NightKill [miejsce II]
Dla Mary-just-Mary
Nie jestem pewna czy tak nazywa się ten ship...
No i przepraszam za takie opóźnienie.
~×~×~
Killer zapukał w wielkie drewniane drzwi, po czym lekko je uchylił i zajrzał do pomieszczenia.
- Szefie, mam sprawę... - zaczął, jednak urwał widząc, w jakim nastroju jest Nightmare.
Delikatnie mówiąc, władca koszmarów, był wkurzony.
Można nawet śmiało powiedzieć, że wręcz kipiał z wściekłości.
A każdy, chociaż odrobinę myślący sługa wie, że dowódcy takiego jak Night, za wszelką cenę powinno się unikać w czasie jego gorszego nastroju.
Po cichu zaczął się wycofywać, jednak było już za późno.
Doktor Octopus numer dwa, odwrócił się w jego kierunku.
- Czego? - warknął, patrząc na swojego podwładnego spod byka.
- J... Już nic, nie chcę ci przeszkadzać, sze-
W tym momencie ośmiornica błyskawicznym ruchem złapała białego szkieleta swoimi mackami i rzuciła nim o ścianę.
Killer syknął z bólu.
Być może i był sadystą, ale zdecydowanie nie zaliczał się do masochistów.
- Jeżeli przychodzisz bez powodu, to nie myśl, że ot tak to zostawię - wysyczał były strażnik negatywnych emocji. - Musisz ponieść konsekwencje.
- A-ale ja... - zaczął mordeca, jednak nie dane mu było dokończyć, gdyż znów wylądował na ścianie, rzucony w nią przez swojego szefa.
Kiedy w końcu pokryty czarną mazią szkielet skończył wyżywać się na swoim podwładnym, bez słowa wyrzucił go za drzwi i zamknął je z trzaskiem.
Potwór z trudem podniósł się na nogi.
Chętnie zawołałby kogoś aby mu pomógł, ale to nie było w jego stylu. Poza tym, nikt ze znajdjących się na zamku nie przyszedł by mu z pomocą. No może z wyjątkiem tego małego szkielecika z łukiem, który siedział w podziemnej celi...
- Cholerny Nightmare... - mruknął z wściekłością i poczłapał w kierunku swojej kwatery.
Zdecydowanie miał dość wrażeń na ten dzień.
~×~×~
Obudziło go walenie w drzwi.
- Killer, śmieciu! Wyłaź natychmiast! - głos Dusta przebijał się przez kamienne ściany i stalowe drzwi.
Ten to umie się wydzierać...
Nie miał ochoty wstawać.
Obrócił się na drugi bok i zakopał głębiej w kołdrze, całkowicie ignorując wrzaski swojego kompana.
~×~×~
- Kur*a! - Murder z wściekłością walnął pięścią w drzwi.
Wiedział, że jeżeli nie przyprowadzi na śniadanie tego durnia, szef się wścieknie. Już kiedy wysyłał go po nieobecnego potwora, sprawiał wrażenie z lekka zdenerwowanego.
Dust nie miał pojęcia, czemu ich przywódcy tak bardzo zależało na obecności Killera, ale nie miał zamiaru o to pytać.
Chciał jeszcze trochę pożyć.
Gorączkowo zastanawiał się co zrobić.
Wszystkie opcje jakie przyszły mu do głowy, były ryzykowne.
W końcu wybrał mniejsze zło.
- KILLER! - ryknął, wbijając w drzwi serię kości i strzelając w nie blasterami.
Metal z łoskotem opadł na podłogę w sypialni.
~×~×~
Szkielet zerwał się z łóżka jak oparzony.
- Dust, ty kretynie! Pogięło cię? - zapytał, patrząc wściekle na sprawcę zniszczenia jego drzwi, stojącego od niechcenia w wejściu.
Szielet spokojnie odwzajemnił spojrzenie mieszkańca kwatery i z równie stoickim spokojem lekko się uśmiechnął.
- Nie. - odparł pogodnym tonem. - Za to ciebie chyba już tak.
Killer zdębiał.
- Słucham?!
- Tylko szaleńcy i debile pozbawieni mózgu ryzykują olaniem Nightmare'a.
Jeżeli to możliwe, potwór osłupiał jeszcze bardziej.
Więc on przyszedł z polecenia szefa?
Oj.
- Daj mi dwie minuty.
~×~×~
Kiedy we dwóch zjawili się w jadalni, reszta ich "zespołu" właśnie kończyła posiłek.
Oczywiście, nie mogło się obyć bez śmieszków z ich strony...
- Ooo, śpiąca królewna jednak przyszła!
- Brawo rycerzu Dust, udało ci się ją uratować!
- To teraz ten moment z pocałunkiem?
- Hahah, taaak! Dawajcie! Buzi-buzi musi być!
Prawdopodobnie, w tym momencie oba obiekty żartów, rzuciłyby się na nich i wszystko skończyłoby się wielką bijatyką, jednak Nightmare najwyraźniej postanowił interweniować.
- Zamknąć się wszyscy! - wywarczał groźnie, patrząc groźnie na swoich podwładnych. - Skończyliście? To wynosić się stąd. Natychmiast!
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, całą grupkę żartownisiów wywiało.
Dust i Killer popatrzyli po sobie z cieniem niepokoju.
Doskonale zdawali sobie sprawę, że to może skończyć się bardzo źle. Dużo bezpieczniej było przebywać z ich szefem w grupie i to jak największej.
Ale nie było ratunku.
Nie mając innego wyboru, zajęli krzesła i zabrali się za jedzenie.
Murder skończył pierwszy i po wymamrotaniu jakiegoś pożegnania w stronę Night'a, czym prędzej czmychnął w inną część twierdzy.
Przyprowadzony przez niego wcześniej szkielet zaklął w myślach i czym prędzej wpakował sobie do ust połowę bułki. To był zły pomysł.
Kiedy, w końcu, uporał się z przełknięciem zabójczego pieczywa, natychmiastowo zerwał się od stołu i biegiem ruszył w stronę wyjścia.
- Ty tu zostajesz. - rzucił półgłosem jego szef.
Killer znieruchomiał i powoli odwrócił się za siebie.
Ośmiornico-podobny potwór patrzył na niego dziwnym wzrokiem, a po chwili odwrócił go w bok z... z zakłopotaniem?
Odchrząknął i dalej na niego nie patrząc, odezwał się z ledwo wyczuwalną niepewnością.
- Wszystko z tobą w porządku?
Po dłuższech chwili osłupienia, do mordercy dotarło, że pytanie było skierowane do niego.
- Huh? Oh, pewnie. Jest... dobrze? Tak, nawet dobrze. - odparł czując jak plącze mu się język.
Uśmiech, który pojawił się na twarzy Nightmare nie wróżył niczego dobrego.
- To cudownie. Bo będzie jeszcze lepiej, kochanie.
The end...?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro