jesteś Vicat? – usłyszałam nieznany głos po drugiej stronie. Zatrzymałam się.
- A kto mówi?
- Dzwonię z telefonu twojego kolegi, mogłabyś po niego przyjechać?
*
- To tutaj – powiedział Mike parkując pod knajpą.
Nad wejściem świecił się neonowy napis "Gong". Weszłam do zadymionego, gwarnego pomieszczenia w obstawie Mike i Cartera. Oni pierwsi i jedyni przyszli mi na myśl. Potrzebowałam dwóch kierowców, jeden musiał nas zawieźć a drugi zabrać auto Colemana. Hannah dziś odpadała a Ethan był teraz przy niej, pozostali mi więc tylko oni. Rozglądałam się po wnętrzu. W centralnym miejscu na specjalnym stojaku wisiał sporych rozmiarów złoty gong, to by wyjaśniało nazwę tego przybytku. Podeszłam do barmana i jak tylko się odezwał od razu rozpoznałam głos.
- Cześć. Jestem Vicat, przyjechałam po kolegę.
- Harry – przedstawił się i wyciągnął do o mnie rękę dwudziestoparoletni blondyn. - No nareszcie. Gówniarz często tu przychodzi i nie małą sumę już tu przepił ale nie wiem co go dziś napadło. Grał w bilard, oglądał mecz i nagle zaczął się przepychać z jakimś gościem. Facet już chciał wzywać policję ale udało się go uspokoić. Twój kolega wisi mi jak wytrzeźwieje za Whiskacza, którym obdarowałem tamtego.
- A gdzie jest ten idiota?
- "Bobas", nasz ochroniarz, musiał go trochę spacyfikować a teraz podobno zasnął na zapleczu. Zaczekaj tu masz jego kluczyki. Musiałem mu je zabrać bo chciał wracać w takim stanie. – Wyciągnął je z pod lady. - I telefon.
- Dziękuję. A skąd wiedziałeś do kogo zadzwonić? – pytałam idąc za chłopakiem na zaplecze.
- Bredził pod nosem coś co brzmiało jak twoje nazwisko, które zobaczyłem później w historii połączeń.
"Dobrze, że zmienił nazwę mojego kontaktu" pomyślałam.
- Jeszcze raz dzięki w imieniu tego tu... – wskazałam śpiącego na krześle w kącie Colemana.
- Jak już mówiłem dbam o dobrych klientów.
Z pomocą chłopaków zapakowaliśmy mojego szefa na tylne siedzenie. Pozostało ustalić co dalej?
- Czy to będzie zbyt wiele jeśli poproszę żebyście go przenocowali? – zapytałam.
Zgodzili się.
- Powiem ci nawet, że dzisiejszy wieczór będzie dla mnie prawdziwą i niezapomnianą przyjemnością jeśli pozwolisz mi... – Tu Carter wystawił rękę i zaczął kiwać głową w stronę samochodu Colemana. Oddałam mu kluczki. – Człowieku widziałeś to cacuszko?! – zwrócił się podekscytowany do Mika. Zanim ruszyliśmy musieli sobie pooglądać samochód i porobić z nim zdjęcia z każdej strony. Ja w tym czasie, poinformowałam mojego pracodawcę, że mam wszystko pod kontrolą i nie musi się martwić o syna.
- Kim on jest dla ciebie? – zapytał mnie znienacka Mike, kiedy byliśmy w drodze do ich mieszkania.
Spojrzałam w lusterko na śpiącego na tylnym siedzeniu chłopaka.
- Kolegą.
- Wiesz nie chcę być wścibski ale znamy się już trochę a tak na dobrą sprawę nic o tobie nie wiem. Nigdy nawet nie mówisz o swoich znajomych a nagle prosisz nas o odebranie i przenocowanie kolesia, z którym parę dni temu kłóciłaś się pod moim domem. Co jest grane?
Ostatnio zwierzanie się szło mi całkiem nieźle a trochę prawdy temu tutaj z pewnością byłam winna. Westchnęłam więc i zaczęłam wyjaśniać sytuację.
- No dobra. Nazywa się Zack Coleman i chodzimy razem do szkoły. To taki szkolny playboy, który musi być we wszystkim najlepszy, szybko wpada w złość i tarapaty, znasz ten typ? – Mike przytaknął a ja kontynuowałam. – I niestety kiedyś przypadkiem prawie wpadłam pod jego auto, to którym jedzie teraz Carter i ono się trochę poobijało.
- Auć!
- No mam nadzieję, że nie żałujesz go bardziej niż mnie? W każdym bądź razie to ja wtargnęłam na drogę wkręcił mnie więc tak, że zaczęłam dla niego pracować, "za karę". – Zrobiłam cudzysłów w powietrzu. – Wyszło na to, że zostałam nianią prawie dorosłego faceta. Ale są też plusy tej całej sytuacji bo w sumie za kilka godzin użerania się z nim zarabiam lepiej niż w poprzedniej pracy i na korkach razem wziętych, poza tym poznałam i zaprzyjaźniłam się z jego kuzynką.
- A on przypadkiem nie wyobraża sobie czegoś więcej? Bo ostatnio twierdził, że jest twoim chłopakiem.
- No co ty! Zrobi i powie wszystko żeby tylko mnie wkurzyć i uprzykrzyć mi życie. To taka jego rozrywka.
- Wyglądał wtedy całkiem poważnie, jakby mu zależało.
- Wydawało ci się - zaprzeczyłam szybko.
- Aniołku żyję już troszkę dłużej na tym świecie i wiem co i kiedy mi się wydawało.
Parsknęłam rozdrażniona jego durnym zdrobnieniem i insynuacjami.
- Daj spokój! Jest dobrze kiedy się przynajmniej tolerujemy. Kłócimy się prawie zawsze kiedy się widzimy. Raptem parę razy rozmawialiśmy normalnie i w takich momentach wydawało mi się nawet, że się rozumiemy i może nawet kumplujemy ale za chwilę coś się psuje i kończymy jak dziś popołudniu, kłótnią albo bójką – przerwałam kiedy spojrzał na mnie unosząc w zdziwieniu brwi. - Nie patrz tak na mnie. Wiem jak to brzmi.
- A słyszałaś, że od nienawiści do miłości...
- Ej przystopuj! Weź ty może nie baw się w psychoterapeutę. I coś ty taki ciekawski dzisiaj? Może powiedz mi lepiej co tam słychać u tej twojej nieznajomej przez którą dostałam kosza? - skutecznie skierowałam rozmowę w innym kierunku.
- Już nie jest taka nieznajoma. Skorzystała z mojej oferty i wyszła z całkiem ładnym łapaczem snów na ramieniu.
- I ma na imię...
- Kate. I umówiliśmy się już drugi raz.
- To dobrze - ucieszyłam się.
- Jest ok między nami? - Mike próbował się upewnić.
Pokiwałam głową na potwierdzenie.
- Na pewno? – dopytywał.
- Oczywiście! Jak tylko mi obiecasz, że mogę wpaść od czasu do czasu...
- Moja kanapa jest zawsze do twojej dyspozycji.
Tej nocy skorzystałam więc z kanapy a Zack z materaca na podłodze obok. Nie mogłam go w takim stanie zawieźć do domu bo na jaką nianię bym wyszła?
*
Obudziłem się sam nie wiem gdzie z potwornym kacem.
- Masz wypij to.
Podał mi szklankę z jakimś musującym napojem. Nie wiem kim był ten wytatuowany niebieskowłosy z tunelami w uszach i innymi metalowymi udziwnieniami na całym ciele.
- Gdzie ja jestem?! Kim ty...
Przełożył szklankę do drugiej ręki i wyciągnął do mnie prawą.
- Carter, jesteś w moim i Mika mieszkaniu. A to jest dobre na kaca.
Uścisnąłem rękę chłopaka i wziąłem szklankę.
- Zack – przedstawiłem się. - A jak się tu znalazłem?
- Przywieźliśmy cię tutaj wczoraj wieczorem z Małą. - Wstał i zaczął zakładać koszulkę, zasłaniając całą tą galerię na swoim ciele. - Czym ty się wczoraj nawaliłeś młody, że tak odleciałeś? Cokolwiek to było ścięło cię totalnie. Musieliśmy cię wynieść z Gonga bo nie mogłeś ustać na własnych nogach.
- Gdzie ona jest?
- Mała? Bierze prysznic. No to ja się zbieram do pracy, mam klienta za chwilę. A i jakbyś kiedyś potrzebował kierowcę to chętnie się jeszcze raz przejadę, świetne auto!
- Dzięki, zapamiętam.
- Nie ma za co - powiedział zamykając za sobą drzwi.
- Cześć! - pojawił się kolejny chłopak, tego już niestety znałem.
Obserwowałem jak szedł w kierunku aneksu kuchennego, po drodze wycierając ręcznikiem i roztrzepując rękami jeszcze wilgotne włosy. Nie chciałem czekać aż zaraz za nim wyjdzie jeszcze ona zawinięta w ręcznik albo w jego koszulce. Wyobraźnia mnie ponosiła i zamęczała tymi widokami. Czułbym się jak piąte koło... Tymczasem Mike zaczął grzebać po szafkach wyciągać kubki i majstrować przy ekspresie.
- Napijesz się kawy? – rzucił do mnie.
Nadal się nie odzywałem. Irytacja to mało powiedziane. Czułem do niego niechęć, wkurzał mnie chociaż go osobiście nie znałem.
- Czy mi się wydaje czy ty nie przepadasz za mną? – zapytał.
- Nie, dlaczego? Nie znam cię więc jesteś mi obojętny.
Wstałem i zacząłem się rozglądać za moimi rzeczami. Znalazłem kurtkę i buty. Sprawdziłem kieszenie ale nie było w nich kluczyków.
- Tego szukasz? – Podsunął w moim kierunku kluczyki i telefon, które leżały przed nim na wyspie kuchennej. - Nie zaczekasz na Moniq? – znów zapytał.
- Spieszę się a ona sama trafi do domu.
- Niewdzięczny z ciebie sukinsyn – powiedział spokojnie popijając kawę.
- Podziękowałem już twojemu kumplowi – odpowiedziałem starając się panować nad ogarniającą mnie złością. Odwróciłem się żeby odejść ale jego słowa zatrzymały mnie w połowie drogi do drzwi.
- A co z moim Aniołkiem? Jej też nie podziękujesz? Myślałem, że się przyjaźnicie?
Aniołek? Prychnąłem w duchu chyba mówimy o dwóch różnych osobach.
- Chyba nie aż tak jak wy – syknąłem przez zaciśnięte zęby.
Uśmiechnął się pod nosem.
- No tak nas łączy szczególnie bliska więź – położył oczywiście większy nacisk na słowo szczególnie czym mnie wyprowadził z równowagi.
Tym razem to ja się zaśmiałem półgębkiem.
- A ja głupi myślałem, że to tylko taka wymiana usług! Pieprzenie na zawołanie. Trafiła się skrzywdzona małolata i skorzystałeś. A może ona szukała tylko kogoś bliskiego nie pomyślałeś o tym bucu?! – zdałem sobie sprawę, że się zagalopowałem.
- Chyba coś źle zrozumiałeś. Nigdy jej nie wykorzystałem! – uniósł się nagle. - Kocham ją! A ty sobie to zapamiętaj i nie zbliżaj się więcej do niej! Słyszałeś?! Jest moja!
- Po co mi to mówisz? Co mnie to obchodzi?!
Wyszedłem trzaskając drzwiami.
*
- Laura się martwi i pyta kiedy wpadniesz na jakieś przymiarki? Mam ci przekazać, że wszystkim się zajmie.
- A kiedy wkońcu z nią porozmawiasz o swoim problemie? Miałaś to zrobić jeszcze przed balem – ściszyłam głos bo akurat ktoś przechodził obok nas. – Może zrobimy to dzisiaj po szkole?
- Nie. Wiesz myślę, że powiem jej wszystko tam na balu.
- To chyba nie jest najlepsze miejsce do poważnej rozmowy? – próbowałam ją odwieźć od tego pomysłu.
- A ja uważam, że tak. Zresztą już podjęłam decyzję – oznajmiła hardo.
- To przykro mi ale będziesz sobie musiała poradzić sama.
- Ale przecież... Co się dzieje? – zdziwiła się Hannah. - Nie idziesz? Rozmyśliłaś się? Myślałam, że już jesteście umówieni z Zack'iem? Czemu nic nie powiedziałaś?! Zack nie chce cię zabrać czy dalej się nie odzywa i cię unika? – zasypała mnie pytaniami.
- Wierz mi, jest mi z tym świetnie – odpowiedziałam spokojnie w przeciwieństwie do Hannah, która wpadła w lekką panikę.
- Porozmawiam z nim.
- Po co? – mówiłam spokojnie.
- Ale musisz iść! Obiecałaś mi przecież, że będziesz przy mnie. Ja bym to dla ciebie zrobiła! – zagrała nieczysto. To było jak cios poniżej pasa, wiem że panikowała ale zabolało.
- Przykro mi – odpowiedziałam z chłodem.
- Czy jest gdzieś napisane, że musisz na ten cholerny bal wejść z moim popieprzonym kuzynem?! - wściekała się.
- Wydawało mi się, że taki był warunek Laury. Mieliśmy się tam razem pokazać.
- No to pokażecie się tam oboje ale wejdziecie osobno. Pojedziesz z nami, ze mną i Ethanem. Proszę cię zgódź się!
- Nawet jeśli się zgodzę to już trochę późno i faktycznie nie mam nic odpowiedniego na taką okazję.
- Oj proszę cię, to najmniejszy problem! Przymierzyłam chyba ze 20 sukienek, zadzwonię do stylistki żeby je jutro przywiozła na pewno coś z tego wybierzemy dla ciebie. Wpadnij rano, jesteśmy z Lurą umówione z fryzjerką i manikiurzystką w domu.
- No dobra. – Przeczesałam włosy rękami. – Czemu one tak cholernie szybko rosną? - zapytałam samą siebie.
- A nie chcesz ich znów zapuścić? Miałaś takie śliczne długie, ciemne fale.
- Tak myślisz? Też je lubiłam... – w tej chwili dopadło mnie wspomnienie jak ta kanalia nawija sobie kosmyk moich włosów mówiąc, że są takie mięciutkie i pachnące. To było takie obrzydliwe... - przyzwyczaiłam się już i tak mi wygodniej – dokończyłam zdanie ale czułam, że robiłam się blada i na czoło zaczął mi występować zimny pot. Czas zwalniał i odpływałam, musiałam się pozbierać nie mogłam tak panikować przy każdych złych wspomnieniach.
- O idzie mój seksowny chłopak! – powiedziała Hannah zeskakując z parapetu i podbiegając do Ethana.
"W samą porę" pomyślałam. Jeszcze by coś zauważyła. Wstałam i ruszyłam za nią. Ciągle jeszcze oglądałam świat jak przez mgłę. Hannah skoczyła na swojego chłopaka zatrzymując go w powitalnym uścisku. Tymczasem Coleman nie zatrzymał się, szedł cały czas na przód, zapatrzony gdzieś przed siebie z obojętnym wyrazem twarzy, zupełnie na nic nie zważając. Zbliżał się powoli albo tylko mój mózg jeszcze rejestrował całą tą sytuację w zwolnionym tempie.
– Cześć! – wyrwało mi się jakoś tak nieświadomie z przyzwyczajenia. Ale nawet to nie sprawiło żeby mijając mnie choćby mrugnął czy zmienił wyraz twarzy. Przeszedł obok o mało mnie nie potrącając i traktując jak powietrze. Zarejestrowałam, że to mnie gdzieś w środku ukuło ale i jednocześnie odwróciło uwagę i odcięło od majaków przeszłości, przywracając do rzeczywistości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro