Rozdział 4: Gerard
- Jak masz na imię? – zapytał prezenter.
- A co cię to obchodzi, co? – odezwał się naburmuszony głos.
Prezenter westchnął.
- Mój chłopcze – zaczął. – Ja wiem, jak masz na imię. Mam tu na kartce zapisane wszystkie twoje dane. Zrozum, że mnie nie obchodzi jak masz na imię, co lubisz robić i skąd jesteś. To powinna być wiedza dla ciebie, bo, uwierz mi, kiedyś ci się to przyda...
- Ta, jasne – przerwał mu chłopak. – Ty mnie tu nie wkręcaj.
- Jak chcesz – powiedział prezenter. – Twój wybór.
Zaległa cisza, w której słychać było jedynie nerwowe wiercenie się na krześle.
- Niech ci będzie... Nazywam się Gerard.
- Doskonale. Powiedz mi o sobie coś więcej. Skąd jesteś?
Gerard wciągnął powietrze.
- Generalnie to z pewnego miasta w Arizonie, ale przez ostatni e cztery lata mieszkałem w bunkrze.
- Bunkrze? – powtórzył prezenter.
- Nie twoja sprawa. Z bratem musieliśmy się ukrywać. Gdzie jest Hunter?
- Nie mogę ci powiedzieć, ale niedługo się dowiesz. Masz jakieś pasje?
- Tak – zaczął Gerard. – Lubię zarzynać pewnych ludzi, którzy nie chcą mi odpowiadać na pytania.
Drugi raz zapadła cisza.
- Powiedz mi – powiedział w końcu prezenter. – Co cię skłoniło do zapisania się tutaj?
- Miejscowa policja. Donieśli na naszą kryjówkę i stwierdzili, że nie możemy się tam ukrywać. Mieliśmy się gdzieś wynieść, ale jeden z glin zobaczył ogłoszenie i przysłał nas tutaj. ,,Róbcie dobre uczynki dla innych" – mówił. - ,,To może nie pójdziecie do piekła". Idiota.
- Rozumiem. Dobrze dogadujesz się z bratem?
- Taaak – odparł Gerard. – Bardzo dobrze się dogadujemy. Jest spoko bratem. Nie mógłbym wymarzyć sobie lepszego. To gdzie on jest?
- Przetrzymujemy go w tym budynku. Nie martw się, nic mu się nie stanie. Chodziłeś kiedyś do szkoły, Gerard?
- No tak – prychnął chłopak. – To przecież obowiązek, no nie?
- No dobrze. A powiedz mi jeszcze, ile masz lat?
- Piętnaście – odparł Gerard. – Czy już możemy skończyć tę rozmowę?
- Możemy – zgodził się niechętnie prezenter. – Jeszcze tylko jedno, ostatnie pytanie. Czy jesteś zadowolony z przyjścia tutaj?
- Po co mi zadajesz to pytanie? Przecież wiesz, że to nie była moja decyzja.
- Takie są zasady. Dziękuję za rozmowę.
Kaseta wydała przeciągłe piknięcie, na co rozległ się śmiech.
- Takie są zasady! – powtórzył z rozbawieniem. – Co za idioci!
Gerard siedział w rogu, krztusząc się z rozbawienia.
- Ja im pokażę – szepnął do siebie. – Zniszczę ich wszystkich...
Podniósł się z ziemi i przewiązał sobie w pasie kurtkę z kasetą w kieszeni. Wymacał drzwi, ale kiedy przez nie przeszedł zastał jedynie ciemność nocy. Jego oczy już w miarę się przyzwyczaiły i zaczął dostrzegać wyraźne kształty otaczających go obiektów. Długo błąkał się po trawiastej równinie, ale nie zamierzał zmrużyć oka – ktoś mógłby go napaść.
Po dwóch godzinach eksplorowania łąki w ciemności, dotarł do drzewa, pod którym spali Dalton, Jean i Riley.
Gerard uznał ich za potencjalnych wrogów.
Zabrał dwie kurtki, którymi się przykryli, wziął swoją i złączył je rękawami, żeby powstała jedna, długa lina. Nie mógł wziąć niestety kurtki Riley'a, która była niezbyt fachowo zawiązana wokół jego przedramienia. Kasety położył obok. Powoli i cicho podnosił ciała pozostałych nastolatków i opierał je o drzewo. Następnie owinął ich liną z kurtek i zawiązał ją z drugiej strony. Zadowolony ze swojej roboty wziął pozostałe kasety i oddalił się. Gdy już był dość daleko odsłuchał nagrania reszty. Zdecydował, że nie stanowią zagrożenia, jednak, mimo to, stwierdził, że będą mieli niespodziankę, gdy się obudzą.
Zadowolony, że nic mu nie zagraża, położył się pod drzewem i obserwował w ciszy polanę. Po jakimś czasie czatowania, jego powieki strasznie ciążyły. Jego uwagę przykuła nowa chatka. Rozbudzony, zaczął ją obserwować. Po chwili z budynku wyszedł chłopak.
Na oko, był nieco wyższy od Gerarda. Miał, jednak, takie same jak on, opadające na oczy włosy.
C.D.N.
-----------
TUDUDUDU
Czy to kolejna część? Kolejny cudowny rozdzialik?
KTO TĘSKNIŁ ZA GERARDEM? Przyznam szczerze, że ja tęskniłam i jest jedną z moich ukochanych, szalonych postaci. Jednak tym razem, w tej książce, różnica będzie taka, że jego szaleństwo będzie się dopiero odkrywało z rozdziału na rozdział...
Kochani, nie macie przypadkiem jakiś miłych/niemiłych słów do mnie za ten rozdział? Jakiś nagan lub pochwał? Potrzebuję wiedzieć, że ktoś to czyta!
Do zobaczenia niedługo, z nowym wywiadem i nowym, już przed ostatnim bohaterem naszej opowieści!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro