Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7 - Happy End!


W zachodach słońca było coś szczególnego. Nie chodziło wcale o bycie romantycznym... o zgrywanie poety, malarza, czy innego durnego artysty i rozwodzenie się nad sposobem, z jakim czerwień mieszała się z pomarańczą, żółć z lawendą i tak dalej. Prawdziwa szczególność zachodów słońca kryła się w atmosferze, jaką wprowadzały. Gdy idziesz gdzieś i widzisz chowający się za dachami domów promyk światła, ogarnia Cię dziwne przeczucie, że zdarzy się coś niesamowitego. Nawet jeśli jesteś całkowicie wyzutym z romantyczności gburem, tak jak Kageyama.

Rozgrywający zerknął na kroczącego obok rudowłosego chłopaka i już któryś raz tego wieczoru zadał sobie pytanie, jak to możliwe, że on i Hinata zostali zupełnie sami? Jeszcze dwadzieścia minut temu, gdy wychodzili z sali gimnastycznej Date Kogyo, byli otoczeni przez tłum ludzi.

Mecz ostatecznie nie odbył się. Zgodnie z sugestią Futakuchiego, spotkanie zakończyło się przezabawną grą w Dwa Ognie, w której wzięli udział nie tylko Karasuno i Dateko, ale i niespodziewani przybysze z Tokio, a także wszyscy kibice z balkonu. Odbyły się trzy mordercze rundy. Ku powrzechnemu zdziwieniu wszystkie wygrał Kenma („Grunt to nie wyróżniać się, gdy zbijają" – tłumaczył im później). Aone i Sakunami odzyskali przytomność, a Futakuchi otrzymał SMSa z informacją, że Koganegawa jest cały i zdrowy. Kapitan Dateko niezbyt przejął się informacją na temat stanu rozgrywającego, za to przejął się następną częścią wiadomości, z której wynikało, że Kamasaki i Moniwa właśnie jadą do liceum, by urządzić mu podobną burdę, co Daiichi chłopakom z Karasuno. W tej sytuacji mógł zrobić tylko jedno - zarządzić „natychmiastową ewakuację wszystkich do domów"!

Oczywiście ostatni pociąg do Tokyo odjechał kilka godzin temu, więc trzeba było znaleźć jakiś nocleg dla Daiichiego i reszty bandy. Kuroo i Bokuto od razu doskoczyli do Tsukishimy i oświadczyli, że „uczynią mu ten honor i przekimają się u niego". Okularnik posłał Akashiemu błagalne spojrzenie, jednak rozgrywający Fukurodani oznajmił:

- Zmusili mnie do wyprowadzki od rodziców, chociaż nadal jestem w liceum. Jeżeli komuś należy się jeden dzień odpoczynku, to właśnie mnie!

Posłał Tsukishimie uprzejme skinienie, po czym odszedł w towarzystwie Ennoshity i Kenmy. Wysoki blondyn wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać.

Trzecioklasiści Karasuno niezbyt entuzjastycznie podchodzili do pomysłu nocowania u rodziców („Jedna noc u mamusi i tatusia, a możemy stracić odwagę, by wrócić do dorosłego życia" – z głośnym westchnieniem wytłumaczył Suga) i również zaczęli się rozglądać za potencjalnymi wybawcami. Ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich, pierwszy z propozycją wyszedł Aone. Daiichi i Suga z radością przyjęli zaproszenie, jednak Asahi za bardzo bał się wielkoluda i ostatecznie postanowił spać u Nishinoyoi.

Okazało się, że dom blokującego Dateko jest w tym samym kierunku, co przystanek autobusowy, do którego zmierzali Hinata i Kageyama, w skutek czego rudzielec i czarnowłosy rozgrywający wracali do domu, otoczeni przez grupkę kolegów. Kageyama zaczął się właśnie zastanawiać jak w miarę dyskretnie przeprowadzić rozmowę z Hinatą, jednak zanim zdążył coś zrobić, Suga rzucił coś o „potrzebie kupienia ciasta dla babci Aone-kun" i posławszy im porozumiewawcze mrugnięcie, pociągnął Daiichiego i Aone w boczną uliczkę. Szybkie Duo zostało same.

Gdy tylko sylwetka szarowłosego chłopaka zniknęła za rogiem, Kageyama poczuł narastający strach.

Czym ty się denerwujesz? – skarcił samego siebie – Przecież to tylko Hinata! Tyle razy byliście sami! Czemu nagle miałbyś się tym stresować?

Może dlatego że minęły aż dwa dni, odkąd byli gdzieś tylko we dwóch? Może dlatego, że mimo przeprosin i zapewnienia danego Sawamurze, wciąż nie byli „oficjalnie" pogodzeni? A może z powodu tej szczególnej atmosfery? Zachód słońca w tle... cienie drzew majestatycznie opadające na drogę... zapach kwiatów wiśni...

Hinata i Kageyama szli obok siebie w milczeniu, z dłońmi w kieszeniach spodni, gdy mocniejszy powiew wiatru zerwał kilkadziesiąt jasno-różowych płatków i z cichym szumem posłał je w ich kierunku. Zaskoczony gradem malutkich kwiatów, który posypał mu się na twarz, rozgrywający osłonił oczy przedramieniem. Sekundę później usłyszał cichy jęk i poczuł rozpłaszczającą mu się na torsie szopę gęstych włosów.

Serce Kageyamy załomotało niespokojnie. Jakimś sposobem Hinata znalazł się w jego ramionach. Jasna cholera! Ten baran był w jego ramionach!

Mamrocząc coś pod nosem, rudzielec próbował wygrzebać z załzawionego oka kilka drobnych płatków. Gdy uświadomił sobie, że cieplutkie miejsce, na którym się umościł to w zasadzie klata rozgrywającego, wydał zaskoczony pisk i oblał się rumieńcem. Nie mogąc się powstrzymać, Kageyama wyrzucił z siebie:

- Co to ma być, do cholery? Jakaś scena z mangi shojo?

Żeby skończyli tuląc się do siebie wokół roztańczonych płatków sakury... Jakby zasrany romantyzm był tym, czego w tym momencie potrzebowali! Po prostu wspaniale!

- Nie wiedziałem, że czytujesz mangę shojo. – rozbawionym głosem oświadczył Hinata.

Kageyama jęknął. Nie zamierzał powiedzieć tamtego komentarza na głos.

- G-głupi jesteś? – burknął, posyłając rudemu rozzłoszczone spojrzenie – Oczywiście, że nie czytuję!

W odpowiedzi Hinata parsknął. Gdy tak stali, patrząc na siebie wyzywająco, rozgrywający coś sobie uświadomił. Rudzielec... nie odepchnął go. Gdy ostatnim razem dotykali się w ten sposób, wtedy, podczas rozciągania w parach, Hinata jasno dał mu do zrozumienia, że nie życzy sobie fizycznego kontaktu. Natomiast teraz nie zrobił żadnego ruchu, by się odsunąć. To wypełniło Kageyamę ulgą, ale i niepewnością.

Czy to znaczy, że moje przeprosiny zostały przyjęte? – zastanowił się – A może wciąż muszę coś zrobić? Cholera, jestem beznadziejny w tych sprawach... Jak mogę mieć całkowitą pewność?Jak mam to sprawdzić? Niby powiedzieliśmy Sawamurze, że się pogodziliśmy, ale to było...

Dryń, dryń! Dryń, dryń!

Jego rozmyślania przerwał telefon Hinaty.

- Czy to... twoja siostra?

Zadając to pytanie, rozgrywający był zielony ze strachu. Po tym, co powiedział o Natsu, panicznie bał się tego tematu.

- Nie, Tsukishima. Wysłał mi MMSa ze zdjęciem, jak mnie przepraszasz.

Kageyama na chwilę zapomniał o obawach. Gdy zerknął na komórkę rudego i stanął oko w oko z obrazkiem łudząco podobnym do tego, które zrobił mu kiedyś bratanek Oikawy, musiał użyć całej siły woli, by nie roztrzaskać żółtego telefonu o chodnik.

- Natychmiast je wykasuj! – rozkazał rozwścieczonym tonem.

Hinata uśmiechnął się złośliwie.

- Nie ma takiej opcji. Ustawię je sobie jako tapetę.

- Ty mały...

Kageyama już miał na końcu języka kilkanaście starannie wybranych obelg, jednak powstrzymały go... wyrzuty sumienia.

Czy naprawdę miał prawo zachowywać się tak, jakby nic się nie stało? Czy to jedno żałosne „przepraszam", które wykrzyczał przed tłumem ludzi, wystarczyło, by mógł znowu nazywać Hinatę baranem i głupkiem?

Jego duma nie potrafiła tego zaakceptować. Kageyama wciąż czuł, że jest rudemu coś winny.

Nie doczekawszy się zniewagi z ust partnera, Hinata zamrugał ze zdziwieniem.

- „Wasz rozgrywający ma jaja". – rzucił po chwili.

Kageyama spojrzał na niego niepewnie.

- „Wasz rozgrywający ma jaja". – powtórzył rudzielec, wzdychając głęboko – Tak powiedział Aone-san. Wiesz, gdy już się ocknął... To, co zrobiłeś, bardzo mu zaimponowało. Mało kto miałby dość odwagi, by wykrzyczeć przeprosiny na oczach takiego tłumu.

Zamiast się uspokoić, czarnowłosy chłopak jeszcze bardziej się napiął. Co Hinata chciał osiągnąć mówiąc mu coś takiego? Czy to była pochwała? A może... przygana? Może rudzielec za chwilę powie, że Kageyama całkowicie spaprał sprawę? Że zamiast przeprowadzić operację przeprosin tak, jak powinien – czyli na osoboności – uczynił z tego publiczną scenę i niejako wymusił na Hinacie, by ten mu wybaczył.

- Futakuchi-san też był pod wrażeniem. – ciągnął niski środkowy – Uznał, że Twój wyczyn stanie się legendą Dateko.

Kageyama zagryzł zęby.

Mam w nosie Futakuchiego i Aone! Chcę wiedzieć, co TY o tym myślisz! Przestań się ze mną cackać i powiedz mi, na czym stoję!

- Wciąż nie mogę uwierzyć, że naprawdę to zrobiłeś. – stwierdził Hinata, nieobecnym wzrokiem patrząc w przestrzeń – Gdybym nie dostał tego zdjecia, mógłbym powtarzać sobie, że tylko to sobie wyobraziłem. Nie przyszłoby mi do głowy, że jesteś w stanie szczerze kogoś przeprosić.

Z głosu rudzielca nie dawało się niczego wyczytać. Kageyama wciąż nie miał pojęcia, czy przyjaciel krytykuje go, czy podziwia.

- Zrobiłem w życiu mnóstwo durnych rzeczy, ale nigdy nie przeprosiłem nikogo na oczach tylu ludzi. – Hinata zaśmiał się pod nosem – Cholera... samo wyobrażanie sobie, że mógłbym to zrobić, sprawia, że robi mi się słabo.

To Kageyamie o czymś przypomniało.

- Słuchaj... - zaczął niepewnym tonem.

Hinata spojrzał na niego pytająco. Kageyama zawahał się. Kuźwa, jeśli to nie rozluźni atmosfery między nimi, to nic nie rozluźni!

- Naprawdę zwymiotowałeś na dziewczynę zaraz po wyznaniu miłości? – wypalił, modląc się, by przyjaciel nie zareagował gniewem.

Rudzielec wzdrygnął się z niesmakiem.

- Tak i dzięki Tobie przyznałem się do tego przed wszystkimi! – warknął, posyłając koledze wściekłe spojrzenie – Naprawdę wielkie dzięki, Kageyama!

Czarnowłosy chłopak był załamany.

O Boże, a więc miałem rację! Nie wybaczył mi! Wciąż jest między nami źle!!!

Zamiast naprawić sytuację, tylko ją pogorszyłem! Upokorzyłem go przed wszystkimi! Jak mogłem? Jak mogłem?!

Głowa Kageyamy zanurkowała w dół. Tkwiąc w głębokim ukłonie, ze wzrokiem wbitym ziemię, rozgrywający wyrzucił z siebie:

- Hinata! Ja... naprawdę, bo... ja prze... przepr...

- DO JASNEJ CHOLERY, IDIOTO!

Kageyama wydał z siebie zaskoczony kwik. Hinata złapał go za włosy i nieznacznie zadarł jego głowę do góry. Rozgrywający spodziewał się zobaczyć w brązowych oczach potępienie, ale zamiast tego ujrzał... łagodność.

- Nie przepraszaj mnie. – stanowczo rozkazał rudy.

Jego głos miał w sobie mieszaninę rozbawienia i czułości.

- Już Ci wybaczyłem, kapujesz? Wybaczyłem Ci kilka godzin temu, ty rozmyślający za dużo i wyciągający pochopne wnioski durniu! Nie chcę, byś znowu mnie przepraszał. Ugh... gdy widzę, jak próbujesz wykrztusić z siebie to słówko, z miną, jakbyś chciał kogoś zabić, normalnie mam ciarki. Masz pojęcie, jak przerażająco to wygląda? Jesteśmy partnerami, głąbie. Jeśli chcesz mi coś przekazać, powiedz mi to wprost. Gdybyś nie dusił w sobie tych wszystkich zmartwień, nie doszłoby do tego wszystkiego! Sądziłem, że podczas moich odwiedzin kilka dni temu, jasno dałem Ci to zrozumienia, ale widzę, że Tobie wszystko trzeba tłumaczyć jak krowie na rowie. Słuchaj mnie uważnie, bo powiem to tylko raz, ty tępa cioto...

Policzki Hinaty były czerwone jak wiśnie i prawdopodobnie tak gorące, że możnaby na nich smażyć steki.

- Za-le-ży mi na To-bie!

Rudzielec dokładnie wykrzyczał każdą sylabę. Jakby chciał mieć pewność, że tym razem wiadomość dotrze do Kageyamy i pozostanie w jego durnej głowie już na dobre.

- Nie znienawidzę Cię, tylko dlatego że myślałeś, że moja siostra to moja dziewczyna. – dodał nieco ciszej i spokojniej – Gdybyś naprawdę miał coś do Natsu...cóż, gdybyś naprawdę coś do niej miał, to już inna sprawa. Ale skoro nie masz, to... no wiesz! A teraz skończ z tą miną pokornego cielaka! Widzę, po tym grymasie na Twojej gębie, że już od godziny bardzo chcesz nazwać mnie baranem. Więc nie walcz z tym i po prostu to zrób.

Kageyama przełknął ślinę.

- W porządku... baranie?

Hinata przytaknął z aprobatą.

- No! Tak lepiej.

W czekoladowych tęczówkach migotały ogniki rozbawienia. Rozgrywający po raz kolejny uświadomił sobie, jak bardzo tęsknił za tym widokiem. Chciał wyprostować się ze swojego ukłonu, ale dłoń Hinaty stanowczo przytrzymała jego głowę w miejscu.

- Bułeczki mięsne. – oświadczył rudy, cwaniacko szczerząc zęby – Przez tydzień. Sądzę, że będzie to wystarczająca rekompensata za wszystko, co wycierpiałem.

W pierwszym odruchu Kageyama miał ochotę wydrzeć się „Chyba Cię pogięło, kretynie!", ale wtedy dłoń Hinaty rozluźniła uścisk i pogłaskała go po głowie. Ten prosty gest niespodziewanie zmiękczył serce rozgrywającego. Rudy nigdy nie dotykał go w ten sposób. Cóż... nawet gdyby chciał, był do tego za niski.

W tym momencie Kageyama nawet trochę żałował różnicy we wzroście. Mogła to być tylko jego wyobraźnia, ale wydawało mu się, że Hinata... lubił czuć pod palcami jego włosy.

Kageyama westchnął głęboko. Może kurdupel rzeczywiście zasługiwał na jakąś rekompensatę?

- Pięć. – burknął niechętnie – Będę Ci kupował bułeczki przez pięć dni.

- Sześć.

- Zgoda...

Zbankrutuję przez tego idiotę, ale co mi tam!

Podjął kolejną próbę podniesienia głowy, jednak Hinata ponownie mu na to nie pozwolił.

- Coś jeszcze? – spytał Kageyama zrezygnowanym tonem.

Kącik ust rudego lekko drgnął.

- Nie. Po prostu miło patrzeć na Ciebie z góry.

- NIE PRZYZWYCZAJAJ SIĘ, BARANIE!

Tym razem Hinata wybuchł głośnym śmiechem. Kageyama przez jakiś czas zaciskał usta, starając się wyglądać groźnie, jednak po kilkunastu sekundach nie wytrzymał i też zaśmiał się pod nosem.

Po krótkiej serii przekomarzania się, wznowili marsz, tym razem w o wiele luźniejszej, bardziej pasującej do nich atmosferze. Kageyama wciąż miał w myślach wyznanie rudego.

Zależy mi na Tobie.

Odwrócił wzrok, by kolega nie zauważył głupiego uśmieszku, który zagościł na jego twarzy.

Zależy mi na Tobie.

Dziwnie się czuł. Nie miał pojęcia, jak opisać ten stan. Chyba „kurewsko szczęśliwy" byłoby właściwym epitetem?

„Zależy mi na Tobie". HA! Ten baran przyznał to! Powiedział, że mu na mnie zależy!

- Wiesz, Kageyama... - Hinata odezwał się po chwili.

Kageyama spojrzał na niego pytająco. Rudzielec zachichotał.

- Chyba już wiem, co było w tej Twojej przepowiedni.

- Mphf...!

Kurwa, serio?

To ma być nagroda za pogodzenie się z kumplem? Powrót do tego przeklętego bagna?!

- Założę się, że wylosowałeś coś w stylu: „Twój partner znajdzie sobie dziewczynę, zacznie zaniedbywać siatkówkę, porzuci Cię i przestanie z Tobą ćwiczyć". Właśnie to wylosowałeś, prawda?

Oczy Kageyamy rozszerzyły się w szoku. Rozgrywający błyskawicznie ocenił sytuację, przemyślał potencjalne szkody, które mógłby wyrządzić jeszcze jednym niewielkim kłamstewkiem i zanim zdążył się rozmyślić, wypalił:

- TAK! Dokładnie to wylosowałem, baranie! Słowo w słowo.

Hinata wzniósł ręce ku niebu, jakby modlił się o cierpliwość.

- No nie, no, kurwa... naprawdę? – jęknął, patrząc na partnera z miną, jakby tamten postradał rozum – Serio? To ma być ta wielka tajemnica, której nie chciałeś nikomu powiedzieć? Że niby ja...? Dziewczynę? Zaniedbywać siatkówkę...? Nie wierzę! Po prostu, cholera, nie wierzę! Ja tu się o niego martwię... wymyślam, nie wiadomo co... że ma raka, że umiera, że mają mu amputować jądra... a ten dureń... ten skończony kretyn...!

Posłała Kageyamie zrezygnowane spojrzenie.

- Trzeba było o wszystkim mi powiedzieć! Gdybyś mi powiedział, najnormalniej w świecie odpowiedziałbym Ci, że nie mam dziewczyny... że nie planuję mieć... bo kiedy niby, cholera, miałbym się z nią umawiać, gdy cały wolny czas poświęcam na siatkówkę? Ugh! Naprawdę, wstydziłbyś się, Kageyama! Tak nas wszystkich zmartwiłeś! I po co Ci to było? No po co? Grr... trzeba było zrobić to, co wymyślili Tanaka i Nishinoya. Szkoda, że ich plan się nie udał.

To przyciągnęło uwagę rozgrywającego.

- Jaki plan? – spytał z zainteresowaniem.

Wyraz twarzy Hinaty błyskawicznie zmienił się z oburzonego na... zawstydzony. Jego palce wskazujące stukały się czubkami w ten charakterystyczny sposób, gdy zrobił coś, czego nie powinien.

- Hinata...

Kageyama wcale nie chciał, by jego głos zabrzmiał groźnie. Tak jakoś... wyszło. Hinata nerwowo przełknął ślinę.

- Byłem temu w stu procentach przeciwny! – wyrzucił z siebie w zastraszającym tempie – Od początku mówiłem, by tego nie robili! Ja po prostu byłem w tym samym pomieszczeniu, gdy to planowali. Nie uczestniczyłem w tym, ani... no... tego...

Spojrzenie rozgrywającego ani trochę nie zmiękło. Uciekając przed nim, Hinata cofał się do tyłu, aż jego plecy natrafiły na konar drzewa.

- Gadaj. – rozkazał Kageyama, pochylając się nad rudym z miną seryjnego mordrercy – Ale już!

- Ehehe...

Hinata za wszelka cenę starał się udawać nonszalancję – to nic takiego! Zupełnie nic! Głupia sprawa... ot, kolejna śmieszna historyjka.

Jednak rozdygotane kolana rudzielca powiedziały rozgrywającemu, że informacja, na którą czekał, wcale nie wyda mu się zabawna.

- Pamiętasz jak dzień po powrocie z Daikiki Tsukishima wylał zawartość Twojego bidonu? – spytał wreszcie Hinata.

Kageyama parsknął. Też pytanie! Oczywiście, że pamiętał – w końcu zrobił o to okularnikowi wściekłą awanturę. Wrócił myślami do tamtego dnia...

Poszedł na chwilę łazienki i pierwszym widokiem, który zastał po powrocie na ich zaimprowizowane boisko (dwa drewniane paliki i sznurek) był Tsukishima trzymający jego bidon do góry nogami i wylewający drogocenny płyn na grządki kwiatów.

„Ojej, przepraszam, królu. Zobaczyłem, że pierwsze wiosenne krokusy zaczynają usychać i zwyczajnie nie mogłem się powstrzymać." – to było jedyne wyjaśnienie, jakim uraczył go blondyn.

Oczywiście Kageyama odpowiedział atakiem szału, łapiąc bidon Tsukishimy, wylewając zawartość na chwasty i wrzeszcząc, „dokarmiam Twoje pieprzone dinozaury". Na co otrzymał stoicką odpowiedź „Głupi jesteś? Jak niby chwasty mają się do dinozaurów?". Co, oczywiście, tylko rozsierdziło go bardziej.

Teraz jednak, wiele dni po tym incydencie, usłyszawszy rewelacje Hinaty, Kageyama uznał, że czyn okularnika był mimo wszystko... dosyć dziwny. Umówmy się – Tsukishima JEST przemądrzałą kanalią, która czerpie przyjemność z dokuczania innym. Ale nawet on nie wylałby czyjejś wody bez wyraźnego powodu, dla samej złośliwej satysfakcji. Chyba że... to nie była woda?

Dłoń Kageyamy powolutku powędrowała do torsu Hinaty i palec po palcu zacisnęła się na koszulce.

- Czego mi dolaliście? – wyszeptał ze wzrokiem obiecującym niechybną śmierć, jeśli odpowiedź mu się nie spodoba.

Rudzielec zaśmiał się nerwowo.

- No bo... byłeś taki... wiesz... Tanaka-san stwierdził, że najlepiej będzie, jeśli komuś się wygadasz! To miało być dla Twojego dobra! Noya-san wspomniał, że jego tata zawsze spowiada się ze wszystkich sekretów, gdy za dużo wypije, więc... tego... Tanaka-san poprosił Saeko, by skombinowała mu trochę sake...

- Sake?! – głos Kageyamy miał w sobie mieszaninę wściekłości i przerażenia – Nalaliście mi do bidonu, sake?!

- Nie „nalaliśmy", tylko „nalali"! – poprawił go szybko Hinata – Noya-san i Tanaka-san Ci nalali. Ja tylko się przyglądałem.

- Przyglądałeś się?!

- Nie pozwoliłbym Ci tego wypić, okej?! Zna... znalazłbym jakiś sposób? Wpadłbym na Ciebie i wytrącił Ci bidon z ręki... czy coś.

- Tsk!

Kageyama nie mógł uwierzyć! Sam nie wiedział, czym jest bardziej zbulwersowany – ekstremalnym pomysłem Tanaki i Nishinoi, tym, że Hinata o niczym mu nie powiedział, czy tym, że Tsukishima, którego jeszcze wczoraj ogłosił sprawcą wszystkich win tego świata, w zasadzie uratował mu dupsko?! Jeszcze będzie musiał podziękować temu pajacowi... kuźwa!

Hinata wziął głęboki oddech.

- Cieszyłem się, że Tsukishima podsłuchał naszą rozmowę i wylał sake. – oznajmił, patrząc Kageyamie w oczy – Ale teraz nie jestem pewny, czy dobrze się stało...

- Nie jesteś pewny?! – ryknął Kageyama – Pogięło Cię?! Jestem nieletni! Uważasz, że podanie mi alkoholu rozwiązałoby sprawę?

- Nie wiem.

Rudzielec wzruszył ramionami. Jego strach przed rozgrywającym nagle gdzieś się ulotnił.

- Może i nie rozwiązałoby to wszystkich problemów. – przyznał uczciwie - Ale gdybyś urżnął się i powiedział nam, co Cię trapi, przynajmniej zrozumielibyśmy, na czym polega problem. Może udałoby nam się zapobiec kłótni. Może nie obraziłbyś niechcący mojej siostry, ja nie próbowałbym Ci przyłożyć, nie złamałbym nosa Tanaki, a drużyna nie musiałaby się tym wszystkim przejmować i nie doszłoby do kolejnych głupich wypadków. A tak przez cały tydzień błądziłem po omacku, zastanawiając się, o co Ci chodzi. Gdybym od początku wiedział, że jesteś zazdrosny, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej...

Ze spanikowanym jękiem, Kageyama odskoczył od kolegi.

- Z-z-zazdrosny? – wydusił, w obronnym geście unosząc ręce – Ja? Zazdrosny? C-co ty za głupoty opowiadasz?

Hinata westchnął ze zrezygnowaniem.

- Nie musisz się tego wypierać. – oznajmił, kręcąc głową – Każdemu zdarza się od czasu do czasu być zazdrosnym. N-nie... nie rozumiem czemu aż tak się tym podniecasz! Przecież to nie tak, że ja nie... sam przecież wiesz, że... w końcu... w końcu ja też bez przerwy jestem o Ciebie zazdrosny.

Przez chwilę Kageyama myślał, że ostatnie zdanie padło tylko w jego wyobraźni. Hinata wymamrotał je ledwo słyszalnym szeptem, patrząc w bok, z policzkami zarumienionymi ze wstydu.

- Jesteś... zazdrosny?

Rudzielec zagryzł zęby.

- Jakbyś nie wiedział! – burknął, posyłając koledze rozzłoszczone spojrzenie – Oczywiście, że jestem! Wszyscy wiedzą, że jestem. Nawet ty musiałeś coś zauważyć!

Kageyama po prostu stał tam i patrzył na niego z miną głupka. Dłoń Hinaty z głośnym plaśnięciem wylądowała na czole.

- Boże, zupełnie nie masz pojęcia, co się wokół Ciebie dzieje. Ja codziennie jestem o Ciebie zazdrosny, Kageyama. Jestem zazdrosny o każdą wystawę, którą posyłasz komuś innemu.

- O wystawę? Nie wygłupiaj się! Sam przecież wiesz, że...

- ... tak, tak, nie możesz bez przerwy mi wystawiać. – Hinata wpadł mu w słowo, przewracając oczami – Żeby drużyna mogła wygrywać, musisz pracować z wieloma atakującymi. Dobrze o tym wiem.

Rozgrywający patrzył na partnera z szokiem i fascynacją. Ten głupol otwarcie przyznał się do zazdrości. Mówił o tym tak... normalnie, bez żadnych oporów! No, może był troszeczkę zawstydzony, jednak gdy porównało się go z Kageyamą, który przez wiele dni nie chciał przyznać się do bycia zazdrosnym nawet przed samym sobą...!

- Skoro wiesz, że nie mogę ciągle Ci wystawiać... - czarnowłosy chłopak urwał, nie bardzo wiedząc, jak ubrać myśl w słowa – Skoro wiesz, że to, czego chcesz, jest absolutnie głupie... idiotyczne, egoistyczne, irracjonalne... jak możesz...

- Nie przejmować się tym?

Kageyama napiął się. Kłótnia w żaden sposób nie wpłynęła na ich zdolność rozczytywania siebie nawzajem. Rudy baran jak zwykle świetnie go rozumiał.

Hinata schował dłonie do kieszeni spodni i wbił zamyślony wzrok w niebo. Nagle odwrócił się do kolegi i wyszczerzył zęby.

- Dla ludzi, którzy mają rodzeństwo, zazdrość jest chlebem powszednim. – oświadczył tonem znawcy – Gdy Natsu przyszła na świat, też długo nie chciałem przyznać, że jestem zazdrosny. Wolałem sobie wmawiać, że urządzam sceny, bo mam racjonalny powód, a nie dlatego, że tęsknię za uwagą rodziców i chcę, by znowu skupili się tylko na mnie.

Kageyama patrzył na przyjaciela z niedowierzaniem. Ciężko mu było wyobrazić sobie Hinatę urządzającego sceny. Niechętnie bo niechętnie, ale musiał przyznać, że rudy dureń był od niego pod wieloma względami dojrzalszy (zwłaszcza, gdy w grę wchodziły kontakty międzyludzkie).

- Było mi okropnie wstyd. – ciągnął Hinata, z zamyślonym wyrazem twarzy drapiąc się po brodzie – Cały czas czułem, że robię coś, czego nie powinienem. Że czuję coś, czego nie powinienem czuć. Mama i tata zawsze mówili, że jestem taki kochany, taki miły wobec innych... więc gdy złościłem się na Natsu, bo poświęcali jej więcej czasu, miałem wrażenie, że popełniam jakiś wielki grzech.

Z westchnieniem rozgrywający wbił wzrok w ziemię. To były akurat uczucia, które rozumiał doskonale. Właśnie z czymś takim zmagał się od ostatnich kilku dni.

Podkoczył, czując na ramieniu dłoń Hinaty.

- Ale wiesz... - rudy wyszczerzył do niego zęby – Moi rodzice i tak wiedzieli, co się święci. Od początku zdawali sobie sprawę, że jestem zazdrosny. Powiedzieli, że to nie powód do wstydu. Wytłumaczyli mi, że bycie zazdrosnym jest całkowicie normalne, a wręcz dobre.

- Dobre? – Kageyama powtórzył z niedowierzaniem – Jak bycie zazdrosnym może być dobre?

- Ponieważ jesteś zazdrosny tylko wtedy, gdy Ci na czymś zależy. – wyjaśnił Hinata łagodnym tonem – Gdybym nie kochał rodziców, nie byłbym o nich zazdrosny.

Serce rozgrywającego zabiło niespokojnie.

Miłość...

- Gdy złościsz się, bo nie masz kogoś na wyłączność, pokazujesz, że ta osoba Cię obchodzi. – ciągnął rudy, nie przerywając marszu - Choć oczywiście są jakieś granice. Normali ludzie mówią o problemach wprost, a nie zamykają się w sobie, tak jak ty w ciągu ostatnich kilku dni. Nie rozumiem, dlaczego o niczym mi nie powiedziałeś, Kageyama. To zupełnie do Ciebie niepodobne! Zwykle nie masz żadnych oporów, gdy coś leży Ci na wątrobie. Właściwie to zazwyczaj przeginasz w drugą stronę, bo mówisz rzeczy, które ktoś inny zachowałby dla siebie.

Kageyama zmarkotniał.

- Zazdrość zawsze wydawała mi się obrzydliwa. – wyznał Hinacie – Myśl, że ktoś mógłby mnie posądzić o zazdrość, przyprawia mnie o mdłości. Czułbym się nawet gorzej, niż wtedy, gdy ktoś nazywa mnie kr... kr... no wiesz.

Aż sam się zdziwił, że otwarcie powiedział rudemu o swoich odczuciach. Najwidoczniej ostatnie wydarzenia mocno naruszyły jego samokontrolę i skorupę, w której zazwyczaj się chował. Teraz, gdy już zaczął mówić, nie był wstanie się zatrzymać.

- Od zawsze myślałem, że zazdrość jest ochydna. – wyrzucił z siebie, zaciskając dłonie w pięści – To jest takie... idiotyczne i głupie. W dodatku wyciąga z kogoś to, co najgorsze. On zawsze był zazdrosny o to, że szybko robiłem postępy.

Ostatnie zdanie wymamrotał wbijając zamglony wzrok w przestrzeń. Hinata uniósł brwi.

- „On" to znaczy kto?

Kageyama nie odpowiedział. Po chwili kurdupla olśniło.

- Aaaaa, w sensie że Wielki Król, tak?

Czarnowłosy chłopak przytaknął. Hinata nachmurzył się.

- Też coś... Zaczynam myśleć, że ten dureń wyrządził jakąś nieodwracalną krzywdę Twojej psychice. Kilka miesięcy temu skończył szkołę, a nadal miesza w tej Twojej durnej głowie.

Rozgrywający nawet nie zaprzeczył. Coś było w tej „nieodwracalnej szkodzie na psychice".

Kageyama mógł udawać, że nie zauważył jadowitej nienawiści, którą Oikawa doń czuł... mógł ją ignorować przez cały rok w Gimnazjum, ale chcąc nie chcąc, zawsze był jej świadom. Wciąż doskonale pamiętał dłoń, która przygrzmociłaby go w twarz, gdyby nie została w ostatniej chwili zatrzymana przez Iwaizumiego. Ta dłoń... i zawiść w oczach były wszystkim, czym nie chciał być. To była również jedna jedyna rzecz, które rozpaczliwie nie chciał przejąć po Oikawie Tooru.

- Przestań na każdym kroku porównywać się do tego głupka. – zniecierpliwionym tonem rzucił Hinata – Po prostu przyjmijmy, że to narcystyczny psychol i skupmy się na treningu, byśmy mogli skopać mu tyłek na Uniwerku. Bo rozumiem, że masz zamiar ponownie skopać mu tyłek, prawda?

- Oczywiście. – oświadczył Kageyama, już o wiele pogodniejszym tonem – Ale nie wybiegaj myślami tak daleko, baranie. To na krajowych powinniśmy się teraz skupić. Ponowny mecz z Oikawą-san to odległa przyszłość. Musimy wziąć się w garść. Gdybyśmy zagrali dzisiaj z Dateko, dostalibyśmy łomot.

Obaj wzdrygnęli się i przez jakiś czas szli w milczeniu z ponurymi minami. Ich ostatnie treningi były przeciwieństwem dobrej siatkówki.

- Może byśmy nie dostali? – rzucił nagle Hinata – Może gdyby taki jeden dureń nie był szaleńczo zazdrosny o moją osobę, jakoś byśmy się ogarnęli i... AŁA! Kageyama, zostaw, to boli! Ała, moje włosy... cholera, puść mnie wreszcie!

Po kilku minutach, dłoń rozgrywającego zostawiła w końcu rude kudły.

- Zachowujesz się identycznie jak moja siostra. – stwierdził środkowy rozbawionym tonem – Jesteście dokładnie tacy sami. Gdy macie mnie na wyciągnięcie ręki, narzekacie na mnie, ale wystarczy, że raz nie mam dla was czasu i dostajecie małpiego rozumu.

Uświadomiwszy sobie, że właśnie został przyrównany do siedmiolatki, czarnowłosy chłopak parsknął z oburzeniem.

- Ej, Kageyama, chcesz ją poznać? – po któtkiej chwili spytał Hinata.

Rozgrywający zamrugał.

- Kogo?

Rudzielec przewrócił oczami.

- Jak to „kogo"? Moją siostrę! Już od dawna chciałem was ze sobą poznać. Właściwie... właściwie to o to chciałem Cię wtedy zapytać.

Policzki Hinaty na moment przybrały kolor dzikiego różu. Kageyama posłał mu zdziwione spojrzenie.

- Kiedy? – spytał głupio.

- No... wtedy, zanim Yamaguchi wpadł, by powiedzieć nam o Tsukishimie. Chciałem Cię zapytać, czy nie poszedłbyś z nami na ten festiwal. No bo wiesz, ona przez większość czasu będzie siedziała ze swoją nową klasą... poznawała ich, i tak dalej... a ja jestem jej potrzebny tylko po to, by potrzymać ją za rękę i wesprzeć ją mentalnie, no wiesz, takie tam pierdoły... ale przez większość czasu będę sam i pewnie będę się baaaaardzo nudził, więc pomyślałem, że może ty też pójdziesz, a gdy Natsu zajmie się sobą, będziemy mogli trochę razem poodbijać?

Może Kageyama zbyt dużo sobie wyobrażał. Może tak naprawdę tylko mu się zdawało i widział po prostu to, co chciał widzieć. Ale, kurde, dałby się pokroić, że Hinata miałby taki wyraz twarzy, jakby, cholera jasna, zapraszał go na randkę.

- Ale jeśli nie chcesz, to... - w tym momencie rudzielec nerwowo przełknął ślinę –... to oczywiście zrozumiem.

- Chcę.

Zarówno brązowe, jak i niebieskie oczy rozszerzyły się w szoku. Kageyama był zaskoczony swoim brakiem zawahania w równym stopniu co Hinata.

- Bardzo chcę.

Cholera... cholera... cholera! Czyj to głos? Bo przecież nie mój, prawda? Ja, Kageyama Tobio nie mówię w taki sposób! Nie dukam podobnych słów nieśmiałym głosikiem, jak jakaś spłoszona panienka, po raz pierwszy rozmawiająca z ukochanym bez przyzwoitki!

Hinata też musiał zauważyć zmianę w jego sposobie mówienia. Policzki rudego były zaczerwienione, a brązowe oczy wydawały się dziwnie zamglone, jakby pod wpływem otępienia narkotykowego. A uczucia, które się w nich kryło, nie dawało się z niczym pomylić – to był zachwyt.

- Jesteś pewien? – wyszeptał niski środkowy.

Nawet na moment nie tracił kontaktu wzrokowego, więc jego głowa pozostawała zadarta do góry, w bardzo uroczy sposób.

- Jesteś pewien, że Ci to nie przeszkadza? – powtórzył takim tonem, jakby Kageyama właśnie zaoferował mu cały świat – Nie wolisz... nie chcesz pojechać z pozostałymi nad ocean i pograć w plażówkę?

- Chcę być z Tobą.

Rozgrywający uświadomił sobie, jak dwuznacznie to zabrzmiało, więc szybko się poprawił:

- Ch-chcę... pograć z Tobą w siatkówkę. Wiem, że minęło zaledwie kilka dni, ale stęskniłem się za tym. Poza tym... chcę Ci to wszystko wynagrodzić.

Hinata wyszczerzył zęby.

- Wynagrodzisz mi to wszystko, jeśli przed festiwalem wpadniesz do mnie do domu! No naprawdę... milion razy Cię do siebie zapraszałem, a ty zawsze zasłaniałeś się jakimiś głupimi wymówkami. Nie wiem, czemu aż at boisz się domów innych ludzi. Zaproszenia Tanaki-san i Nishinoi-san też zawsze odrzucałeś.

Kageyama przełknął ślinę.

- Wpadnę do Ciebie, - zaczął niepewnym tonem – jeśli Twoi rodzice nie będą mieli nic przeciwko.

Rudzielec spojrzał na niego spode łba.

- Och, prawie na pewno zamkną Cię w piwnicy i będą torturować za to, że tak podle ciemiężyłeś ich jedynego syna! – oświadczył mrocznym tonem.

Rozgrywający podskoczył nerwowo. Kiedy jednak zaczął wyobrażać sobie przerażające scenariusze z udziałem rodziców Hinaty, uświadomił sobie, że jego kumpel trzyma się za brzuch i wyje ze śmiechu.

- No nie mogę. – cały czas rechocząc, niski środkowy wytarł spod oka pojedynczą łzę – On na serio w to uwierzył! Buhuhuhu! Co za głupol! Ahahaha! Nie wytrzyyyymaaaaam! Umrę z braku tlenu...

- HINATA, ZAMORDUJĘ CIĘ!

- Najpierw będziesz musiał mnie dogonić, Bakageyama!

Gdy biegł za oddalającym się partnerem, do czarnowłosego chłopaka niespodziewanie wróciły wczorajsze słowa Sugawary:

Chyba wiem, co Ci dolega, Kageyama.

Drobna sylwetka Hinaty zasłaniała słońce, przez co niski środkowy wyglądał, jakby sam był słońcem. Jakby ten oślepiający blask emanował od niego.

Ale na razie Ci tego nie powiem. Sądze, że na etapie, na którym teraz jesteś, mógłbyś... no... nie przyjąć tego zbyt dobrze.

Partner Kageyamy odwrócił głowę. Bujne rude włosy jeszcze bardziej zaplątały się, szarpane przez podmuchy wiatru. Zostało w nich kilka płatków Sakury. Brązowe oczy jak zwykle lśniły zawziętością.

Ale jestem pewien, że sam do tego dojdziesz. Musisz tylko jeszcze troszeczkę dojrzeć.

Oczy Hinaty zawsze były wyjątkowe. Z tym że do tej pory Kageyamie wydawało się, że były wyjątkowe tylko na boisku. Natomiast dzisiaj... teraz... pierwszy raz uznał, że mogły wydawać się wyjątkowe także poza boiskiem. Pewnie Sugawara miał rację i Tobio rzeczywiście nie był jeszcze gotowy, by przyznać, co to dla niego oznaczało. Ale jednego czarnowłosy rozgrywający był absolutnie pewien:

Chcę być blisko niego. Nie tylko na boisku.

Parsknął cicho i uśmiechnął się pod nosem.

W końcu mam ku temu aż jedenaście powodów!

Notka końcowa (zamieszczona kilka lat po publikacji)

Mam wam do powiedzenia jedenaście rzeczy: 

Sprawa pierwsza: zapraszam do mojego drugiego fanfika z Haikyuu, czyli utworu o osobliwym tytule "Siedmiu Krasnoludków i Królewicz Kageyama". 

"Królewicz Kageyama ma totalnie przechlapane - jego zły ojczym zerka w magiczne zwierciadło zdecydowanie ZBYT często, drwal ostrzy siekierę, a jedynym wyjściem wydaje się ucieczka do mrocznego i niezbadanego lasu Karasuno. Królewna Śnieżka w wersji Haikyuu - czyli siatkarska baśń o siedmiu takich, co przygarnęli bezpańskiego Następcę Tronu. Nie martwcie się - nie zabraknie też księcia!"

Sprawa druga: Dziękuję wam za gwiazdki oraz wszystkie cudowne komentarze - te krótsze i te dłuższe! Jest mi strasznie przykro, że nie udało mi się na wszystkie napisać (albo opisałam, ale ze sporym opóźnieniem). Wzięło to się częściowo z tego, że miałam bardzo długą przerwę od Wattpada i wróciłam dopiero w kwietnu. 

Sprawa trzecia: Patrząc wstecz, trochę mi szkoda, że nie opisałam sceny pocałunku. Kończąc opowiadanie sądziłam, że to jeszcze nie jest ten etap "związku" i że całus wyszedłby nienaturalnie. Rozumiem jednak, dlaczego ludzie mogą być sfrustrowani, że go nie ma, więc może jeśli znajdę kiedyś chwilkę czasu, napiszę jakiś epilog, czy coś w ten deseń. 

Sprawa czwarta: To opowiadanie było pierwszym, które opublikowałam w Internecie W CAŁOŚCI i jestem w nim sentymentalnie związana. 

Sprawa piąta: To opowiadanie zostało opublikowane, zanim rozpocząłem współpracę z moją wspaniałą korektorką, Akaitori07. 

Sprawa szósta: W tym opowiadaniu znajdziecie więcej błędów, niż w moich pozostałych fikach (chodzi głównie o sposób pisania dialogów oraz różne niuanse interpunkcyjne), a fakt ten jest ściśle związany ze sprawą czwartą i piątą. Już nie wspominając o tym, że wciąż rozwijam się jako autorka, a mój styl pisania ulega przeobrażeniom.

Sprawa siódma: Postanowiłam zostawić to opowiadanie w takim stanie, jakie jest - to znaczy, nie zmieniać interpunkcji i nie poprawiać błędów - bo patrzenie na drobne niedoskonałości wywołuje u mnie sentymentalny uśmiech. A poza tym, lubię porównywać tego fika z innymi i patrzeć, jak zmienił się mój styl. 

Sprawa ósma: Gdyby ktoś miał do mnie jakąś sprawą (pytanie / prośbę / chęć podzielenia się spostrzeżeniem), może śmiało pisać - nie jestem takim nieogarem społecznym jak Kageyama i ponoć całkiem przyjemnie się ze mną gada. 

Sprawa dziewiąta: Okazjonalnie można mnie spotkać na konwentach (choć teraz raczej nie bardzo, bo piszę tę notkę w dobie koronawirusa).

Sprawa dziesiąta: Powstanie tego opowiadania to wina TSUKISHIMY!

Sprawa jedenasta: Zarówno Hinata i Kageyama czytają tego fika przed spaniem, lecz żaden się do tego nie przyznaje!

Trzymajcie się cieplutko i do zobaczenia (mam nadzieję) w kolejnej opowieści!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro