Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

A co z moim Aniołkiem?

Dziś nie wracałam do domu, ja raczej krążyłam powoli zbliżając się w jego kierunku. Nie czułam strachu, mimo że było już naprawdę późno, ciemno i mijałam coraz bardziej podejrzanych typów. Byłam głęboko zatopiona w myślach.

Sama nie wiem kiedy mój świat wywrócił się znów do góry nogami i kiedy to wszystko nabrało dla mnie takiego znaczenia? Każdego ranka budziłam się z myślą, że nie chce mi się nic, nawet żyć. Włączałam swojego autopilota, który miał mnie przeprowadzić przez dzień bez zbędnych problemów aż do kolejnej nocy. Szkoła, korki, praca, nauka, sen i tak codziennie. Obiecałam Shelly, że nie przerwę tego kołowrotka, chciałam więc przeżyć resztę życia szybko i niezauważalnie. Przeżyć? To chyba za wiele powiedziane, wegetacja to chyba bardziej adekwatne słowo. Ponieważ nie mogłam już nic zmienić ani oddać Clair tych lat, które zmarnowała przy mnie chciałam przynajmniej wyjechać na studia i wkońcu przestać być dla niej ciężarem, a kto wie może gdybym choć tak zniknęła z jej życia zmieniłoby się ono na lepsze. Odkąd się w nim pojawiłam tylko się spieprzyło. A może jak zawsze byłam egoistką, która chciała w ten sposób tylko uspokoić swoje sumienie?

I nagle pojawiła się Hannah ze swoim pogmatwanym życiorysem, relacjami z matką, miłością do przyjaciela, który przez problemy z ojcem i ciągłe troszczenie się o stukniętego Colemana nie zauważał tego tak długo. No i jeszcze ten najbardziej pogmatwany sukinsyn, jej kuzyn, który po śmierci matki i być może nieuzasadniony żal do ojca próbuje rozpierdolić świat. Wyżywa się i niszczy wszystkich wokół włącznie ze mną. Ale kim ja jestem żeby go tak oceniać? Na swój sposób zrobiłam to samo. Czy to moja kara? Czy pokuta i szansa na odkupienie? Tak wiele pytań a żadnych odpowiedzi.

Z rozmyślań wyrwał mnie brzęczący telefon. Popatrzyłam na wyświetlacz i się zdziwiłam: "Nie no, czego znowu chciał?".

- Czego? – rzuciłam niegrzecznie ale pamiętałam w jakich okolicznościach się rozstaliśmy.

- Cześć. Ty jesteś Vicat? – usłyszałam nieznany głos po drugiej stronie. Zatrzymałam się.

- A kto mówi?

- Dzwonię z telefonu twojego kolegi, mogłabyś po niego przyjechać?

*

- To tutaj – powiedział Mike parkując pod knajpą.

Nad wejściem świecił się neonowy napis "Gong". Weszłam do zadymionego, gwarnego pomieszczenia w obstawie Mike i Cartera. Oni pierwsi i jedyni przyszli mi na myśl. Potrzebowałam dwóch kierowców, jeden musiał nas zawieźć a drugi zabrać auto Colemana. Hannah dziś odpadała a Ethan był teraz przy niej, pozostali mi więc tylko oni. Rozglądałam się po wnętrzu. W centralnym miejscu na specjalnym stojaku wisiał sporych rozmiarów złoty gong, to by wyjaśniało nazwę tego przybytku. Podeszłam do barmana i jak tylko się odezwał od razu rozpoznałam głos.

- Cześć. Jestem Vicat, przyjechałam po kolegę.

- Harry – przedstawił się i wyciągnął do o mnie rękę dwudziestoparoletni blondyn. - No nareszcie. Gówniarz często tu przychodzi i nie małą sumę już tu przepił ale nie wiem co go dziś napadło. Grał w bilard, oglądał mecz i nagle zaczął się przepychać z jakimś gościem. Facet już chciał wzywać policję ale udało się go uspokoić. Twój kolega wisi mi jak wytrzeźwieje za Whiskacza, którym obdarowałem tamtego.

- A gdzie jest ten idiota?

- "Bobas", nasz ochroniarz, musiał go trochę spacyfikować a teraz podobno zasnął na zapleczu. Zaczekaj tu masz jego kluczyki. Musiałem mu je zabrać bo chciał wracać w takim stanie. – Wyciągnął je z pod lady. - I telefon.

- Dziękuję. A skąd wiedziałeś do kogo zadzwonić? – pytałam idąc za chłopakiem na zaplecze.

- Bredził pod nosem coś co brzmiało jak twoje nazwisko, które zobaczyłem później w historii połączeń.

"Dobrze, że zmienił nazwę mojego kontaktu" pomyślałam.

- Jeszcze raz dzięki w imieniu tego tu... – wskazałam śpiącego na krześle w kącie Colemana.

- Jak już mówiłem dbam o dobrych klientów.

Z pomocą chłopaków zapakowaliśmy mojego szefa na tylne siedzenie. Pozostało ustalić co dalej?

- Czy to będzie zbyt wiele jeśli poproszę żebyście go przenocowali? – zapytałam.

Zgodzili się.

- Powiem ci nawet, że dzisiejszy wieczór będzie dla mnie prawdziwą i niezapomnianą przyjemnością jeśli pozwolisz mi... – Tu Carter wystawił rękę i zaczął kiwać głową w stronę samochodu Colemana. Oddałam mu kluczki. – Człowieku widziałeś to cacuszko?! – zwrócił się podekscytowany do Mika. Zanim ruszyliśmy musieli sobie pooglądać samochód i porobić z nim zdjęcia z każdej strony. Ja w tym czasie, poinformowałam mojego pracodawcę, że mam wszystko pod kontrolą i nie musi się martwić o syna.

- Kim on jest dla ciebie? – zapytał mnie znienacka Mike, kiedy byliśmy w drodze do ich mieszkania.

Spojrzałam w lusterko na śpiącego na tylnym siedzeniu chłopaka.

- Kolegą.

- Wiesz nie chcę być wścibski ale znamy się już trochę a tak na dobrą sprawę nic o tobie nie wiem. Nigdy nawet nie mówisz o swoich znajomych a nagle prosisz nas o odebranie i przenocowanie kolesia, z którym parę dni temu kłóciłaś się pod moim domem. Co jest grane?

Ostatnio zwierzanie się szło mi całkiem nieźle a trochę prawdy temu tutaj z pewnością byłam winna. Westchnęłam więc i zaczęłam wyjaśniać sytuację.

- No dobra. Nazywa się Zack Coleman i chodzimy razem do szkoły. To taki szkolny playboy, który musi być we wszystkim najlepszy, szybko wpada w złość i tarapaty, znasz ten typ? – Mike przytaknął a ja kontynuowałam. – I niestety kiedyś przypadkiem prawie wpadłam pod jego auto, to którym jedzie teraz Carter i ono się trochę poobijało.

- Auć!

- No mam nadzieję, że nie żałujesz go bardziej niż mnie? W każdym bądź razie to ja wtargnęłam na drogę wkręcił mnie więc tak, że zaczęłam dla niego pracować, "za karę". – Zrobiłam cudzysłów w powietrzu. – Wyszło na to, że zostałam nianią prawie dorosłego faceta. Ale są też plusy tej całej sytuacji bo w sumie za kilka godzin użerania się z nim zarabiam lepiej niż w poprzedniej pracy i na korkach razem wziętych, poza tym poznałam i zaprzyjaźniłam się z jego kuzynką.

- A on przypadkiem nie wyobraża sobie czegoś więcej? Bo ostatnio twierdził, że jest twoim chłopakiem.

- No co ty! Zrobi i powie wszystko żeby tylko mnie wkurzyć i uprzykrzyć mi życie. To taka jego rozrywka.

- Wyglądał wtedy całkiem poważnie, jakby mu zależało.

- Wydawało ci się - zaprzeczyłam szybko.

- Aniołku żyję już troszkę dłużej na tym świecie i wiem co i kiedy mi się wydawało.

Parsknęłam rozdrażniona jego durnym zdrobnieniem i insynuacjami.

- Daj spokój! Jest dobrze kiedy się przynajmniej tolerujemy. Kłócimy się prawie zawsze kiedy się widzimy. Raptem parę razy rozmawialiśmy normalnie i w takich momentach wydawało mi się nawet, że się rozumiemy i może nawet kumplujemy ale za chwilę coś się psuje i kończymy jak dziś popołudniu, kłótnią albo bójką – przerwałam kiedy spojrzał na mnie unosząc w zdziwieniu brwi. - Nie patrz tak na mnie. Wiem jak to brzmi.

- A słyszałaś, że od nienawiści do miłości...

- Ej przystopuj! Weź ty może nie baw się w psychoterapeutę. I coś ty taki ciekawski dzisiaj? Może powiedz mi lepiej co tam słychać u tej twojej nieznajomej przez którą dostałam kosza? - skutecznie skierowałam rozmowę w innym kierunku.

- Już nie jest taka nieznajoma. Skorzystała z mojej oferty i wyszła z całkiem ładnym łapaczem snów na ramieniu.

- I ma na imię... 

- Kate. I umówiliśmy się już drugi raz.

- To dobrze - ucieszyłam się.

- Jest ok między nami? - Mike próbował się upewnić.

Pokiwałam głową na potwierdzenie.

- Na pewno? – dopytywał.

- Oczywiście! Jak tylko mi obiecasz, że mogę wpaść od czasu do czasu...

- Moja kanapa jest zawsze do twojej dyspozycji.

Tej nocy skorzystałam więc z kanapy a Zack z materaca na podłodze obok. Nie mogłam go w takim stanie zawieźć do domu bo na jaką nianię bym wyszła?

*

Obudziłem się sam nie wiem gdzie z potwornym kacem.

- Masz wypij to.

Podał mi szklankę z jakimś musującym napojem. Nie wiem kim był ten wytatuowany niebieskowłosy z tunelami w uszach i innymi metalowymi udziwnieniami na całym ciele.

- Gdzie ja jestem?! Kim ty...

Przełożył szklankę do drugiej ręki i wyciągnął do mnie prawą.

- Carter, jesteś w moim i Mika mieszkaniu. A to jest dobre na kaca.

Uścisnąłem rękę chłopaka i wziąłem szklankę.

- Zack – przedstawiłem się. - A jak się tu znalazłem?

- Przywieźliśmy cię tutaj wczoraj wieczorem z Małą. - Wstał i zaczął zakładać koszulkę, zasłaniając całą tą galerię na swoim ciele. - Czym ty się wczoraj nawaliłeś młody, że tak odleciałeś? Cokolwiek to było ścięło cię totalnie. Musieliśmy cię wynieść z Gonga bo nie mogłeś ustać na własnych nogach.

- Gdzie ona jest?

- Mała? Bierze prysznic. No to ja się zbieram do pracy, mam klienta za chwilę. A i jakbyś kiedyś potrzebował kierowcę to chętnie się jeszcze raz przejadę, świetne auto!

- Dzięki, zapamiętam.

- Nie ma za co - powiedział zamykając za sobą drzwi.

- Cześć! - pojawił się kolejny chłopak, tego już niestety znałem.

Obserwowałem jak szedł w kierunku aneksu kuchennego, po drodze wycierając ręcznikiem i roztrzepując rękami jeszcze wilgotne włosy. Nie chciałem czekać aż zaraz za nim wyjdzie jeszcze ona zawinięta w ręcznik albo w jego koszulce. Wyobraźnia mnie ponosiła i zamęczała tymi widokami. Czułbym się jak piąte koło... Tymczasem Mike zaczął grzebać po szafkach wyciągać kubki i majstrować przy ekspresie.

- Napijesz się kawy? – rzucił do mnie.

Nadal się nie odzywałem. Irytacja to mało powiedziane. Czułem do niego niechęć, wkurzał mnie chociaż go osobiście nie znałem.

- Czy mi się wydaje czy ty nie przepadasz za mną? – zapytał.

- Nie, dlaczego? Nie znam cię więc jesteś mi obojętny.

Wstałem i zacząłem się rozglądać za moimi rzeczami. Znalazłem kurtkę i buty. Sprawdziłem kieszenie ale nie było w nich kluczyków.

- Tego szukasz? – Podsunął w moim kierunku kluczyki i telefon, które leżały przed nim na wyspie kuchennej. - Nie zaczekasz na Moniq? – znów zapytał.

- Spieszę się a ona sama trafi do domu.

- Niewdzięczny z ciebie sukinsyn – powiedział spokojnie popijając kawę.

- Podziękowałem już twojemu kumplowi – odpowiedziałem starając się panować nad ogarniającą mnie złością. Odwróciłem się żeby odejść ale jego słowa zatrzymały mnie w połowie drogi do drzwi.

- A co z moim Aniołkiem? Jej też nie podziękujesz? Myślałem, że się przyjaźnicie?

Aniołek? Prychnąłem w duchu chyba mówimy o dwóch różnych osobach.

- Chyba nie aż tak jak wy – syknąłem przez zaciśnięte zęby.

Uśmiechnął się pod nosem.

- No tak nas łączy szczególnie bliska więź – położył oczywiście większy nacisk na słowo szczególnie czym mnie wyprowadził z równowagi.

Tym razem to ja się zaśmiałem półgębkiem.

- A ja głupi myślałem, że to tylko taka wymiana usług! Pieprzenie na zawołanie. Trafiła się skrzywdzona małolata i skorzystałeś. A może ona szukała tylko kogoś bliskiego nie pomyślałeś o tym bucu?! – zdałem sobie sprawę, że się zagalopowałem.

- Chyba coś źle zrozumiałeś. Nigdy jej nie wykorzystałem! – uniósł się nagle. - Kocham ją! A ty sobie to zapamiętaj i nie zbliżaj się więcej do niej! Słyszałeś?! Jest moja!

- Po co mi to mówisz? Co mnie to obchodzi?!

Wyszedłem trzaskając drzwiami.

*

- Laura się martwi i pyta kiedy wpadniesz na jakieś przymiarki? Mam ci przekazać, że wszystkim się zajmie.

- A kiedy wkońcu z nią porozmawiasz o swoim problemie? Miałaś to zrobić jeszcze przed balem – ściszyłam głos bo akurat ktoś przechodził obok nas. – Może zrobimy to dzisiaj po szkole?

- Nie. Wiesz myślę, że powiem jej wszystko tam na balu.

- To chyba nie jest najlepsze miejsce do poważnej rozmowy? – próbowałam ją odwieźć od tego pomysłu.

- A ja uważam, że tak. Zresztą już podjęłam decyzję – oznajmiła hardo.

- To przykro mi ale będziesz sobie musiała poradzić sama.

- Ale przecież... Co się dzieje? – zdziwiła się Hannah. - Nie idziesz? Rozmyśliłaś się? Myślałam, że już jesteście umówieni z Zack'iem? Czemu nic nie powiedziałaś?! Zack nie chce cię zabrać czy dalej się nie odzywa i cię unika? – zasypała mnie pytaniami.

- Wierz mi, jest mi z tym świetnie – odpowiedziałam spokojnie w przeciwieństwie do Hannah, która wpadła w lekką panikę.

- Porozmawiam z nim.

- Po co? – mówiłam spokojnie.

- Ale musisz iść! Obiecałaś mi przecież, że będziesz przy mnie. Ja bym to dla ciebie zrobiła! – zagrała nieczysto. To było jak cios poniżej pasa, wiem że panikowała ale zabolało.

- Przykro mi – odpowiedziałam z chłodem.

- Czy jest gdzieś napisane, że musisz na ten cholerny bal wejść z moim popieprzonym kuzynem?! - wściekała się.

- Wydawało mi się, że taki był warunek Laury. Mieliśmy się tam razem pokazać.

- No to pokażecie się tam oboje ale wejdziecie osobno. Pojedziesz z nami, ze mną i Ethanem. Proszę cię zgódź się!

- Nawet jeśli się zgodzę to już trochę późno i faktycznie nie mam nic odpowiedniego na taką okazję.

- Oj proszę cię, to najmniejszy problem! Przymierzyłam chyba ze 20 sukienek, zadzwonię do stylistki żeby je jutro przywiozła na pewno coś z tego wybierzemy dla ciebie. Wpadnij rano, jesteśmy z Lurą umówione z fryzjerką i manikiurzystką w domu.

- No dobra. – Przeczesałam włosy rękami. – Czemu one tak cholernie szybko rosną? - zapytałam samą siebie.

- A nie chcesz ich znów zapuścić? Miałaś takie śliczne długie, ciemne fale.

- Tak myślisz? Też je lubiłam... – w tej chwili dopadło mnie wspomnienie jak ta kanalia nawija sobie kosmyk moich włosów mówiąc, że są takie mięciutkie i pachnące. To było takie obrzydliwe... - przyzwyczaiłam się już i tak mi wygodniej – dokończyłam zdanie ale czułam, że robiłam się blada i na czoło zaczął mi występować zimny pot. Czas zwalniał i odpływałam, musiałam się pozbierać nie mogłam tak panikować przy każdych złych wspomnieniach.

- O idzie mój seksowny chłopak! – powiedziała Hannah zeskakując z parapetu i podbiegając do Ethana.

"W samą porę" pomyślałam. Jeszcze by coś zauważyła. Wstałam i ruszyłam za nią. Ciągle jeszcze oglądałam świat jak przez mgłę. Hannah skoczyła na swojego chłopaka zatrzymując go w powitalnym uścisku. Tymczasem Coleman nie zatrzymał się, szedł cały czas na przód, zapatrzony gdzieś przed siebie z obojętnym wyrazem twarzy, zupełnie na nic nie zważając. Zbliżał się powoli albo tylko mój mózg jeszcze rejestrował całą tą sytuację w zwolnionym tempie.

– Cześć! – wyrwało mi się jakoś tak nieświadomie z przyzwyczajenia. Ale nawet to nie sprawiło żeby mijając mnie choćby mrugnął czy zmienił wyraz twarzy. Przeszedł obok o mało mnie nie potrącając i traktując jak powietrze. Zarejestrowałam, że to mnie gdzieś w środku ukuło ale i jednocześnie odwróciło uwagę i odcięło od majaków przeszłości, przywracając do rzeczywistości.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro