Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2: Jean

- Jak masz na imię? – spytał prezenter.

- Nazywam się Jean – odrzekł głos pewnie.

- Może opowiesz nam coś więcej? – Mężczyzna nie dawał za wygraną.

- No dobrze – Jean ustąpiła. – Mam piętnaście lat, mieszkam na Manhattanie i... Co jeszcze mogę o sobie powiedzieć? Moją pasją jest rysowanie – szczególnie lubię bawić się kolorami. Rozumie pan?

- Oczywiście. Może opowiesz nam czemu tu jesteś?

Nastąpiła chwila ciszy.

- Wydaje mi się – odezwała się w końcu Jean – że to przez moich rodziców. Nie miałam z nimi zbyt dobrego kontaktu. Zawsze wrzeszczeli na wszystko i wszystkich... Ogólnie, słaba sytuacja.

- I dlatego tu przyszłaś? Z tego co wiem to sama się zgłosiłaś – nikt cię nie przyprowadził.

- Właściwie to nie był główny powód – powiedziała powoli. – Raz się pokłócili z gościem od warzywniaka, a on wziął jakiś wazon i roztrzaskał głowę mojemu ojcu. Mama chciała go ratować, ale dostała nożem w brzuch.

- Byłaś tam?

- Tak...

- Pomogłaś im?

- Jest pan strasznie wścibski, że dopytuje się o takie rzeczy. Nie, nie pomgłam im. Stałam obok i patrzyłam na to z przerażeniem. Czy taka odpowiedź jest zadowalająca?

- Niezupełnie. Dalej nie odpowiedziałaś na moje główne pytanie – przypomniał prezenter.

- Czyli?

- Dlaczego tu przyszłaś?

Nastąpiła kolejna, tym razem dłuższa od poprzedniej, chwila ciszy.

- Boję się iść do domu dziecka – padła cicha odpowiedź. – I zobaczyłam, że robicie zapisy, więc pomyślałam, że wszystko jest lepsze od domu dziecka.

- Rozumiem.

- Nie sądzę – mruknęła Jean.

- Mam jeszcze jedno, ostatnie pytanie. Czy jesteś zadowolona z przyjścia tutaj?

- Skąd mam wiedzieć? – odparła dziewczyna. – To się dopiero okaże.

- Rozumiem. Dziękuję za rozmowę.

Nastąpiła przeciągłe piknięcie i kaseta przestała odtwarzać.

Jean obudziła się w betonowej chatce jakieś piętnaście minut temu i od tego czasu słuchała kasety, którą znalazła w kieszeni kurtki przeciwwiatrowej, leżącej obok.

Włączyła nagranie od nowa, chociaż znała je już prawie na pamięć.

- Jak masz na imię?

- Nazywam się Jean...

Dziewczyna jednak nie pamiętała niczego. Żadnych rodziców... Gościa od warzywniaka... Prezentera... Zero jakichkolwiek wspomnień.

- Gdzie ja jestem? – Pytała siebie, ale żadna z losowych myśli czy faktów nie była odpowiedzią na to pytanie.

Przez głowę przelatywały jej obrazy. Mała czerwonowłosa dziewczynka, malująca obraz, oglądająca bajki. Piękny widok na miasto...

- Rozumiem, dziękuję za rozmowę.

Jean wzięła kasetę i rzuciła nią o betonową ścianę. Urządzenie jednak nie rozpadło się jak dziewczyna oczekiwała. Po chwili ciszy wstała i przewiązała w pasie kurtkę przeciwwiatrową. Następnie podeszła do leżącej kasety i wsadziła ją do kieszeni, kręcąc przy tym głową.

Ledwo cokolwiek widziała, bo w pomieszczeniu było strasznie ciemno. Po kilku chwilach dotarła, jednak, do drzwi. Pchnęła je, na co oślepiło ją światło.

Jean zamrugała kilka razy, przyzwyczajając się do jasnego światła. Pierwszą rzeczą, na którą zwróciła uwagę był brak kolorów. Poczucie szarości wokół sprawiło, że dziewczynie napłynęły łzy do oczu.

- Zrobili to specjalnie – wymamrotała, po czym dostrzegła śpiącego chłopaka pod jednym z drzew. Miał na sobie identyczną kurtkę jak ona.

Podeszła cicho do miejsca, w którym leżał, a on jak na zawołanie otworzył oczy.

- Hej? – mruknął.

- Kim jestem? – spytała dziewczyna, ignorując ,,przywitanie". Poczuła spływającą łzę, którą chwilę później otarła rękawem.

- Nie mam pojęcia – odparł chłopak. – I jakbyś pytała to też nie wiem kim ja jestem. To znaczy, wiem, że jestem Dalton i resztę, którą usłyszałem na kasecie. Też taką dostałaś?

- Yhym – potwierdziła dziewczyna i usiadła obok niego. – Jestem Jean.

- Wygląda na to, że utknęliśmy po uszy w jakimś gównie – mruknął Dalton. – Mam nadzieję, że wszystko się jakoś wyjaśni.

- Z tego co wiem to jesteśmy uczestnikami jakiegoś eksperymentu...

I wtedy powietrze przeszył wrzask.

- Co do...? – zaczął Dalton.

Jean odwróciła się i wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia. Kilka metrów obok stała betonowa chatka.

- Przecież nie mogła się tak po prostu pojawić – mruknął Dalton, po czym wstał i podszedł do budowli. – Prawa fizyki gdzieś mi tu zniknęły – dodał, przesuwając palcem po ścianie.

Kolejny wrzask przeszył powietrze.

Jean nie zastanawiając się otworzyła drzwi chatki i weszła do środka. Jej nowo poznany kolega szedł za nią.

Gdy ich oczy przyzwyczaiły się do ciemności, dostrzegli chłopca, który wciśnięty był w najodleglejszy kąt. Jego włosy były w nieładzie, oczy napuchnięte od płaczu, a nos cały pokryty w piegach. Najgorsze jednak było to, że jego ramię przecinała długa poszarpana rana, z której powoli sączyła się bezkolorowa krew.

- Przyszliście tu, żeby mnie zabić? – zapytał przerażony.

---------------

Dam dam dam... Kolejna część historii za nami! To dopiero początek, ale cóż...

Czy ktoś w ogóle pamięta Jean? Lubiliście ją czy może nie?

Dla mnie jest spoko, aczkolwiek mam w tej wesji innego ulubieńca.

Myślałam nad czymś takim, że raz na jedną część (będzie ich pięć albo sześć) będziecie mogli pisać pytania do bohaterów pod konkretnym rozdziałem i potem będzie osobny bonusowy rozdział z odpowiedziami. Co o tym myślicie?

Następny rozdział już niedługo.

Osoba, która wie, co to za chłopiec tam krzyczał i pierwsza napisze jego imię w komenatrzu dostaje dedykację do następnego rozdziału ❤

Kocham Was, miśki i lecę grać w Simsy xD

P.s. Jak zwykle przypominam o grupie facebookowej ,,Rudziorożce,, gdzie dzieje się kilka rzeczy 💖

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro