Rozdział 8: Kremówki
- LUDZIE! – wrzasnął Riley, idąc do lasku, żeby się załatwić. – Tu jest jedzenie!
Dalton zerwał się na równe nogi i popędził w stronę głosu chłopca. Gerard poszedł w jego ślady i chwilę potem był już tylko kilka kroków za głodnym Daltonem. Naraz wpadli do drewnianej chatki i wywalili się na jedzenie leżące dookoła.
- O, chłopie – wyszeptał Dalton, wpychając w siebie bułkę. – Jakie to jest dobre.
- Warzywa jedz lepiej! – krzyknął do niego Gerard z drugiego końca pomieszczenia, dobierając się do części ze słodyczami.
Po kilku minutach dołączyli do nich Hunter, Jean i Riley, ale oni kulturalnie zabrali się do jedzenia.
- Zaraz zwymiotuję – mruknął Dalton po jakimś czasie. – To chyba jedenasta kremówka.
- Ja nie wiem jak ty możesz być taki chudy i tyle w sobie mieścić – powiedziała Jean, uśmiechając się. – Ja po trzech kanapkach już jestem pełna!
- Dwunasta – wymamrotał nastolatek z buzią pełną budyniu. – Ja mogę jeść i jeść. Jeszcze tamtego rogu nie sprawdzałem – popatrzył w najodleglejszy kąt pomieszczenia. – Może będą krówki... Tego jeszcze nie jadłem!
Podczołgał się kilka metrów przed siebie.
- Tu są zegarki! – Zawołał. – I buty! Co to? A no tak, to przecież pasek... Mam nóż! Gdybym wcześniej to widział to pokroiłbym tamtą pomarańczę...
Pozostałe osoby podeszły do miejsca, z którego dobiegał jego głos.
- Po co te rzeczy? – spytała Jean.
- Bierzemy zegarki – zdecydował Hunter. – Po coś one tu są w końcu. Niech każdy założy po jednym.
- Ale ich jest sześć – mruknął Riley, próbując założyć zegarek jedną ręką. – A nas pięć.
- Jeszcze ta osoba w chatce – przypomniała Jean. – Weźmy też dla niej trochę jedzenia i rzeczy z tego rogu. Patrzcie, mamy plecak!
- I liny – dodał Dalton. – Chętnie się nimi zajmę. Plecak możemy obładować jedzeniem, bo coś czuję, że długo tu nie zostaniemy. Kto się zgłasza na ochotnika, żeby go nieść?
- Ja mogę – Hunter wzruszył ramionami. – Ale dam tam pożywniejsze jedzenie, niż kremówki. Coś, czym się najemy.
- Skoro mamy nóż to mogę zrobić kanapki – zaproponowała Jean, oddalając się w stronę bułek. – Wezmę też jakieś warzywa.
- To dobrze – mruknął Riley.
- Nie dobrze, tylko majonez – poprawił Dalton. – Lepiej pasuje.
- Nadal uważam, że jesteś dziwny – westchnął Gerard, podnosząc jeden z noży. – Biorę jeden. Tam leży więcej takich narzędzi. Proponuję, żeby każdy sobie coś wziął – na wszelki wypadek.
- Ktoś musi nieść wodę – stwierdził Hunter. – Mamy takie bidony. Niech każdy napełni sobie jeden i przypnie do pasa to nie będzie problemu.
- O, bracie! – krzyknął Dalton. – Zaklepuję łuk!
Chłopak stał wpatrzony w zwyczajny, drewniany łuk, stojący w rogu budynku. Obok leżały trzy kołczany ze strzałami – każdy miał po dwanaście. Obok leżała niewielka kusza, a zaraz obok niej włócznia.
- Skoro to dali to znaczy, że trzeba będzie się bronić – stwierdziła Jean, wracając z siatką kanapek. – Wezmę kuszę. Nie powinno być tak trudno z niej strzelać. Zrobiłam nam osiemnaście kanapek. Przepraszam, jeśli ktoś nie je mięsa, bo wszystkie są z sałatą, szynką i serem. Podaj mi plecak, Hunter. Pójdę jeszcze po jakieś warzywa.
- Ale dobra organizacja – mruknął Riley. – W sensie, naprawdę to robi wrażenie.
- Kończmy pakowanie i idziemy – oznajmił Hunter. – Póki co, niech jedzenie z plecaka tam zostanie. Weźmy na zewnątrz jeszcze trochę. I rzeczy dla tego tajemniczego gościa w zamkniętej chatce.
Tak więc zrobili, ale kiedy podeszli do chatki, okazało się, że drzwi były uchylone.
C.D.N.
---------------
No to tak. Nie wiem, co mam Wam powiedzieć.
Ktoś ma jakieś pytania czy coś?
Jakie fajne TEORIE SPISKOWE?
Lubię teorie spiskowe....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro