Rozdział 3: Riley
- Jak masz na imię? – zapytał prezenter.
- Jestem Riley. Riley West.
- Niepotrzebnie podawałeś nazwisko, ale niech już będzie. Opowiedz mi coś o sobie.
- Hmm... Okej. Nazywam się Riley i mam dwanaście lat. Mieszkam w Phoenix. Lubię grać w gry komputerowe... Grał pan kiedyś w Heroes of Might and Magic? – spytał.
- Nie gram w gry – odpowiedział prezenter bez cienia emocji w głosie. – Co cię takiego ciekawi w tych grach?
- Akcja! Możliwość pokonania wroga... Hmm... Nie wiem. Może przygoda, którą się przeżywa? Uwielbiam przygody! Mam jeszcze kilka niezmytych rysunków postaci na rękach. Chce pan zobaczyć?
- Podziękuję. Chodzisz do szkoły?
- Taa, ale jakoś bardzo się na niej nie skupiam. Mama mi ciągle powtarzała, że oceny nie są najważniejsze, tylko pasje i takie tam. Rozumie pan?
- Oczywiście. Twoja mama musi być bardzo mądrą kobietą.
- Była – odparł beznamiętnie Riley. – Zginęła w katastrofie lotniczej dwa lata temu. Teraz już nie jest tak kolorowo.
- Bardzo mi przykro – odparł prezenter. – A masz jakiś kolegów czy koleżanki tam w Phoenix?
- No pewnie. Chyba każdy kogoś ma. Mój najlepszy przyjaciel to Greg. Jest takim trochę kujonem, ale jakoś się dogadujemy. Już od roku próbujemy zaprosić takie dwie bliźniaczki z równoległej klasy na kawę. Niestety, nie jesteśmy chyba dobrymi podrywaczami.
- Kilka dni temu przyprowadził cię tu twój tata – powiedział mężczyzna. – Dlaczego to zrobił? Czemu zgłosił cię do jakiegoś eksperymentu?
- Nie wiem w sumie. Chyba uważa, że za dużo gram w gry i stwierdził, że przynajmniej zrobię coś pożytecznego. O co właściwie chodzi z tym eksperymentem?
- Wkrótce się dowiesz. Jaki jest twój ulubiony kolor, Riley'u?
- Hmm... Ciężkie pytanie. Często zastanawiam się czy wolę niebieski czy zielony, ale jednak zielony wygrywa. Rozumie pan, wiosna i te klimaty. Wtedy wszystko wokół kwitnie i jest tak przyjemnie, bo zbliża się lato i całe wakacje.
- Rozumiem. Mam jeszcze jedno, ostatnie pytanie. Czy jesteś zadowolony z przyjścia tutaj?
- Nie wiem – odparł chłopiec. – Nie wiem nawet o co chodzi.
- Rozumiem. Dziękuję za rozmowę.
Kaseta wydała przeciągłe piknięcie, czym obudziła Riley'a.
Chłopak otworzył oczy i zamrugał kilka razy, żeby odgonić resztki snu. Przesunął się w stronę ściany i się o nią oparł. Popatrzył dookoła, ale nie widział nic przez ciemność.
- Moje oczy muszą się przyzwyczaić – usłyszał swój, łamiący się głosik.
Próbował sobie przypomnieć gdzie jest i dlaczego znajduje się w tym ciemnym pomieszczeniu, ale wszystkie wspomnienia wyparowały z niego. Nie pamiętał nawet swojego imienia, ani rodziców. Nie pamiętał gdzie mieszkał, nie pamiętał swoich przyjaciół...
Do oczu napłynęły mu łzy.
- Co ja tu robię? – wyszeptał do siebie.
Chciał obejść pomieszczenie na czworakach, żeby sprawdzić czy coś nie leży na ziemi, ale kiedy tylko jego prawa ręka dotknęła ziemi, poczuł przeraźliwy ból. Riley krzyknął. Dotknął przedramienia, pulsującego bólem i poczuł tam lepką, ciepłą ciecz.
- To się nie dzieje naprawdę – wymamrotał przez łzy. – To nie może być prawda.
Używając tylko lewej ręki, poczołgał się do najbliższego kąta, gdzie trafił na kurtkę przeciwwiatrową, a w niej kasetę. Zdziwiony, chwilowo zapominając o bólu, włączył urządzenie i odsłuchał nagranie.
Gdy słuchał swojego głosu, przez głowę zaczęły przelatywać mu różne obrazy. Zamknął oczy, żeby lepiej je widzieć. Zobaczył potwory, tabliczkę z napisem Phoenix, dwie roześmiane blondynki, znikające na rogiem.
Łzy leciały mu po policzkach strumieniami. Nie pamiętał większości rzeczy, które mówił w czasie rozmowy z prezenterem.
Podparł się ściany, żeby wstać, ale poślizgnął się na kurtce i runął na ziemie. Uderzył zranioną ręką w ziemię, na co ponownie wrzasnął z bólu.
Przez chwilę się nie ruszał, żeby się uspokoić. Następnie podciągnął się w róg pomieszczenia i pokręcił głową. Usłyszał jakieś dźwięki na zewnątrz chatki, więc włożył kasetę do kieszeni kurtki i czekał przygotowany na to, co się wydarzy.
Otworzyły się drzwi, zalewając pomieszczenie światłem. Do budynku weszły dwie osoby. Dziewczyna i chłopak. Oboje byli czarno – biali.
- Przyszliście tu, żeby mnie zabić? – zapytał cicho.
- Nie, no coś ty – powiedziała dziewczyna i podeszłą do chłopca, siedzącego w kącie. – Co ci się stało w rękę?
- Nie pamiętam – odparł Riley.
- Jestem Jean – przedstawiła się dziewczyna. – A to jest Dalton. Jesteśmy tu tak samo jak ty. Nic nie pamiętamy. Dali nam tylko te kasety z rozmową i kurtki. Chodź z nami na zewnątrz to spróbujemy coś zrobić tą raną.
Przekonany chłopak wstał, wziął kurtkę i wyszedł z budynku. Był już częściowo przyzwyczajony do światłą, ale jego blask na dworze był strasznie jasny. Riley zasłonił oczy ręką i rozejrzał się po okolicy.
- Czemu nie widzę kolorów? – zapytał.
- Nikt z nas nie widzi – odparł Dalton. – Więc, albo grzebali nam w głowach, albo to wszystko naprawdę czarno – białe.
- A jakbyś wytłumaczył to, że dla mnie też jesteś w odcieniach szarości? – spytała Jean.
- No to grzebali nam w mózgach – skwitował. – Pokaż tą rękę – zwrócił się do młodszego chłopca.
Usiedli pod drzewem kilka metrów od chatki. Riley niepewnie pokazał krwawiące przedramię.
- Nie mam pojęcia skąd ta rana się wzięła – mruknął cicho. – Gdy się obudziłem już taka była.
- O, chłopie – Dalton oglądał ją ze wszystkich stron. – To wygląda paskudnie. Podaj mi swoją kurtkę. Musimy spróbować zatamować krwawienie.
Chłopak wziął kurtkę i powoli owinął nią przedramię Riley'a. Młody skrzywił się kilka razy, ale dzielnie wytrzymał.
- Chyba już – oznajmił Dalton. – Mam nadzieję, że chociaż trochę pomoże. Nie jestem lekarzem, ale myślę, że nic lepszego i tak nie wymyślimy.
- Co teraz? – spytała Jean. – Czekamy na kogoś jeszcze?
- A mamy wybór? – zapytał Riley. – Z tego, co widzę to i tak nic tu nie zdziałamy. Za około dwie godziny zajdzie słońce. Jeśli nic do tego czasu się nie pojawi to radziłbym odpocząć.
Reszta zgodnie przytaknęła, jednak żadna chatka się nie pojawiła. Jak postanowili, tak zrobili, więc kiedy zaszło słońce, położyli się po drzewem.
Nie przewidzieli jednak tego, że obudzą się unieruchomieni i przywiązani do drzewa. A za drzewem pewien chłopak będzie się śmiał w najlepsze ze swojego żartu.
C.D.N.
------------
W końcu kolejny rozdział! Czy ktoś się cieszy czy tak mniej? Ktoś tu w ogóle jeszcze jest?
Miło mi będzie jak ktoś coś skomentuje, albo wyrazi swoją opinię na temat tego rozdziału albo w sumie cokolwiek...
Więc no... Ktoś się cieszy następnym rozdziałem, w którym pojawi się Gerard?
#zostaw_po_sobie_ślad
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro